W latach 90-tych byłem w Hiszpanii i rozmawiałem z tamtejszymi monarchistami – karlistami. Zazdrościłem im, że żyją w monarchii. Gdy to stwierdziłem, popatrzyli ze zdziwieniem i jeden z nich powiedział: „Tej monarchii nie uznajemy. Jan Karol nie jest naszym królem. Nie możemy identyfikować się z władcą, który popiera komunistów i podpisuje ustawę, na mocy której zdjęto w szkołach krzyże ze ścian”. Jan Karol konsekwentnie występuje przeciwko własnemu narodowi i Bogu.
Król Hiszpanii Jan Karol I podpisał ustawę legalizującą aborcję na życzenie. „Nowe prawo to licencja na zabijanie dzieci” – twierdzą hiszpańscy biskupi i nie ukrywają swojego zawodu postawą monarchy, który deklaruje się jako katolik. Ja nie miałem złudzeń, wiedziałem, że Jan Karol to nie ś.p. Baldwin I, król Belgii, ani nawet Henryk, Wielki Książę Luxemburga. W latach 90-tych byłem w Hiszpanii i rozmawiałem z tamtejszymi monarchistami – karlistami. Zazdrościłem im, że żyją w monarchii. Gdy to stwierdziłem, popatrzyli ze zdziwieniem i jeden z nich powiedział: „Tej monarchii nie uznajemy. Jan Karol nie jest naszym królem. Nie możemy identyfikować się z władcą, który popiera komunistów i podpisuje ustawę, na mocy której zdjęto w szkołach krzyże ze ścian”. Jan Karol konsekwentnie występuje przeciwko własnemu narodowi i Bogu.
W Hiszpanii od dawna toczy się walka lewicy z Kościołem i prawem Bożym. Nasiliła się ona po przejęciu władzy przez Hiszpańską Socjalistyczną Partię Robotniczą w 2004 r. Na pierwszy ogień poszła tradycyjna rodzina. 30 czerwca 2005 r. zdominowany przez lewicę Kongres Deputowanych przyjął ustawę legalizującą funkcjonowanie związków jednopłciowych. Gdy ustawa trafiła do Jana Karola, dziennikarze pytali króla, czy ją podpisze. „Nie jestem królem Belgii” – miał powiedzieć hiszpański monarcha i bez chwili namysłu promulgował ustawę, nadając jej rangę prawa.
Droga do zalegalizowania zbrodni dzieciobójstwa była nieco dłuższa. Walka o prawo dzieci poczętych do życia toczyła się i na hiszpańskich ulicach i w tamtejszym parlamencie. Nasiliła się ona w ubiegłym roku. Gdy do Kortezów trafił projekt ustawy liberalizujący zabijanie dzieci poczętych, wiele tysięcy mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego wyszło w proteście na ulice, a ponad milion Hiszpanów podpisało się pod listem sprzeciwiającym aborcji. „Zgoda na łatwiejszą aborcję oznacza mniej ochrony dla życia i zmniejszenie bezpieczeństwa kobiety. Jesteśmy przeciwni nowej ustawie o aborcji, gdyż przyniesie ona więcej ludzkiej śmierci i cierpienia tysiącom kobiet” – napisano w liście. W parlamencie odrzucono wszystkie poprawki zgłoszone przez prawicowych deputowanych z Partii Ludowej, które miały stępić aborcyjne ostrze ustawy. 24 lutego hiszpański Senat przyjął to śmiercionośne prawo.
Ustawa następnie trafiła na biurko króla Jana Karola I. Już wcześniej wielu Hiszpanów błagało monarchę, aby nie ulegał lewicowym naciskom i nie podpisywał ustawy. Przeciwko nowemu morderczemu prawu protestowali lekarze, intelektualiści i młodzież. „Niech Wasza Wysokość nie uprawomocnia tego nowego holokaustu” – pisali internauci. Jednoznaczne stanowisko za życiem zajął hiszpański Episkopat, którego przedstawiciele przekonywali, że Jan Karol powinien postąpić jako człowiek wolny zgodnie ze swoim katolickim sumieniem. Król jednak stwierdził, że konstytucja nakazuje mu złożyć podpis, gdyż głowa państwa nie ma w Hiszpanii prawa weta. I ustawę podpisał.
Dotychczasowa ustawa aborcyjna z 1985 r. teoretycznie zabraniała zabijania dzieci poczętych. Jednak posiadała szerokie furtki, które umożliwiały legalne wykonywanie ok. 100 tys. aborcji rocznie. Zabijano dzieci poczęte w sytuacjach, gdy ciąża była wynikiem gwałtu, gdy stwierdzono nieodwracalne uszkodzenie płodu, albo gdy istniało zagrożenie zdrowia fizycznego lub psychicznego kobiety. Obecna ustawa aborcyjna umożliwia aborcję na życzenie do 14 tygodnia życia dziecka w fazie prenatalnej, a ze względów medycznych do 22 tygodnia ciąży, zaś w niektórych przypadkach nawet do momentu porodu. Zgodnie z nowym prawem już szesnastoletnie dziewczęta będą mogły dokonywać dzieciobójstwa bez zgody, a nawet wiedzy rodziców w przypadku, gdy „grozi im przemoc lub groźby ze strony rodziny”. W innym przypadku będą miały obowiązek powiadomienia o zamiarze uśmiercenia swojego nienarodzonego dziecka przynajmniej jednego z rodziców.
Brak podpisu króla nie miałby wagi weta, choć są opinie uznanych hiszpańskich prawników, według których nie można wprowadzać w życie prawa, którego nie zatwierdził król. Bowiem zgodnie z art. 91 Konstytucji Hiszpanii tylko król zatwierdza ustawy, ogłasza je i nakazuje ich natychmiastową publikację. Choć z jednej strony monarcha formalnie nie ma możliwości zablokowania wejścia w życie jakiegoś prawa, to jednak z drugiej strony nie można zmusić króla do zatwierdzenia ustawy. Gdyby Jan Karol odmówił złożenia na ustawie swojego podpisu, powstałby pat konstytucyjny. Prawdopodobnie Kortezy przełamałyby tę blokadę, ale król przynajmniej odniósłby zwycięstwo moralne. „Oświadczenie największego autorytetu moralnego Hiszpanii, że nie zamierza firmować tej ustawy, miałoby większe reperkusje moralne niż prawne” – powiedział Edward Herfelder, dyrektor hiszpańskiego Instytutu Polityki Rodzinnej.
Jednak Jan Karol I nie chciał pójść w ślady Baldwina I, który w 1990 r. odmówił podpisania ustawy liberalizującej aborcję. Król Belgów wyznał, że jest katolikiem i nie pozwala mu na to sumienie. „Gdybym podpisał tę ustawę, byłbym przez całe życie chory ze świadomości, że zdradziłem Boga” – napisał. Na prośbę króla rząd zawiesił go wówczas na 36 godzin w obowiązkach głowy państwa. Gdy Baldwin umarł trzy lata później, na jego pogrzebie kard. Godfryd Danneels, prymas Belgii powiedział: „Był pośród nas ktoś, kto był więcej niż królem: był pasterzem swego ludu”.Jan Karol nie chciał także naśladować postawy Henryka, który w marcu 2009 r. zawetował ustawę legalizującą eutanazję, przyjętą wcześniej przez parlament Luxemburga. Wielki Książę powiedział wówczas, że jako katolik nie może poprzeć prawa, które pozwala lekarzom na zabijanie pacjentów. Jednak mimo heroizmu księcia Henryka ustawa weszła w życie, bowiem parlament zmienił konstytucję i pozbawił władcę prawa weta. Ale sumienie książę ocalił.
Czy król Jan Karol ma sumienie? Na pewno w przypadku ustawy aborcyjnej zabrakło mu zasad i charakteru. Ale ten monarcha już dawno zrezygnował z bycia „autorytetem moralnym”. Taka jest cena zachowania tronu w liberalnej demokracji
dr Artur Górski, politolog, publicysta, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Fotografie pochodzą ze stron www.fronda.pl i www.piotrskarga.pl
Skomentuj
Komentuj jako gość