W swoim tekście poświęconym ulicy Partyzantów Bogdan Bachmura wspomniał o okupantach. Ponieważ pytanie zawarte w tytule wraca już nie pierwszy raz, postanowiłem zatrzymać się nad nim na chwilę. Nie interesuje mnie jednak komentowanie jakiejś konkretnej decyzji władz miasta czy województwa. Daruję sobie, bo inni robią to lepiej. Mnie interesuje poziom bardziej ogólny. I na tym poziomie sprawa nie wygląda najlepiej. Okazuje się, że sporą część społeczności lokalnej trudno określić mianem gospodarzy. Dlaczego?
Pod terminem gospodarza rozumiem kogoś, kto nie tylko krzyczy, że to moje. Dla mnie gospodarz to ktoś, kto całym sobą czuje, że jest na swoim. To jego odczucie przekłada się na świadomość wyjątkowości miejsca, gdzie ma się swój dom. Gospodarz to nie jest ktoś, kto wie za ile można korzystnie sprzedać dom. Gospodarz, to ktoś, kto kocha to miejsce, czuje jego niezwykłość. Czuje obecność tych, co byli tu przed nim, jest im wdzięczny za to, co pozostawili dla niego i jednocześnie ma tę wewnętrzną potrzebę przekazania miejsca następcom w stanie lepszym, a przynajmniej niepogorszonym, tym, co przyjdą po nim. Warunkiem bycia gospodarzem jest akceptacja miejsca na ziemi. A to oznacza, że jesteśmy częścią jego historii i uznajemy taki sam udział w niej naszych poprzedników.Historia Olsztyna, historia Warmii, historia Prus, jest burzliwa i fascynująca. Gospodarowało tu wiele plemion i narodów. Sam Olsztyn co najmniej trzykrotnie był zasiedlany od nowa. Przez Niemców – po założeniu miasta przez Jana z Łajs, czyli Johanna von Leysen, prze Polaków – po zarazie 1709-12 i znowu przez Polaków – w 1945 roku. Trzykrotnie był palony przez łupiących go najeźdźców: Polaków w 1414, Francuzów w 1809 i Sowietów w 1945. Powinniśmy o tym wszystkim pamiętać, powinniśmy pamiętać o tych wszystkich ludziach, którzy zasłużyli się dla miasta. Takich, jak Jan z Łajs, Mikołaj Kopernik czy Oskar Belian, sławny burmistrz, potem nadburmistrz Olsztyna. Za rządów Beliana utworzono w Olsztynie sąd, zakład dla psychicznie chorych w Kortowie, rzeźnię, wybrukowano ulice i postawiono kościół Serca Jezusowego, zbudowano ujęcie wody i kanalizację, doprowadzono do miasta prąd oraz uruchomiono tramwaje elektryczne wcześniej niż miała je Warszawa. Ale o Belianie zapomnieliśmy, uchwała Rady Miasta o wiecznej pamięci zasług Beliana nie jest realizowana, odebrano mu nazwany jego imieniem Belianplatz, nazywając go Placem Jedności Słowiańskiej, a jego samego wyrzucono z grobu i wywieziono na wysypisko miejskie przy okazji budowy garaży. Podobnie wygląda sprawa innych cmentarzy na Warmii. Pozostańmy jednak w Olsztynie. Bez śladu zniknął cmentarz żydowski, położony przy ul. Zyndrama z Miszkowic; z dzieciństwa pamiętam jeszcze stojące macewy – a dziś? Na cmentarzu przy skrzyżowaniu ulic 1 Maja – Partyzantów, tam gdzie spoczął Belian, stoją garaże. Koło Domu Pogrzebowego przy Szpitalu Miejskim był cmentarz. Dziś tam również są garaże, a kości też wyrzucono. Ostatnia już sprawa, to szczątki ludzi z dawnego cmentarza, na miejscu którego jest plac Jana Pawła II i ratusz.
Okupanci to straszne słowo, ale jak inaczej nazwać ludzi, którzy zainstalowani na jakimś terenie, w Olsztynie, na Warmii, czy szerzej – w dawnych Prusach, mają za nic tradycję i kulturę regionu? Jak nazwać ludzi, którzy zmieniają nazwy ulic, miast czy wsi? Ludzi, którzy nawet nie zamierzają tutejszej tradycji uznać za swoją? Kto dziś wie, że po wojnie w większości przypadków nie przywrócono dawnych polskich nazw tylko wymyślono nowe? Na przykład – że przed wojną dzisiejsza ulica (aleja) Niepodległości nazywała się Warschauer Strasse, a Mrągowo dla Polaków to był Ządzbork? Że we Fromborku zniszczono pomnik Kopernika, bo postawili go Niemcy?
Dla takich ludzi modlitewniki dla Mazurów i Warmiaków, drukowane po polsku, ale tzw. szwabachą były dowodem niemieckości i ich właścicieli siłą wywożono do Niemiec.
Zniszczono niemieckie cmentarze, zburzono mauzoleum Hindenburga, planowano (zabrakło środków) zburzenie wszystkich zamków i teatru w Olsztynie. Dzisiaj spokojnie dewastuje się kolejne zabytki, historyczne plany zabudowy czy wywozi różne detale, jak np. kamienie milowe. W Olsztynie kiedyś pełnym pomników został jeden.
A z rzeczy mniej widocznych – to pytam, czy gospodarz dewastuje dom, w którym mieszka? Jak wyglądają zasoby komunalne? A sami mieszkańcy to jak postępują? Popatrzcie na stare budynki. W ilu z nich bezmyślną decyzją wspólnot mieszkaniowych wyrwano zabytkowe drzwi i wstawiono nowoczesne, ale za to z domofonem. Ile elewacji zniszczono przy okazji remontu. A już najbardziej zdumiewającym przykładem obcości w mieście była sprawa kamienicy Naujacka. Wykształceni ludzie podpisali się pod apelem z protestem przeciwko nazywaniu tej kamienicy kamienicą Naujacka, bo przecież trzeba docenić Polaków. Trzeba. Tylko co to ma wspólnego z potocznym nazywaniem domu nazwiskiem tego, co ten dom sobie postawił? Nie wolno, bo Niemiec? Jest dom Mendelsohna, jest tartak Raphaelsohnów, jest dwór Grzymałów, albo Beliana, może być i kamienica Naujacka. W końcu postawił ją za swoje pieniądze i to dzięki niemu dziś zachwycamy się pięknem jej architektury.
Były, na szczęście, prezydent Głażewski błysnął publicznym stwierdzeniem, że w Olsztynie mamy za dużo zabytków. To podpowiem, że tak samo mamy za dużo domów komunalnych czy parków. Co zostało z kompleksu parkowego w okolicach dawnego WDK? Tam były stawy, rzeka, stadion, korty tenisowe, tor saneczkowy, kawiarnia, restauracja, miejsce dla orkiestry grającej w niedziele, trasy spacerowe, wieża spadochronowa i różne inne cuda. A kto pamięta zabudowania na plaży miejskiej? Szatnie, prysznice, kawiarnia, itd. Podobnie zagospodarowano okolice jeziora Długiego. Wszystko dla ludzi. To miasto miało wtedy ok. 40 tys. mieszkańców. Dzisiaj 180 tys. i co w nim mamy? Nie potrafiliśmy utrzymać tego co było.
W ogóle to dziwnie się czuję, gdy słyszę, że w sprawach naszego miasta czy regionu głos zabierają ludzie, określający siebie mianem np. kresowiacy czy inaczej, ale ze wskazaniem na zupełnie inny rejon świata. I co tu rzec? Przecież w końcu trzeba się zdecydować czy jestem u siebie, czy też może wpadłem z wizytą. Jeśli wpadłeś z wizytą, to ciesz się prawami gościa i nie wtrącaj się w sprawy gospodarzy.
Na szczęście ostatnio zaczynają być widoczni ludzie, którzy utożsamiają się z Olsztynem i całym regionem. Pruskie, warmińskie czy olsztyńskie dziedzictwo kulturowe uważają za cenne i, co istotne, za swoje. Są to najczęściej ludzie młodzi, o otwartych umysłach. Działają w różnych stowarzyszeniach, jak choćby Borussia, Sadyba czy nasza Święta Warmia. Wielu ludzi z wielką pasją zbiera różne pamiątki, pocztówki czy fotografie. Robią to sami, bez niczyjego wsparcia i nadziei na korzyści. Dla nich Johann von Leysen, Kopernik, Mendelsohn, burmistrz Zakrzewski czy burmistrz Belian nie byli Niemcami, Polakami czy Żydami. Dla nich byli po prostu olsztyniakami, jak my jesteśmy.
Tych pasjonatów regionu wreszcie można nazwać gospodarzami. Szkoda, że jeszcze długo będziemy musieli walczyć z innymi ludźmi o mentalności okupantów.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość