Delegacja „Junarmii” w rocznicę zakończenia II Wojny Światowej oddała hołd olsztyńskiemu Pomnikowi Wdzięczności Armii Czerwonej zwanemu „szubienicami”, według ceremoniału wojskowego.
„Junarmię”, określaną też „Dziećmi Putina”, powołało Ministerstwo Obrony Rosji w 2016 roku. Minister Szojgu zapowiedział, że Organizacja ma liczyć w maju tego roku ponad pół miliona dziewczynek i chłopców. "Od ministerstwa obrony młodzi żołnierze dostali nowiutkie mundury w pustynnym kolorze, szyte ze specjalnych, wytrzymałych materiałów i w różnych rozmiarach. Młoda armia podzielona jest na „brygady” terytorialne. Ma swoje oddziały w Armenii, Tadżykistanie i Abchazji. Dorosła armia daje młodym swoje ośrodki wypoczynkowe, a nawet poligony. „Junarmiejcy” dostali we władanie dawny obóz pionierski Artek na okupowanym przez Rosję Krymie - czytamy na stronie Bielsat. - Dzieciaki m.in. uczą się rozbierać i składać kałasznikowy, strzelać. Poznają podstawy taktyki i komunikacji wojskowej. Równie ważne jest wychowanie patriotyczne. I wpajanie miłości do Putina, oraz niechęci wobec Zachodu".
W Olsztynie kilkunastu osobowa grupa w czerwonych koszulkach przed pomnikiem krasnoarmiejca w postawie na baczność odśpiewała hymn Junarmii i krokiem defiladowym wkroczyła na postument, by złożyć czerwone goździki. Ich hołd sfilmował przypadkowy przechodzień komórką i dostarczył nagranie do Radia Olsztyn.
Reporter Radia pokazał ten film kilku osobom publicznym, pytając, czy obecność tego pomnika nie wykorzystuje strona rosyjska i czy wobec tego jego istnienie służy polskiej czy rosyjskiej racji stanu?
Naczelnik IPN w Olsztynie, dr Karol Sacewicz, po obejrzeniu filmu z demonstracji „Junarmii” skomentował:
Takie wydarzenia pokazują, że co dla Moskwy jest dobrodziejstwem, nie jest zgodne z polską racją stanu. W naszym interesie jest, aby pomnik zniknął z tej przestrzeni. Jeśli jednak ma pozostać w tym miejscu, powinna pojawić się tablica informacyjna. Jeśli ktoś składa kwiaty pod „szubienicami” to warto żeby wiedział, jakim wartościom hołduje.
Treść tablicy zredagował IPN na prośbę prezydent Olsztyna. Prezydent otrzymał ją rok temu.
IPN napisał:
„Pomnik wzniesiony jako element komunistycznej propagandy, realizowanej w niesuwerennej i opartej na przemocy Polsce Ludowej. Monument dłuta Dunikowskiego był jednym z elementów budowy mitu o „wyzwolicielskiej roli Armii Czerwonej”, która walcząc z Niemcami nie przynosiła wyzwolenia Polsce. Wręcz przeciwnie. Oddziały Armii Czerwonej wspierały sowieckie organy bezpieczeństwa w eksterminacji Armii Krajowej i innych formacji niepodległościowych, dopuszczając się przy tym do szeregu zbrodni m.in. na ludności cywilnej. Ponadto jednostki tej formacji prowadziły na terenie Warmii i Mazur niczym nie uzasadnione niszczenie budynków oraz dokonywały masowych grabieży. Stacjonujące w Polsce od 1944 roku oddziały Armii Czerwonej były gwarantem utrzymania zbrodniczego systemu komunistycznego, którego symbolem pozostaje monument autorstwa Dunikowskiego”.
„Gazeta Wyborcza” skrytykowała IPN za tę treść i prezydent jej nie umieścił do dzisiaj. Zapytaliśmy Piotra Grzymowicza: dlaczego? Prezydent odmówił odpowiedzi tłumacząc, że nie umówiliśmy się wcześniej na rozmowę.
Wobec tego zapytaliśmy o to przewodniczącego olsztyńskiej rady miejskiej, Roberta Szewczyka, działacza Platformy Obywatelskiej:
Szkoda, że nie mamy takiej tablicy. Mamy również projekt przebudowy tego placu, wtedy również można nadać mu inną wymowę. Nie można się jednak oszukiwać, że nigdy nie było komunistów czy stycznia 1945 roku. Taka informacja powinna być, tym bardziej, że młode pokolenie już nic nie wie o II wojnie światowej.
Zdaniem Roberta Szewczyka dobrym momentem na postawienie tablic będzie rewitalizacja placu. Projekt od dawna jest gotowy. Na to reporter przypomniał, że prezydent twierdzi, iż nie ma na rewitalizację pieniędzy i dzięki temu od 10 lat ma pretekst, by tablic nie stawiać. Tę sytuację wykorzystują politycznie Rosjanie. Zaczęli od wysłania delegacji Junarmii pod pomnik.
- Nie sądzę, aby taka prowokacja (Junarmii – przypis mój) dotknęła kogokolwiek w Olsztynie - skwitował przewodniczący.
Jednak ta demonstracja oburzyła Wojciecha Kozioła ze Stowarzyszenia Święta Warmia, który od kilku lat urządza protesty pod pomnikiem, między innymi pomalował na nim sierp i młot na czerwono, by przypomnieć o istnieniu w przestrzeni publicznej symbolu komunizmu. Stanął za to przed sądem.
- Dobrze, że nie przyjechali czołgami – zareagował po obejrzeniu filmiku. - Jeszcze. Takie pomniki były dla Stalina słupami, którymi zaznaczał dokąd sięga władztwo jego imperium. Ten słup w Olsztynie zawdzięczamy wojewodzie olsztyńskiemu, agentowi sowieckiemu Mieczysławowi Moczarowi, a to, że nie można go usunąć mimo ustawy o dekomunizacji zawdzięczamy wojewódzkiemu konserwatorowi zabytków panu Wysockiemu, który wpisał ten obiekt w 1993 roku do rejestru zabytków pod sfałszowana nazwą Pomnik Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej. Od kilku lat, jako stowarzyszenie, walczymy z miejscowymi władzami, żeby chociaż opisać ten pomnik tablicą informacyjną, mówiącą w czym w istocie on jest, pomnikiem gwałciciela.
– powiedział Wojciech Kozioł.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość