Czy jest możliwe, aby o polityku można powiedzieć, że „ten człowiek jest w porządku”? Jak pokazała historia zdarzają się tacy politycy. Takim człowiekiem w moim mniemaniu (myślę, że nie tylko) jest na pewno premier Jan Olszewski.
W czasach, gdy tak bardzo potrzebne są nam autorytety, On na pewno nim jest. Polacy nie oczekują od osób zasiadających w parlamencie, aby byli idealni – wystarczy, że będą w porządku.
Gdy myślę o historii naszego parlamentu w latach osiemdziesiątych dostrzegam jakie miernoty nas reprezentowały. Obecnie też ich nie brakuje. Oczywiście nie mogę tak powiedzieć o wszystkich – bo to nie prawda, po tylu latach potrafię dostrzec różnicę.
Gdy tak rozmyślam, to nie mogę się nadziwić jacy byliśmy naiwni, łatwowierni i przykro to powiedzieć, ale także głupi.
Przeżyliśmy stan wojenny i wiedzieliśmy czego mogliśmy się spodziewać po komunistach i aparacie przemocy i tu nie powinno być zaskoczenia. Natomiast po ludziach „Solidarności” oczekiwania były zupełnie inne. Chcieliśmy uczciwości, sprawiedliwości, partycypacji wszystkich Polaków w podziale majątku narodowego, a także udziału w zarządzaniu krajem.
Idąc do wyborów 4 czerwca 1989 roku byliśmy pełni entuzjazmu i nadziei. Nareszcie coś się zmieni.
Jacek Kuroń nawoływał abyśmy „zacisnęli pasa”. Mówił, że przez dziesięć lat będziemy obudowywać kraj, rozwijać przemysł, a potem wszyscy sprawiedliwie korzystać z owoców naszej pracy. Ludzie o dziwo przystali na to bez zbędnego szemrania.
Niestety długo nie trzeba było czekać, aby zrozumieć, że zostaliśmy oszukani.
Gdy my „zaciskaliśmy pasa” a Jacek Kuroń karmił nas zupą, po którą ludzie ustawiali się w kolejkach, na wyższych szczeblach władzy odbywała się kradzież majątku narodowego. Nazywało się to uwłaszczeniem. Najbardziej jednak boli to, że brali w tym udział ludzie z „Solidarności”, którym z taką naiwnością zawierzyliśmy. Realizowano uzgodnienia „okrągłego stołu”
i rozmów w Magdalence.
Byłam w jakimś stopniu zaangażowana w wybory 4 czerwca. Jako działaczka „Solidarności” i więźniarka stanu wojennego nie chciałam stać z boku.
Rozprowadzałam ulotki, znaczki, prasę, jeździłam na spotkania, towarzyszyłam kandydatom do parlamentu. Byłam pełna nadziei i optymizmu. Nareszcie Polska będzie wolna i demokratyczna. Komisja Zakładowa OZOS – Stomil zaproponowała zgłoszenie mojej kandydatury do Senatu. Odmówiłam, gdyż uważałam, że nie jestem gotowa, aby wziąć na siebie tak dużą odpowiedzialność. To, że byłam więźniem w stanie wojennym nie mogło być powodem, aby kandydować. Wysunięto kandydaturę przewodniczącego Komisji Zakładowej Jana Kowalskiego, który nie został wybrany. Ufałam, że ludzie z „Solidarności”, którzy stają do wyborów to są ci najlepsi.
Niedługo trzeba było czekać, gdy nadszedł czas rozczarowania, żalu, rozgoryczenia, wstydu z własnej naiwności i głupoty. Bardzo szybko staliśmy się kulą u nogi dla rządzących, którzy bardzo szybko o nas zapomnieli. Nie byliśmy już im potrzebni a oni nie byli już nasi. Jeszcze raz podkreślam, że nie o wszystkich tak myślę i nie wszystkich oskarżam o zdradę – bo tak nie było. Dla mnie człowiekiem, o którym można powiedzieć, że był w porządku to premier Jan Olszewski – godny zaufania, uczciwy, patriota, myślący o Polsce, prawdziwy mąż stanu.
Jak się potoczyły losy „rządu Olszewskiego” – to wiemy z historii i mam tu na myśli „nocną zmianę”. Brak lustracji spowodował, że ludzie reżimu i tajni współpracownicy objęli rządy w kraju. Zagnieździli się w różnych strukturach, przejęli znaczące gałęzie przemysłu i do dziś są w obiegu. Hydrze łby odrosły.
Któregoś roku na Radiowej – w siedzibie radia i telewizji – odbyło się spotkanie z Leszkiem Balcerowiczem. Zadałam mu pytanie – jak to jest możliwe, że elity żyją w dostatku mimo kryzysu, a ludzie dzięki, którym zasiedli w ławach poselskich żyją w nędzy ? Balcerowicz odpowiedział, że nie wszyscy potrafili odnaleźć się w zaistniałej sytuacji. A ja myślę panie Balcerowicz, że byli po prostu uczciwi, a błędem ich było to, że uwierzyli takim jak pan.
Uważam, że my Polacy powinniśmy nauczyć się wyciągać wnioski z historii. Idąc do wyborów promujmy ludzi, którzy są w porządku, bo ile razy można być głupim ? Najbliższe wybory to te do Parlamentu Europejskiego. Tak nie wiele trzeba, aby żaden zdrajca nie przemknął się przez sito wyborcze. Namawiam, aby skorzystać z metody demokratycznej – kartki wyborczej. Wystarczy po prostu iść i zagłosować i oszczędzić nam wstydu. Nie musi być tak aby mówiono, że „Polak przed szkodą i po szkodzie głupi”.
Anna Niszczak
działaczka „Solidarności”,
więźniarka stanu wojennego
Skomentuj
Komentuj jako gość