Otrzymałem wezwanie wraz z wydawcą Bogdanem Bachmurą do stawienia się w Wydziale ds. Walki z Przestępczością Gospodarczą KMP w Olsztynie. Stawiliśmy się w środę 4 maja. Na miejscu okazało się, że ściga mnie prezes Helpera, a moje „przestępstwo gospodarcze” polega na użyciu zdjęcia, jako ilustracji do artykułu „Poseł Arent atakuje olsztyńskich prokuratorów za Helpera”, na którym prezes Helpera Katarzyna Kaczmarek pozuje wraz z poseł Iwoną Arent.
Zdjęcie zostało wykonane podczas spotkania Wielkanocnego w ośrodku Helpera w Olsztynie z udziałem olsztyńskich VIP-ów, w tym poseł Iwony Arent, prywatnie przyjaciółki prezes Helpera i jej męża Tomasza Kaczmarka, znanego jako „agent Tomek”.
Z pytań pani policjant wywnioskowałem, że prezes Helpera Katarzyna Kaczmarek oskarża mnie o naruszenie praw autorskich stowarzyszenia Helper do tego zdjęcia. Ponoć to zdjęcie pracownik Helpera wykonał tylko na użytek wewnętrzny stowarzyszenia, a nie do wykorzystania publicznego.
Fakty są takie. Na stronie internetowej pisolsztyn.org.pl ukazał się artykuł pt. „Iwona Arent na spotkaniu Wielkanocnym w centrum Alzheimera”. Do artykułu załączone są zdjęcia z tego spotkanie. Zostały one umieszczone na ogólnie dostępnym portalu flickr. Na zdjęciach wyświetla się informacja „by pis olsztyn”. Nie ma żadnego zastrzeżenia praw autorskich.
Screenshot ze strony PiS Warmia i Mazury. Widoczny napis: "by PiS Warmia i Mazury".
Wyjaśniłem pani policjant, że od kilku lat korzystam ze zdjęć z portalu pisolsztyn.org.pl, gdy piszę artykuły dotyczące tej partii i jej działaczy. Nigdy ze strony kierownictwa tej partii nie spotkałem się z uwagą z tego powodu. Przeciwnie, działaczom PiS zależało na rozpowszechnianiu informacji o życiu partii i podejmowanych przez nią inicjatywach. Więcej, do niedawna dziennikarz Kamil Olszewski jednocześnie robił zdjęcia i pisał teksty zarówno dla strony pisolsztyn.org.pl, jak na portal debata.olsztyn.pl (obecnie jest asystentem wojewody).
Miałem więc prawo domniemywać, że skoro poseł Iwona Arent chwali się na witrynie partii swoją wizytą w Helperze, a zdjęcia są podpisane „by pis olsztyn”, to mogę nim zilustrować informację bezpośrednio wiążącą się i z poseł Arent i z prezes Helpera Kaczmarek.
Gdyby rzeczywiście chodziło o zdjęcie i naruszenie praw autorskich, to dostałbym wezwanie do jego usunięcia ze strony administratora witryny PiS lub od właściciela zdjęcia. Nic takiego nie nastąpiło.
Zdaję sobie sprawę, że tak naprawdę chodzi tutaj o nękanie mnie na każdym kroku, a pośrednio wydawcy, żeby zniechęcić nas do zajmowania się sprawą Helpera oraz panią poseł Iwoną Arent. To zastraszanie i nękanie zaczęło się 25 października 2015 roku, od wieczoru wyborczego. Wówczas to, gdy tylko przestąpiłem próg sali w Hotelu Dyplomat, w którym olsztyńskie PiS świętował swoje zwycięstwo, zostałem zaatakowany przez „agenta Tomka”. Nigdy przedtem z tym człowiekiem się nie spotkałem, nigdy też do tego wieczoru ani o nim, ani o Helperze nie pisałem.
Opisałem ten incydent w Hotelu Dyplomat na portalu „Deb@ty”. Następnego dnia otrzymałem trzy pisma przedprocesowe od radcy prawnej Joanny Sadłowskiej, pełnomocnik prezes Helpera Katarzyny Kaczmarek, skarbnik Helpera Marzeny Hajdukiewicz i jej męża Jacka. W sumie żądano od mnie wpłacenia na Helpera 15 tys. złotych. W ślad za tymi pismami odezwał się do mnie radca prawny dr Jarosław Szczechowicz w tej samej sprawie, jako pełnomocnik skarbnik Helpera i jej męża.
Te kroki podjęte przeciwko mnie nie powstrzymały mnie od publikacji tekstu na portalu „Deb@ty” pt. „Wojna o przywództwo w olsztyńskim PiS-ie”, w którym m.in. poinformowałem o trwającym prokuratorskim postępowaniu sprawdzającym finanse Helpera, bowiem Urząd Kontroli Skarbowej stwierdził brak dokumentacji potwierdzającej wydanie 12 milionów złotych dotacji z resortu pracy.
Po ukazaniu się tekstu najpierw otrzymałem pismo przedprocesowe żądające wpłaty 50 tys. złotych na Helpera i przeprosin za naruszenie dóbr osobistych pani poseł Iwony Arent. Gdy odpowiedziałem odmownie, do sądu trafił pozew. Pani poseł obniżyła w nim swoje roszczenia do 5 tys. złotych. Jednocześnie wystąpiła do Sądu Okręgowego w Olsztynie o zabezpieczenie powództwa, czyli mówiąc kolokwialnie, wydania mi sądowego zakazu pisania o poseł Arent do czasu uprawomocnienia się wyroku. Sąd odrzucił ten wniosek. Poseł zaskarżyła tę decyzję do Sądu Apelacyjnego w Białymstoku, ale ten też nie znalazł podstaw, by uznać żądanie pani poseł. Oba sądy uznały, iż spełnienie żądania pani poseł naruszyłoby prawo do wolności słowa.
Następnie pani poseł rozszerzyła swoje powództwo o kolejny mój artykuł pt. „Poseł Arent atakuje olsztyńskich prokuratorów za Helpera”. Uzupełniła też pozew o sprawę ujawnienia jej danych osobowych (pesel i adres) w skanie pozwu zamieszczonym na portalu „Deb@ty”. Jednocześnie poseł wniosła do Zarządu Głównego SDP o wszczęcie przeciwko mnie postępowania dyscyplinarnego z tego powodu. W piśmie tym pani poseł twierdzi, iż ujawniłem jej dane „umyślnie i celowo” oraz, że „odmówiłem zanonimizowania jej danych osobowych”. Zarzuciła też, iż moje postępowanie ma na celu jej „zaszczucie”.
Faktem jest, iż doszło do nieświadomego zamieszczenia na portalu skanu pozwu pani poseł Iwony Arent bez zasłonięcia jej danych (adres, pesel), ale także bez zasłonięcia mojego prywatnego adresu – jako pozwanego (co pani poseł w powództwie przemilcza). Jak stwierdza pani poseł w swoim piśmie do ZG SDP, została ona poinformowana o tym fakcie - ukazania się na portalu skanu pozwu - tego samego dnia, tj. 8 lutego br. w godzinach wieczornych przez dyrektora jej biura poselskiego. Pani poseł twierdzi dalej w tym piśmie, że w nocy z 8 na 9 lutego „ktoś kilkakrotnie dzwonił domofonem do mnie” i czuła zagrożenie. Gdyby tak było w istocie, to wystarczyło zadzwonić do mnie lub do wydawcy portalu „Debata” - pani poseł dysponuje naszymi numerami telefonów - i nasz błąd zostałby natychmiast naprawiony. Te numery telefonów ma również dyrektor biura poselskiego, bo kilkakrotnie zwracał się do mnie mailem w tej sprawie i za każdym razem wysyłałem mu numer wydawcy. Nie interweniowała również 8 maja wieczorem pełnomocnik poseł Arent, radca prawny pani Joanna Sadłowska, która też ma mój telefon i twierdzi, że czyta każdy mój tekst na portalu. Natomiast następnego dnia, tj. 9 lutego 2016 r. około południa pełnomocnik pani Arent złożyła na policji wniosek o ściganie mnie z powodu naruszenia Ustawy o ochronie danych osobowych.
Gdy tylko policja skontaktowała się z wydawcą w tej sprawie w dniu 9 lutego br., spowodował on bezzwłoczne zasłonięcie na skanie opublikowanego pozwu danych osobowych pani poseł, jak i mojego adresu. Nieprawdą jest zatem twierdzenie pani poseł Arent, iż „Pan Adam Socha nie chciał zanonimizować moich danych osobowych mimo interwencji”, ponieważ żadnej interwencji ze strony pani poseł Arent, ani jej pełnomocnik nie było. Była jedynie interwencja policji w dniu 9 lutego br. z wyżej opisanym, natychmiastowym skutkiem.
Funkcjonariusz policji, jak poinformował mnie pan Bogdan Bachmura, dzwonił jeszcze raz do niego tego dnia 9 lutego, około kwadrans po pierwszym telefonie. Funkcjonariusz twierdził, że jeszcze trzeba zasłonić adresy biur poselskich 3 posłów, których powódka podała w pozwie, jako świadków. Dopiero w tym momencie wydawca zaoponował. Odparł, że adresy biur poselskich są jawne.
