Czasami słów strach się bać. Nie wtedy, kiedy interlokutor niespodzianie spełnia biblijne przykazanie prostoty przekazu („tak, tak”; „nie, nie”). A myślę tu np. o wielkim reżyserze Andrzeju Wajdzie, który po prostu powiedział jak jest, dzieląc media na „nasze” i nie nasze. I jeszcze może o wielkim Polaku, Władysławie Bartoszewskim, z klarownością daną wyłącznie wybitnym osobistościom definiującym połowę narodu jako bydło.
Myślę o przekazach zaskakujących, powalających i rewolucyjnych w tym sensie, że same w sobie otwierających zupełnie nieznane obszary poznania (raczej Złego niż Dobrego). Jeszcze pal sześć, kiedy Jakub Wawrzyniak (myśląc o Boenischu) wyznaje publicznie, że oto on nie powiedział jeszcze ostatniego słowa (choć faktycznie powiało grozą). Ale już otwarta diagnoza niejakiego Janusza Pe o konieczności lustracji PZPN posiada, moim zdaniem, wymiar kosmogeniczny. Bo jeżeli nawet jemu przydarza się mówić z sensem, to jest nadzieja; nicht wahr, meine Liebchen ? Bo jeżeli można żądać odkomuszenia aparatu piłkarskiego, to dlaczegóżby pomijać i aparaty cięższej wagi ?
Ale prawdziwym numerem jeden pośród rewolucyjnych komunikatów dni ostatnich jest ten, wydany przez panów Jakuba Wu i Michała Ef. Stek chamskich, sexistowskich i rasistowskich pomyj wylanych via sito, sami autorzy poddali egzegezie, z której wynikało jednoznacznie, że to co mówili, było przeciwieństwem tego, co mówili. Bluzgi wylali w proteście przeciwko wylewaniu bluzgów. Poniżyli, bo nienawidzą poniżania. Obśmiewali kontestując obśmiewanie. Postawą życiową potwierdzają swój manifest słowny. Jak powszechnie wiadomo, pijak chleje z nienawiści do wódki. Stąd nie dziwi motłoch protestujący przeciw motłochowi.
Nurzanie się w pomyjach obszczymurów byłoby zajęciem nędznym i nieproduktywnym. Gdyby nie fakt, że mechanizm istnieje szerzej, sięga głębiej i wyżej. Powtarzam: pal sześć prezes Grzegorz El, który wiadomą kopertę wrzucił do szuflady nie zaglądając do środka (no i skąd chłopina ma wiedzieć, co w niej było ?). Ale jest jeszcze Pan Prezydent, który w pojedynkę, samorzutnie, nie prowokowany, bez dania racji, rozpętał polską wojnę krzyżową. Jest jeszcze Partia Rządząca i jej przekaz dnia z 10 kwietnia 2010 r., rozsyłany z automatu do POsłów („Katastrofę spowodowali piloci, którzy zeszli we mgle poniżej 100 metrów. Do ustalenia pozostaje, kto ich do tego skłonił”).
Dzięki Jakubowi Wu i Michałowi Ef wiemy już, że Pan Prezydent kazał zlikwidować krzyż w proteście przeciwko likwidowaniu krzyża, a Pan Premier rozgłaszał bestialskie brednie chcąc zamanifestować swoją niechęć do szkalowania rodaków.
Judasz umył ręce z niechęci do higieny osobistej.
Ps.
Szczere gratulacje dla pana Piotra Grzymowicza! Pani H. G-W. musiała rozkopać pół miasta, aby sparaliżować stolicę. Nasz prezydent osiągnął identyczny efekt kopiąc dwie dziury.
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość