"Rola medialnego błazna i hipokryty ukrywającego swoje prawdziwe poglądy, umizgującego się do pogardzanych w skrytości ducha ludzi, to rola niewdzięczna i rzadko komu pasująca, ale chętnych do jej odegrania z oczywistych względów nie brakuje. Oczywiście między bajki należy włożyć pogląd, że osoba o takim przygotowaniu teoretycznym jak prof. Chazbijewicz nie zdawała sobie sprawy przed startem w wyborach, że przekonanie do siebie „człowieka masowego” to nie bogate w treści rozważania o dobru wspólnym, lecz cierpliwe budowanie wizerunku według reguł obowiązujących w świecie politycznego marketingu."- pisze Bogdan Bachmura
O demokracji z prof. Selimem Chazbijewiczem rozmawiałem nie jeden raz, ale tak radykalną krytykę systemu usłyszałem z jego ust dopiero kilka dni przed publikacją na naszym portalu. Podobne poglądy na temat demokracji słyszałem z ust polityków wielokrotnie. Ale zawsze prywatnie i raczej w wąskim gronie. Natomiast tak zdecydowanie krytycznych i, co najistotniejsze, publicznie sformułowanych poglądów osoby ubiegającej się o fotel senatora RP, na dodatek profesora politologii, nie pamiętam. Rola medialnego błazna i hipokryty ukrywającego swoje prawdziwe poglądy, umizgującego się do pogardzanych w skrytości ducha ludzi, to rola niewdzięczna i rzadko komu pasująca, ale chętnych do jej odegrania z oczywistych względów nie brakuje. Oczywiście między bajki należy włożyć pogląd, że osoba o takim przygotowaniu teoretycznym jak prof. Chazbijewicz nie zdawała sobie sprawy przed startem w wyborach, że przekonanie do siebie „człowieka masowego” to nie bogate w treści rozważania o dobru wspólnym, lecz cierpliwe budowanie wizerunku według reguł obowiązujących w świecie politycznego marketingu. Wyobrażam więc sobie, że osoba o takiej wiedzy i stosunku do demokracji spożytkowuje czas kampanii na publiczną dyskusję o demokracji właśnie. Bez zawracania głowy utyskiwaniem nad psuciem demokracji przez polityczną konkurencję, a ze skupieniem się na rozmowie o istocie samego systemu i przyczynach jego niebezpiecznej, samobójczej ewolucji. Myślę, że środowisko „Debaty” chętnie by w taką kampanię Pana profesora się włączyło.
Niezależnie od tego kampania kandydata PiS na senatora w pierwszych jednomandatowych wyborach do izby wyższej to problem sam w sobie. Konia z rzędem bowiem temu, kto widział jakikolwiek jej ślad. Zdawałoby się, że bezpośrednia rywalizacja kandydatów trzech największych partii to sprawa politycznego prestiżu, nawet jeśli stosunek PiS do nowej, jednomandatowej ordynacji wyborczej od początku cechowała wyraźna ambiwalencja. Tymczasem wygląda na to, że wybory do Senatu zostały w Olsztynie przez PiS zbojkotowane. Bo jak inaczej nazwać sytuację, gdy Jerzy Szmit, „jedynka” tej partii do izby niższej parlamentu, nie daje o sobie zapomnieć dzięki trudnym do zliczenia i najdroższym bilbordom, a przekazanych tej partii pieniędzy podatników nie starczyło dla jedynego kandydata do izby wyższej, mającej skupiać elitę polityczną polskiej demokracji.
Jakieś dwa lata temu miałem okazję polemizować z Panem profesorem na temat demokracji na łamach papierowej „Debaty”. Wtedy na kłopoty z demokracją proponował Pan profesor demokratyczno - monarchiczną hybrydę. Tym razem, kiedy sprzeciw wobec demokracji został wyartykułowany jednoznacznie, receptą ma być „świecka władza Kościoła Katolickiego”. Niestety, obie propozycje są konstrukcjami sztucznymi, wyabstrahowanymi od kondycji i stanu świadomości nie tylko współczesnego człowieka, ale także Kościoła, który od Soboru Watykańskiego II sam ulega powolnemu procesowi wewnętrznej demokratyzacji i „zapomniał” o przed soborowych naukach papieży na temat demokracji.
W poprzednią sobotę byłem na spotkaniu z ks. Małkowskim zorganizowanym przez ruch Solidarni 2010. Ten wielkiego ducha i charakteru kapłan mówił, powołując się na Jana Pawła II, o demokracji, która bez wartości, bez aksjologii opartej na wierze w Boga, wyradza się w dyktaturę. Święte słowa. Problem jednak w tym, że demokracja jako system takie wartości zwalcza, niczego w zamian, poza mnożeniem tzw. praw człowieka, nie proponując. Chyba nikt, kto pobieżnie choćby obserwuje ostatnie dziesięciolecia ewolucji społeczeństw demokratycznych nie ma co do tego złudzeń.
Ks. Małkowski o tym nie mówił. Może bał się przekroczenia granicy, poza którą widać, że bożek demokracji jest nagi. Prof. Chazbijewicz taki krok wykonał. Jego wyznanie: „Jestem przeciw wyborom i przeciw demokracji” wstępu na demokratyczne salony na pewno mu nie ułatwi, ale refleksję, także wśród jego studentów, nad najważniejszym moim zdaniem politycznym problemem świata zachodniego, na pewno tak.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość