Zaalarmowany wczorajszym artykułem w Gazecie Wyborczej na temat złego stanu świeżo wybudowanej ścieżki rowerowej nad Jeziorem Długim poszedłem zobaczyć czy użyte przez Marcina Wojciechowskiego określenie „grzęzawisko" nie jest przesadzone. Prawdę mówiąc, wolałbym wejść pod stół i odszczekać wszystkie sformułowane dotychczas na ten temat zarzuty wobec Ratusza, niż ujrzeć, jak sprawdzają się wszystkie najczarniejsze przewidywania społeczników. Gdy w proteście przeciwko budowie betonowych ścieżek w lesie zablokowaliśmy prowadzone tam prace, nie wnosiliśmy o zastąpienie betonu polimerem na glinie.
Nawożenie setek ton gliny przykrytej cienką warstwą miękkiej, łatwo ścieralnej nawierzchni od początku wydawało się niepotrzebnym i ryzykownym eksperymentem, z uporem godnym lepszej sprawy lansowanym przez ratuszowych urzędników na czele z prezydentem Grzymowiczem.
Zgodzono się wprawdzie na położenie kilkudziesięciometrowego odcinka testowego, ale zlokalizowano go w najkorzystniejszym dla wykonawcy miejscu: na górce, na skraju lasu, nie godząc się z naszym wnioskiem o przetestowanie nawierzchni w najtrudniejszych, wiosennych warunkach. Skierowana do wykonawcy prośba o certyfikat nawierzchni oraz wskazanie inwestycji z jej użyciem pozostały bez odpowiedzi. Teraz już wiadomo dlaczego.
Już podczas letnich opadów spod warstwy polimerów, pod naciskiem kół rowerowych, pokazywała się na powierzchni glina. Wtedy miejsca te wyrównano i zasypano warstwą grysu.
Teraz, w miejscach niżej położonych, tam, gdzie zdążył się roztopić śnieg, powstały szerokie na całą ścieżkę gliniaste grzęzawiska. A będzie tylko coraz gorzej.
Przyznaję, że trudno mi pisać o tym za spokojem. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla osób odpowiedzialnych za bezpowrotną być może degradację najpiękniejszego zakątka Lasu Miejskiego. Prezydent Grzymowicz, winny nr 1 w tej sprawie, mówi coś o pięcioletniej gwarancji udzielonej przez wykonawcę. Gwarancji na co, Panie prezydencie? Na usunięcie wszystkiego, co tam setkami ciężarówek nawieziono, czy wrzucenie w glinę kolejnej porcji grysu? Proponowane przez nas rozwiązanie było proste: niwelacja wystających korzeni oraz ustabilizowanie kilku podmokłych miejsc włókniną lub innymi materiałami, a następnie wysypanie ich grysem. To wszystko.
Innej, lepszej niż naturalna nawierzchnia dla lasu nie wymyślono Ale proponowane przez nas rozwiązanie miało jedną, podstawową wadę: było zbyt tanie jak na potrzeby utuczonego unijnym szmalem „misia". Teraz czytam, że prezydent zapowiada dodatkowe konsultacje społeczne w sprawie ścieżek w przyszłym Parku Centralnym. - Widzimy, co się dzieje nad Jeziorem Długim, gdzie w części leśnej zrobiło się po prostu błoto - powiada pan prezydent.
Słowa-klucze w tym zdaniu to „widzimy" (symbolizujące czujność i opiekuńczość władzy) oraz „zrobiło się" (wskazanie winnego), z krzepiącą perspektywą wspólnego sukcesu w walce z błotem tego świata na terenie Parku Centralnego.
Dzieje inwestycji nad Jeziorem Długim, razem z mostem, to nie lekcja budowania, a marnowania ciężko zarobionych pieniędzy podatników. Bałamucenia ludzi tym co widać i ukrywania tego, czego nie widać. Taka sztuka skręcania w prawo, przy migaczu włączonym w lewo. Na razie jazda zakończyła się w błocie, ale obawiam się, że ostatecznie „pójdą konie po betonie" dookoła jeziora.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość