Gorsząca epopeja z aktami TW Bolka trwa już prawie 20 lat. Jednym z jej głównych bohaterów jest były szef UOP i jedna z najbardziej prominentnych postaci III RP Gromosław Czempiński. Nic dziwnego, że gdy sprawa akt TW Bolka powróciła, znowu o sobie przypomniał.
- Wałęsa - podobnie jak inni - podpisywał dokument, iż fakt rozmowy z SB zachowa w tajemnicy. Nie zdawali sobie sprawy, że to może być groźne – mówił Monice Olejnik w TVN24 były szef Urzędu Ochrony Państwa gen. Gromosława Czempiński na temat dokumentów dotyczących współpracy Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa.
Próbował też odpowiadać na pytanie, dlaczego UOP przechowywał dokumenty w sprawie Wałęsy, skoro były to, jak chcą obrońcy byłego prezydenta, „kserokopie z kserokopii”. Powodem były według Czempińskiego procedury i „porządek w instytucji”, gdzie nie lekceważy się dokumentów, nawet „kolejnych kserokopii z czegoś”. W końcu były szef UOP stwierdził, że należy zastanowić się, czy mając takiego człowieka, jak Wałęsa, państwo powinno poświęcać tyle uwagi, żeby go zniszczyć.
Czempiński i Wachowski
Powyższe wypowiedzi i całą poniedziałkową rozmowę należy czytać w kontekście działań podejmowanych przez byłego szefa UOP w połowie lat 90. Dotyczy to również wewnętrznych tarć w UOP. Takie wiadomości znaleźć można np. we wspomnieniowej książce gen. Mariana Zacharskiego „Rosyjska ruletka”.
Zacharski pisze tam m.in. że „Mieczysław Wachowski wymógł na Lechu Wałęsie zgodę na powołanie Czempińskiego zamiast Jasika na szefa UOP”. We wcześniejszym fragmencie książki odnotowuje też, że „Wachowskiemu było blisko do Czempińskiego”. Autor tych słów nie ukrywa przyjaźni łączącej go z gen. Henrykiem Jasikiem. Podobnie zresztą Zacharski nie ukrywa swojego krytycyzmu wobec Czempińskiego i jego negatywnej oceny jako szefa służby specjalnej. O co chodzi? Gdy ten drugi był szefem UOP, ten pierwszy jako kandydat szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego został mianowany szefem Zarządu Wywiadu UOP. Długo jednak nie popracował na tym stanowisku, a jako przyczynę podaje intrygę przygotowaną właśnie przez Czempińskiego.
Ludzie służb grasują i brakują
Lech Wałęsa w czasie swojej prezydentury dwukrotnie wypożyczał dokumenty dotyczące działalności TW Bolka. Najpierw we wrześniu 1992 roku za zgodą ministra spraw wewnętrznych Andrzeja Milczanowskiego, później we wrześniu 1993 roku, gdy Polską rządził SLD.
– Gdyby tak było, że rzekomo epizodyczna współpraca Wałęsy z SB nie miała znaczenia w okresie jego prezydentury, to po upadku rządu Jana Olszewskiego, po 1992 r., Wałęsa nie uruchomiłby całej machiny państwowej po to, żeby grasowali ludzie tajnych służb po całej Polsce, głównie w Warszawie i w Gdańsku w siedzibie UOP i brakowały, jak to się elegancko mówi, materiały które go kompromitowały – przypominał historyk Sławomir Cenckiewicz w rozmowie z byłym szefem MSW za rządów SLD Zbigniewem Siemiątkowskim w programie „Janke i Kozak” na Salonie24.pl.
Jak napisali w czerwcu 2008 r. w „Rzeczpospolitej” w tekście „Gdzie są akta TW „Bolka”” Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk, pierwszym krokiem jeśli chodzi o zatarcie śladów działania TW „Bolek” podjętych w gdańskiej delegaturze UOP „było usunięcie płk. Adama Hodysza, który w 1992 r. przekazał Macierewiczowi akta „Bolka”. - W pierwszych dniach września 1993 r. w Gdańsku pojawił się płk Gromosław Czempiński, który wręczył Hodyszowi odwołanie – przypomnieli autorzy książki „SB a Lech Wałęsa”.
Hodysz był oficerem SB, który w latach 80. potajemnie współpracował z „Solidarnością”.
Współautor książki „SB a Lech Wałęsa” podkreślił też, że były minister z rekomendacji SLD ma całkiem spore zasługi w ujawnieniu tych działań. W 1996 r. Zbigniew Siemiątkowski jako szef MSW nakazał sprawdzenie pakietu dokumentów. Stwierdzono wówczas, że zginęło około 100 kart z teczki TW "Bolka", a także powiązanych z nią tomów akt operacyjnych "Arka", "Jesień ´70", "Klan"/"Związek".
Zanim jednak doszło do sprawdzenia trzeba było znaleźć te dokumenty. – Okazało się, że nie ma ich ani w MSW ani w UOP-ie. Człowiek, który widział, gdzie zostały ukryte - gen. Gromosław Czempiński – nie chciał ich oddać i dopiero po ultimatum Siemiątkowskiego wskazał na mieszkanie operacyjne UOP na warszawskich Piaskach. Tam właśnie poza wszelką kontrolą przechowywane były ściśle tajne dokumenty, a właściwie to, co z nich zostało – przypomniał Sławomir Cenckiewicz w ostatnim numerze „Uważam Rze”.
Kontrola Siemiątkowskiego
O zgodę na kontrolę paczki musiał prosić prezydenta Kwaśniewskiego - „Uprzejmie informuję Pana Prezydenta, iż w Urzędzie Ochrony Państwa znajduje się paczka zawierająca prawdopodobnie dokumenty dotyczące byłego Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Wałęsy, opieczętowana z naniesioną klauzulą: »Bez zgody prezydenta RP nie otwierać«. Z uwagi na konieczność dokonania przeglądu tych materiałów, sprawdzenia ich stanu faktycznego oraz przygotowania do archiwizacji zwracam się do Pana Prezydenta z prośbą o zgodę na otwarcie tej paczki w celu komisyjnego wykonania stosownych czynności” – napisał do prezydenta.
- Otworzyliśmy paczkę, która była zdeponowana w jednym z pomieszczeń UOP, na szczęście zachował się spis inwentarzowy i wiadomo co pojechało do Belwederu w dzień po wygranych wyborach w 1993 r. i co wróciło – mówi Zbigniew Siemiątkowski we wspomnianej rozmowie z Igorem Janke i Robertem Kozakiem.
Od lipca 1992 r. do grudnia 1993 r. szefem UOP był Jerzy Konieczny. Od grudnia 1993 r. do lutego 1996 r. stanowisko to pełnił Gromosław Czempiński. Minister Siemiątkowski złożył również w tej sprawie do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnieniu przestępstwa. Dwaj wymienienie szefowie UOP mieli postawione zarzuty "utraty materiałów stanowiących tajemnicę ze względu na bezpieczeństwo Rzeczypospolitej Polskiej". Jednak prokuratura za rządów AWS-UW umorzyła to postępowanie. Oficjalny powód? Z kodeksu karnego zniknął artykuł penalizujący "nieumyślną utratę dokumentów".
Mariusz Majewski (rebelya.pl)
Tekst pochodzi z portalu rebelya.pl
Skomentuj
Komentuj jako gość