Oficjalnie ruszyła prezydencka kampania wyborcza, choć faktycznie rozpoczęła się ona na długo przed ogłoszeniem terminów wyborów. Czy dalej obowiązuje podział politycznej sceny na obóz rządzący i totalną opozycję? Wszystko wskazuje, że ten duopol nadal obowiązuje (zbiorowy atak na obecnego prezydenta Andrzeja Dudę), choć niektórzy kandydaci próbują ten podział przełamać. Czy jednak są przekonywujący, że są odmienną siłą niż PiS i PO? W to wątpię.
Niewątpliwie pewną niespodzianką są prezydenckie ambicje Szymona Hołowni, który zdradził, że już w sierpniu ubiegłego roku, czyli jeszcze przed wyborami parlamentarnymi, podjął decyzję startu w wyborach na prezydenta Polski. Ten szołmen TVN-u i jednocześnie uchodzący za liberalnego katolika przedstawia się jako kandydat obywatelski, bezpartyjny. Jako jedyny nie ogłosił swego wyborczego hasła, ludzie mu je podpowiedzą. Świadczy to tylko o jednym: faktycznym braku programu. Na głosy tradycyjnych katolików nie może liczyć (a co pewnie obstawiali polityczni poplecznicy Hołowni), gdyż już zapowiadał, że jego decyzje jako prezydenta będą sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Opowiada się za in vitro, podpisałby ustawę o partnerskich związkach homoseksualnych, a także rozszerzającą dostęp do aborcji. Z pałacu prezydenckiego usunąłby krzyże i nie brał udziału w uroczystościach religijnych jako prezydent. Przecież to wypisz – wymaluj hasła tzw. postępowych katolików z „Gazety Wyborczej” i „Tygodnika Powszechnego”, gdzie Hołownia drukuje swoje artykuły. I stąd może dla niektórych zdziwieniem jest, że dominikanin o. Adam Szustak publicznie ogłosił, że choć nie chodził głosować przez 23 lata, to teraz swój głos odda na Hołownię. Ale od lat polscy dominikanie i jezuici podzielają poglądy głoszone przez „Gazetę Wyborczą”, a zapominają o Ewangelii. Hołownia głosi wręcz teologiczną herezję, twierdząc że na sądzie ostatecznym bedą nas sądzić świnie, które zjedliśmy. Internauci od razu wypomnieli mu, że na Sądzie Ostatecznym będą nas sądzić nie zwierzęta, ale Jezus Chrystus. Hołownia stał się walczącym wegetarianinem więc na pewno zyska jakieś głosy od tzw. ekologów.
Znamienny jest sztab wyborczy Szymona Hołowni. Pracami zespołu ds. bezpieczeństwa ma kierować gen. Mirosław Różański, który odszedł do cywila w roku 2016 w proteście przeciwko polityce ministra Antoniego Macierewicza. Radosław Figiel, poseł PiS-u od razu zapytał: Czy to znaczy, że Hołownia będzie stał na stanowisku, że amerykańskie wojska w Polsce zwiększają zagrożenie dla naszego kraju, nie stać nas na zakup F-35, a przekop mierzei jest niepotrzebny? Gen. Różański krytykował utworzenie Wojsk Obrony Terytorialnej, tworzenie jednostek wojskowych po prawej strony Wisły, rozmieszczenie na terenie Polski baz NATO. Był gościem Jerzego Owsiaka w Kostrzyniu, gdzie w roku 2018 twierdził, że sytuacja w Polsce jest podobna do tej, jaka jest w Syrii, a Polsce grozi wojna. Antoni Macierewicz wprost powiedział, że generał reprezentuje geopolityczną opcję rosyjską. Zresztą, zdążył być nawet członkiem PZPR, więc można przewidywać, jaką politykę zagraniczną prowadziłby Hołownia, który zapowiedział, że do jego zespołu wejdą też inni generałowie, admirałowie, dyplomaci, specjaliści od cyberprzestrzeni. Podejrzewam, że podobnej proweniencji co gen. Różański.
Głównym doradcą gospodarczym Hołowni został Piotr Kuczyński, autor „Krytyki Politycznej”, oczywiście zdeklarowany ateista. Kuczyński wprost stwierdza, że miał dużo sympatii do Partii Razem. W wywiadzie dla „Plus-Minus” powiedział: Uważam, że mam różowe poglądy, a nie czerwone. One są w zasadzie socjaldemokratyczne. Nigdy nie miał wykształcenia ekonomicznego, a jest magistrem inżynierem elektroniki. Szymon Hołownia nie skończył studiów, jak też Krzysztof Bosak (ten studiował aż na trzech kierunkach) więc na większość fachowych pytań zadawanych przez dziennikarzy odpowiada, że to dopiero przeanalizujemy w sztabie wyborczym. Za to potoku ogólników w jego wypowiedziach nie brakuje, zresztą sam się pochwalił, że bardzo lubi przemawiać. Cóż, taki Narcyz, któremu zamarzyła się prezydentura RP.
Szefem sztabu wyborczego został Jacek Cichocki, onegdaj za czasów rządów Donalda Tuska kierujący MSWiA, mający wtedy pod sobą wszystkie tajne służby. To jeden z najbardziej zaufanych ludzi byłego premiera, który pojawił się na konwencji Hołowni zwiastującej start w wyborach prezydenckich już w Gdańsku. Do sztabu dołączyła też małżonka Cichockiego. Nad całością czuwa Michał Kobasko, dziennikarz ale też członek Rady Atlantyckiej, która faktycznie jest agendą amerykańskich wpływów. Przedziwne grono ludzi zgromadził więc Hołownia, nic więc dziwnego, że Stanisław Michalkiewicz powiedział: Widzimy i Amerykanie, i Stare Kiejkuty i bezpieka, to kandydatura pana Hołowni jest dobrze obstawiona, jak nie ma co. Jednak chyba pojawiły się spore kłopoty finansowe. Zaplecze które miało sypnąć hojnie groszem, chyba wycofuje się ze złożonych obietnic, skoro Hołownia doprasza się, aby milion Polaków przynajmniej wysłało mu po 10 złotych, a wtedy zbierze na kampanię 10 milionów zł. Czy znajdzie tylu naiwnych? Oficjalną kampanię rozpoczął od wielkiej wpadki i został przyłapany albo na kłamstwie, abo na niemowlęcej naiwności. Chodzi i pierwszy spot wyborczy, w którym nawiązano w sposób szyderczy do katastrofy smoleńskiej mającej miejsce równo 10 lat temu. Twórca filmiku wprost powiedział, że właśnie chodziło im o odmitologizowanie tamtej katastrofy i świadomie taki spot przygotowali. Hołownia użyczył swego głosu filmikowi, a potem się głupio tłumaczył, że on wcale nie odebrał tego, jako aluzji do Smoleńska. Czy człowiek, który tyle lat pracuje w telewizji udaje, że nie rozumie najprostszego, filmowego przesłania? Druga poważna wpadka sztabu Hołowni to publikacja w internecie nazwisk wolontariuszy i zwolenników Hołowni z podanymi danymi personalnymi, które podlegają ochronie. Jak udowodnili to internauci, bardzo łatwo było zeskanować wszystkie dane. A skoro za bezpieczeństwo w sztabie odpowiada generał, któremu dalej się chyba marzy Układ Warszawski, więc nie dziwmy się, że o cyberprzestrzeni i cyberatakach żadnego pojęcia nie ma.
Szymon Hołownia sam nie wierzy, że zostanie prezydentem RP. Sam to powiedział, a chyba nie kontroluje swoich wypowiedzi. Zapowiedział, że po wyborach prezydenckich utworzy nową partię polityczną. Jak wiadomo prezydenci RP obejmując ten urząd pozbywają się partyjnej legitymacji. A Hołownia po wyborach dopiero zacznie zakładać nową partię, czyli faktycznie sam przyznał się pośrednio, że w wyborczy sukces nie wierzy. Dlaczego więc startuje? Jakie siły za nim stoją? Kto będzie go finansował? Czy chce powtórzyć sukces Pawła Kukuza, który osiągając trzeci wynik w prezydenckich wyborach potem utworzył ruch Kukiz'15 i wprowadził do sejmu ponad 60 posłów. Niestety, politycznie dziś Kukiz to człowiek przegrany. Niewątpliwie najbardziej zaufany człowiek Tuska od specsłużb Jacek Cichocki nieprzypadkowo kieruje sztabem Hołowni. Filmik naigrywający się z katastrofy smoleńskiej jakby wprost wyszedł z propagandowej walizki byłego premiera. On nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w krajowej polityce, a jego marzenie to zostanie prezydentem RP. Być może planowana partia tworzona przez Hołownię ma być platformą wyborczą dla Tuska w kampanii prezydenckiej za pięć lat. Stawianie na Władysława Kosiniaka-Kamysza trochę się nie powiodło, choć i ten konik dalej jest w rezerwie. Na pewno podczas kampanii wyborczej bardziej poznamy tych, którzy za Hołownią dziś stoją, a boją się ujawnić.
Jan Rosłan
Skomentuj
Komentuj jako gość