A jak to przedstawiła pełnomocnik pani poseł, radca prawny Joanna Sadłowska na rozprawie w Sądzie Okręgowym w Olsztynie 25 kwietnia, z powództwa Iwony Arent przeciwko mnie? Stwierdziła (rozprawa była nagrywana), że wydawca Bogdan Bachmura ODMÓWIŁ zasłonięcia danych osobowych pani poseł. Bogdan Bachmura, który jako widz na tej rozprawie usłyszał te słowa, w czasie przerwy nie krył swego wzburzenia tak jawną manipulacją. Tym bardziej, że na trzy dni przed rozprawą, podczas przesłuchania na policji w dniu 22 kwietnia br., w obecności pełnomocnik poseł Arent, pani Joanny Sadłowskiej, moja żona przyznała, że to ona zamieściła skan pozwu na portalu nie mając świadomości, że w nagłówku zawierał on zarówno dane powódki (jej adres i pesel), jak i nasz prywatny adres. Zeznała również, że po telefonie wydawcy NATYCHMIAST zdjęła skan pozwu i zakryła dane osobowe pani poseł. Ja również zostałem wówczas przesłuchany i potwierdziłem zeznania żony.
W kwestii rzekomego „zaszczuwania” pani poseł. Sąd Okręgowy w Olsztynie oddalił w dniu 25 kwietnia 2016 roku powództwo posłanki Iwony Arent o naruszenie jej dóbr osobistych na portalu www.debata.olsztyn.pl w tekstach: "Wojna o przywództwo w olsztyńskim PiS-ie" oraz "Poseł Arent atakuje olsztyńskich prokuratorów za śledztwo w sprawie Helpera". Zarzut „uwzięcia się na niej" pani poseł podniosła także w ostatnim słowie na sali sądowej. Wnosiła przy tym do sądu o zakazanie mi pisania na jej temat. W uzasadnieniu ustnym wyroku sąd stwierdził co następuje:
„Bowiem w najbardziej skrajnych przypadkach można uznać, że walka z opiniami na temat osoby publicznej podjęta przez tę osobę publiczną może być odbierana w konkretnych okolicznościach, jako zakazane przez artykuł 6 prawa prasowego dążenie do tłumienia krytyki prasowej. Występowanie do sądu w takich sprawach może być odbierane jako chęć tłumienia tej krytyki prasowej, której to tłumienie jest zakazane" – podsumował uzasadnienie sędzia Przemysław Jagosz.
Dodam do tych słów sędziego jedną informację. Pani Iwona Arent chwali się na swojej stronie internetowej, że była wiceprzewodniczącą Parlamentarnego Zespołu ds. Wolności Słowa (!)
Sąd nakazał jednocześnie abym przeprosił powódkę za opublikowanie skanu pozwu zawierającego jej dane osobowe. W tym punkcie wyroku wniosę apelację, gdyż sąd arbitralnie rozstrzygnął, iż to ja zamieściłem skan pozwu z danymi osobowymi pani poseł bez rozpoznania tej sprawy, bez wysłuchania świadków i bez zapoznania się z dokumentacją. Zarówno wydawca, jak i ja nie kwestionujemy, iż doszło do fatalnego niedopatrzenia i wydawca jest gotów za to przeprosić, jednak odrzucamy oskarżenie o „celowym i świadomym działaniu”.
Najnowszym posunięciem rzekomo „zaszczuwanej” pani poseł, to pismo do mojego pracodawcy, prezesa Radia Olsztyn S.A., z pytaniem, czy wyciągnie konsekwencje służbowe wobec mnie w związku ze śledztwem policji w sprawie opublikowaniem jej danych osobowych w skanie pozwu na portalu „Deb@ty”. Natomiast jej przyjaciółka, prezes Helpera uruchomiła prokuratora okręgowego w Olsztynie i Wydział ds. Walki z Przestępczością Gospodarczą KMP.
W związku z tymi działaniami przyjaciółek mam pytanie do wyborców i członków olsztyńskiej PiS, którzy głosowali na panią poseł Iwonę Arent.
1. Czy akceptujecie te działania poseł Iwony Arent wymierzone we mnie, jako dziennikarza śledczego, zwłaszcza posługiwanie się policją i prokuraturą, ale także wobec prokuratorów i policjantów badających finanse Helpera?
2. Czy na tym ma polegać „dobra zmiana”, którą demonstruje poseł Iwona Arent?
3. Czy na tym ma polegać wypełnianie przez nią mandatu posła Rzeczypospolitej Polskiej, opłacanego przez podatników?
Adam Socha
Na zdjęciu: prezes Helpera Katarzyna Kaczmarek wręcza nagrodę poseł Iwonie Arent na gali z okazji 5-lecia stowarzyszenia. Fot. Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość