Waldemar Brenda
Wielu żołnierzy Polski Podziemnej sięgało po pióro, by o swoim świecie opowiedzieć słowami poezji. Bywało, że pisali pomiędzy jedną akcją a drugą, jakby w przeczuciu, że nie przeżyją, a następcy ich los będą opisywać po swojemu. A może to zbyt uproszczone wyjaśnienie poetyckiej aktywności twórców tej miary co Baczyński, Gajcy, Bojarski?
Ci wyżej wymieni twórcy zginęli na „polu chwały”, od hitlerowskiej kuli i dzisiaj zajmują bardzo ważne miejsce w historii literatury. Żołnierzom wyklętym, walczącym po wojnie z komunistycznymi zdrajcami narodu, dany był inny los. Ich wiersze, proste w swych rymach i poetyckim kunszcie, ukryte w przepastnych ubeckich archiwach, miały na zawsze pozostać nieznane. Bo przecież bandyci poezji nie piszą.
„O matko moja, wiem ile ty łez/ Wylejesz za swego syna/ Wiem ile nocy nie dośpisz, przecierpisz/ Boś ty jest dla mnie ma matka jedyna/(...)Nie spodziewaj się losu takiego/ Że syn twój będzie ściganym tułaczem/ Niesprawiedliwie bandytą nazwany/ Przez tych czerwonych moskiewskich siepaczy”- pisał w lipcu 1948 r. Kazimierz Lenkiewicz „Wiślik”, „Brzoza”, „Warmiak”. Urodzony w 1924 r., dzieciństwo spędził na Pomorzu, gdzie ojciec służył w policji. Ukończył 2 klasy gimnazjum, a gdy wybuchła wojna, ewakuował się z matką i rodzeństwem w okolice Kolna, bo tu mogli liczyć na pomoc licznej rodziny. Wkrótce dołączył do nich ojciec, uczestnik kampanii wrześniowej.
Kolno zostało włączone do ZSRR, a przedwojenny policjant w świetle sowieckiego prawa był przestępcą. Aresztowany przez NKWD, nigdy już nie wrócił. Sowieci wysiedlili też siostrę Kazimierza, a jego starszy brat, Jan, zginął w 1943 r. w hitlerowskim obozie. To on, po wybuchu wojny sowiecko – niemieckiej, w 1942 r. wciągnął Kazimierza do Armii Krajowej.
„W naszej rodzinie była podniecona atmosfera, kiedy obaj bracia przygotowywali się do przysięgi wojskowej. Uczyli się słów na pamięć. Przysięga odbyła się w lesie w nocy gdzieś k. Czerwonego lub Kolna. Matka całą noc nie spała, denerwowała się, że w razie wpadki straci od razu dwóch synów” - wspomina siostra, Teresa Lenkiewicz. Z domu wychodzili więc pojedynczo. Ale wspólnie wykonywali zadania zlecone przez AK na granicy Prus Wschodnich. Podczas misji zwiadowczej k. Jeży, Jana schwytali Niemcy, Kazimierz uciekł i wstąpił do oddziału Stanisława Olszaka „Szareckiego”. W 1944 r. brał udział w akcji na niemiecki majątek w Korzenistem, w boju pod Żelaznymi, w rozbrojeniu Niemców w Borkowie i rozbiciu kolejki wąskotorowej.
W okresie Powstania Warszawskiego partyzanci „Szareckiego” przygotowywali się do wymarszu na pomoc walczącej stolicy, ale odwołano rozkazy. Gdy jesienią 1944 r. front niemiecko - sowiecki ustabilizował się na linii Narwi, Stanisław Olszak zdemobilizował oddział. Wkrótce potem Armia Czerwona przystąpiła do nowej ofensywy i dla Kazimierza Lenkiewicza zaczął się kolejny etap konspiracyjnego życia.
*
Początkowo nie myślał o konspiracji. Chciał się uczyć. Złożył podanie do kolneńskiego gimnazjum. Zostało odrzucone. Trudno też było pozostać na wsi, bez zajęcia, gdzie wszyscy wiedzieli o przynależności do AK. Trzeba było szukać innego miejsca zamieszkania, jakoś się urządzić. „Latem 1945 r. Kazimierz wyjeżdża do Pisza – Teresa Lenkiewicz dokładnie zapamiętała tamte lata. Przy ul. Rybackiej 7 wraz ze wspólnikiem z Wykowa zakłada sklep kolonialny, tam również zamieszkuje. Od 15 września Józef Tyszka otwiera w Piszu szkołę podstawową. Brat Kazimierz ściąga mnie do Pisza i zapisuje do kl. V. Jestem drugą polską uczennicą (...). W Piszu nie było prądu, wody i pełno gruzu. W jesienne wieczory na ulicach pustki, tylko słychać było pojedyncze strzały. Jednak życie toczyło się do przodu, przybywało nowych mieszkańców”.
Kiedy nadeszła wiosna 1946 r., władza przypomniała sobie o Lenkiewiczu. Dostał powołanie do Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, formacji wykorzystywanej do zwalczania partyzantki! Miał przydział w Bieszczady, ale „postanowił nie iść, gdyż nie chciał służyć ani w takiej jednostce, ani na tamtym terenie. Wyjechał z Pisza (...). Nawiązał kontakt z Hieronimem Rogińskim „Rogiem” (...), który był komendantem powiatowym Narodowego Zjednoczenia Wojskowego i dowódcą oddziału”.
Początkowo „Warmiak” był zwykłym żołnierzem, ale w 1948 r. został zastępcą dowódcy NZW na powiat Kolno. Brał udział w licznych akcjach bojowych w pobliżu Kolna, Ostrołęki i Pisza. Ich celem było zdobycie zaopatrzenia, pieniędzy na działalność konspiracyjną i propagandową, ograniczenie wszechwładzy funkcjonariuszy PPR i UB, karanie współpracowników reżimu. Niekiedy kończyło się to likwidacją agentury, bo tylko w ten sposób możliwe było zabezpieczenie własnych szeregów przed wsypą.
„Maszerując wciąż naprzód, zaszliśmy na Pełty/By spocząć dać ludziom strudzonym/ I nabrać sił większych, by dalej z komuną/ Walczyć, jak było w rozkazie mówionym/ I kładą się chłopcy strudzeni, zmęczeni/ Wpierw mówiąc modlitwę poranną/ Drudzy zaś siedzą, z znajomymi gwarzą/ Patrzą na wschodzącą czystą zorzę ranną/ „Roman” wraz z „Sępem” i „Orłem” wspólnie/ nie śpią lecz mowę prowadzą/ O tym czy ludzie, choć tutaj znajomi/ Nas UBepowcom czasami nie zdradzą/”- słowa tego nieco chropawego utworu, na pozór trochę niespójne (kto wie, czy nie dlatego, że odpisywane nie z oryginału, tylko z maszynopisu sporządzonego przez jakiegoś ubeka na potrzeby śledztwa), nie gorzej niż język dokumentów czy wspomnień, oddają problemy codziennej egzystencji „leśnych ludzi”.
Zapleczem dla prowadzących walkę partyzantów były lasy Puszczy Piskiej i Kurpiowskiej. W wierszu „Puszcza” Lenkiewicz pisał: „I szumią drzewa starej cichej puszczy/ Pieśń tajemniczą i straszną zarazem/ O losie tych, którzy raz danemu słowu/ chcą zostać wierni, swych ojców obrazem/ (...)Którzy ścigani będąc w partyzantce/ Nie wiedzą wcale, co to znaczy trwoga/ Gdy wolę silną do trudów zniesienia/ Czerpią z miłości Ojczyzny i Boga”.
Jednak nie zawsze puszcza zapewniała wystarczające schronienie. W styczniu 1949 r. funkcjonariusze piskiego Urzędu Bezpieczeństwa natrafili na leśny bunkier. Była śnieżna i mroźna zima. W schronie partyzanci akurat przygotowywali śniadanie. Na widok obławy zaczęli strzelać i rozbiegli się w różnych kierunkach, ale UB zabrało ich dokumenty, zapiski, notatki, maszynę do pisania i zbiór wierszy autorstwa Lenkiewicza. Według wspomnień jego siostry, na późniejszej „rozprawie był to jeden z głównych dowodów winy, gdyż ich treść godziła w „Państwo Polskie” i ZSRR”.
*
Podczas zimowej obławy „Warmiakowi” i jego kolegom udało się przeżyć. Czy dlatego, że sami obrońcy „władzy ludowej” wcale nie tak chętnie narażali własne głowy? Przed laty opowiadał mi jeden z nich, jak w okolicach Wiartla natknęli się w partyzanckim bunkrze na alkohol, który bardzo im pomógł przetrwać styczniowy mróz. Nieoczekiwanie opowieść znalazła potwierdzenie w zachowanych dokumentach. Dowodzący pododdziałem por. Adam Dzidowski z MO nie ruszył w pościg za uciekającymi, tylko „po ustaleniu, że bandyci zbiegli natychmiast szedł do opuszczonego bunkra. Będąc w bunkrze wraz z podległymi mu ludźmi począł pić pozostawiony przez bandytów spirytus (...) i konsumować pozostawione artykuły spożywcze, przywłaszczając jednocześnie sobie część z pozostawionych rzeczy (...). Po dwóch godzinach (...) w bunkrze, por. Dzidowski wraz z całą grupą udał się w kierunku miasta Pisz nie pozostawiając nikogo przy bunkrze, celem zabezpieczenia (...). W drodze grupa por. Dzidowskiego spotkała (...) KBW (...). Z grupą KBW do bunkra wrócił ref. Niedźwiedź [funkcjonariusz UB], jednak nie zorganizował od razu pościgu za bandą, a tylko dopuścił (...), że przybyła grupa [KBW] zajęła się konsumowaniem pozostałej żywności.”
Zwykle jednak członkowie aparatu represji poważniej podchodzili do walki z „reakcją”. Agenturą obstawiono rodziny. Obserwowano mieszkania, gospodarstwa. Powołano specjalną grupę operacyjną, która miała rozpracować i zniszczyć oddziały NZW dowodzone przez H. Rogińskiego „Roga”. Toteż, gdy w lecie 1949 r. partyzanci dokonali rekwizycji w Lachowie pow. Kolno, natychmiast uruchomiono obławę. 21 lipca 1949 r. Lenkiewicz z kolegą Józefem Pielochem został otoczony we wsi Ruda, na Kurpiach. Podobno chciał popełnić samobójstwo, ale kierujący obławą szef UB Kalinowski okazał się dobrym psychologiem. Negocjował, tłumaczył, że jest młody, że powinien żyć. I „Warmiak” złożył broń. A 27 kwietnia 1950 r. sąd wojskowy w Białymstoku skazał go na karę śmierci.
6 czerwca 1950r. do Lenkiewiczów dotarł więzienny gryps.. „Kochana Mamusiu! - na oddartej kartce pisał Kazimierz pożegnalne słowa. Nie wiem, czy Mamusia ten list otrzyma, lecz (...) za wszelką cenę chcę, ażeby Mamusia się nie martwiła mym wyrokiem i sobie zdrowia nie odbierała. Kochana Mamusiu, trudno, wszystko jest w ręku Boga i jak on zechce, tak musi być. Przecież ja nie jestem pierwszy i ostatn,i który ginie w takim wieku i w takich okolicznościach (...). Zresztą to dla mnie nie jest straszne, tak samo jak na pewno Tatusiowi i Jankowi, którzy, jeśli ginęli, to śmiało patrzyli śmierci w oczy...”
O wykonaniu wyroku najbliżsi nigdy nie otrzymali oficjalnego powiadomienia.
Waldemar Brenda
Skomentuj
Komentuj jako gość