„Zwłaszcza wobec finansowych potrzeb i wyzwań przed jakimi stoi Olsztyn to wydatek trzeciorzędny. Jeżeli pomimo to godzimy się złożyć dziesiątki milionów złotych na ołtarzu królowej współczesnych ludowych igrzysk, to mamy prawo oczekiwać elementarnej odpowiedzialności za chybione decyzje i zaniechania dwóch ostatnich prezydentów.”
Stadion przy ul. Piłsudskiego jest obiektem na którym nigdy nie osiągnięto znaczących wyników sportowych. Za to jego historia to pasmo głupoty, rekordy zaniechań i wyżyny niekompetencji władzy. Początek wszystkiemu dał upór dyrektora OZOS-u Władysława Leonarda, który spowodował, że do zlokalizowanego przy fabrycznych kominach stadionu przylgnęło określenie „klepisko”. Następny punkt zwrotny to dobry pomysł wiceprezydenta Zbigniewa Karpowicza, aby za środki uzyskane ze sprzedaży terenu wybudować nowy obiekt na terenie stadionu Warmii, który miasto mogło przejąć w ramach kompensaty zadłużenia PKP wobec miasta. Pomysł został szybko, nie wiedzieć dlaczego, publicznie zdyskredytowany przez zwierzchnika Karpowicza, prezydenta Czesława Jerzego Małkowskiego. Pomysł z budową stadionu na obiekcie Warmii wrócił po latach za prezydentury Piotra Grzymowicza. Nie od razu jednak, lecz po porażce naiwnej od początku koncepcji powiązania budowy i finansowania stadionu z sąsiadującą z nim galerią handlową w ramach partnerstwa publiczno-prywatnego. Gdy tracono czas na poszukiwania partnera-frajera, sytuacja na rynku zmieniła się tak dalece, że powrót do starej koncepcji sprzedaży terenu przy Piłsudskiego został zweryfikowany brakiem zainteresowania nabywców, nawet za sumę dalece niewystarczającą do budowy nowego stadionu. Do tej pory prezydent Grzymowicz przynajmniej konsekwentnie opierał się naciskom władz Stomilu na sfinansowanie oświetlenia i podgrzewanej murawy na starym, przeznaczonym do likwidacji obiekcie. Teraz wygląda na to, że nawet na tak elementarny głos rozsądku w sprawie wydawania publicznych pieniędzy nie możemy liczyć. Pod naciskiem władz klubu oraz obelg skandowanych przez kiboli pod adresem prezydenta na meczach Stomilu w projekcie przyszłorocznego budżetu miasta mają się znaleźć środki na oświetlenie stadionu, a jeżeli do 2016 r. nie powstanie nowy stadion - także na podgrzewaną murawę. Chyba trudno o wyraźniejszy przykład niegospodarności jak inwestowanie pod naciskiem wąskiej grupy ludzi w obiekt przeznaczony do rozbiórki. Z wypowiedzi przedstawicieli klubu można wnioskować, że kierują się jakimś poczuciem misji wobec lokalnej społeczności. Środki otrzymywane regularnie przez klub z miejskiej kasy oficjalnie mają służyć promocji miasta. Takim też argumentem, zabiegając o kolejne wydatki na oświetlenie i murawę posługuje się prezes klubu Jacek Czałpiński. Niestety, przyjmowane na bezkrytyczną wiarę promocyjne walory lokalnego futbolu można włożyć między bajki. Trudno bowiem powiązać chęć zamieszkania w Olsztynie z ligowymi dokonaniami miejscowej drużyny, albo stymulować skłonność do inwestowania wynikami meczów z Puszczą Niepołomice czy Kolejarzem Stróże. Przekonali się o tym nawet mieszkańcy Turynu czy Vancouver, miast-gospodarzy zimowych igrzysk, które po igrzyskach nie zanotowały żadnego zwiększenia ruchu turystycznego. Bawarczycy podziękowali właśnie za możliwość zorganizowania u siebie igrzysk zimowych ponieważ bilans zysków i strat wyszedł im na minus. Jak do tej pory Olsztyn największy rozgłos uzyskuje dzięki bandyckim wyczynom miejscowych kiboli. Inspirowana futbolem „turystyczna wymiana” ogranicza się do wizyt i rewizyt tzw. klubów kibica, połączonych z pokazywanymi na cały kraj pokazami sztuk walki i popisami stadionowej erystyki.
Tak naprawdę ani pozycja olsztyńskiego futbolu, ani zainteresowanie nim mieszkańców miasta, a już na pewno zachowanie klubu kibica nie usprawiedliwiają budowy nowego stadionu. Zwłaszcza wobec finansowych potrzeb i wyzwań przed jakimi stoi Olsztyn to wydatek trzeciorzędny. Jeżeli pomimo to godzimy się złożyć dziesiątki milionów złotych na ołtarzu królowej współczesnych ludowych igrzysk, to mamy prawo oczekiwać elementarnej odpowiedzialności za chybione decyzje i zaniechania dwóch ostatnich prezydentów. A to oznacza kilka możliwości: grę na stadionie w Ostródzie, sfinansowanie oświetlenia i podgrzewanej murawy ze środków właściciela klubu, albo, w najgorszym wariancie, degradację do niższej klasy rozgrywek. Finansowanie skutków własnych błędów cudzymi pieniędzmi to przywilej władzy niedostępny zwykłym śmiertelnikom. Dlatego jeśli dzisiaj nawet sprzedalibyśmy działkę przy ul. Piłsudskiego za 25 milionów, do nowego stadionu i tak będziemy musieli sporo dołożyć. Frycowe za oświetlanie i podgrzewanie stadionowego trupa niech tym razem zapłacą inni.
Bogdan Bachmura
WEŻ UDZIAŁ W SONDZIE (OBOK TEKSTU NA STRONIE GŁÓWNEJ)
Skomentuj
Komentuj jako gość