Redaktor Łukasz Adamski nieustannie powtarza, że prawica popełnia straszliwy błąd odpuszczając sobie popkulturę i kulturę w ogóle. Bujając w teoretycznych obłokach, nurzając się w barokowym bełkocie naukawych [sic] idei, oddaje walkowerem lewicy świat komiksów, hollywoodzkich bajek, ładnych obrazków. A ponieważ żyjemy w świecie rządzonym przez blaskomiotny bajer, oddaje tym samym władzę nad globem szczerbatym cwaniakom. Coś w tym jest.
Przypadłości podobnej, ku własnej zgubie, hołubią nie tylko prawicowcy ale i konserwatyści. W efekcie i jedni i drudzy tracą z oczu całe sfery życia, całe urodzajne pola wpływania na ogół ludzkości. Ekologia jest jednym z nich. Przyszło mi to do głowy w trakcie smętnych refleksji nad wycinką Puszczy Białowieskiej, deweloperskim wyżynaniem drzew w mojej okolicy oraz osobą pana Szyszko, ministrem w rządzie, który naprawdę chciałbym umieć popierać. Tak, czy inaczej wyszło mi, że ekologia jest klasyczną ofiarą myślenia pakietowego, schematycznego, czyli: ideologicznego. Powoduje on, że w Polsce nie można (tzn. wolno, ale nie można) np. być jednocześnie zwolennikiem aborcji i kary śmierci, wielbicielem Powstania Warszawskiego i Unii Europejskiej albo np. żądać i ścieżek rowerowych i przejezdnych ulic. Kto tego nie rozumie, to ma problem, bo nikt go nie lubi i za Chiny Ludowe nie załapie się do żadnego z lechickich obozów.
W ramach tego myślenia będąc konserwatystą (albo prawicowcem), nie godzi się być obrońcą przyrody. Tymczasem sprawa polega na szeregu nieporozumień i nieuzasadnionych zawłaszczeń.
Ruchy zielonych od zarania zespawane były z lewą stroną sceny politycznej. Głównie zresztą z własnej - ekologów - winy, bo nie sposób np. nie zauważyć, że chociaż aktywiści regularnie zatruwali życie wszelkiej maści imperialistom i kapitalistom (dzisiaj to po prostu świat Zachodu), to raczej enigmatycznie reagowali (a częściej w ogóle) na o wiele bardziej szkodzące przyrodzie poczynania reżimów komunistycznych i pokomunistycznych. W ten sposób - jak to zwykle u lewaków - piękna idea obrony natury przerodziła się w proceder co najmniej podejrzany.
A przecież, co konserwatyści (oraz prawicowcy) oczywiście przeoczyli, ekologizm jest ideą z gruntu konserwatywną. Cóż bowiem bardziej zachowawczego, niż dbałość o pozostawienie świata takim, jakim jest on dzisiaj ? Czy nie jest konserwatywnym dążenie do minimalizowania skutków zmian? I cóż - przy okazji - bardziej lewackiego, niż postęp dokonywany za wszelką cenę, nawet za cenę wycięcia ostatniego z drzew? Co jest bardziej konserwatywne niż więź z otoczeniem, naturą, i co może być bardziej rewolucyjne niż forsowna industrializacja, mechanizacja, zabetonowanie wszystkiego dookoła ?
Z prawdziwą przyjemnością czytałem wynurzenia zawodowego działacza zielonych, opowiadającego np. o szansie na zmniejszenie bezmyślnego zużywania nośników energii (praktycznie zawsze produkowanych ze szkodą dla środowiska), poprzez zmianę w modelu usług miejskich. Sugerował on rezygnację z molochów wszystkoidalnych (np. galerii handlowych), do których zawsze jest daleko (a więc zawsze trzeba dojechać spalając benzynę), na rzecz systemu drobnych, rozproszonych punktów obsługi ludności (od przedszkoli, szkół, sklepów aż po urzędy), które sytuowałyby się "na rogu ulicy", czyli blisko miejsca zamieszkania każdego z nas. Przecież to ideał doskonale konserwatywny: malutkie sklepiki obsługiwane przez właścicieli, jednopunktowe dystrybutory paliw, domowe przedszkole na sześciu berbeciów z tej samej ulicy. I miejski urzędnik siedzący kątem na poczcie.
A energia ze źródeł odnawialnych ? Przecież każdy konserwatysta marzy o społeczeństwie zbudowanym z jednostek niezależnych, także w sensie energetycznym. Nie ważne, czy będzie to wiatrak, elektrofotowoltaika, gaz z gnojowicy. Ważne, że dzięki nim ludzie mogą odzyskać kawałek swobody, będący odłamkiem wolności.
Chyba czas odbić ekologię z łap niedomytych lewaków. Również przez wzgląd na dobro natury.
Kolega Melchiora
Skomentuj
Komentuj jako gość