50 ambasadorów państw z całego świata napisało list w sprawie łamania praw człowieka w Polsce. Gdy się o tym dowiedziałem, zostawiłem wszystko i rzuciłem się do lektury, przerażony, co ten PIS znów zmalował. Zwłaszcza, że szczególnie aktywną rolę w komentowaniu i rozpowszechnianiu listu wzięła na siebie ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher. Jeśli pod listem podpisali się m. in. ambasadorzy takich miłujących prawa człowieka państw jak Albania, Wenezuela, Indie, Argentyna, RPA czy Ukraina, to sprawa musi być poważna. I jest. Okazuje się bowiem, że my, naród, zbiorowo prześladujemy mniejszości seksualne (w skrócie LGBT).
Niech nikogo nie zmyli mój nieco sarkastyczny ton, bo sprawa jest naprawdę poważna. Każdy, kto w naszym kraju żyje trochę dłużej wie, że Polacy to naród tolerancyjny i nadal przywiązany do tradycyjnych wartości. Obie te cechy są głęboko zakorzenione w naszej historii. Czy 50 przygotowanych do pracy w Polsce ambasadorów o tym nie wie? Wie doskonale. I w tym właśnie problem. Pretekstem do mocnych słów i obraźliwych ocen są jakieś nalepki z napisem „Strefa wolna od LGBT” oraz kampanijne wypowiedzi prezydenta Andrzeja Dudy na temat ideologii LGBT. Takie motywacje zorganizowanej akcji ambasadorów można włożyć między dyplomatyczne bajki.
Tradycyjnej, dominującej nadal w Polsce wizji człowieka nie da się pogodzić z genderową teorią płci społeczno – kulturowej. To spór nie do pogodzenia, bo dotyczy prawdy o ludzkiej naturze. Każda wypowiedź dotycząca ideologicznych, a tym bardziej marksistowskich inspiracji ruchów LGBT budzi gwałtowną reakcję. Dużo strawniejsza w odbiorze społecznym jest walka o równość. Shulamith Firestone, czołowa przedstawicielka tzw. drugiej fali feminizmu w książce z 1971 r. Dialektyka płci pisze: Tak jak wyeliminowanie klas ekonomicznych wymaga rewolucji proletariatu i przejęcia środków produkcji na drodze przejściowej dyktatury, tak wyeliminowanie klas płciowych wymaga rewolucji klasy uciśnionej (kobiet) i objęcia przez nią władzy nad środkami reprodukcji; nie tylko pełnego przywrócenia kobietom możliwości dysponowania własnym ciałem, lecz także sprawowania przez nie kontroli (przejściowej) nad całą sferą ludzkiej płodności – nową biologią demograficzną oraz wszystkimi instytucjami społecznymi związanymi z rodzeniem i wychowaniem dzieci.
Coś bardziej współczesnego? Oto fragment wynurzeń amerykańskiej filozof feministycznej Alison Jaggar: Zniesienie rodziny biologicznej wyeliminuje także potrzebę opresji seksualnej. Męski i żeński homoseksualizm oraz pozamałżeńskie stosunki płciowe nie będą już postrzegane w optyce liberalnej jako opcje alternatywne. (...) Ludzkość będzie mogła wreszcie powrócić do swej naturalnej, polimorficznej (wielopostaciowej) i perwersyjnej seksualności. Można to nazywać ideologią lub nie, jednak jest to projekt zmierzający do przebudowy fundamentów społeczeństwa poprzez zmianę myślenia o tożsamości płciowej, rodzinie, małżeństwie i macierzyństwie.
Polska jest w tej ideologicznej ekspansji niczym dar z niebios. Na wybryk z nalepkami ambasadorzy rzucili się niczym zgłodniały pies na kość, bo broniąc polskich działaczy LGBT przed prześladowaniami występują w roli bohaterów nadających im status ofiary, który jest kluczowym warunkiem rewolucyjnej skuteczności. To zabieg konieczny, ponieważ dzisiaj bycie ofiarą równa się posiadaniu racji moralnej. Każda wzmianka o ideologii LGBT wywołuje gwałtowne reakcje, ponieważ grozi zamianą statusu ofiary na pozycję ideologicznego agresora. A to najgorsze co mogłoby spotkać działaczy LGBT na trudnym, polskim terenie. Z tego samego powodu tak irytujące dla obyczajowych rewolucjonistów są apele papieża Franciszka i hierarchów Kościoła o miłość i troskę wobec osób nieheteroseksualnych.
Jeszcze w 2008 r. Barack Obama twierdził, że małżeństwo to związek mężczyzny i kobiety w którym obecny jest Bóg. Na zmianę zdania potrzebował kilku lat. Teraz republikanin Donald Trump, dla wielu ikona konserwatyzmu, oraz ambasador USA w Polsce (coraz częściej nazywana namiestnikiem), dołączyli do grona „pożytecznych idiotów.
Miliony Polaków, patrząc na postępy cywilizacyjnej rewolucji, pomni losów katolickiej Hiszpanii, a następnie Irlandii, zadaje sobie pytanie o ciąg dalszy. Spór między tym co w człowieku naturalne, a tym co wymuszone ideologicznym szaleństwem, zawsze kończy się tak samo. Prof. Jan Hudzik zauważył, że demony budzą się nie tylko wówczas, gdy rozum zasypia, lecz także wtedy, kiedy doznaje nadmiernego oświecenia. Przekonanie, że człowiek może dowolnie wybrać sobie płeć, to kolejne po totalitarnych demonach rasy i klasy, szaleństwo oświeconego umysłu. Koniec tego antropologicznego kłamstwa będzie taki sam, bo rzeczywistym przeciwnikiem jego wyznawców nie są homofobi, lecz twarde prawa natury, do których w innych sprawach tak chętnie się odwołują. Prawdziwe zmartwienie to szkody jakie na drodze do tego upadku poniesiemy.
W 1993 r., po długich sporach, Polacy zawarli kompromis aborcyjny. Na tyle trwały, że po upływie czasu i powszechnej proaborcyjnej rewolucji, przywiązanie doń większości Polaków okazało się zaskakująco stabilne. Narastający spór i podziały wokół kwestii praw mniejszości seksualnych podpowiadają konieczność kompromisu. Dziś większość Polaków popiera legalizację związków partnerskich, ale jest przeciwko małżeństwom homoseksualnym, a tym bardziej adopcji dzieci przez takie pary. Zewnętrzne procesy jakim poddawani są Polacy, szczególnie młodzi, nie pozostawiają złudzeń co do kierunku zmian ich świadomości. Dlatego to ostatni moment na budowanie kompromisu. Dopóki większość Polaków uważa, że dziecko powinno mieć ojca i matkę. Rozumiem opór środowisk konserwatywnych przeciwko legalizacji związków partnerskich. Obawę przed realizacją przez państwo antyrodzinnej inżynierii społecznej. Ale jeśli Polacy nie znajdą oparcia w poważnej propozycji społecznego pokoju, odpowiadającej tradycyjnym poglądom obecnej większości, to sprawy wymkną się spod kontroli. Pytanie, czy ktoś dysponuje dzisiaj wystarczającym autorytetem, aby taki kompromis zaproponować, jest czysto retoryczne. Ale list 50 „ambasadorów” polskiego kompromisu mógłby zmienić wiele.
Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta
Skomentuj
Komentuj jako gość