Pozytywna recenzja miesięcznika "Debata" ukazała się na portalu Wsumie.pl pióra Romana Graczyka. W najnowszym, styczniowym numerze autor recenzji szczególnie polecił tekst Jerzego Necio: „Ukraińsko-polskie déjá vu. Na marginesie wydarzeń w Kijowie".
RECENZJA ROMANA GRACZYKA
W Olsztynie wychodzi pismo „Debata" – miesięcznik regionalny, jak czytamy w podtytule. A, jak wiemy skądinąd, pismo, które wadzi. „Debata" przeszkadza poprawności politycznej w ogóle, a lokalnemu układowi władzy w szczególności.
„Debata" znana jest np. z tego, że traktuje archiwa policji politycznej z czasów PRL-u jako cenne źródło historyczne – w odróżnieniu od tak zwanych autorytetów moralnych, które się nimi brzydzą, a w chwilach szczerości postulują ich zalanie betonem. Ciekawe, że wśród owych „autorytetów" są też historycy... Niech ich oceni Historia.
Co się jednak tyczy „Debaty", to wbrew gębie, jaką się jej usiłuje przyprawiać (wedle schematu: nie stronią od archiwów SB ergo uprawiają propagandę historyczną zamiast historii), pismo to stoi na wysokim poziomie. Teksty w nim pomieszczane mogłyby zawstydzić poziomem erudycji i szerokością intelektualnych horyzontów niejednego warszawsko-krakowskiego pozoranta.
Ze względu na kontekst polityczny, w najnowszym numerze zwraca uwagę tekst Jerzego Necio o antecedencjach współczesnej kwestii ukraińskiej w Polsce. Autor wskazuje w nim na polsko-ukraiński XX-wieczny bagaż historyczny. Przypomina federalistyczną koncepcję Piłsudskiego z 1918 r. i jej nieszczęśliwe – jeśli chodzi o niepodległościowe aspiracje ukraińskie – zakończenie. Jak wiemy, Piłsudski nie był zadowolony z obrotu, jaki sprawy polskiej polityki w stosunku do Ukrainy przybrały. Pokój ryski (1921 r.) był bowiem porzuceniem przez Polaków ukraińskiego sojusznika. Porzuceniem dla samego Piłsudskiego contre coeur, ale niekoniecznie dla innych polskich polityków.
Autor przytacza dwie wypowiedzi ważnych aktorów polskiej polityki z początku lat 20-tych: gen. Stanisława Szeptyckiego (skądinąd brata Andrzeja Szeptyckiego, metropolity lwowskiego obrządku unickiego, przywódcy ukraińskiego odrodzenia narodowego) i Tadeusza Hołówki (piłsudczyka i zwolennika porozumienia polsko-ukraińskiego, jak na ironię, zamordowanego przez ukraińskich nacjonalistów w 1931 r.). Otóż, gen. Szeptycki powiedział do ukraińskiej emigracji wojskowej, osiadłej w Polsce po pokoju ryskim:
Wynoście się Panowie z Polski (1923 r.).
Zaś Hołówko odwrotnie:
Oto cały ruch narodowy ukraiński [Ukraińskiej Republiki Ludowej Szymona Petlury – RG] zmarnowaliśmy, doprowadziliśmy do rozsypki. Wojsko Petlury, które jedyne nas nie opuściło, gdy cały świat o nas zwątpił w 1920 r. [...] dziś rozrzucone jest po całej Europie (1925 r.).
Krótko mówiąc, mimo, że w tym bagażu historycznym, są też rzeczy trudne, są jednak i takie, które pozwalają Polakom nawiązać do propolskiej orientacji wśród Ukraińców. Czy jednak polska polityka pójdzie rzeczywiście w tym kierunku, nie wiadomo.
Siła Polski – pisze Jerzy Necio – brała się z jej polityki wschodniej. Zaufanie, którym obdarzano relacje z Zachodem (...) opierające się zresztą na podpisanych umowach, niejednokrotnie odbijało się nad Wisłą nieprzewidzianą czkawką. Ukraińcom – odwrotnie, potrzebna była okcydentalizacja. To właśnie dziś jej potrzebę wyraźnie artykułują ludzie zgromadzeni na Majdanie. Interesy Polski i Ukrainy schodzą się wpół drogi. Tymczasem odnieść można wrażenie, że współczesną Brukselę, a za nią oficjalną Warszawę, wbrew nieraz głoszonym deklaracjom, zadowala wariant polityki wschodniej ćwiczony w 1923 roku.
Roman Graczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość