Dariusz Jarosiński: Dlaczego zdecydował się Pan na publikację listu otwartego do Zjazdu Związku Ukraińców w Polsce? Czym została podyktowana właśnie taka forma komunikacji z członkami Zjazdu?
Władysław Kozubel: Związek Ukraińców w Polsce jest najliczniejszą organizacją zrzeszającą obywateli polskich narodowości ukraińskiej – jest reprezentacją społeczności ukraińskiej w Polsce. Według mnie każdy, kto uważa się za Ukraińca i jest obywatelem Polski, bez względu na to, czy jest członkiem Związku, czy też do niego nie należy, ma prawo wypowiadać się na temat działalności tej organizacji oraz zgłaszać do tego Związku swoje propozycje i postulaty dotyczące poszczególnych sfer życia społeczno-kulturalnego mniejszości ukraińskiej w Polsce. Jednym z takich bardzo istotnych problemów, który od lat czeka na rozwiązanie, według mnie, jest sprawa oczyszczenia szeregów Związku, a szczególnie kierowniczych gremiów tej organizacji, z ludzi, którzy w przeszłości współpracowali z komunistycznymi organami bezpieczeństwa
Od wielu lat, praktycznie przez cały okres powojenny, w środowisku ukraińskim wyczuwało się atmosferę wzajemnej podejrzliwości, mówiło się, oczywiście nieoficjalnie, że są ludzie, którzy donoszą. Było to tzw. tajemnicą poliszynela. W przypadku funkcjonariuszy ówczesnego Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego wiedziano o tym, jak to się mówi, na sto procent, że są współpracownikami UB, SB. Ten garb, ta narośl na organizmie narodu ukraińskiego w Polsce tkwi niestety do dzisiaj. Podobny problem ma zresztą cała reszta społeczeństwa w Polsce, a nie rozliczona przeszłość odbija się co jakiś czas czkawką. Ciągle żyjemy dyskusjami na te tematy, nie możemy oderwać się od przeszłości – a w związku z tym nie możemy mówić w sposób racjonalny, zgodny o perspektywach, o przyszłości.
Uznałem, że ten problem należy rozwiązać. Jedynym sposobem na to jest osądzenie tego wszystkiego, oczywiście w wymiarze moralnym i jednoznaczne stwierdzenie, że współpraca z komunistycznymi organami bezpieczeństwa – polskimi i sowieckimi jest złem. Chodziło mi o to, aby do władz Związku nie dostali się, nie daj Bóg, ludzie, którzy wysługiwali się SB. Trudno uwierzyć, aby człowiek donoszący 10 czy 15 lat na swoich bliźnich, dzisiaj pracował normalnie na rzecz swojej społeczności. Powinniśmy wreszcie też skończyć z podejrzliwością – doprowadźmy do oczyszczenia z podejrzeń ludzi pretendujących do stania na czele naszej ukraińskiej społeczności.
D.J.: To są tylko pobożne życzenia pana, panie doktorze. Żadne środowisko w Polsce nie poddało się tzw. samolustracji. Ani dziennikarze, ani adwokaci, ani nauczyciele – choć pełnią zawody zaufania publicznego, nie uczynili tego. Pamięta pan to święte oburzenie, m.in. środowisk uniwersyteckich, kiedy jakieś trzy lata temu należało złożyć oświadczenia lustracyjne?
W.K.: Zdaję sobie sprawę z tego, choć ufam że uda mi się pokonać opór przeciwników, w końcu oni są w mniejszości. Tyle, że są tzw. funkcyjnymi. Nie ukrywam, że jest jeszcze jeden problem. Otóż z materiałów ujawnianych przez historyków badających zasoby archiwalne IPN w Polsce, rysuje się bardzo groźnie brzmiąca teza, że sowieckie służby – KGB, niezależnie od tego, co robiła polska bezpieka, miały swoją agenturę zainstalowaną w środowisku ukraińskim. Chodziło o realizację prac zleconych towarzyszy sowieckich, przede wszystkim o inwigilację społeczności ukraińskiej w Polsce, która była przekaźnikiem pomiędzy emigracyjnymi ośrodkami ukraińskimi narodowo-wyzwoleńczymi, głównie środowiskami OUN w Monachium a Ukrainą. Dlatego na zlecenie sowieckich towarzyszy wykonywano pewne czynności – to wyraźnie widać z dokumentów.
Sowiecka siatka agenturalna w środowiskach ukraińskich istniała do dawna, od jesieni 1939 roku, kiedy wojska sowieckie zajęły ziemie dawnej Rzeczypospolitej. Ta agentura w czasie okupacji, gdzieś do 1943 roku, była uśpiona. Oczywiście, nie ma na to dowodów, bo nie mamy dostępu do archiwów KGB w Moskwie, ale na podstawie archiwów, które znajdują się w Kijowie, które są we władaniu obecnej Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, widać, że ta agentura była uaktywniana. Problem ten wymaga zbadania – wówczas też będziemy mogli powiedzieć, na ile ta agentura zaszkodziła stosunkom polsko – ukraińskim. Śmiem postawić tezę, że gdybyśmy zbadali te zasoby archiwalne, to w innym świetle byśmy zaczęli oceniać tragiczne wydarzenia z czasów okupacji, choćby na Wołyniu, jak i okresu tuż powojennego. Być może chodziło o kompromitację ukraińskiego ruchu niepodległościowego. Oczywiście są to hipotezy, nie chcę stawiać zbyt daleko idących wniosków. Nie twierdzę, że wszystko co było złe, było dziełem NKWD, sowieckich komunistów, ale rola „detonatora” mogła być znacząca.
D.J.: Czy pisząc list otwarty miał pan na myśli jakąś konkretną osobę, ewentualnie konkretne osoby? Czy chodzi raczej o pokazanie problemu?
W.K.: Personalia są rzeczą wtórną. Ukraińcy w Polsce, żeby normalnie funkcjonować, żeby zająć się przyszłością - powinni rozliczyć się ze swoją przeszłością. Powinniśmy potępić współpracę z komunistyczną bezpieką jako naganną moralnie. Każdy przypadek współpracy należy moim zdaniem rozpatrywać indywidualnie. Jeżeli ktoś pod lufą pistoletu, z połamanymi palcami podpisywał zobowiązanie, ale później wykręcił się od tej współpracy, unikał jej, to trudno do niego mieć pretensje. Zazwyczaj ci ludzie już nie żyją. Inaczej należy traktować ludzi, którzy zostali złapani w trudnej sytuacji życiowej, np. w czasie choroby osoby bliskiej, i współpracę wymuszono na nich – należy tych ludzi jakoś zrozumieć. Oczywiście, fakt współpracy pozostaje naganny. Jednak zupełnie inaczej musimy potraktować ludzi, którzy z własnej i nieprzymuszonej woli zobowiązywali się do współpracy i gorliwie, twórczo się z tego wywiązywali, działali.
Uważam, że powinniśmy dać szansę tym ludziom, którzy zostali przymuszeni do współpracy i dzisiaj się z tym potwornie męczą. Trzeba tym ludziom umożliwić oczyszczenie się, uwolnienie od zła, które ich gnębi.Jeżeli chodzi o osoby, które współpracowały z sowieckimi służbami, to przecież mamy tu nie tylko problem moralny, ale też prawny, karny. Jest to przestępstwo w rozumieniu kodeksu prawa karnego. Nigdy bym nie chciał, aby ktokolwiek powiedział, że Ukraińcy byli V kolumną w Polsce.
D.J.: Jak przyjęły władze zjazdu Związku Ukraińców w Polsce Pański list? Jak zareagowały?
W.K.: List został opublikowany w Internecie, ponieważ nie miałem adresów delegatów na zjazd. Chciałem żeby delegaci odpowiedzieli na pytanie, czy mieli kontakty z polską, bądź z sowiecką służbą bezpieczeństwa. Pytanie skierowałem tylko do tych, którzy chcieli kandydować do władz Związku. List przesłałem pocztą elektroniczną na adres Związku. Przewodniczący, Piotr Tyma, potwierdził odbiór listu i zapewnił mnie, że list zostanie przekazany do prezydium zjazdu. Ku mojemu zdziwieniu dowiedziałem się, że ten list nie został odczytany na zjeździe. List utknął. Wiem, że niektórzy członkowie prezydium zablokowali jego upublicznienie, jeden nazwał go paszkwilem – nie wiem co miał na myśli. Bali się zatem reakcji sali, co poniekąd napawa mnie optymizmem, bo liczono się z uczciwością sali.
Pozwolę sobie jeszcze raz zaapelować do członków władz Związku, ale nie do organów, a do każdej osoby indywidualnie, aby odpowiedziały publicznie na moje pytanie.Będę podejmował dalsze kroki, aby uczynić przejrzystą działalność publiczną społeczności ukraińskiej. Badania historyków trwają - może za 30, 40 lat następne pokolenia będą miały szanse dokonania osądu, ale będzie to osąd historyczny. My powinniśmy osądzić te sprawy dzisiaj w wymiarze moralnym. Nie liczę na szybkie sukcesy. Ten list ma wyzwolić nas z pewnej niewoli emocjonalnej, strachu. Przyszłość winniśmy budować na prawdzie, a ukraińską dumę narodową na dobrych zdarzeniach.
Jak się okazuje, niewiele zmieniło się w naszym życiu od 1982 roku, kiedy to za próbę reform wykluczono mnie z szeregów Ukraińskiego Towarzystwa Społeczno Kulturalnego, nazywając politycznym nihilistą i warchołem. Wierzę jednak, że zmiany nastąpią. W tym przekonaniu utwierdza mnie opinia wielu osób, które na temat mojego listu wypowiadały się na forach internetowych. Godne podkreślenia jest to, że wielu ludzi z imienia i nazwiska poparło moją ideę, a nikt - nawet anonimowo, nie odważył się jej skrytykować. Wszyscy, z którymi rozmawiałem na temat mojego listu, łącznie z tymi, którzy nie popierają idei lustracji, zgodnie twierdzą, iż tekst o którym mowa jest wyważony i swą treścią nie czyni nikomu szkody. Nikomu poza tymi, którzy czują się winni. Oni reagują wręcz alergicznie. Wygląda na to, że jak się uderzy w stół, to nożyce się odezwą. Myślę, że z czasem takich uderzeń w ukraiński stół jak moje ostatnie uderzenie będzie więcej, a odgłosy przysłowiowych nożyc będą słabły. Jestem przekonany, że w Radzie Głównej Związku jest wielu uczciwych i mądrych ludzi, którzy rozumieją właściwie nasz narodowy i społeczny interes, a byli współpracownicy SB i innych komunistycznych służb zostaną usunięci z naszego życia społecznego. Na ile moje nadzieje są zasadne, pokażą oczywiście już najbliższe wybory .
Władysław Kozubel, ur. w 1959 r. w Lidzbarku Warmińskim. Historyk, doktor nauk humanistycznych, autor rozprawy doktorskiej poświęconej historii ukraińskiej oświaty i szkolnictwa w powojennej Polsce. Współorganizator i były wieloletni nauczyciel Ukraińskiego Liceum Ogólnokształcącego w Górowie Iławeckim. Od czasów studenckich zaangażowany w ukraiński ruch społeczno-kulturalny. Znany szczególnie jako inicjator i współorganizator I Zjazdu Ukraińskich Więźniów Politycznych w Polsce. Założyciel Ukraińskiego Komitetu Obywatelskiego. Dwukrotnie kandydował do Sejmu RP. Od lat zwolennik bliskiej współpracy politycznej, gospodarczej i wojskowej pomiędzy Polską a Ukrainą.
List otwarty dr. Władysława Kozubla do Związku Ukraińców w Polsce:
Szanowni Delegaci
Drodzy Przyjaciele
Spotykacie się, aby ponownie wybrać przedstawicieli Związku Ukraińców w Polsce. Wybór ten, jak i każdy inny należy do trudnych. Pozwólcie, że podzielę się z Wami swoją refleksją związaną z wyborem osób reprezentujących nasze środowisko.
Każdy, kto choć trochę interesuje się historią najnowszą Polski doskonale wie, że na przestrzeni wielu lat ludność ukraińska w Polsce była intensywnie inwigilowana przez komunistyczne organa bezpieczeństwa. W kręgu zainteresowania służb byli praktycznie wszyscy Ukraińcy, którzy mówili i myśleli po ukraińsku. Słowem, każdy, kto miał jakikolwiek związek z ukraińskim środowiskiem był potencjalnym figurantem. Tak przez lata polska bezpieka nazywała osoby, które w jej przekonaniu stanowiły zagrożenie dla socjalistycznej Polski i Związku Radzieckiego.
Obok uczciwych ludzi, prawdziwych ukraińskich patriotów, którzy nie bacząc na różnego rodzaju kłopoty i trudności wiernie trwali w wierze i tradycji swoich przodków, byli i tacy ludzie narodowości ukraińskiej, a raczej osoby pochodzenia ukraińskiego, które sprzeniewierzały się zasadom ukraińskiej idei narodowej. Osoby te w celu osiągnięcia korzyści, dobrowolnie przystawały na współpracę z aparatem bezpieczeństwa. Tych nazywano tajnymi współpracownikami. Ilu ich było, kim oni byli z nazwiska i mienia oraz na kogo i co donosili, przez lata można się było jedynie domyślać. Dowodów oczywiście nie było, bo być ich nie mogło. Bezpieka z oczywistych względów trzymała w ścisłej tajemnicy nie tylko nazwiska tych, którzy donosili, ale i sam fakt ich istnienia.
Pomimo tego, że aparat bezpieczeństwa przez lata był wszechobecny w naszym życiu społecznym i kulturalnym zdecydowana większość członków naszej społeczności nie dała się złamać i broniła swoje ideały. W tamtym czasie współpraca z polską bezpieką w świadomości społecznej Ukraińców była wyrazem hańby i zdrady narodowej. Ludzie wychowani w okresie tzw. realnego socjalizmu zapewne doskonale pamiętają, że osoby podejrzewane o współpracę z SB uważane były za przysłowiowe czarne owce, których należy unikać. Dzięki takiemu zachowaniu my, Ukraińcy żyjący w Polsce zachowaliśmy swoją godność jako ludzie oraz dumę jako naród. Osoby, które w przeszłości nie dały się nakłonić do współpracy, dzisiaj budują dobry wizerunek Ukraińca. Jest to ważne zarówno dla nas Ukraińców mieszkających w Polsce, jak i dla naszych braci na Ukrainie, którzy uważają demokratyczne państwo polskie za swojego ważnego strategicznego partnera.
Szanowni delegaci, my, Ukraińcy w Polsce szczycąc się jako naród niezłomnością w okresie komunizmu musimy pamiętać, że wśród nas byli również i tacy, którzy w przeszłości nie potrafili odróżnić dobra od zła. Z tą częścią naszej historii musimy stanąć oko w oko.
Bez jasnego określenia, co jest dobrem, a co złem nie będziemy mogli odpowiedzieć na pytanie kto z nas był człowiekiem uczciwym, a kto niegodziwcem. Bez rozliczenia się z przeszłością, nie można z podniesioną głową budować przyszłości. Bez pokazania kto był bohaterem, a kto zdrajcą nie da się dobrze wychować naszej młodzieży.
Tak, jak czytamy w Biblii, aby zebrać żniwo siewca musiał najpierw oddzielić plewy od ziarna, tak my musimy otwarcie powiedzieć, kto jest kim i jaka jest jego przeszłość. Szukanie prawdy historycznej i sprawiedliwości nie jest oczywiście rzeczą łatwą. Wiem, jak trudno jest usłyszeć, a jeszcze trudniej uwierzyć, że dawny serdeczny przyjaciel, był fałszywym przyjacielem. Rozumiem też i wiem, że ze złem nie można się bratać, bez względu na to jakie nosiłoby imię. Kłamstwa i zdrady nie można przemilczeć.
Na tej trudnej drodze potrzebna jest rozwaga i zdrowy rozsądek, a nade wszystko odwaga. Łatwo ujawniać nazwiska tajnych współpracowników, których służby pozyskały do współpracy w końcu lat czterdziestych ubiegłego wieku, albowiem wielu z nich już dawno odeszło, a ci którzy jeszcze są wśród nas nie są w stanie w żaden sposób przeszkodzić w poszukiwaniu prawdy. Znacznie trudniej jest ujawniać prawdziwe życiorysy ludzi urodzonych po wojnie, szczególnie w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. Te osoby często aktywnie uczestniczą w naszym życiu społecznym, a w celu objęcia państwowych stanowisk, ukrywają swoją prawdziwą przeszłość, wykorzystując przy tym w haniebny sposób nasze zaufanie.
Tym, którzy uważają, że czasy komunizmu już dawno się skończyły, wszystko minęło, a działalność agentów bezpieki to już tylko historia proponuję przeczytać „spowiedź” Andrzeja Rackiego, który już po upadku komunizmu działał jako agent o pseudonimie „Krystek”. Historia tego człowieka pokazuje, że demony przeszłości nadal są żywe. Można to zauważyć w wielu sferach naszego życia społeczno-kulturalnego. Co jakiś czas w ukraińskim środowisku wybuchają niczym nieuzasadnione konflikty wewnętrzne, które paraliżują pracę kulturalno-oświatową. Co jakiś czas ktoś próbuje rozbijać nasze wspólnoty parafialne rzucając kość niezgody pomiędzy wiernych i ich duszpasterzy. Co jakiś czas ktoś w prowokacyjny sposób wypowiada się publicznie na temat wydarzeń z okresu drugiej wojny światowej, co jest hamulcem w procesie zbliżenia polsko-ukraińskiego. Przykładów tego rodzaju irracjonalnych z pozoru zdarzeń jest wiele. Czasami tłumaczymy to kłótliwością, która rzekomo jest naszą cechą narodową. Czasami uzasadniamy to nadmiarem ambicji określonych osób. Czasem pozostawiamy sprawę bez jakiegokolwiek komentarza uznając, że widocznie taki już nasz los. Te, z pozoru dziwne zdarzenia w moim odczuciu w większości przypadków są efektem świadomych i celowych działań, które ktoś realizuje aby załatwić czyjeś interesy. Materiały z pracy operacyjnej SB, które ujawnili do tej pory historycy badający archiwa IPN niestety w pełni potwierdzają moje przypuszczenia.
Tak było i niestety jest, ale dłużej tak być nie musi. W Waszych rękach szanowni delegaci, leży klucz do radykalnych zmian. To Wy, swoim głosem będziecie decydować jaką organizacją będzie nasz Związek i kto będzie mu przewodził. To Wy i tylko Wy, szanowni delegaci, swoimi głosami będziecie decydowali o tym, czy w Radzie Głównej i Zarządzie ZUwP będą ludzie uczciwi, mądrzy i szczerze oddani naszej sprawie, czy może kłamcy, obłudnicy, karierowicze i byli współpracownicy bezpieki.
Szanowni delegaci, moje wieloletnie doświadczenie w pracy społecznej oraz wiedza historyczna, jaką posiadam jako badacz dziejów oświaty i szkolnictwa ukraińskiego w powojennej Polsce, napawa mnie wiarą w to, że na sali, w której będą decydowały się losy naszej organizacji będzie bardzo wielu ludzi, którzy potrafią odróżnić dobro od zła i dokonają właściwego wyboru. Jestem przekonany, że każdy z Was drodzy delegaci w pełni zdaje sobie sprawę, z tego czym może skutkować wejście do władz choćby jednego byłego agenta SB. Zróbcie wszystko, co w Waszej mocy, aby do tego nie doszło. Zadanie nie jest łatwe. Informacje na temat tego, kto kim był w przeszłości potrzebne są nam już dzisiaj, a obiektywną i pełną wiedzą w tym zakresie będziemy dysponować dopiero za kilka czy kilkanaście lat, tj. wtedy, kiedy to historycy przebadają zasoby archiwalne IPN. Cóż zatem robić? Według mnie wyjście z tej sytuacji jest tylko jedno. Postawmy wszystkim osobom urodzonym przed 1970 rokiem, które będą kandydowały do Rady Głównej publicznie pytanie czy osoby te kiedykolwiek miały kontakty z SB i jakie były tego konsekwencje. Takie pytania powinny być postawione szczególnie tym osobom, których przeszłość budzi wątpliwości historyków badających archiwa IPN. Mój pogląd w tej kwestii znajduje poparcie wśród coraz większej grupy osób. Widać to szczególnie w wypowiedziach internautów którzy uczestniczą w gorących dyskusjach toczących się na stronach znanego nam wszystkim portalu harazd.net.
Ponadto nie tak dawno Pan Piotr Tyma komentując na łamach na Naszego Słowa książkę Pana Słabiga poświęconą działalności SB wobec ludności ukraińskiej na Pomorzu powiedział, że kiedyś i u nas przyjdzie czas na podjęcie problemu lustracji. Myślę, że czas ten już nastąpił, a Zjazd ZUwP jest dobrym miejscem do rozpoczęcia tego trudnego ale koniecznego procesu. Może warto byłoby zastanowić się nad powołaniem do życia jakiegoś zespołu, który umożliwiłby nam poznanie i tej karty historii? Może warto zastanowić się czy nie powołać do życia specjalnej grupy roboczej, która umożliwiłaby nam poznanie naszej najnowszej historii?
Mówiąc publicznie o konieczności przeprowadzenia lustracji, zdaję sobie sprawę z tego, że są ludzie, którzy mają inny pogląd na tę sprawę. Są tacy, którzy uważają, że tego rodzaju kwestii nie należy upubliczniać, bo to nas kompromituje w oczach polskiej opinii publicznej. Inni twierdzą, że czas sam rozwiąże ten problem, a wyciąganie go dzisiaj na światło dzienne jest przedwczesne. Są też i tacy, którzy uważają, że w wyniku lustracji możemy stracić wielu ludzi, którzy tak wiele zrobili dla naszej sprawy i są niezastąpieni w pracy dla naszego wspólnego dobra. Szanowni Delegaci, nie bójmy się prawdy. Prawda jest tym fundamentem, na którym powinniśmy budować naszą przyszłość. Nie obawiajmy się też, że ujawnienie prawdy przyniesie nam wstyd i upokorzenie w oczach opinii publicznej. Nasze problemy nie są czymś wyjątkowym. Tego rodzaju dylematy mają wszyscy, którzy doświadczyli życia w epoce realnego socjalizmu. Wystarczy spojrzeć na to, co dzieje się dzisiaj w Polsce. Polacy, którym my, Ukraińcy często zazdrościmy dumy narodowej i patriotyzmu nie boją się, że po otwarciu archiwów utracą ludzi uznawanych za symbole walki o niepodległość. Nie bójmy się i my , że utracimy naszych bohaterów. Jeżeli ktoś dał się złamać i z chęci zysku wstąpił w szeregi współpracowników służb, to z pewnością nie zasługuje na miano bohatera. Tacy ludzie powinni jak najszybciej pójść w zapomnienie. Nie ma ludzi, których nie da się zastąpić innymi. Po odejściu ostatnich przywódców UTSK, o których często mówiono, że są niezastąpieni, przyszli nowi ludzie i jak się okazuje jakoś żyjemy. Nasz naród ma długą i bogatą historię i z pewnością również tym razem zdołamy uporać się z demonami naszej przeszłości.
Jeżeli my sami ze strachu przed prawdą lub w imię źle rozumianego solidaryzmu narodowego nie zmierzymy się z tym, co stanowi źle skrywaną tajemnicę, to wcześniej, czy później zrobią to za nas inni. Prawdy ukryć się nie da, a wstyd i hańba będą ciążyły na nas przez wieki.
Wszystkich tych którzy myślą podobnie jak ja, serdecznie pozdrawiam oraz proszę o poparcie.
Z koleżeńskim pozdrowieniem
dr Władysław Kozubel
były nauczyciel historii w LO z Ukraińskim Językiem Nauczania w Górowie Iławeckim
Skomentuj
Komentuj jako gość