Czym w ocenie dokonań zawodowych ustępuje profesorowi Bołoczko zasłużony dla olsztyńskiego szpitala profesor Religa? Dlaczego były minister w rządzie III RP, nawet z piętnem polityka pisowskiego, jest gorszy od dozgonnie oddanego komunistycznej partii aktywisty i posła? - pyta Bogdan Bachmura.
Olsztyński wzorzec postawy obywatelskiej
Zapewne wielu osobom wydaje się, że spór o patrona tzw. ulicy Obiegowej to temat zastępczy i oczywista strata czasu. Z punktu widzenia osób dotkniętych problemem zaspokojenia elementarnych potrzeb tak to może wyglądać. Jednak patroni ulic, zwłaszcza zlokalizowanych w centrum miasta, to ciągle żywy, aksjologiczny przekaz, którego treść kolejne pokolenia odkrywają ciągle na nowo. Stąd wielki zaszczyt, ale i odpowiedzialność radnych za decyzje, które w imieniu lokalnej społeczności podejmują „na zawsze".
Takimi właśnie przesłankami kierowało się Stowarzyszenie „Święta Warmia", kiedy poparliśmy inicjatywę nazwania części nowej ulicy imieniem prof. Zbigniewa Religi. Gdy z takim przesłaniem pojawiliśmy się na posiedzeniu Komisji Gospodarki Komunalnej, przed naszym wystąpieniem zaprezentowano inną kandydaturę – prof. Stefana Bołoczko. Dokonał tego pan Antoni Kołakowski, prezes Stowarzyszenia im. Stefana Bołoczko oraz pani Ewa Sapka, pasierbica profesora. Ponieważ zaufaliśmy treści dokonanej prezentacji nie zgłaszaliśmy żadnych zastrzeżeń wobec tej kandydatury, uznając, że propozycja Roberta Szewczyka, przewodniczącego Komisji, abyśmy spróbowali się w tej sprawie porozumieć, jest do przyjęcia. Ostatecznie do tego nie doszło z powodu dodatkowej, uzyskanej po posiedzeniu Komisji, wiedzy na temat życiorysu Stefana Bołoczko, której to wiedzy wcześniej nam oszczędzono.
Nie wiem ile osób obecnych na sali wiedziało, że Stefan Bołoczko był nie tylko znanym i cenionym ortopedą. Że za ogólną, przekazaną przez Antoniego Kołakowskiego informacją o jego publicznej aktywności, kryje się przynależność od 1960 r. do PZPR, funkcja sekretarza POP PZPR przy Szpitalu Wojewódzkim w Olsztynie, członkostwo Komitetu Wojewódzkiego PZPR, funkcja radnego Wojewódzkiej Rady Narodowej oraz mandat posła na Sejm PRL. O tych, fundamentalnie ważnych dla procedury ustanowienia patronatu ulicy faktach nikt słowem nie wspomniał. Co więcej, tydzień później, kiedy przewodniczący Robert Szewczyk poddał pod głosowanie, nie przewidziany w programie obrad Komisji, projekt uchwały o podziale przyszłej arterii na ulicę Mariana Bublewicza i Stefana Bołoczki komunistyczna przeszłość tego ostatniego nadal pozostała poza sferą zainteresowania. I choć w programie najbliższej, środowej sesji, tego punktu jeszcze nie ma, to wróble ćwierkają, że zostanie wprowadzony w ostatniej chwili.
Jeszcze niedawno wydawało się, że po skandalicznym sposobie w jaki odrzucono kandydaturę prezydenta Lecha Kaczyńskiego na patrona ulicy, po sfałszowaniu tradycji przedwojennej 15 Dywizji Wielkopolskiej towarzyszącej nadaniu jednej z ulic imienia 15 Warmińsko-Mazurskiej Dywizji Zmechanizowanej, uda się wreszcie ustanowić kompetentne gremium i ustalić zasady nadawania patronów ważnych miejsc publicznej przestrzeni. Jednak i teraz, gdy zajmuje się tym Komisja Gospodarki Komunalnej, jej członkowie zobowiązani są do prześwietlenia, ujawnienia i dyskusji nad wszelkimi aspektami publicznej aktywności i dokonań kandydata na patrona ulicy. Już trudne do zaakceptowania jest, że osoby decydujące się na zgłoszenie takiej kandydatury wstydliwie takie fakty pomijają. Ale skandalem jest, że taką konwencję milczenia przyjmują zobowiązani do rzetelności w takich sprawach radni.
Aż wstyd przypominać, iż w demokracji nie kryterium zawodowej rzetelności, sportowych sukcesów czy wartości artystycznych dokonań, ale właśnie ocena publicznej aktywności na rzecz dużej i małej ojczyzny jest tym, co głównie decyduje o wartości człowieka jako obywatela, który ma odwagę wyjść z domu i stanąć na publicznej agorze, a dopiero później dostąpić, jeśli społeczność uzna jego dokonania za szczególne, świeckiej „kanonizacji", jaką jest patronat nad ulicą, placem czy innym miejscem publicznej użyteczności. W przypadku Stefana Bołoczko o tym „zapomniano". Możemy zatem mieć w centrum miasta patrona ulicy, który był aktywnym, wielokrotnie odznaczanym najwyższymi państwowymi odznaczeniami komunistą. Być może coś się zmieniło i przeszłość komunistycznego aktywisty przestała być sprzeczna z ideą patrona jako wzorca postawy obywatelskiej? A może w Olsztynie nic się nie zmieniło i wszystko zostało po staremu? Jeżeli tak, to trzeba o tym głośno i odważnie mówić.
Senator SLD Janusz Lorenz w imieniu Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego odznaczył 26 sierpnia 2005 prof. Stefana Bołoczko ze Szpitala Miejskiego w Olsztynie Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski.
Bo, wbrew pozorom, nie osoba profesora Bołoczki jest w tym wszystkim najważniejsza. Wszyscy, którzy w długiej historii naszego miasta decydowali o treści tabliczek z nazwami ulic zdawali sobie sprawę z ich znaczenia dla zbiorowej tożsamości. Z tego, że kolejne pokolenia także na tej podstawie będą nas rozliczać z hierarchii wyznawanych wartości. Dlatego mamy prawo wiedzieć, czym w ocenie dokonań zawodowych ustępuje profesorowi Bołoczce zasłużony dla olsztyńskiego szpitala profesor Religa. Dlaczego były minister w rządzie III RP, nawet z piętnem polityka pisowskiego, jest gorszy od dozgonnie oddanego komunistycznej partii aktywisty i posła? O Mariana Bublewicza, rajdowca i ojca posłanki PO nawet nie pytam, bo to patron już zaakceptowany przez aklamację, choć w Ratuszu też nie chcą głośno mówić dlaczego. Za to twierdzą, że odbyły się konsultacje. Przez internet. Taka demokracja.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość