Zasada „lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć” jest, moim zdaniem, jedną z pierwszych, o których w życiu warto pamiętać. Reguła to tyleż pożyteczna co trudna w konsekwentnym stosowaniu, ponieważ pokusa aby pójść na skróty i dla doraźnego efektu zawrzeć łatwiejszy pakt z głupim natarczywie nie daje spokoju. Wręcz podręcznikową ilustracją rozbieżności pomiędzy dobrymi intencjami a nietrafionym sojusznikiem jest sposób w jaki olsztyński UPR postanowił zwróć uwagę na możliwe zagrożenia płynące z faktu zamieszkiwania od niedawna w Olsztynie czterystu studentów z Arabii Saudyjskiej, studiujących medycynę na UW-M.
Zastrzeżenia jakie sformułował Łukasz Adamski wydawały się, z punktu widzenia konserwatywnego kanonu wartości, oczywiste. Poparcie dla człowieka zakłócającego domowy mir ślepymi i zbiorowymi oskarżeniami o terroryzm niweczy wszak słuszny cel jakim jest zabezpieczenie przed zagrożeniami terroryzmem. Brak zdolności kreowania własnego scenariusza wydarzeń i stawanie się zakładnikami nadarzającej się, często byle jakiej, okazji to od dawna przywara wsiąkającej w demokratyczną manierę bylejakości polskiej prawicy. Inwektywy i rzucane bez pamięci i umiaru pod adresem Łukasza Adamskiego oskarżenia, wykluczające elementarny wysiłek zrozumienia istoty rzeczy, to skutek historycznego zerwania ciągłości konserwatywnego wychowania i działania w trudnych warunkach godzenia konserwatywnej wody z demokratycznym ogniem. Bo o co tu się w istocie sprzeczać? O to, że uprawianie realnej polityki wymaga zdolności samodzielnego kreowania wydarzeń i zachowania nad nimi kontroli, a nie podążania ślepym tropem wywołującego zadymę gówniarza? Że energia wydatkowana na przeciwskuteczne samoośmieszanie uniemożliwia wymuszenie na władzy dyskretnej kontroli (o ile to jeszcze nie nastąpiło) nad arabskimi przybyszami?
W styczniu tego roku ktoś sprayem przemianował „Plac Solidarności” na Plac Solidarności i Wolności. Od ostatniego weekendu dzięki tej samej metodzie nowa nazwa placu brzmi: Plac Solidarności i złodziei. Niestety, podniesienie, choćby sprayem, sztandaru wolności nie zakończyło się oddaniem honoru jej anonimowemu obrońcy, choć wykazanie, że jest o co walczyć byłoby łatwiejsze, niż przekonanie olsztynian do zagrożenia ze strony Al. Kaidy. Także ostatni, wyrażony z troską o zachowanie właściwej, czerwonej kolorystyki protest przeciwko wszystkim patologiom i złodziejom III RP powinien natychmiast znaleźć obrońców poszukiwanego przez policję bohatera.
W piątkowej gazecie Olsztyńskiej red. Ewa Mazgal oznajmia, że nie widzi różnicy pomiędzy wyjazdem Polaków do Budapesztu i udziałem w marszu poparcia dla Victora Orbana, a zbrojną wyprawą niemieckich bojówek (przepraszam, antyfaszystów) na warszawski pochód z okazji Święta Niepodległości. O Panią Mazgal jestem spokojny, bo wiem, że żadną argumentacją nic bym nie wskórał, ponieważ ona po swojemu od dawna wie z kim znaleźć, a z kim zgubić. Szczerze martwi mnie natomiast to, że pakt z głupim wciąga i zbliża ludzi ponad podziałami. Do tego stopnia, że wybór z kim w polityce warto znaleźć traci jakiekolwiek znaczenie.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość