Po Superwizjerze poświęconym Helperowi zadzwoniło do mnie kilka osób pytając o ocenę programu. Najbardziej zabrakło mi w tym programie odpowiedzi na najważniejsze dziennikarskie pytanie: dlaczego? Dlaczego było możliwe przez tyle lat – od 2010 roku przekazywanie stowarzyszeniu milionowych dotacji bez obowiązku transparentności wydatków i ich kontroli ze strony tych, którzy te pieniądze podatników przekazują.
A jak nie ma transparentności i kontroli, to jest wręcz zaproszenie do korzystania z takiej okazji (wszak okazja czyni złodzieja). Do dzisiaj stowarzyszenia prowadzące Środowiskowe Domy Samopomocy nie wywieszają na swoich stronach w Internecie dokładnych sprawozdań, ile pieniędzy otrzymali i na co je wydali, włącznie z podaniem wysokości wynagrodzeń kierownictwa. Ba, sądy w ogóle nie egzekwują od tych stowarzyszeń i fundacji przedstawiania sprawozdań rocznych. Idźcie do sądu i znajdźcie sprawozdania w aktach Helpera!
Pisałem wielokrotnie o przyczynach, dlaczego taki proceder, jaki przez lata uprawiał Helper był możliwy.
Trzeba zacząć od Ustawy o pomocy społecznej i rozporządzeniach do niej, które są tak ogólnikowe i nieprecyzyjne, że pozwalają na bezkarne wyprowadzanie milionowych dotacji na prywatne konta. Jak pokazał casus Helpera, można traktować zakupiony sprzęt i wyposażenie jako własność stowarzyszenia a nie samorządu, który przekazuje dotacje czy Skarbu Państwa, można przyznawać sobie wynagrodzenie idące w dziesiątki tysięcy złotych miesięcznie, można otrzymywać 1000-1200 złotych dotacji na klienta miesięcznie, po zaledwie kilku dniach pobytu na zajęciach a i to nie jest przez nikogo sprawdzane. Dlatego w Superwizjerze Tomasz Kaczmarek mógł oznajmić zdumionym reporterom: tak, kupujemy drogie kosmetyki i perfumy, bo nas na to stać! Jak w „Misiu” Barei, prawda? (na zdjęciu, ta scena, gdy Tomasz Kaczmarek pokazuje kosmetyki).
Za rządu PO-PSL zmieniono prawo wyjmując spod Ustawy o Zamówieniach Publicznych stowarzyszenia i fundacje. Dzięki temu takie same przepisy dotyczą Koła Gospodyń Wiejskich startującego w konkursie o 1000 złotych na zorganizowanie wiejskiej imprezy, jak i stowarzyszeń prowadzących remonty i dokonujących zakupów wyposażenia za kwoty idące w dziesiątki milionów złotych. Helper dysponuje aż dwoma opiniami prawnymi, że stowarzyszeń nie obowiązuje ogłaszanie przetargów zgodnie z PoZP. Zresztą, nie musieli się tak asekurować, gdyż sam wojewoda Marian Podziewski ich o tym zapewnił na piśmie.
Sprawa kontroli wydatków. Mechanizm był następujący: Helper pisał sprawozdanie a urzędnik samorządowy ograniczał się do roli listonosza przekazującego go, po przepisaniu, do urzędu wojewódzkiego.
Wojewoda twierdził, że kontroluje ten, kto bezpośrednio przekazuje dotacje, czyli samorząd a wójtowie, burmistrzowie i prezydent twierdzili, że to sprawa wojewody.
Oczywiście, nic i nikt nie byłby w stanie zabronić wójtowi skontrolowania każdej faktury Helpera, a w przypadku odmowy ich okazania, powinien ostrzec, iż wypowie umowę ze skutkiem natychmiastowym i gdyby takie ostrzeżenie nie poskutkowało – spełnić swą groźbę. Jednak wójtowie, burmistrz i prezydent Olsztyna nie chcieli nic wiedzieć, nic słyszeć, nic widzieć, jak ta przysłowiowa małpeczka.
W Superwizjerze półgębkiem wspomniano, że kontrolę finansową dopiero zrobił obecny wojewoda. Nie wyjaśnili jednak dlaczego tak się stało? Bo musieli by ujawnić, że za rządu PO i PSL zawiązało się w tej sprawie w Olsztynie ponadpartyjne porozumienie: posłanki PiS Iwony Arent, wojewody z PSL Mariana Podziewskiego i senatora PO Ryszarda Góreckiego. Trumwirat szczycił się tym i wzajemnie chwalił na gali 5-lecia Helpera. No, ale o tym w TVN nie mogli powiedzieć...
Niestety, wygląda na to, że odpowiedzą tylko pionki, którym już postawiono zarzuty, czyli podwykonawcy robót remontowych. Prokuratorzy nic nie będą w stanie udowodnić kierownictwu Helpera. Skoro tak swoje roboty wycenili wykonawcy, no to oni płacili. Skąd mają się znać na tym, ile kosztuje położenie glazury? Wykonawca sporządził kosztorys, samorząd go otrzymał i nie kwestionował. A to, że wykonawca robót pożyczał pieniądze ówczesnej prezes Helpera Katarzynie Kaczmarek? (Kontrolerzy urzędu skarbowego stwierdzili, że pieniądze dla Henryka Czerwiński trafiały od niego z powrotem do ówczesnej prezes Helpera. W listopadzie 2012 roku udzielił jej trzech pożyczek na łączną kwotę 450 tysięcy złotych - podano w Superwizjerze). Tomasz Kaczmarek słusznie w Superwizjerze stwierdził, że "to nie jest karalne". Jeśli ten wykonawca ukradł te pieniądze, które pożyczył Katarzynie K., no to on odpowiada za kradzież, a nie ten, który od niego je pożyczył. Tak samo jak nie jest karalna darowizna 2 mln złotych, jaką babcia Tomasza Kaczmarka uczyniła na rzecz ukochanego wnuczka. Całe życie oszczędzała na ten cel i niech policja skarbowa jej udowodni, że tak nie było?
Ta sprawa będzie rzeczywiście li tylko polityczna, jeśli lekcji z niej nie wyciągnie resort rodziny, pracy i polityki społecznej i nie uszczelni Ustawy o pomocy społecznej i jeśli wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast nie będą pociągani do odpowiedzialności karnej i finansowej za brak nadzoru na pieniędzmi publicznymi. Jak obecnie wojewoda jest bezsilny pokazuje postawa burmistrza Reszla i wójta Purdy, którzy pokazali wojewodzie "gest Kozakiewicza" i ani myślą wypowiedzieć umowy Helperowi.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość