Zdrowy rozsądek jest także konieczny w polityce. Po wyborach do Sejmu i Senatu 13 października 2019 r. będziemy doświadczać jego niedosytu bardzo często.
Feministki ruszyły pełną parą. Szczególnie lewica i jej członkowie, pardon, członkinie. Wszak zgodnie z partyjnym, wyborczym hasłem „Łączy nas przyszłość. Tak na marginesie, jak może łączyć coś, co ma dopiero kiedyś być. To jedno z wielu niefortunnych zawołań przygotowanych, przez różne zresztą opcje, na jesienne wybory parlamentarne. Gdyby było poprawnie napisane „Połączy nas przyszłość”, to może miałoby to jakiś sens. Czyli to co zrobimy, to czego dokonamy, to będzie nasze wspólne. I wtedy jest OK. Bo lewicę bardziej łączy „przeszłość” i to w różnych wariantach złych i niefortunnych zdarzeń, politycznych tragicznych historii nie rozliczonych do dziś. Nie osądzono winnych za 1970 r., 1976 r., czy 1981 r., stan wojenny i wszystkie działania kontra robotnikom i ich dążeniu do prawdziwej wolności. I zabijania robotników przez udającą proletariacką władzę.
Owe feministki po dostaniu się do Sejmu, poczuły władzę w rękach i w nogach. I od razu stwierdziły „odzwyczailiśmy się od pięknych żeńskich końcówek”. Czyżby? Podczas ubiegłorocznych wyborów na prezydenta Olsztyna jedna z kandydatek, rzecz jasna lewicowych, cały czas upierała się, iż ona kandyduje na stanowisko „prezydentki Olsztyna”. Nikt nie zwracał na to uwagi, że w oficjalnej nomenklaturze jest „prezydent”, czyli pani sama nie wie na jakie stanowisko kandyduje.
Ta sama sprawa, czyli forsowania żeńskich końcówek była już podejmowana w 2013 r. przez lewicową posłankę Wandę Nowicką. Na kopertach z żółtym nadrukiem zamiast „poseł”, pojawiło się przy nazwisku „posłanka”. Zainteresowanie innych posłanek nowymi kopertami było jednak znikome. Kancelaria Sejmu poinformowała wówczas wszystkie parlamentarzystki „o nowej formie”, mimo to zgłosiło się tylko 15 z nich. W Sejmie zasiadało 110 posłanek i większość z nich zachowała dystans wobec tej inicjatywy. Jedna z nich stwierdziła: - Ważne, by posłanka dobrze wykonywała mandat. To, jak zostanie nazwana, jest drugorzędne – napisała.
Wtedy i teraz niektóre z posłanek patrzą na to zagadnienie chłodnym okiem. Deputowana obecnej IX kadencji Sejmu podkreśla: - Lubię manifestować kobiecość. Ale zęby mnie bolą od gościń, elektek, słowa “ministra”. To nienaturalne. Jak noszę spodnie, nie próbuję nadać im rodzaju żeńskiego. To damskie spodnie. Ps. Zawsze mówię, że jestem dziennikarzem, czasem używam słowa dziennikarka. Żyję. Wszystko oryginalne.
Niech kogoś w tym bełkocie: „gościn, elektek, ministra” nie zdziwi, że „odkrywczynie nowego słownictwa” tak stawiają sprawę na głowie, że nie wiadomo, czy chodzi o kobietę ministra, czy poprawnie od „minister”-jak najbardziej poprawnego do „ministra” w formie dopełniacza: kogo? czego?, czyli właśnie ministra. Jak widać to szalone słowotwórstwo prowadzi do głupich pułapek. Jeszcze jako kandydatki do Sejmu IX kadencji rewolucjonistki owych szalonych odmian zaczęły używać „elektki”, zamiast poprawnego i zrozumiałego: „poseł, posłanka-elekt”. Ładnie i po polsku. Komu to przeszkadzało? I jakoś te elektki można skojarzyć z „marionetki”?
Gdy te wybrane kandydatki zaczęto zapraszać do telewizji, jedna z nich w rozpędzie do odwracania nazw powiedziała sama o sobie, że jest „gościnią”, a nie gościem. Podniosło się larum na takie językowe wygibasy, to „twarda” parlamentarzystka poszła po rozum do głowy. Przeprosiła. I chyba bardziej się ośmieszyła „przechodząc” na formę „gością” (co znowu się kojarzy z „kością”(?) niezgody? I głos ludu zamieniony w internautów podpowiada jeszcze inna dziwactwa: „gościanią” lub „gościunką”. Oj, i tak by można było wymyślać, dziwaczyć, kombinować mocium Panie, byle dalej od rozsądku.
A jak feminatyw-żeńskie odmiany mają rządzić, to wracając do „Seksmisji” i jednego z najsłynniejszych powiedzeń: „Kopernik też była kobietą”, może warto astronoma „przerobić” i niech będzie: „Mikołaj Kopernikinia”. Czy to nie zachwycające? Poprzez żeńskie końcówki odzieramy wielkiego odkrywcę wszechświata z męskiej próżności. Manuela Gretkowska, zasłużona z feministycznych barykad, twierdzi, że obecna fala feminizmu i powrotu do żeńskich końcówek to dopiero początek. Bo to zapowiada zmianę mentalności. W opinii Gretkowskiej: świat się zmienił i zmienia się język? Być może. Ale na mniej zrozumiały, mniej komunikatywny, a nawet śmieszny? Znowu to samo pytanie: po co to komu?
Lewica i jej żeńska część drepce w miejscu, nie maja świeżych pomysłów. O projektach nie mówiąc. No właśnie „projekt”. Toż to męskie niewątpliwie. Ten projekt. A „ta”? „Projektka”? „Projeta”? Czy „Projektantka?” Zaraz, zaraz „projektantka” wysiada, bo to o modzie, a ma być o polityce.
I żeby nie było, że dokładamy kobietom, lub ich nie lubimy? Jest odwrotnie. Szanujemy jak najbardziej. Dlatego zależy nam na tym by się nie kompromitowały. I stąd ze zgrozą postrzegamy wypowiedź Dominika Tarczyńskiego z PiS, który zwrócił się do feministek: - Końcówkę wsadź sobie w mózg albo w brudne buty, może pomoże. Nie pokonacie normalności, dewianci. To szaleństwo powstrzymamy i wasze chore ideologie z radością poniżę. Dla dobra naszych dzieci! Zrobię to w sejmie!
I dodał: Czekam na pierwsze posiedzenie z tym nowotworem demokracji... Niestety mało eleganckie i nieładne. I mało męskie. Może naprawy polskiego kraju nad Wisłą, Wartą i Bugiem nie będzie, ale jałowych sporów z feministycznym tłem, co niemiara.
Andrzej Dramiński
Radca prawny i publicysta
Skomentuj
Komentuj jako gość