Dr C. Kessler napisała list do redakcji w związku z protestami na ulicach z żądaniem aborcji na życzenie. Jako lekarz z dużym doświadczeniem na oddziałach położniczo-ginekologicznych skupiła się głównie na ciążach, które nie zagrażają życiu i zdrowiu matki.
*Aborcja to nie jest cudowne zniknięcie ciąży z brzucha ciężarnej za dotknięciem magicznej różdżki. Dziecko przedwcześnie urodzone po prostu dusi się do śmierci…
*Aborcja nie sprawi, że kobieta przestanie być matką, tylko będzie wtedy matką martwego dziecka.
*W Polsce jest doskonale rozwinięty system wsparcia dla kotów. Czy nie jest możliwe zorganizowanie podobnego wsparcia dla kobiet, które urodziły niepełnosprawne dziecko?
*Powiedzenie “mój brzuch, moja sprawa” zdejmuje odpowiedzialność z mężczyzny i wkłada na kark kobiety.
* o wszystkim musimy rozmawiać i to nie wykrzykując barbarzyńskie hasła. Jest w nas siła, tylko musimy ją odnaleźć, aby wypracować konsensus.
*Zapytajmy się wszyscy, co w naszym życiu tak naprawdę jest istotne?
*Zachęcam protestujących zamiast szwędania się po ulicach i roznoszenia koronawirusa, do wolontariatu na covidowych oddziałach.
Niewątpliwie, coś się zmieniło, a w świetle ostatnich wydarzeń postanowiłam również dodać swoich pięć groszy. Pomijam swoje poglądy polityczne, ale jako medyk kilku rzeczy nie rozumiem. Nie jestem nader religijna, aczkolwiek czasem wpadam na msze głównie posłuchać organów w jakimś ładnym kościele, natomiast z duchowych uniesień najbardziej cenię architekturę średniowiecznych katedr. Niemniej jednak mam dobrze wyrysowane pryncypia, iż należy być uczciwym człowiekiem, pomagać słabszym, szanować bliźnich, być dobrym dla zwierząt i nie narzucać swoich przekonań etc.
Jestem tak zwanym pokoleniem JP II. Pamiętam, studiując w Kortowie spotkania przy wydziale humanistycznym, gdzie modliliśmy się między innymi śpiewając “ Barkę” za zdrowie wówczas umierającego Ojca Świętego. Czuło się niezwykłą więź społeczną, przynależność do tych samych zasad moralnych, wzorców zachowań etycznych.
Zastanawiam się kiedy Kościół oszalał na punkcie naszej seksualności? Wśród moich znajomych pojawili się aborcjoniści i uczestnicy Marszów Niepodległości, ja pożeglowałam w stronę pro-lifu, elgiebetu i zadumy…Jak widać zradykalizowaliśmy się wszyscy i to jakże w różnych kierunkach.
Jestem za prawem i wolnością wyboru w obrębie granic. A te granice wyznacza krzywda drugiego człowieka. Tak więc, nie mogę zabić zrzędliwej teściowej, uciążliwego sąsiada czy chorego, wymagającego dużo uwagi noworodka. Teraz przyjdzie nam odpowiedzieć na pytanie, czy mogę to zrobić z chorym płodem?
Zachowanie ludzi zawsze kształtują dwie rzeczy: świadomość społeczna i prawo stanowione. Z czego oba te czynniki wpływają na siebie nawzajem. Jeszcze kilkanaście lat temu informacja, że sąsiad idzie utopić ślepe kocięta nie budziła oburzenia, ale zrozumienie. „No bo przecież cóż zrobić z taką ilością kotów… Kto to wychowa…”. Dziś wiele osób zadzwoni po prostu na policję. Zmieniła się świadomość, a tych, którzy nie są jeszcze przekonani, przekonają sankcje karne i dezaprobata znajomych.
W krajach anglosaskich jest inny stosunek do mówienia prawdy, co jest wynikiem poważnych konsekwencji prawnych, finansowych i przede wszystkim w perspektywie czasu izolacji społecznej kłamliwych istot. W krajach, gdzie kradzież kara się obcinaniem rąk…, no cóż jakby nie patrzeć jest dużo mniej złodziei. I tak dalej… Tak więc, sumienie jednostki jest ważne, ale dopiero prawo stawia tę kropkę nad i.
Teraz chcę zająć się kluczowymi argumentami osób protestujących. Chcę podkreślić, że będę tu mówić tylko o ciążach, które nie zagrażają życiu i zdrowiu matki. Prawo do wyboru omówiłam powyżej. Teraz co zrobić, gdy kobieta będzie musiała się sama zająć tym dzieckiem, a nie jest na to gotowa? Nie będzie musiała. Może włożyć do Okna Życia. Okna Życia są dla każdego i siostry przyjdą po każde dziecko. Ciąże płodów z wadami są kończone ok. 20 tygodnia. Ciąża donoszona to ciąża od 37 tygodnia. Więc to tylko 4 miesiące dłużej… 4 miesiące życzliwej gościnności, a potem zajmą się nim inni ludzie. Należałoby wyjść do ludzi z hasłem „Nie zabijaj. Bądź życzliwa dla Twojego Dziecka, daj mu gościnność na te kilka miesięcy, a potem oddaj go innym, jeśli sama nie chcesz”. Tutaj chcę powiedzieć, że letalne wady płodu są naprawdę rzadkie. W całej mojej 10-letniej medycznej karierze spotkałam jedną.
Z drugiej strony rodziny z osobą niepełnosprawną (a niepełnosprawności jest dużo więcej niż tej wynikłej z wad płodu), powinny dostać solidne wparcie od państwa, w tym finansowe: godziwe renty - również dla opiekunów , ale i TAKŻE od katolickich organizacji. I to regularnie, nie okazjonalnie.
Dodatkowo, powinny powstać organizacje woluntariuszy, którzy będą stale pomagać tym rodzinom np. w pilnowaniu dzieci, aby te matki mogły pójść same do lekarza, przespać się czy chociażby pójść na spacer lub do kina.
Myślę, że Kościół przestał być wspólnotą i dlatego są takie problemy. Nasza wiara jest osobista i nic z niej już społecznie nie wynika. Czas to zmienić i albo to zrobimy teraz albo 25 lat później nic już z chrześcijaństwa nie zostanie.
W Polsce jest doskonale rozwinięty system wsparcia dla kotów. Jeśli znajdę bezdomnego kotka mogę go oddać do domu tymczasowego, który go dokarmi i podleczy. Następnie w internecie publikowane jest ogłoszenie ze zdjęciem. Osoby chętne kontaktują się i podpisują umowę kociej adopcji. Czy nie jest możliwe zorganizowanie podobnego wsparcia dla ludzi? Np. kto zaopiekuje się potrzebującą rodziną/osobą? Może na kilka dni, godzin? Może ktoś pojedzie potowarzyszyć takiej osobie w szpitalu? Do spółki z innymi.
Nawet na Filipinach system wolontariatu jest rozbudowany do granic przesady. Każda organizacja zarówno pro bono jak i nastawiona na zyski ma setki wolontariuszy. Dlaczego wyspiarze spontanicznie wiedzą, iż trzeba pomóc innej, potrzebującej osobie?
Dlaczego nikt nie rozlicza, czy ta asysta się należy, czy w istocie rzeczy ktoś tego wsparcia naprawdę wymaga? Jeśli, tylko się zgłosisz dostaniesz pomoc i to wielopłaszczyznową bez względu na status, zarobki, przynależność kościelną, polityczną itd. Znamy polską biurokrację, nieprawdaż?
Wracając do meritum. Czy kobieta wraz z dzieckiem będzie cierpieć bardziej niż gdyby dokonała aborcji? Aborcja to nie jest cudowne zniknięcie ciąży z brzucha ciężarnej za dotknięciem magicznej różdżki. To wywołanie wcześniejszego porodu. Wiele osób myśli, że wcześniejszy poród jest łatwiejszy. Niekoniecznie tak musi być. Przede wszystkim to jest niefizjologiczny poród, do którego ciało kobiety nie jest przygotowane. W wyniku zastosowanych leków, poród może być nawet bardziej bolesny, a zabiegi, które czasem są konieczne mogą wpływać na zdolność do donoszenia kolejnych ciąż. Czy dziecko urodzone wcześniej będzie mniej cierpieć niż urodzone później? Myślę, że nikt na to pytanie nie jest w stanie uczciwie odpowiedzieć. Kiedyś uważano, że noworodka nie boli, teraz sądzi się inaczej. Jednym z najbardziej dotkliwych cierpień jest uczucie duszności, które niewątpliwie musi odczuwać dziecko przedwcześnie urodzone. Takie dziecko po prostu dusi się do śmierci…
Poza tym jest jeszcze taka dziedzina jak medycyna paliatywna, dbająca o to by ludzie; i dorośli, i dzieci odchodzili z tego świata w komforcie. Są hospicja perinatalne w większych miastach, o których nikt nie wspomina. Odsyłam do wykładów niezrównanej w tym temacie profesor Dangel, która poświęciła dużą część swojego życia na rozwój opieki nad ciężarną i jej chorym dzieckiem.
Zapewne marszowcy zapytają mnie, czy zastanawiam się nad faktem, iż kobieta będzie cierpiała wiedząc, że jej dziecko jest śmiertelnie chore? Wiem, i to doskonale, że nikt i nic tego cierpienia jej nie zabierze, bo na pewno nie zabierze jej tego aborcja. Jak mówi hasło: ”aborcja nie sprawi, że przestanie być matką, tylko będzie wtedy matką martwego dziecka”. Prawdą jest, że na oddziałach położnictwa i ginekologii nie ma psychologów i nikt nie zaprasza ich na konsultację do takich, zresztą innych też, pacjentek. I to jest błąd. Taka ciężarna powinna, już na pierwszym spotkaniu mówiącym o wadach płodu, mieć psychologa, który będzie ją i całą rodzinę wspierał w tym trudnym czasie. Powinna być również konsultacja psychiatry. Zapobiegłoby to depresjom i innym zaburzeniom emocjonalnym.
Personel oddziałów ginekologiczno–położniczych powinien przechodzić odpowiednie szkolenia. Nawet i nam wszystkim przydałyby się szkolenia z empatii dla drugiego człowieka. Ważne, by stworzyć procedury, które pozwolą kobiecie pożegnać umierające dziecko (w UK są specjalne pokoje i specjalnie przeszkolony personel tzw. Bereavement Team składający się z psychologa, osoby duchownej - wszystkie wyznania mają swojego przedstawiciela oraz specjalnie przeszkolonej pielęgniarki, jeśli zajdzie potrzeba zespół dysponuje również lekarzem psychiatrą) i wszyscy pomagają przeżyć w odpowiedni sposób zarówno śmierć jak i żałobę.
A zatem doszliśmy do punktu, gdzie aborcja nie rozwiązuje problemu żałoby w żaden sposób. Może ją nawet znacznie utrudniać, powodując rozwój problemów emocjonalnych dotyczących nie tylko kobiety, ale całej rodziny. Jak już wspomniałam w UK cały zespół ciężko długimi miesiącami pracuje, aby pomóc matce zaakceptować ten tragiczny moment.
W Polsce… widzę tu zadanie dla psychologów, by opracowali zalecenia, którymi powinniśmy się kierować w kontakcie z takimi kobietami i ich rodzinami. I takie wytyczne powinny trafić do wszystkich począwszy od lekarzy do zwykłego człowieka. Nawet powinny być odczytane na mszy świętej w celu popularyzacji świadczenia jak również rozwinięcia zagadnienia w stronę duchową. Komitet strajkowy - klawa rzecz, ale poważnie myślę, iż kobiety dużo tracą ustawiając świat inaczej. To, co głoszą to też stereotyp i prezentują trochę ciasne myślenie.
Kiedyś kobiety wkurzały się, gdy chłopak przynosił pieniądze na aborcję i mówił, że ma to z głowy…? Jest takie powiedzenie: “Puste beczki wydają najgłośniejsze dźwięki”. To prawda. “Małe pieski szczekają najzjadliwiej”. Bądź co bądź SIŁA nie krzyczy i nie walczy - zwyczajnie, bo jest siłą. Nigdy nie spotkałam silnych ludzi, by kiedykolwiek wrzeszczeli.
Od ludzi wchodzących w politykę wymaga się trochę wyższej inteligencji i wiedzy o świecie, a także zrównoważenia emocjonalnego, o kulturze nie wspomnę. Tego przywódczyniom strajków po prostu brakuje. Zniszczyły np. budowane przez lata przekonanie, że mężczyzna jest współodpowiedzialny za ciążę i dziecko. Powiedzenie “mój brzuch, moja sprawa” zdejmuje odpowiedzialność z mężczyzny i wkłada na kark kobiety. To ona ma coś z tym zrobić. Mężczyznę znowu sprowadzono do podmiotu, który ewentualnie może tylko wesprzeć finansowo lub utwierdzić w samej decyzji o podjęciu aborcji. I to tyle jego udziału…
Naprawdę, można mieć różny stosunek do aborcji. Natomiast to o czym mówi Rada Koordynacyjna Marty Lempart, to taki ekwilibrystyczny bełkot, który mi jako praktykowi przypomina sprawę lekarza (abortera) sprzed kilku lat w USA. Lekarz miał przeprowadzić aborcję, ale dziecko urodziło się żywe i co gorsze nie miało ochoty umrzeć. Głupia sprawa. Nie o to, ani pacjentce, tym bardziej medykowi chodziło. Dziecko miało nie żyć, a nie przyjść na świat wcześniej. Poszły pieniądze za procedurę, więc pan aborter postanowił po prostu dziecko dobić. Gdy sprawa wyszła na jaw, bronił się w sądzie mówiąc: “wy hipokryci, co to za różnica gdzie się dziecko zabije, przed sromem, za sromem, w macicy czy poza nią? Przecież to wy uchwaliliście takie prawo. Nie jesteście lepsi ode mnie”.
Przyznacie Państwo, iż komitetowe hasła, są pewną analogią sytuacyjną, jeśli nie logicznym następstwem pewnych zachowań? Jestem osobą, która zgarnia na siebie wszystkie ludzkie emocje. Z charakterem nadwrażliwca trudno mi przejść obojętnie, bowiem nie można się uodpornić na krzywdę ludzką. Ja zdaję sobie sprawę, iż przynależność do Kościoła zaczęła nam wszystkim ostro uwierać. Sejm nie zgodził się na refundowanie leków antykoncepcyjnych. Żaden z siedmiu grzechów głównych nie może się równać straszliwej zbrodni jaką stało się kochanie człowieka tej samej płci. In vitro stało się grzechem. Aborcja z zabiegu medycznego, czasem ratującego życie, stała się grzechem śmiertelnym, obłożonym ekskomuniką i główną osią podziałów społecznych. Ale o wszystkim musimy rozmawiać i to nie wykrzykując barbarzyńskie hasła. Jest w nas siła, tylko musimy ją odnaleźć, aby wypracować konsensus.
Odwołuję się do listu prof. Anny Doboszyńskiej, która wyszła z przepiękną inicjatywą i jakże mądrą zachętą do rozmów, ale w sieci. Mało ludzi zdaje sobie sprawę, że to nie tylko prześwietny fachowiec, fenomenalny umysł, ale przede wszystkim fascynująca osobowość. Taki człowiek, których już praktycznie nie ma. Oddana zupełnie bezinteresownie drugiemu, ot “dinozaur’’ obecnych czasów. Pod płaszczykiem pozornej sztywności, kryje się niezwykle ciepła, szlachetna, wrażliwa i pomocna ponad wszelkie granice osoba. Lekarz z powołania - na służbie, a nie na dyżurze. Jak przyjdzie potrzeba, ona jako medyk i ordynator oddziału covidowego będzie was ratować, bez względu na wasze przekonania i na fakt czy pomimo pandemii maszerowaliście bez sensu przez ostatnie tygodnie ulicami Olsztyna roznosząc koronawirusa.
To już taki piękny człowiek,… pomijając wszystko nastawiona na ratowanie każdego istnienia ludzkiego, czy to w zarodku, czy to już w rozwiniętej formie - czyli pełnia troski od początku do końca. A wy?… Pamiętajmy, gdy osłabiamy sami naszych obrońców hejtem, krytyką, zastraszaniem, przegrywają tak naprawdę nie ci, którzy mają nas ratować, a my sami. A ochotników na tą wojnę jakoś brak!
Na koniec proszę o nietracenie czujności, zapytajmy się wszyscy, co w naszym życiu tak naprawdę jest istotne? Życie to przede wszystkim odpowiedzialność za nie, ale nas, nie tylko medyków obowiązuje też odpowiedzialność za tych, którzy są obok nas. Bardzo proszę ogarnijmy się i pozostańmy w domach, a frustrację póki co, wyładujmy na forach internetowych. A jak już koniecznie musicie się poszwędać, to gorąco zachęcam do wolontariatu na covidowych oddziałach, gdzie śmierć zbiera żniwo i może pod taką presją zaczniemy odkrywać życie na nowo, tym razem przez pryzmat empatii?
dr med. C. Kessler
Skomentuj
Komentuj jako gość