W błyskawicznym tempie (jakieś 5 do 10 dni) nastąpiło zdumiewające odwrócenie frontów medialnej walki. Dość niespodziewanie okazało się, że nabrzmiałym problemem nie jest nepotyzm, kolesiostwo, załatwiactwo, obsadzanie posad państwowych przez osobników o kompetencjach wyłącznie familijnych. Problemem jest obecnie ochrona ludzi, którzy mają to nieszczęście, że ich wujowie, stryjowie, tatusiowie i sąsiedzi z działki zajmują stanowiska prezesowskie, dyrektorskie albo nawet ministerskie.
Media szeroką ławą ruszył w sukurs nowej warstwy uciśnionej. Dramatyczne zawołania: czy bycie synem VIP’a skazuje na bezrobocie? słychać z telewizorów, biją po oczach w prasie drukowanej. Na łamach „Olsztyńskiej” bohaterska postać posła Żelichowskiego i jego rozdzierająca duszę opowieść, jak to gnębił własnego syna zatrudnionego w podległych mu strukturach. Gdzie indziej Tuskowy syn wykazuje się postawę zaprawdę niezłomną: nie zwolnię się z pracy ! Order chłopakowi!
Nowy minister od rolnictwa zbywa kwękolenia purystów na tyle dosadnie, że kwestią samą w sobie pozostaje, czym niby różni się on od Sawickiego i do czego w ogóle ta zmiana była potrzebna. Kalemba jeszcze przed nominacją dał wyraźnie do zrozumienia: chłopaki, spoko, nic się nie stało.
Układy i układziki obecne są jak świat długi i szeroki, ale nigdy na cywilizowanym obszarze nie stanowią powodów do chwały. Nikt nie wyskakuje z tezami, że tak właśnie ma być – no, chyba że pogodziliśmy się już z miejscem w tej gorszej części świata.
Obrońcy układów przywołują wartości rodzinne. Słuszne to i godne pochwały. Co bardziej oczytani mogliby jeszcze wskazać, że tak np. Chrobry albo Jagiellończyk posady też zawdzięczali pozycji taty. Przytakujące media łyknęły i to. Reszcie pozostaje umocnienie w przekonaniu, że związek zawodowy cwaniaków i kombinatorów (czytaj: partia polityczna) ma się świetnie.
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość