Ostatnie dni starego roku to wzmożona akcja wymierzona przeciwko metropolicie krakowskiemu abp. Markowi Jędraszewskiemu, bo śmiał skrytykować tak zwany ekologizm (choć to nie on użył tego pojęcia, a dziennikarz) oraz nie był zachwycony szumem medialnym czynionym wokół poczynań Grety Thunberg, która jak się okazuje, nawet sama nie prowadzi swego konta internetowego, a wszystkich wpisów dokonuje jej ojciec. W rozmowie z dziennikarzem Telewizji Republika metropolita krakowski powiedział: To zjawisko bardzo niebezpieczne, bo to nie jest tylko postacią nastolatki. To coś, co się nam narzuca, a ta aktywistka staje się wyrocznią dla wszystkich sił politycznych, społecznych. Po tym wywiadzie od razu w internecie pojawiała się fala hejtu wymierzonego w abp. Jędraszewskiego, który w minionym roku był najbardziej postponowanym biskupem w Polsce, bo miał odwagę skrytykować tak modną dziś ideologię LGBT.
Poziom ataków na abp. M. Jędraszewskiego był żenujący. Ale antyklerykałowie, marksiści, a dziś neomarksiści nigdy nie posługiwali się subtelnym językiem. Historia PRL-u i czasy współczesne wyraźnie wskazują, że zawsze są środowiska dla których Kościół jest przeszkodą w zdobyciu panowania nad duszami ludzkimi. Stąd ośmieszanie ludzi wierzących, Kościoła katolickiego, podważanie autorytetu poszczególnych biskupów. Niektórzy, jak Jerzy Urban, na antyklerykalizmie budowali swoją karierę.
Gdy spojrzymy choć pobieżnie na historię walki komuny z Kościołem katolickim w Polsce, to potwierdza się jedno: władza zawsze znajdowała usłużnych tzw. intelektualistów, w tym także tych, którzy przyznawali się do katolicyzmu, gotowych zaatakować Kościół i poszczególnych duchownych. Nie była to tylko walka propagandowa, ale także administracyjna i sądowa. Przypomnijmy aresztowanie 20 stycznia 1951 r. biskupa kieleckiego Czesława Kaczmarka, którego UB poddało fizycznym i psychicznym torturom. Wojskowy Sąd Rejonowy w Warszawie w 1953 r. w procesie przeciwko antypaństwowemu i antyludowemu ośrodkowi, na czele którego stał biskup Kaczmarek, były ordynariusz diecezji kieleckiej skazał biskupa na 12 lat więzienia oraz utratę praw publicznych i obywatelskich na 5 lat. Dopiero w roku 1957 Naczelna Prokuratura Wojskowa w Warszawie wydała postanowienie o umorzeniu śledztwa przeciwko biskupowi i innym osobom z nim aresztowanych z braku dowodów winy. Tym samym biskup wyszedł na wolność. Dopiero w roku 1990 minister sprawiedliwości i prokurator generalny RP Aleksander Bentkowski dokonał pełnej rehabilitacji bp. Kaczmarka stwierdzając jego niewinność i polityczny charakter całego procesu. Po powrocie z więzienia do diecezji 5 kwietnia 1957 r. bp Czesław Kaczmarek podjął obowiązki duszpasterskie, ale już w czasach gomułkowskich znów pojawiły się oskarżenia wobec niego dotyczące spraw moralnych na które nie mógł publicznie odpowiedzieć. Władze PRL-u znów chciały go odsunąć od kierowania diecezją i wydały mu zakaz pełnienia funkcji związanych z urzędem biskupa. Bp Kaczmarek pozostał jednak w Kielcach, po interwencjach Watykanu, ale władze dalej go szykanowały i dokonywały represji. W roku 1959 powołano do wojska 42 alumnów, skonfiskowano trzy obiekty diecezjalne, w tym nowy budynek kurii biskupiej.
Przypominam postać bp. Cz. Kaczmarka, bo przecież ten niewinny człowiek spotkał się z publicznym potępieniem tzw. ówczesnych elit. Przypomnijmy chociażby list pisarzy krakowskich domagających się jak najsurowszych kar dla bp. Kaczmarka i aresztowanych księży, który podpisała m. in. Wisława Szymborska. Nigdy potem nie wyraziła skruchy za ten podpis, jak też nie odcięła się od poetyckiej twórczości wychwalającej Stalina. To Tadeusz Mazowiecki, jako licencjonowany katolik, relacjonował przebieg sądowego procesu bp. Kaczmarka w pełni popierając wydany na biskupa wyrok. Prasowe relacje Mazowieckiego ukazały się potem nawet w wydaniu książkowym. Być może właśnie dzięki temu Tadeusz Mazowiecki został posłem i to nie jednej kadencji w sejmie w czasach PRL-u, bo jak starsi pamiętają, faktycznie nikt posłów nie wybierał, bo miejsca tzw. mandatowe wyznaczała PZPR.
A może warto przypomnieć, co działo się po liście biskupów polskich do biskupów niemieckich wystosowanym z okazji 1000-lecia chrztu Polski. Jak urządzano seanse nienawiści skierowane przeciwko Episkopatowi, a kard. Stefanowi Wyszyńskiemu w sposób szczególny. W tych atakach znów brali udział tzw. licencjonowani katolicy przeważnie skupieniu wokół PAX-u. A potem rok 1968, gdy Kościół upomniał się o represjonowanych studentów oraz protestował przeciwko antysemickim poczynaniom władz. Gomułkowska propaganda antykościelna sięgała szczytu. Do tego dochodziły prześladowania administracyjne Kościoła: nakładanie nowych podatków, konfiskowanie mienia kościelnego szczególnie na tzw. Ziemiach Odzyskanych, gdyż władze uznały majątek kościelny za niemiecki.
A stan wojenny i zabójstwo ks. Jerzego Popiełuszki wcześniej przygotowywane przez nikczemne artykuły Jana Rema czyli Jerzego Urbana, ówczesnego rzecznika prasowego rządu przedrukowywane we wszystkich gazetach regionalnych, w tym w „Gazecie Olsztyńskiej”. A zabójstwa, do dziś nie wyjaśnione, innych księży? Atak na Kościół był prowadzony perfidnymi metodami. A w sposób szczególny zajmował się tym wydzielony resort Urzędu Bezpieczeństwa, co zostało ujawnione podczas procesu zabójców ks. Popiełuszki. Często wybierano biskupa, którego działalność nie podobała się socjalistycznej władzy i postponowano go kolportując fałszywe informacje. Szczególnie dużo przeszedł abp Ignacy Tokarczuk, który miał odwagę otwarcie krytykować władzę walcząca z ludźmi wierzącymi. Wtedy SB wydrukowała we Włoszech nigdy nie istniejące pisemko, w którym sfabrykowała informację, że w czasach wojny abp Tokarczuk współpracował z Niemcami. Artykulik przetłumaczono i powielano go, że to niby Zachód oskarża biskupa przemyskiego. Nie było chyba żadnych form, których by komuniści nie wykorzystywali przez swoje tajne służby przeciwko Kościołowi katolickiemu. Były to zabójstwa kapłanów, podpalanie samochodów (np. kard. H. Gulbinowiczowi), prowokowanie wypadków samochodowych (np. w stosunku do ks. Popiełuszki), kolportowanie fałszywych informacji poprzez ulotki i artykuły mające podważać wysokie morale duchownych, donosy i anonimy wysyłane do władz kościelnych na niewygodnych dla władz kapłanów, telefoniczne nękanie z przekazem wulgarnych słów i straszeniem pobiciem.
Po roku 1989 zaczął się inny atak na Kościół, już nie tak frontalny, ale tzw. reformatorski. Szczególnie Adam Michnik w „Gazecie Wyborczej” i jego publicyści oraz „Tygodnik Powszechny” chcieli reformować polski Kościół i wyzwalać go z tradycjonalizmu, nacjonalizmu - jak twierdzili, zaściankowości, endecyzmu, itp., itd. Ataki zaczęły się po wprowadzeniu nauczania religii do szkół. „Gazeta Wyborcza” i „Tygodnik Powszechny” mówiły jednym głosem, że jest to zawłaszczanie przez Kościół sfery należącej do państwa. Okazuje się, że to nie państwo ma spełniać oczekiwania większości obywateli, ale to państwo ma wyznaczać normy zachowań oraz decydować za społeczeństwo, co jest dla niego dobre. Spokojne tłumaczenie, że w większości krajów zachodnich religia jest nauczana w szkołach, nie przynosiło żadnego skutku. I tak socjalistyczne wychowanie, oddzielające religię od życia publicznego, faktycznie triumfowało, nawet u tzw. katolickich publicystów. Atakowano też kard. Józefa Glempa, bo rzeczywiście jego niektóre wypowiedzi nie zawsze były fortunne, a potem ostrze antykatolickiej propagandy zostało wymierzone w o. Tadeusza Rydzyka i biskupów, którzy Radio Maryja wspierali. Nie podobał się tzw. postępowym katolikom i neomarksistom reformującym Kościół abp Leszek Sławoj Głódź ( ale dopiero gdy został metropolitą gdańskim) oraz pełniący funkcję przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski abp Józef Michalik. Dziś obiektem ataku stał się wiceprzewodniczący Episkopatu Polski abp Marek Jędraszewski. Metody stosowane są te same, co za socjalistycznej rzeczywistości: opluwanie, posądzanie o złe intencje, zarzucanie nieuctwa, ignorancję, wkraczanie w politykę. A cel jest też ten sam: próba uciszenia biskupa, aby nie miał już odwagi dalej uprawiać duszpasterstwa w swoim stylu.
Z uczuciem głębokiej dezaprobaty i zażenowania nad stylem naszego życia publicznego i toczonej dyskusji przytoczę tylko wybrane wpisy osób, uważających siebie za wybitnych polityków, kulturalnych i wykształconych ludzi, a faktycznie po tym, jak się wypowiadają, świadczy, że z prawdziwą kulturą osobistą mają mało do czynienia. Oto Paweł Rabiej, wiceprezydent Warszawy po wywiadzie metropolity krakowskiego napisał: Jędraszewski, idź do diabła, tam jest twoje miejsce. Trzeba pamiętać, że latem ubiegłego roku podobnie napisał o abp. Jędraszewskim Robert Biedroń, zmieniając słowo diabeł na piekło. Wtedy pojawiły się jakieś głosy oburzenia, że nie jest to stosowne słownictwo i złe życzenia, ale dziś nikt już przeciwko takim wpisom nie protestuje. Krzysztof Luft, były rzecznik prasowy rządu, deklarujący się onegdaj jako katolik chyba chce powrócić na polityczne salony, bo napisał: Biskup Jędraszewski już nieraz pokazywał, że ani z mądrością, ani przyzwoitością nie jest specjalnie zaprzyjaźniony. W podobnym, pogardliwym wręcz tonie napisał Robert Biedroń: Absolwencie I LO w Poznaniu - opamiętaj się. Tego typu wypowiedziami szkalujesz dobre imię prestiżowego liceum, Kościoła, a w konsekwencji Polski. Fanatyzm i zacietrzewienie to „zjawiska niebezpieczne”. Ta wypowiedź jest szczególnie perfidna, bo sugeruje, że abp Jędraszewski ma tylko średnie wykształcenie. A przecież jest on profesorem, doktorem habilitowanym, wybitnym filozofem, ma prace którego onegdaj powoływał się Jan Paweł II. A Piotr Szumlewicz ma czelność napisać: Marek Jędraszewski to niedouczony prymityw, a zarazem chory z nienawiści ksenofob. Wyjątkowo odrażająca postać. To to ma być poziom dyskusji wykształconych niby ludzi. W podobnym tonie wypowiedział się poseł PO Michał Szczera i Sławomir Neumann, Renata Grochal dziennikarka i Radosław Sikorski, a nawet dołączyła Janina Ochojska wysyłając donos na arcybiskupa do samej Grety. Atakujący arcybiskupa ludzie nie tylko nie mają takiego dorobku naukowego co on, ale na pewno nigdy nawet w ręku nie mieli jego książek, a wyrokują - jak Monika Olejnik - że 400 lat temu abp Jędraszewski na pewno potępiłby odkrycie Mikołaja Kopernika. I dalej poucza: Ale abp Jędraszewski nie pochylił się nad przemocą nad kobietami, krzywdzonymi dziećmi, alkoholizmem czy też jątrzącym językiem polityków. Nie zabiera głosu w sprawie bałaganu prawnego, ale za to uczy czegoś innego niż papież Franciszek. I tak ludzie nie mający wiele wspólnego z Kościołem pouczają metropolitę czym powinien się zajmować i przeciwstawiają jego nauczanie papieżowi. Uczynił to także Roman Giertych, a Jacek Żakowski, który w stanie wojennym został przygarnięty przez katolicki miesięcznik „Powściągliwość i Praca”, ostentacyjnie oznajmia, że katolikiem nie jest, ale stwierdza, że metropolita krakowski kardynałem nie zostanie bo z trudem mieści się w kościelnej normie cywilizacyjnej, która przecież i tak goni rzeczywistość. Do głosów odsadzających od czci i wiary abp. Jędraszewskiego dołączył oczywiście o. Paweł Gużyński, dominikanin, który w wywiadzie dla „Kultury Liberalnej” (oj, wybrał sobie tytuł), powiedział, że abp Jędraszewski to przykład osoby nierozumiejącej, z jakim światem ma do czynienia, jaki świat go otacza. Przypomnijmy, że onegdaj o. Gużyński był inicjatorem zbiorowego wysyłania listów do metropolity krakowskiego z żądaniem jego dymisji. Został za to nawet skarcony przez władze zakonne, ale jak widać dalej uprawia antykościelną propagandę, dzięki której zaistniał poprzez liberalne media.
„Kulturze Liberalnej” udzieliła wywiadu także Agnieszka Holland, znana z krytyki Kościoła w Polsce, która powiedziała: Jędraszewski to wyjątkowa kreatura. A o biskupach: wszyscy wiedzą, że to bardzo często obleśne, głupie i zachłanne postacie. (...) Polski Kościół katolicki to epoka kamienia łupanego. (...) Polski Kościół katolicki gnije już tak bardzo, że musi dojść do jakiejś reformacji. I dodała: Ja bym założyła nowy kościół. (...) Mój Kościół byłby Kościołem Jezusa, syna kobiety, a nie syna Boga. A nabożeństwa miałyby odbywać się w planetarium. Dlaczego jednak Holland nie zakłada takiego kościoła, bo jak sama powiedziała, nie ma na to czasu... Język jej wypowiedzi przypomina styl antykościelnych agitek rozpowszechnianych w czasach Lenina i Stalina w socjalistycznej Rosji, potem tłumaczonych na język polski. Ale cóż, ojciec Agnieszki Holland był wybitnym komunistą, walczył z Kościołem, bo przecież budował nowy ład społeczny, w którym nie mogło być miejsca dla Boga. Jak widać córka przejmuje dziedzictwo ojca w ideach do tego posługując się rynsztokowym językiem. Oj, ta nasza inteligencja, ci ludzi kultury… wyrośli z socjalistycznej ideologii, gdy się zacietrzewią, od razu ujawniają swoją genealogię. A najbardziej zdradza ich chamski (nie bójmy się napisać wprost) język.
Dziś trzeba mieć pewna odwagę, aby stanąć w obronie abp. Marka Jędraszewskiego. Tej odwagi potrzeba znacznie mniej niż w czasach, gdy aresztowany był kard. Stefan Wyszyński, ale i wtedy znaleźli się pojedynczy duchowni i biskupi, którzy pozostali wierni prymasowi, nie podporządkowali się komunistycznym władzom zmierzającym do likwidacji Kościoła i za to zapłacili długoletnim więzieniem i przeróżnymi szykanami. Vide ks. Wojciech Zink. Dziś tylko 15 biskupów polskich w zbiorowym oświadczenie zadeklarowało swoją solidarność z abp. Jędraszewskim w pełni identyfikując się z jego nauczaniem. Wśród nich był abp Józef Michalik, który sam był wielokrotnie niesprawiedliwie osądzany przez lewackie media, a „Gazetę Wyborcza” w szczególności.
Tak faktycznie atak na abp. Marka Jędraszewskiego, tak zbiorowo prowadzony przez polityków PO i zaprzyjaźnionych z tą partią dziennikarzy ma służyć jednemu: przestraszeniu innych biskupów, aby nie wypowiadali się w kwestiach społecznych, etycznych, o moralności w polityce już nie wspominając. Aby przestali być znakiem sprzeciwu dla świata, choć takie jest ich zadanie postawione przez Chrystusa. Trzeba przyznać, że ta nagonka częściowo przynosi zaplanowany skutek, a bierze w niej udział także część księży, szczególnie zakonników: dominikanów i jezuitów. Abp Marek Jędraszewski nie przestraszy się lewackich krzykaczy, pozostanie wierny Ewangelii. Nawet w najcięższych dla Kościoła w Polsce latach stalinowskich zawsze znajdowali się kapłani i biskupi, którzy do końca pozostawali wierni swojej misji, jakim jest głoszenie Ewangelii w każdym czasie, nieokrojonej i nie dostosowanej do tzw. poprawności politycznej, do czego niestety nawołują nie tylko neomarksiści , ale też już niektórzy biskupi, szczególni ci zza Odry.
Ks. Jan Rosłan
Były redaktor naczelny „Posłańca Warmińskiego”, obecnie redaktor naczelny „Debaty”, publicysta, autor sześciu książek
Skomentuj
Komentuj jako gość