W poniedziałek 6 czerwca wróciłam ze zjazdu więźniarek stanu wojennego, który odbył się w Warszawie. Program przewidywał między innymi zwiedzanie Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL, które mieści się na ulicy Rakowieckiej. Wśród moich koleżanek były te, które odsiadywały tam wyroki pozbawienia wolności. Było to ogromne przeżycie, gdy oglądałyśmy cele więzienne i słuchałyśmy jakie okrucieństwa, mordy, tortury były stosowane na polskich patriotach. Widziałam łzy w oczach moich koleżanek. Trudno było zasnąć tej nocy. Ci mordercy nigdy nie odpowiedzieli za swoje czyny a wręcz przeciwnie cieszyli się przywilejami w PRL-u.
Gdy wróciłam do Olsztyna zobaczyłam baner na pomniku zwanym „szubienicami”, który wyrażał protest przeciwko tak zwanym wyzwolicielom Warmii i Mazur, oraz bandytom, którzy napadli na Ukrainę a także faszystom niemieckim. Stał samochód z wysięgnikiem, aby usunąć baner, który głosił sprzeciw wobec zła. Uważałam, że trzeba zaprotestować przeciwko temu barbarzyństwu.
Tak jak protestowałam przeciwko wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego, tak i tym razem nie mogłam być obojętną. Na chodniku stały cztery osoby. Później doszło jeszcze kilka osób. Wyobraźcie sobie, że przeciw tej grupce protestujących ściągnięto siły policyjne w liczbie piętnastu policjantów – tylu się doliczyłam.
W swojej naiwności myślałam, że policja przybyła bronić ludzi, którzy mają prawo do manifestowania swoich poglądów, ale cel był zupełnie inny. Policja pilnowała, aby pracownik ZDZiT mógł wykonać swoją haniebną czynność czyli ściągnięcia baneru, który symbolizował sprzeciw wobec draniom i złu. To uczestnicy (4 osoby) zostali wylegitymowani, w towarzystwie ciągle wrzeszczącego pana sierżanta. Nie widziałam, aby policja była tak gorliwa w swoich działaniach, gdy hołota napadała kościoły, przeszkadzając wiernym w modlitwie.
Natomiast pracownik ZDZiT zamiast wykonywać pracę na rzecz miasta Olsztyna i ich mieszkańców, wziął sobie za cel obronę „szubienic” – symbol hańby. Oczywiście nie robił tego społecznie, pobierał pensję, na którą składają się podatnicy. Była tam jeszcze jedna osoba, która obserwowała wydarzenie i miała w tym swój udział. To radna miasta Olsztyna, pani Marta Kamińska, która często powołuje się na Konstytucję – podobno nawet jest prawnikiem – ona również pobiera diety, które czerpie z naszych podatków. To z jej inicjatywy wezwano na nas oddział policji. Gdy ona urządza manifestacje antyrządowe jako szefowa KOD-u policja ją ochrania. Ze zdziwieniem patrzyłam z jakim zadowoleniem i błyskiem w oczach spoglądała, gdy spadał baner, na którym widniał napis „Katyń”. Gdy opadły wszystkie trzy banery pani radna oddaliła się w towarzystwie „dziennikarza” z Gazety Wyborczej Tomasza Kursa.
Od lewej radna, szefowa KOD-u Marta Kamińska zażądała usunięcia banerów, przeciwko temu protestowała Anna Niszczak, fot. A.Socha
To całe zajście zrobiło na mnie bardzo przygnębiające wrażenie. Gdy zobaczyłam policję, mając jeszcze w pamięci więzienie na Rakowieckiej, stanęły mi przed oczyma wydarzenia stanu wojennego. Poczułam się bardzo źle i byłam w wielkim szoku, do tego stopnia, że nie byłam w stanie podać swoich danych osobowych, gdy panie policjantki dokonywały tej czynności w policyjnej „suce”. Pomógł mi w tym mój mąż. Byłam pewna, że moje prawo do manifestowania swoich poglądów i prawo do sprzeciwu wobec barbarzyństwa, które gwarantuje mi Konstytucja będzie przestrzegane i chronione przez policję. Jak się okazało to nawet stanie na chodniku jest przestępstwem.
Gdy w latach osiemdziesiątych „Solidarność” wykrzykiwała hasło: „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, to dzisiaj jest ono jak najbardziej aktualne. Są jeszcze ludzie w kraju, a także w Olsztynie, którzy tęsknią za komuną, faszyzmem, obojętni na zbrodnię w Ukrainie – czego dowodem jest obrona pomnika hańby. Twierdzą nawet, że mają sentyment do tego tworu. Dziwne to, czy chore?
Anna Niszczak
Działaczka „Solidarności”
Więźniarka stanu wojennego
Skomentuj
Komentuj jako gość