„O tym, że nasz świat „zwariował” mało kogo trzeba przekonywać. Aby zrozumieć dlaczego tak się dzieje, trzeba pamiętać, że myślenie zdroworozsądkowe, nazywane często „praktycznym”, nigdy nie wymagało wysiłku zdobywania wiedzy i kwalifikacji, ponieważ było przekazywanym z pokolenia na pokolenie zbiorowym dziedzictwem. Jego wagę i znaczenie docenili w pełni dopiero założyciele starożytnego Rzymu, budując pamięć zbiorową na trzech wielkich filarach: religii, autorytetu i tradycji”- pisze Bogdan Bachmura
Kto z Państwa próbował odpowiedzieć sobie na pytanie, co to jest zdrowy rozsądek? Cóż to za pojęcie – instytucja, do którego z takim przekonaniem odwołujemy się, gdy dostrzegamy, że nasze lub naszych bliźnich myśli, albo czyny niebezpiecznie „odleciały” ? Daję dolary przeciwko orzechom, że rozważania nad istotą zdrowego rozsądku rzadko komu zaprzątają głowę. Wystarczy, że go odnajdujemy, gdy trzeba przywrócić właściwą miarę rzeczy. Ponieważ nasze kryteria zdrowego rozsądku konfrontujemy z kryteriami innych członków wspólnoty, na jego braku cierpi przede wszystkim sfera publiczna. Nawet pobieżna obserwacja współczesnego świata, jego problemów i kierunku w którym zmierza nasza cywilizacja, wskazuje na pogłębiający się deficyt „produkcji” zdrowego rozsądku.
O tym, że nasz świat „zwariował” mało kogo trzeba przekonywać. Aby zrozumieć dlaczego tak się dzieje, trzeba pamiętać, że myślenie zdroworozsądkowe, nazywane często „praktycznym”, nigdy nie wymagało wysiłku zdobywania wiedzy i kwalifikacji, ponieważ było przekazywanym z pokolenia na pokolenie zbiorowym dziedzictwem. Jego wagę i znaczenie docenili w pełni dopiero założyciele starożytnego Rzymu, budując pamięć zbiorową na trzech wielkich filarach: religii, autorytetu i tradycji. Fundamentach tak silnych, że pozwoliły Kościołowi katolickiemu, politycznemu spadkobiercy starożytnego Rzymu, dać ludziom „będącym jego członkami, poczucie obywatelstwa, jakiego ani Rzym, ani władza świecka nie mogły już im zaoferować”.
„Zmysł wspólny” budowany na wielkim rzymskim wzorcu religii, autorytetu i tradycji, wzbogacony przez chrześcijańską Europę, w epoce nowożytnej przestaje działać. Niszczony walcem postępu i wiarą w przyszłość bez żadnych alternatywnych źródeł zdrowego rozsądku. To zderzenie dwóch światów, zdrowego rozsądku zasilanego tradycją Rzymu i Kościoła i świata ucieczki od tradycji i zdrowego rozsądku, doskonale widać przy sporze o obecność krzyża w miejscach publicznych. Tak liczny, przytłaczający w swojej większości sprzeciw wobec przeciwników obecności krzyża to właśnie zdroworozsądkowy odruch przeciwko niszczeniu fundamentów wspólnoty. Przeciwko zamachowi na całość związanej z krzyżem polskiej tradycji: religijnej, narodowej, politycznej i kulturowej. Tradycji łączącej Polaków o różnym stosunku do wiary w Boga.
Kłopoty i wyzwania przed jakimi dzisiaj stoi świat zachodni to przecież nic innego, jak rezultat utraty zdrowego rozsądku ukształtowanego na tradycji Rzymu i Kościoła jako instytucji publicznej. Wynikiem jest zupełnie nowy produkt, nowy paradygmat „zdrowego rozsądku”, „stojącego w miejscu z olbrzymią prędkością człowieka”. Cena pychy i rezygnacji z rozumienia życia poprzez obcowanie ze zmarłymi. Dlatego, kierując się zdrowym rozsądkiem, ze zdziwieniem mogę uznać prawo mężczyzny do obcięcia sobie członka, ale nic, żaden sąd, nie zmusi mnie do nazwania go kobietą. Tak samo jak żadne demokratyczne głosowanie nie spowoduje uznania sodomii za normę i prawa sodomitów do małżeństwa i adopcji dzieci. Lista zderzeń nowożytnego porządku ze zdrowym rozsądkiem jest trudna do wyczerpania. Poczucie uwolnienia od odpowiedzialności, od wszelkich krępujących konwencji i tabu, od moralnych zakazów i nakazów trudno postawić w jednym szeregu ze zdrowym rozsądkiem. Kłopoty zachodnich gospodarek nie wzięły się przecież z braku wiedzy ekonomicznej, tylko z rozdzielenia spójnej całości, jaką był wolny rynek i chrześcijańskie reguły zdrowego rozsądku: umiaru, pokory, oszczędności, odpowiedzialności i powściągliwości. Zamiast tego ekonomia stała się źródłem kosztownej reanimacji ideologicznego trupa politycznej europejskiej integracji z jej flagowym okrętem w postaci wspólnej waluty dla każdego. Nic dziwnego, że od kilku pokoleń żyjemy jak utracjusze, którzy pozostawią po sobie długi brzemienne dla dobrobytu wielu przyszłych pokoleń. Demokratyczni politycy rozpoczęli wyzwalanie bankowości od krępującego gorsetu parytetu złota, a skończyli na wspólnym z „bankowcami” kreowaniu wirtualnych wzrostów gospodarczych za pomocą finansowych piramid. My natomiast powierzyliśmy właśnie kolejny raz pieczę nad naszą ojczyzną ludziom, którzy wprowadzili nas, licząc w wielkościach absolutnych, do pierwszej dziesiątki najbardziej zadłużonych krajów świata.
Jaka jest nie tylko deklarowana, lecz rzeczywista, „rynkowa” wartość najwyższego, ludowo - demokratycznego źródła zdrowego rozsądku niespodziewanie zapragnął sprawdzić premier Grecji Jeorjos Papandreu. Oszałamiającego zainteresowania opinią suwerena i to w sprawach jego bezpośrednio dotyczących, wśród europejskich braci – demokratów, delikatnie mówiąc, nie było.
Ponieważ „ciemności oświeconego umysłu coraz gęściej spowijają dzisiaj Europę” nam w Polsce przyjdzie pewnie liczyć na trzeźwość umysłu Janusza Palikota i jego ludzi. Z tym jednak trzeba będzie trochę poczekać, bo, jak sam wyznał w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”, ciągle się uczy i lewicowo dojrzewa. Jego ideowa podróż rozpoczęta od wydawania konserwatywnego OZON –u do świadomego człowieka nowej lewicy trwa i sam zainteresowany nie wie, co będzie dalej. Na razie jest problem Kościoła, aborcji czy małżeństw pederastów. Ale, jak podpowiada zdrowy rozsądek, wraz z budową socjalizmu walka będzie się nasilała.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość