Wirtualna Polska zamieściła artykuł o firmie Łukasza Mejzy, która obiecywała leczyć umierających na raka i stwardnienie rozsiane, chorych na Alzheimera, Parkinsona oraz inne nieuleczalne przypadłości „komórkami macierzystymi”. Obecny wiceminister sportu - zdaniem wp.pl - miał osobiście jeździć i przekonywać rodziców chorych dzieci, że terapia jego firmy je wyleczy. Cena wyjściowa - 80 tys. dolarów. Sprawa Mejzy to tylko czubek góry lodowej komórkowego biznesu w Polsce.
Po artykule zareagowali politycy. Senator PiS Stanisław Karczewski: - Jeżeli to jest prawdziwe, jeżeli to wszystko jest oparte na faktach, to bardzo źle, niedobrze… Poseł Solidarnej Polski Janusz Kowalski domaga się, by sprawą zajął się sam premier. Donald Tusk żąda dymisji wiceministra Mejzy. Natomiast minister sportu Kamil Bortniczuk odpisał wp.pl: "Nie widzę związku z pracą ministra Mejzy w Ministerstwie Sportu i Turystyki. Pozdrawiam".
Wiceminister sportu Mejza zapewnia, że wystąpi na drogę sądową. Polityk uważa, że padł ofiarą „nierzetelnego ataku” ze strony wp.pl. "Ani spółka Vinci NeoClinic sp. z o.o. nie wystawiliśmy ani jednej faktury i nie zarobiliśmy złotówki na działalności opisanej w artykule. Spółka nigdy nie zamierzała prowadzić i nie prowadziła działalności medycznej. Przedmiotem jej działalności miało być prowadzenie biura turystyki medycznej" - brzmi fragment oświadczenia Mejzy na jego FB.
Zapewne temat będzie żył przez wiele dni w mediach ogólnopolskich, ale, niestety, co najwyżej zakończy się dymisją wiceministra Mejzy. Tymczasem problem jest o wiele poważniejszy i nie dotyczy tylko spółki Łukasza Mejzy.
Piszę o biznesie komórkowym od kilku lat i jak dotąd bez żadnej reakcji polityków, urzędników, instytucji państwa i organizacji lekarskich, którzy powinni stworzyć prawny zakaz dla takich praktyk oraz ścigać lekarzy i firmy, które takie terapie oferują chorym i na ich nieszczęściu zarabiają.
Pierwszy raz napisałem o biznesie komórkowym, gdy ówczesny wiceminister nauki prof. Wojciech Maksymowicz zapowiedział na konferencji prasowej 22 marca 2020 roku, iż na chorych na Covid-19 zostaną przetestowane komórki macierzyste Przeciwko tej zapowiedzi zaprotestował Komitet Biotechnologii PAN, który już wcześniej, bo 9 września 2019 roku, wystosował w sprawie oferowania terapii komórkowych pismo do Krajowej Rady Transplantacyjnej przy Ministerstwie Zdrowia. Czytamy w nim, iż
„oferowane zabiegi, w szczególności z zastosowaniem komórek określanych arbitralnie jako macierzyste np. komórki z galarety Whartona sznura pępowinowego, komórki izolowane z tłuszczu), czy też zastosowanie komórek krwi pępowinowej w chorobach niehematologicznych, nie mają potwierdzonego efektu terapeutycznego i ponadto mogą być niebezpieczne dla pacjentów. Tym samym nie ma podstaw oferowania takich usług odpłatnie”.
Gdy zacząłem drążyć temat okazało się, że terapie komórkowe to międzynarodowy biznes z zyskami idącymi w dziesiątki miliardów dolarów rocznie.
W Polsce na czele tego biznesu stoi kapitał niemiecki, główny udziałowiec spółki Polski Bank Komórek Macierzystych (PBKM S.A.), producent komórek mezenchymalnych, oferowanych sieć prywatnych klinik (w tym Instytut Terapii Komórkowych sp z o.o., w Olsztynie), na których czele stoją szefowie uniwersyteckich klinik z tytułami profesorów. Prywatne kliniki oferują terapie komórkowe na ponad 80 różnych chorób, przez choroby ortopedyczne, ginekologiczne, kardiologiczne, okulistyczne, autyzm dziecięcy, porażenie mózgowe, utratę wzroku, niewydolność serca po choroby neurodegeneracyjne, jak SLA, a nawet na łysienie!
PBKM uzyskał ponad 11 mln zł dofinansowania z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju na projekt - zastosowanie mezenchymalnych komórek, w celu uzyskania leku na stwardnienie zanikowe boczne (SLA). Projekt pozytywnie zaopiniował prof. Wojciech Maksymowicz, jako ekspert PBKM (jak podał w oświadczeniu majątkowym z sierpnia 2019 roku z tego tytułu otrzymał honorarium w wys. 42 tys. zł).
Prof. Maksymowicza w kierowanej przez niego klinice neurochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego UWM, rozpoczął w 2012 roku eksperyment z podawaniem komórek mezenchymalnych chorym na straszną, śmiertelna chorobę Stwardnienie Zanikowe Boczne (SLA) oraz na stwardnienie rozsiane. Eksperyment zakończył się fiaskiem. Nikogo nie uleczono.
Mimo to, eksperyment zaczęto oferować odpłatnie (18 tys zł za jedno podanie) w powołanej w tym celu spółce ITK, na terenie szpitala uniwersyteckiego. Śmiertelnie chorzy płacą nawet po 100 tys zł po czym umierają. UWM objął w spółce 10% udziałów (odsprzeda udziały po 2 latach, po serii moich artykułów) Zatrudnili się tam lekarze z kliniki prof. Maksymowicza, jego zastępczyni prof. Monika Barczewska została dyrektorką ds medycznych ITK, pracuje tam też syn prof. Maksymowicza, dr socjologii Stanisław. Zapisy pacjentów prowadzi pielęgniarka oddziałowa kliniki prof. Maksymowicza mgr Małgorzata Wojtkowska, powołana przez niego do Komisji Bioetycznej. Potwierdziła prof. Maksymowiczowi dodatkowe godziny pracy w szpitalu uniwersyteckim, po artykule w WP.pl na temat jego dyżurów w szpitalu.
Zapytałem prof. Barczewską dlaczego zarabiają na chorych, wiedząc, że ta terapia nie działa?
„Nie mam sobie nic do zarzucenia, że ja podaję komórki, bo ja nikogo nie uśmiercam, nikomu krzywdy nie robię, nie było żadnych powikłań, a my wszyscy kiedyś poumieramy, więc dajemy tym ludziom psychiczny komfort życia i nie skazujemy ich na depresje. Rozumie pan?” - odpowiedziała prof. Barczewska
Terapię mezenchymalnymi komórkami macierzystymi dla pacjentów ze stwardnieniem bocznym zanikowym oraz u pacjentów ze stwardnieniem rozsianym oferuje także prywatna klinika w Łodzi prof. dr hab. Krzysztofa Selmaja w Łodzi. Na UWM ściągnął go prof. Maksymowicz, podzielił swoją katedra i kierownictwo katedry neurologii oddał prof. Selmajowi.
Przeciwko zarabianiu na śmiertelnie chorych ludziach na UWM zaprotestowała otwarcie tylko prof. Joanna Wojtkiewicz, która brała udział w eksperymentach prof. Maksymowicza i wiedziała, że nie przyniosły one efektu leczniczego chorym. Prof. Maksymowicz zablokował publikację jej artykułu na ten temat. W wydanym oświadczeniu prof. Wojtkiewicz napisała m.in.:
„Pacjenci mogą nabrać mylnego przekonania, że Uczelnia firmuje prywatnej spółce oferowanie za 54 000 złotych trzech podań tak zwanego „produktu zaawansowanej terapii komórkowej”, a w rzeczywistości sprzedawanie złudnej nadziei ludziom często nieuleczalnie chorym".
To Oświadczenie i odmowa w udziale laboratorium uczelnianego w przygotowywaniu preparatów do odpłatnego stosowania w ITK prof. Wojtkiewicz zapłaciła złamaniem kariery, straciła stanowisko kierownik laboratorium, kierownika katedry, prof. Maksymowicz zablokował jej przewód profesorski, mimo że miała najwięcej punktów impact factor na UWM!
Odebrano jej też środki na badania i zdegradowano. Władze uczelni rozpoczęły kilkuletni proces „grillowania” prof. Wojtkiewicz postępowaniem dyscyplinarnym. Postępowanie nie wypaliło, więc ostatnio rektor UWM Jerzy Przyborowski odczytał prof. Wojtkiewicz, upomnienie. Natomiast na swoim biurku znalazła negatywną ocenę swojej pracy. Oceny dokonała Komisja Rady Wydziału Lekarskiego. Prof. Wojtkiewicz zapowiedziała, że odwoła się od tej oceny. Nie ma wątpliwości, że władze Wydz. Lekarskiego i uczelni chcą się pozbyć „czarnej owcy”. Natomiast prof. Maksymowicz ma się dobrze.
Negatywne stanowisko w sprawie oferowania komórek mezenchymalnych zajęły EASAC (zrzesza 28 Akademii Nauk Państw Unii Europejskiej) i FEAM (Federacja Europejskich Akademii Medycznych), w ich Raporcie czytamy:
„Jednak dotąd jej skuteczność (terapii komórkowej) potwierdzono w niewielu przypadkach. Mimo to prywatne kliniki – kierując się chęcią zysku – oferują terapie komórkowe i genowe o niesprawdzonym działaniu. Takie nieetyczne praktyki niosą ryzyko dla pacjentów”.
Ostrzeżenie wystosował też Komitet ds. Terapii Zaawansowanych (CAT) Europejskiej Agencji Leków (EMA). Czytamy w nim:
"Z uwagi na ogromy wzrost liczby terapii komórkowych reklamowanych jako leki stosowane w leczeniu wielu poważnych schorzeń, w tym nowotworów, chorób sercowo-naczyniowych, autyzmu, porażenia mózgowego, dystrofii mięśniowej i utraty wzroku, CAT ostrzega przed stosowaniem niepotwierdzonych terapii. Terapie takie mogą być nieskuteczne, zwiększać ryzyko poważnych działań niepożądanych, w tym infekcji, niepożądanych reakcji immunologicznych, powstawania nowotworów, utraty wzroku, krwotoków mózgowych, a nawet prowadzić do śmierci".
Prywatne kliniki ten proceder uprawiają legalnie, korzystając z zapisu w ustawie o zawodzie lekarza, który zezwala na „eksperymenty lecznicze”. Ustawa powstała w l. 90 i nie obejmuje kolosalnych zmian, które dokonały się w badaniach nad komórkami czy w inżynierii genetycznej. Ponadto w ustawie nie znalazł się zapis zabraniający stosowanie eksperymentów odpłatnie, w prywatnych klinikach. Jak mi powiedzieli profesorowie medycyny, z którymi rozmawiałem, brak takiej zapory w ustawie, to nie jest przypadek.
W 2019 roku ministerstwo zdrowia nowelizując ustawę o zawodzie lekarza wprowadziło zapis, który miał położyć kres żerowaniu na chorych. Zapis ten wprowadzał zakaz pobierania opłat od pacjentów za terapie podawane w ramach eksperymentu medycznego. Jednak podczas procedowania projektu poseł PiS Bolesław Piecha wykreślił ten artykuł.
Poseł Piecha nie odpowiedział na moje pytanie, czym się kierował i w czyim interesie wniósł na sejmowej komisji zdrowia o wykreślenie tego paragrafu z projektu ustawy? Dzięki temu w Polsce nadal może rozwijać się przemysł handlu „terapiami komórkowymi” oferowanymi jako „cudowny lek”.
Kliniki zabezpieczają się przed odpowiedzialnością prawną, zastrzegając w umowie, że terapia ma charakter eksperymentalny i nie gwarantują jej skuteczności terapeutycznej i nie ponoszą odpowiedzialności za jej skutki kliniczne. Pacjentowi musi podpisać, iż zrzeka się wszelkich roszczeń w przypadku brak pozytywnego efektu leczniczego.
Na stosowanie eksperymentów medycznych musi być zgoda Komisji Bioetycznej. Wysłałem zapytanie do przewodniczącej tej Komisji na UWM prof. Elżbiety Bandurskiej-Stankiewicz, czy ITK otrzymał zgodę na ODPŁATNE eksperymenty? Po roku otrzymałem odpowiedź: „NIE było zgody na eksperyment ODPŁATNY”.
W 2021 roku kolejnym klientem ITK miał być ks. Andrzej Preuss, od prawie 12 lat proboszcz parafii WNMP w Szczytnie, uwielbiany przez swoich parafian. Trafił do dr Tomasza Siwka pracującego jednocześnie w klinice prof. Maksymowicza i w ITK. ITK podało koszt terapii – 600 tys zł. Mimo, że żądaną kwotę parafianie uzbierali błyskawicznie, bo w ciągu 11 dni, na szczęście ks. Andrzej dowiedział się od innych chorych na SLA, że ta terapia komórkami to „pic na wodę fotomontaż”, więc przeznaczył środki na dostosowanie mieszkanie na chorobę i opiekę. Jednak, mimo nie podpisania umowy ITK zagroził księdzu sądem, jeśli nie zapłaci.
Osoby, które ostrzegają chorych przed terapiami komórkowymi są zastraszane i ścigane przez PBKM. Pozwany został do sądu za naruszenie dóbr prof. dr hab. Józef Dulak z UJ za artykuły, w których napisał m.in. „Nie jest prawdą, że niemal dowolne komórki (wystarczy, by je nazwać „macierzystymi”), po podaniu do krwi dotrą do chorego narządu, że są w stanie leczyć tak różne zaburzenia i choroby”.
Spółka ITK grozi sądem prof. Joannie Wojtkiewicz, jeśli nie przeprosi i nie zapłaci 30 tys. zł. Takie same żądanie spółka wysuwa wobec mnie, żądając usunięcia artykułów na jej temat, przeprosin i wpłaty 30 tys złotych. I strasząc sądem.
Adam Socha
Zdjęcie czołówkowe, fotomontaż: screen strony PBKM, od lewej prof. W. Maksymowicz, od prawej prof. M. Barczewska
Kim jest Łukasz Mejza?
Łukasz Mejza wszedł do Sejmu z listy PSL, od momentu wejścia do Sejmu na miejsce zmarłej posłanki Jolanty Fedak wspierał Prawo i Sprawiedliwość. Funkcja wiceministra sportu to nagroda za wspieranie sejmowej większości. Co ważne - formalnie Mejza wciąż pozostaje posłem niezrzeszonym.
Wcześniej wp.pl napisała o nim:
"Wspólnicy zarzucają mu oszustwa - w tym fałszowanie dokumentów i ukrywanie utargów. Zdobyliśmy też dowody, że podczas pierwszej fali pandemii handlował maseczkami bez atestów. Udawał producenta, który nigdy nie istniał. Powoływał się również na wpływy w jednej z giełdowych spółek bez jej wiedzy. A za 19 tysięcy złotych można kupić długi spółki, w której - zgodnie z umową - nadal jest udziałowcem".
Skomentuj
Komentuj jako gość