W poniedziałkowy wieczór 29 listopada 1830 roku grupa podchorążych i cywilów wybiegła na ulice Warszawy rozpoczynając powstanie. Wtedy zresztą nazywano je bardziej prawidłowo bo rewolucją. Jak wyglądały jego pierwsze godziny?
Na początek spiskowcy zamierzali zamordować cesarskiego brata, Wielkiego Księcia Konstantego Pawłowicza, ówczesnego wodza naczelnego Wojska Polskiego. Miało to na celu uniemożliwienie jakiegokolwiek porozumienia polsko-rosyjskiego. Konstanty jednak zdołał się schronić a pierwszą ofiarą został zakłuty bagnetami generał Aleksiej Andriejewicz Gendre, członek sztabu księcia. Następnie spiskowcy ruszyli w kierunku Arsenału i po drodze spotkali generała Stanisława Floriana Potockiego, bohatera insurekcji kościuszkowskiej i wojen napoleońskich, w 1792 r. adiutanta księcia Józefa Poniatowskiego. Starano się go przekonać, by stanął na czele grupy spiskowców. Potocki odmówił. Następnie spotkano generała Stanisława Trębickiego (Trembickiego). Trębicki, podobnie jak Potocki, odmówił i podchorążowie porwali go ze sobą. Kolejni spotkani wojskowi to ówczesny minister wojny, generał Maurycy Hauke, bohater wojny jeszcze z 1792 r., Insurekcji Kościuszkowskiej i wojen napoleońskich, oraz pułkownik Filip Meciszewski, szef sztabu artylerii. Wobec odmowy dołączenia się spiskowcy zastrzelili obu. Kolejną ofiarą spiskowców był generał Józef Nowicki, też bohater z 1792, 1794 i wojen napoleońskich. Czwartą ofiarą spiskowców był wspomniany już Trębicki, którego ponownie próbowano przekonać a ten po raz drugi odmówił, co przypłacił życiem. Wtedy zastrzelony został też Stanisław Potocki, ten sam generał, który wcześniej odmówił spiskowcom. Zjawił się on pod Arsenałem i chciał przekonać wojsko, by te odstąpiło od spiskowców. Zabito generała Ignacego Blumera. Gen. Blumer w 1792 r. walczył w wojnie z Rosją, odznaczył się pod Zieleńcami i Dubienką. Uczestniczył w Insurekcji Kościuszkowskiej, a po jego upadku przez Turcję dotarł do Włoch, do Legionów Polskich gen. Jana Henryka Dąbrowskiego, z którymi odbył wszystkie kampanie, włącznie z koszmarną wyprawą na San Domingo. Od 1807 r. w armii Księstwa Warszawskiego; w 1809 odznaczył się w bitwie z Austriakami pod Raszynem i w szturmie Sandomierza; w wyprawie na Moskwę w 1812 dowodził 3 pp.; ranny podczas przeprawy przez Berezynę; w 1813 bronił Modlina, skąd siłą wzięty został do rosyjskiej niewoli, skończył zamordowany przez jakiegoś podchorążego "patriotę". Zabito też generała Tomasza Jana Siemiątkowskiego – kolejnego bohatera walk o niepodległość. Powstanie zaczęło się od zabójstwa śmietanki polskich generałów. Nie był to dobry znak na początek.
Ci którzy doprowadzili do powstania nie mieli: ani programu społecznego, ani programu politycznego, ani przywódców.
Sama noc listopadowa to przecież zwykłe zbrodnicze bezhołowie; biegali od generała do generała i prosili żeby ktoś raczył stanąć na czele, a jak się nie zgadzał to kula w łeb. W tę noc zginęło z rąk podchorążych więcej Polaków niż Rosjan.
Działy się wtedy rzeczy na pozór zagadkowe. Wacław Tokarz pisze, że jeszcze przed wybuchem walk Konstanty mówił, iż Polacy powinni załatwiać swoje sprawy pomiędzy sobą. A w nocy z 29 na 30 listopada na wezwanie do użycia wojsk rosyjskich odpowiedział: „To są Rosjanie a żaden Rosjanin, jeżeli do własnej obrony nie będzie zmuszony, nie wystrzeli ani szabli w całej tej sprawie nie dobędzie. Zbrodnia jest po waszej stronie; nie chcę do niej przykładać ręki mojej… To wojsko zasłania mnie od nowego napadu; jeżeli mnie zaatakują to ustąpimy… Żaden Rosjanin nie wmiesza się do tej sprawy. Polacy ją zaczęli, to sprawa polska… niech sami sobie radzą.”
Ponownie o interwencję zwrócił się adiutant księcia ppor. Władysław Zamoyski, który wspomina. Książę „odpowiada: „Ja się do niczego nie mieszam, niech sobie Polacy sami radzą, to ich rzecz”. I dodał „Oto są strzelcy konni – to są Polacy, bierz ich, prowadź do Stasia [Potockiego] niech z nimi robi co chce, albo”… nie skończył i po chwili zawołał: „Kurnatowski, Krasiński! Weźcie strzelców, wejdźcie do miasta, obaczcie, co tam zrobić można” a obróciwszy się do mnie: „idź z nimi, możesz ich poprowadzić”.”
Zamoyski jednak z rady nie skorzystał. Później, już po wycofaniu się z Warszawy do Wierzbna Konstanty zwalnia z posłuszeństwa wiernych mu Polaków i odsyła ich do swoich. Marszałek Carl Gustaf Mannerheim, fiński bohater narodowy, opowiadał taką anegdotę. Adiutant Wielkiego Księcia Konstantego, poprosił po wybuchu powstania o zwolnienie ze swych obowiązków u boku księcia, gdyż chciał się przyłączyć do zbuntowanych oddziałów. Wielki książę, który lubił Polaków, po chwili milczenia miał odrzec: - „Masz rację, twoje miejsce jest tam!” - pobłogosławił młodzieńca znakiem krzyża i pozwolił mu odejść.
Na temat zachowania księcia od lat dywagują historycy. Zarzucają mu oszołomienie i niezdolność do działania (Wacław Tokarz), tchórzostwo (Jerzy Skowronek), nieuzasadniony popłoch (Mikołaj Berg). Odmiennego zdania jest Lech Mażewski. Wskazuje on, podobnie zresztą jak Skowronek, na racjonalne podstawy działania Konstantego. Bo trzeba pamiętać kim był Konstanty. Był wodzem naczelnym nie tylko Wojska Polskiego lecz również Korpusu Litewskiego utworzonego 1817 przez cara Aleksandra I, rekrutowanego z 5 guberni polskich: grodzieńskiej, wileńskiej, mińskiej, wołyńskiej i podolskiej, oraz obwodu białostockiego. Gubernie te wydzielone były z Cesarstwa Rosyjskiego i rządzone na podstawie Statutu Organicznego, takiej namiastki konstytucji, przez Wielkiego Księcia. Było on, jak go nazwał Mażewski, wicekrólem Polski de facto, z władzą obejmującą również tzw. Ziemie Zabrane.
W tej sytuacji stłumienie przez niego nawet niewielkiej ruchawki nie ratowało jego pozycji politycznej w Petersburgu. Bunt, nawet stłumiony, odbierał mu całą siłę jaka wynikała z kontrolowania odrębnych polskich prowincji. Stłumienie buntu oznaczało, że utracił kontrolę a na Polaków nie można już liczyć. W tej sytuacji odrębne wojsko polskie, sejm i konstytucja nie były już potrzebne. Przeciwnie, szkodziły interesowi cesarstwa. A sam Konstanty spadał do roli petenta na cesarskim dworze. Dlatego Konstanty był zainteresowany w obronie odrębności Polski.
Natomiast sytuacja gdy Polacy sami stłumią zamieszki, im szybciej tym lepiej, pokazywała mocną pozycję Konstantego i brak podstaw do obaw o wierność Wojska Polskiego. Zwłaszcza gdyby się okazało, że jest to efektem spontanicznych działań polskich władz cywilnych i wojskowych.
Warto tu też zauważyć, że takie działania polskich władz leżałyby w dobrze pojętym interesie tak Polski jak i Rosji.
Niestety stało się inaczej. Powstańczy szantaż, jak to celnie nazwał Mażewski, spowodował, że nawet rozsądni ludzie milczeli i bali się działać. A mądrzy ludzie, w tym zamordowani generałowie, wiedzieli, że powstanie tylko zaszkodzi sprawie polskiej. Nie było żadnej szansy na zwycięstwo. Bonaparte zebrał 600 tys. żołnierzy i zajął Moskwę, i co z tego? Trzy lata później mieszkał już na wysepce Św. Heleny, na drugim końcu świata. Jakim cudem mogło wygrać wojnę małe państewko bez żadnego sojusznika? Rosja bez trudu wysłała do Królestwa 200 tysięcy żołnierzy w polu, nie licząc bez mała 100 tys. na Litwie a w 1830 r. łącznie posiadała, wg oficjalnych danych, 1 050 716 żołnierzy i oficerów. Ponad milion! Oczywiście wszystkich do Polski wysłać nie mogła. Tymczasem przez armię polską przewinęło się 120 tysięcy żołnierzy, co było maksymalnym wysiłkiem. Stosunek sił był porażający. Pod koniec wojny nie miał już kto uzupełniać stanów pułków, bo rezerwy ludzkie były wyczerpane.
Nie było żadnej, nawet teoretycznej, możliwości wygrania wojny z Rosją.
Jednak gdy już doszło do wojny polsko-rosyjskiej trzeba się było bić. O honor, o godziwe warunki zakończenia wojny, o jak najmniejsze koszty przegranej bo o odzyskaniu niepodległości mowy być nie mogło. I tak się biliśmy. Jeden z trwających przy Konstantym generałów, Franciszek Żymirski, zginął bohatersko pod Olszynką Grochowską dowodząc 2 DP. W tym wszystkim zdumiewająca była sprawność małego Królestwa i jego armii. Od wkroczenia wojsk rosyjskich w lutym 1831 roku do upadku Warszawy minęło siedem długich miesięcy intensywnych działań militarnych, Zamość bronił się jeszcze dłużej bo do października.
Stało się tak jak się obawiano. Po wycofaniu się Konstantego z Królestwa w Korpusie Litewskim wymieniono oficerów Polaków na Rosjan i użyto go do tłumienia Powstania. A książę był tylko gościem sztabu armii rosyjskiej. Nie bardzo było wiadomo co zrobić z księciem ale Konstanty zrobił wszystkim grzeczność i w połowie czerwca 1831 roku taktownie zmarł na cholerę. Niektórzy podejrzewają, że go otruto ale dowodów na to brak.
Wracając jeszcze do zachowania księcia. Podczas bitwy pod Olszynką Grochowską, pułk polskich grenadierów nacierał wypierając liczniejsze oddziały rosyjskie. Jak podaje w swoich wspomnieniach Jan Nepomucen Umiński, Wielki Książę rzekł w tym wypadku mniej więcej tak: "Patrzcie jak oni równo maszerują i jak się biją! To są na pewno moi chłopcy, bierzcie z nich przykład!" Mówił to do oficerów sztabu feldmarszałka Iwana Iwanowicza Dybicza Zabałkańskiego, dowodzącego wojskami rosyjskimi. Rosjanie (no, nie tylko Rosjanie bo np. Dybicz był Niemcem) nie wiedzieli jak się zachować bo Polakom kibicował cesarski brat.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość