Z prezesem Arbetu Andrzejem Boguszem rozmawia Adam Socha.
AS: Panie Prezesie, czy Panowie uważacie, że osiągniecie zamierzony cel składając List Otwarty u prezydenta?
AB: Wydaje mi się, że pytanie jest retoryczne. Powiem Panu tak, można jęczeć, narzekać, ulegać frustracjom, nie robić nic, żeby cokolwiek się zmieniło, albo robić coś konstruktywnego z nadzieją, że dotrze to do świadomości społecznej i coś zacznie się zmieniać na lepsze.
W mojej ocenie żyjemy w świecie, który nie może przetrwać. Ktoś powie, że to są wielkie słowa, ale tak jest w istocie. Ten kryzys , który ogarnął cały świat jest pochodną tego, co w gospodarce światowej dzieje się od dziesiątków lat. Świat doprowadził do tego, że kapitał należy do 3% populacji. A co robi pozostałe 97% populacji? Robi za siłę roboczą dla tych 3%.
Wracając na nasze podwórko, w tej skali mikro dzieje się podobnie. Społeczeństwo ubożeje, jesteśmy regionem zaściankowym, z którym się nikt nie liczy. Proszę zauważyć, że Olsztyn w żadnych poważnych statystykach gospodarczych i analizach nie jest ujmowany. Nawet na niektórych mapach prognoz pogody Olsztyn nie jest pokazywany i jest to ironia przez łzy.
Chodzi o to, abyśmy przestali wiecznie opowiadać o niespełnionych nadziejach czy szansach, o mieście i regionie, które ma perspektywy, a tak naprawdę niewiele osób tu robi cokolwiek w praktyce, aby ta sytuacja się zmieniła. Ja dzisiaj uchylę przed Panem rąbka tajemnicy i tylko dlatego, że reprezentuje Pan niezależne media. Otóż w olbrzymim błędzie jest Pan prezydent Grzymowicz i wszyscy ci, którzy sądzą, że zaatakowaliśmy pana prezydenta. My podobne wystąpienie mamy przygotowane również dla Pana Marszałka. Bo nawet ślepy musi zauważyć, że nie jest dobrze w naszym województwie i w naszym mieście. Pracy przyzwoitej tutaj nie ma, zarobki są byle jakie i społeczeństwo ubożeje. Ja przeszedłem w swoim życiu bardzo wiele, byłem po tamtej stronie życia i wiem jak smakuje chleb ze smalcem, albo dosadniej, jak smakuje chleb z wodą i z cukrem, a jestem dzisiaj gdzie indziej i znam to uczucie, kiedy człowiek jest nikim dla wszystkich, a potem staje się rozpoznawalny. Przecież ja miałem takie samo nazwisko dwadzieścia kilka lat temu, tylko ono nikogo nie interesowało, a teraz interesuje wielu, bo jestem rozpoznawalny przez pryzmat postrzegania Arbetu, czyli firmy, którą stworzyłem. I chodzi o to, że z nami, mieszkańcami tego miasta i tego regionu i z firmami jest tak samo. Nikt się nie będzie liczył, jeśli my sami nie podniesiemy swojej zamożności. Ażeby to zrobić, musimy ze sobą współpracować i współdziałać. I dlatego od kilku lat głośno mówię o czymś, co się teraz staje modne i to na szczeblu tego grubego biznesu w Polsce: zaczyna się używać pojęcia „patriotyzmu lokalnego" w relacjach gospodarczych. I to wystąpienie, które miało miejsce 3 lipca, to jest właśnie zdarzenie, którym my, przedsiębiorcy zrzeszeni w Olsztyńskiej Izbie Budowlanej, chcemy zwrócić uwagę Panu prezydentowi, że te przedsiębiorstwa, które dają kilka tysięcy miejsc pracy, tak opłacanych na ile możemy sobie pozwolić, doszły już do ściany. Te firmy nie wygrywają żadnych poważnych przetargów lub wygrywają, jedynie przetargi śmieciowe co do wartości. Natomiast grube kontrakty, grube przetargi wygrywają i podpisują firmy zewnętrzne. Tylko dlatego, że osoby decyzyjne przygotowujące te przetargi i włodarze miasta i regionu nie chcą włożyć odrobinę wysiłku w to, żeby nam tu na miejscu było lepiej. Zasłaniają się w związku z tym ustawą Prawo Zamówień Publicznych, a tak naprawdę nie chodzi o ustawę, ale o święty spokój, bo urzędnik chce mieć święty spokój. Bo urzędnik uważa, że jak wybierze inną ofertę niż ta najtańsza, to zaraz będzie przesłuchiwany przez ABW, przez prokuratury.
I nawet jeśli tak jest, to pytam co z tego wynika? Te służby mają do tego prawo, bo im się za to płaci. Niech więc sprawdzają! To, że one się zachowują tak jak się zachowują, to jest odrębna sprawa, to jest chore, ale to nie jest dla mnie żaden argument, że ustawa nie pozwala.
AS: A czy Pan zna miasta, w których przetargi nie wygrywa się najniższą ceną?
AB: W tym samym kraju, w tej samej rzeczywistości prawnej, przy tych samych chorych ustawach i służbach na trzy litery, które wszystkim odbierają zdrowie, są takie miasta jak: Gdynia, Toruń, Opole, Wrocław. Nie wspominając o Rzeszowie, który nas zdeklasował. Dwadzieścia lat temu o Rzeszowie mało kto wiedział. Dzisiaj Rzeszów zdeklasował całą ścianę wschodnią dlatego, że są tam ludzie, którzy rozumieją potrzebę wspierania firm, których korzenie wywodzą się z tego regionu. Bo to te firmy tworzą miejsca pracy.
Powiem więcej, rozmawia Pan z osobą, która nie ma spółek w rajach podatkowych. Ja, moi pracownicy i moje firmy płacimy podatki w kraju. I w Olsztyńskiej Izbie Budowlanej jest takich firm wiele, o różnym rodowodzie, ale dziś łączy nas jedno: my płacimy tu podatki.
AS: Dlaczego nie jesteście w stanie przebić ofert tych wielkich koncernów budowlanych?
AB: Bo wg. zamawiających jesteśmy za mali, nie mamy potencjału finansowego, doświadczenia, itd.. Ale już jako podwykonawcy tych wielkich firm, które wygrywają, możemy pracować. A potem efekty są takie, że nam zostają krew, pot i łzy a oni wywożą zyski i podatki bardzo często nawet za granicę tego kraju.
Jeśli Polacy nie zrozumieją, że dzisiaj takie firmy na przykład jak Budimex albo Mostostal to firmy tylko dawne polskie nazwy, to doprowadzimy się do sytuacji takiej, że jedynym atutem tego narodu będzie fakt bycia najtańszą w Europie siłą roboczą. To takie mamy ambicje? To po tych dziesięciu latach bycia w Unii naszym celem jest tylko bycie najtańszą siłą roboczą?!
I o tym jest mowa w naszym Liście. Bo ja nie wygram sam przetargu jeśli kryteria są tak ustawione, że ja nie mam w ogóle szans w nim startować. Nikt nie mówi o konsekwencjach społecznych tych inwestycji, które są realizowane za pieniądze mieszkańców miasta. Bo przecież trzeba pamiętać o tym, że każda inwestycja publiczna czy to w Olsztynie, czy w województwie, czy w kraju wymaga wkładu własnego. Czyli część daje Unia, a reszta to wkład własny. A przecież wkład własny to są podatki, które my wszyscy płacimy. To jak można nie dbać o to, żeby te podatki pochodzące z tego biednego regionu i z tego niezamożnego miasta stąd wyjeżdżały w postaci zysków realizowanych przez te duże firmy. I potem mamy takie skutki, że wielu małych przedsiębiorców popełnia samobójstwa, bo nie mogą doczekać się zapłaty od Generalnego Wykonawcy.
AS: Jak dochodzi do takich tragedii?
AB: Te firmy miejscowe są wykańczane. Działa to na następującej zasadzie: małe przedsiębiorstwa otrzymują tak małe pieniądze, że nie wystarczają na wypłacenie wynagrodzenia pracownikom. Więc one operują w szarej strefie, bo tylko na tyle je stać. I na koniec są zadręczane przez generalnych wykonawców. Im się mówi tak przy ostatniej fakturze: jak nie zrezygnujesz z 20% to my ci nie zapłacimy i możesz iść do sądu, nie mając nawet na wynagrodzenia.
Mieszkaniec miasta, który nie zajmuje się tą przedsiębiorczością na co dzień widzi to w ten sposób, że skoro firma zgodziła się wykonać kontrakt za małe pieniądze, to znaczy, że jest to opłacalne. Mieszkańcy nie rozumieją, że akceptuje się takie sytuacje, bo ma się pracowników do opłacenia, a w tym kraju nie można zwolnić pracownika z dnia na dzień. Potrzeba na to pół roku. W tym kraju, państwo polskie swoimi przepisami z kodeksu pracy doprowadza małych przedsiębiorców do ruiny.
To nie jest z chciwości. Ci przedsiębiorcy nie mają wyjścia, bo w Polsce nie można ludzi zwolnić, aby uratować pozostałych pracowników. Mało tego, żeby zwolnić ludzi trzeba mieć na to pieniądze. I dlatego te mniejsze firmy biorą te zadanie i dlatego nie mając godziwego wynagrodzenia uciekają w szarą strefę
My jesteśmy tak głupim narodem, że pozwoliliśmy Unii Europejskiej za cenę bycia w tej Unii rujnować polską przedsiębiorczość.
Hiszpania wchodząc do Unii była bardziej zacofana niż Polska, a załatwiła sobie to, że dzisiaj hiszpańskie firmy budowlane są największe w Europie.
AS: A jest możliwa taka solidarność firm budowlanych, które odmawiają takiemu gigantowi, który wygrał przetarg i szuka podwykonawców?
AB: Tylko w teorii, bo jak zatrudnia Pan 100 ludzi, to musi pan wypłacić pensję. A żeby je wypłacić musi mieć Pan zlecenia czyli pracę. I to jest nieszczęście, bo w Stanach można zwolnić na koniec tygodnia, a u nas za sześć miesięcy.
AS: Złożenie Listu Otwartego na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi, może zostać odczytane tak: deweloperzy złożyli prezydentowi następującą ofertę: będą kolejne środki unijne na lata 2014-2020 i my chcemy w tym partycypować. Jeśli nie zostaniemy dopuszczeni do tego stołu, to my nie tylko nie poprzemy Pana w tych wyborach, ale i zrobimy wszystko, żeby Pan nie został prezydentem, a został ktoś, kto nas do tego stołu dopuści. Mieszkaniec Olsztyna może więc odebrać List tak, że Państwo załatwiacie tylko i wyłącznie wasz wąski, branżowy interes.
AB: Fakt iż firmy zrzeszone w Olsztyńskiej Izbie Budowlanej znalazły jakąkolwiek płaszczyznę porozumienia między sobą to już jest wydarzenie bez precedensu. Pod tym listem podpisała się większość z nich i tylko kilka z nich to deweloperzy.
AS: Ja powiem Panu dlaczego tak można ten list odczytać...
AB: Przez moją osobę.
AS: Tak, to jest jeden aspekt tej sprawy, ale także z innego powodu. Bo OIB nie wystąpiła z Listem Otwartym do mieszkańców mówiąc, że miastu grozi bankructwo i jakie są tego powody. Dlaczego nie napisaliście do mieszkańców?
AB: A z kim mamy rozmawiać o problemach miasta? Z mieszkańcami? Władzy musimy zwracać uwagę. Przedstawiliśmy nasze stanowisko Panu prezydentowi. Wkrótce przedstawimy je także Panu Marszałkowi. Nie możemy żalić się Bogu ducha winnym mieszkańcom i wytykać co w mieście i w województwie jest nie tak tym, którzy rządzą.
AS: A skąd się ta władza bierze? Z urn wyborczych. Ci mieszkańcy pójdą za kilka miesięcy do urn. Dlatego ma sens rozmowa z mieszkańcami, bo inaczej odbiór jest taki, że wy chcecie się dogadać z władzą ponad głowami mieszkańców.
AB: Myśmy przedstawili Panu prezydentowi nasze stanowisko jako Izba Budowlana i nie chcieli słuchać popisów Pana prezydenta. Wynika to z faktu, że co roku Izba Budowlana zaprasza Pana prezydenta i Pan prezydent osobiście corocznie opowiada ponad godzinę o rozwoju miasta i perspektywach tych firm. Ale dla nich niewiele z tego wynika.
AS: Panie prezesie, ta sytuacja, w której znaleźliście się wydarzyła się nie wczoraj, a trwa od wielu lat. Kiedy był przetarg na Park Naukowo-Technologiczny? Dlaczego dopiero teraz wystąpiliście?
AB: Każdy jest tylko człowiekiem i ma prawo do błędu. Nie może tak być, że jak wybierzemy prezydenta, wojewodę lub marszałka to już następnego dnia atakujemy człowieka za wszystko. Jeśli chodzi o rozwój Olsztyna to problemów jest cała masa i wiele z nich to są zaniedbania wielopokoleniowe i dotyczą tej i poprzednich władz. Nie możemy złożyć wszystkiego na barki jednej władzy i jednego człowieka. Ja się pod tym nie podpisuję. Ja podpisuję się pod trzeźwą oceną sytuacji.
Bo czym się różni np. postawa GDDKiA od tego co mamy w Olsztynie? GDDKiA była jeszcze bardziej bezczelna i radykalna wobec wykonawców dróg i wobec przetargów i do dzisiaj jej arogancja jest nieprawdopodobna. Stworzono instytucję państwa w państwie. Ma Pan rację, od lat ten problem narastał.
AS: Mimo, że było hasło rządu „przyjazne państwo" wobec przedsiębiorców.
AB: Tak jest, Platforma odwróciła się od przedsiębiorców. Rozmawia Pan z człowiekiem, który mówi o tych zjawiskach od co najmniej 3-4 lat na spotkaniach z marszałkami, z politykami tego regionu. Mam na koncie zaproszenia tych polityków na spotkania z ministrami, a nawet z Panem Prezydentem Komorowskim, żeby te moje przemyślenia i koncepcje przedstawić.
AS: Jaka była ich reakcja?
AB: Politycy biegli do mnie i się przekrzykiwali w podawaniu swoich wizytówek i nic z tego nie wyszło.
AS: Jaki jest zatem sens powtarzać po raz enty ten sam ruch? Bo przecież wizytę u Pana Grzymowicza przerabialiście już tyle razy. Czym to się różni? Czy nie powinniście się zwrócić do społeczeństwa?
AB: Zwrócimy się. Po pierwsze możemy to zrobić tylko przy pomocy mediów niezależnych. Jeszcze raz powtarzam, do tej pory to władza tego miasta i tego regionu na forum przedsiębiorców z OIB opowiadała nam o perspektywach Myśmy tej władzy dali czas. Po drugie musiała zaistnieć taka sytuacja i okoliczności, żeby te firmy zaczęły mówić jednym językiem. Jak nie ma pracy, to ludzie skaczą sobie do gardła.
AS: Rozumiem argument, że te firmy musiały zrozumieć, że jest wspólny, wyższy cel. Natomiast to jak ta władza będzie działać to już inna sprawa. Mam tutaj ze sobą zapis dyskusji prezydenta Piotra Grzymowicza z przedsiębiorcami w redakcji „Gazety Olsztyńskiej" z 7 września 2011r. Czy coś innego Pan prezydent wam zaprezentował? Już wtedy prezydent powiedział, że chce wprowadzić tramwaj. Już wtedy nie był Pan tego entuzjastą...
AB: Nie byłem i nie jestem.
AS: Co się zdarzy z „tramwajem"? Czy Pana zdaniem miasto jest w stanie zrealizować ten projekt w terminie?
AB: Mleko już się rozlało. Jako mieszkaniec miasta chciałbym żeby te terminy były dotrzymane, bo inaczej byłyby to niewyobrażalne konsekwencje finansowe i miasto zbankrutuje. Dzisiaj nie ma od tego odwrotu, to się stało. Ta inwestycja położy się cieniem na budżecie miasta na wiele lat. Dwa lata temu, po wygonieniu FCC z placu budowy, powiedziałem, że do tej inwestycji miasto będzie musiało dołożyć około 100mln zł. To jest konsekwencja wyboru według koncepcji najniższej ceny. Jeśli się wybiera wykonawcę inwestycji najdroższej w dziejach Olsztyna i wpływającej w sposób tak istotny na budżet, to jak można wybrać wykonawcę, który ma tak niską ofertę w stosunku do prognoz budżetowych? Tak można tylko zrobić jak się wydaje publiczne pieniądze i jeszcze ogłaszać to jako wielki sukces, podczas gdy konsekwencje tego będziemy wszyscy ponosić. I to jest całe nieszczęście. Życzę miastu jak najlepiej. Z tramwajami będzie jeszcze wiele bałaganu, ale nikt nie jest taki głupi, aby ten bałagan teraz pokazać.
AS: Przecież już wówczas Pan wiedział, jaki będzie finał tej inwestycji...
AB: Niech Pan zwróci uwagę, że Pan prezydent Grzymowicz zaprosił na tę debatę po swojej stronie trzech przedsiębiorców, którzy mieli bronić jego koncepcji i jego strategii i nie był to nikt z Olsztyna!! Przykro mi było, że ci trzej przedsiębiorcy reprezentowali firmy spoza regionu, opowiadali dyrdymały, aby wylewać miód na serce prezydenta. Byłem tam jedynym przedsiębiorcą z Olsztyna, który miał całkowicie odrębne zdanie niż tych trzech przedsiębiorców.
Ja zgadzam się z Panem, że minęło 3 lata i nic się nie zmieniło. Ale czy to oznacza, że mamy sobie ponarzekać i nic nie robić? Dlatego te firmy potrzebowały czasu aby zrozumieć, że jest jeden cel wspólny, że jak się spotykamy z władzą, to nie po to, aby rozmawiać każdy z osobna o swojej inwestycji. Bo tak było. Ja pracowałem ciężko, żeby to się zmieniło. Zaproponowałem płaszczyznę porozumienia zamiast zasady „róbta co chceta".
Jak nie będzie zleceń, to nie będzie pracy dla firm, a to znaczy, że nie będzie pracy dla mieszkańców, a za tym idzie to, że nie będzie lepszego wynagrodzenia. Nie ma lepszego motywatora dla pracodawcy jeśli chodzi o podnoszenie wynagrodzeń niż rosnący rynek. W 2006r. był rynek pracobiorcy. To pracownicy wtedy dyktowali nam warunki. Oczywiście wiele rzeczy trzeba skorygować. Ale to co mamy w tej chwili to sfrustrowane społeczeństwo, młodzież, która szuka pracy, byle jakie zarobki i coraz bardziej narastającą agresję wobec tych, którzy coś mają.
AS: Co mnie zawsze zdumiewało w Olsztynie, to prawie zupełny brak w debacie publicznej głosu przedsiębiorców. To rodzi podejrzenie, że przedsiębiorcy mają we władzach ulokowane swoje marionetki i dlatego w ogóle nie zabierają głosu, nie mówią jaka jest ich ocena takiej a nie innej polityki inwestycyjnej władz. Jak sięgam pamięcią to tylko raz, przed Panów wystąpieniem, tylko raz jeden przedsiębiorca się wychylił, w imieniu Warmińsko-Mazurskiego Klubu Biznesu prezes Henryk Kamiński ogłosił List Otwarty w sprawie strategii województwa i bardzo ja skrytykował, m.in. mówiąc o tym, że stawianie tylko na turystykę i rolnictwo to jest koniec tego regionu. Nota bene ten List jest nieosiągalny. Gdy o niego poprosiłem pana Kamińskiego odesłał mnie do sekretarki WMKB, a sekretarka stwierdziła, że list... zaginął?! To też o czymś mówi.
AB: Jeśli takie debaty się odbywają, to ich moderatorem są media. Niech Pan zapyta dlaczego np. „Gazeta Olsztyńska" od dwóch lat mnie nie zaprasza, chociaż jeszcze trzy lata temu byłem niemal raz w tygodniu w jakimś artykule w „GO".
AS: Tu dotknął Pan kolejnej choroby obecnej demokracji. Jeśli nie ma niezależnych mediów, to nie ma prawdziwej debaty. Gdy są jakieś ważne plany inwestycyjne władz miasta czy regionu, to powinniśmy o nie pytać przede wszystkim przedsiębiorców, którzy na lokalnym rynku odnieśli sukces, którzy znają wartość pieniądza i potrafią ocenić ich sensowność. Ale takie pytania największe media nie zadają. Ale idźmy w przyszłość. Te wszystkie wielkie inwestycje, które wam przeszły koło nosa: Park Naukowo-Technologiczny, Tramwaj i Jezioro Krzywe.
AB: A także Basen, Park Centralny, wszystko po kolei. Dołóżmy też ostanie lata realizacji na UWM: wszystkie inwestycje poszły dla wielkich firm.
AS: Ja wymieniłem te trzy wielkie inwestycje nieprzypadkowo. Czy te inwestycje pobudzą rynek w Olszynie? Czy sprawią, że dobrobyt w tym mieście wzrośnie? Pana zdaniem, panie prezesie, czy to są inwestycje w przyszłość tego miasta? Czy też są one typowo konsumpcyjne? Czy to pchnie miasto ku rozwojowi? Tak jak w Rzeszowie, gdzie pewne inwestycje pchnęły to miasto ku rozwojowi.
AB: Zewnętrzny obserwator mógłby odnieść wrażenie, że stawia mi Pan tendencyjne i retoryczne pytania. Ja tu się zgadzam z Panem, że to nie są tego typu inwestycje, które Olsztyn rozwiną, tylko które będą generowały obciążenia w budżecie. Absolutnie się z Panem zgadzam.
Ale nie chciałbym być odebrany jako przemądrzały, który się na wszystkim zna. Ja zawsze mówię władzy, aby się zastanowiła jak wydaje publiczne pieniądze. A tu mam wrażenie, że jest znacznie gorzej. Tu realizuje się zadania, których celem jest budowa pomników władzy. Ja nie rozumiem strategii miasta. Mnie interesuje czy jest ona spójna i logiczna a te inwestycje my realizujemy tylko dlatego, że są pieniądze z Unii do wzięcia, a nie dlatego, że są one najbardziej potrzebne. I mnie tylko o to chodzi,
AS: Panie Prezesie, złożyliście ten list. Miasto będzie chciało pozyskać kolejne środki unijne w perspektywie 2014-2020 na kolejne inwestycje. To ja się Pana pytam, czy tym 17 firmom chodzi o to tylko, aby budować cokolwiek, niezależnie od sensu, czy Pan przekonał swoich kolegów, że to już nie wystarczy, bo aby mieć miasto za sobą, trzeba zawalczyć o to co będzie budowane, co my mamy zaabsorbować za nasze podatki, co ma być również budowane w tym mieście.
AB: Po pierwsze, naszą intencją było zwrócenie uwagi na sytuację gospodarczą naszego miasta i regionu, a nie tylko i wyłącznie sytuacja firm zrzeszonych w naszej branży. Mnie nie jest obojętne np. jaka np. firma świadczy usługi ochrony. Ja wolałbym jako mieszkaniec firmę z rodowodem olsztyńskim, a nie np. firmę Impel. Naprawdę chodzi mi o skalę makro, a nie mikro.
Jeśli chodzi o rozdanie środków unijnych na lata 2014-2020. Tam będą przede wszystkim środki na rolnictwo i na tak zwaną innowacyjność. Ja wielokrotnie publicznie krytykowałem ten aspekt nacisku na innowacyjność na spotkaniach na przykład z Panem Marszałkiem. Polskie przedsiębiorstwa są na takim etapie rozwoju po tych dwudziestu paru latach, że nie możemy sobie jeszcze pozwolić na innowacyjność.
Polskie firmy są na etapie rozwoju organicznego i brak nam kapitału własnego, czyli zysków aby rywalizować z poukładanym i lobbowanym światem zachodnim. Irytuje mnie jako Polaka to, że nam Unia podkłada środki z definicją innowacyjności, bo my te pieniądze, a więc również wkład własny, będziemy musieli wydać w świecie zachodnim. To firmy Europy zachodniej będą beneficjentem tego rozdania, a nie polskie przedsiębiorstwa. Ta niewielka grupka polskich firm, które są technologicznie zaawansowane, na przykład w branży mleczarskiej, nie jest wcale reprezentatywna. Nas jeszcze nie stać na to, aby dokładać własne pieniądze do tej innowacyjności, bo innowacyjność polega na tym, upraszczając, że trzeba będzie, maszyny, urządzenia i sprzęt kupić na Zachodzie. Ponadto każda innowacyjność, to redukcja miejsc pracy. To bardzo ważne i nie wolno o tym zapominać!
AS: Ale cały czas, odkąd weszliśmy do Unii na tym ten dowcip polega. Unia nam daje pieniądze, które następnie my oddajemy firmom zachodnim. Nie mówiąc już o tym, że tak naprawdę to są nasze pieniądze wpłacone do kasy Unii.
AB: Wracając na nasze podwórko, zarzut, że my deweloperzy chcemy być beneficjentem tego rozdania jest absurdalny, bo ja w tym rozdaniu nie widzę pieniędzy dla deweloperów.
AS: Z całym szacunkiem Panie prezesie, jeśli już z takim listem Pan wystąpił na forum publicznym, to musi Pan brać pod uwagę pewien garb, który ma Pan na sobie. Jest Pan postrzegany na przykład przez pryzmat akademika przy ulicy Warszawskiej. Wszyscy zadają sobie pytanie jak to jest możliwe, że Bogusz dostał pozwolenie na budowę praktycznie w pasie chodnika?
Zrobiłem kwerendę tekstów z hasłem Arbet i tego co pisze się na forum. Wychodzi na to, że nie tylko Arbet, ale ogólnie deweloperzy mają bardzo złą opinię.
AB: Podobnie jak i banki.
AS: "Zmieniamy oblicze miasta" czyli Warmia Towers. Naprawdę to co postawiliście Pana zachwyca? To jest poetyka bloków z lat 70-tych.
AB: To wg Pana. Każdy, kto tak uważa może to zrobić lepiej. Niech próbuje zamiast krytykować. Mówimy tutaj o estetyce. To jest pojęcie względne Trzeba z szacunkiem podchodzić to tego, co ktoś robi za własne pieniądze pochodzące z kredytów.
Wracając do ulicy Warszawskiej, to jest demagogia, która ma na celu zdeprecjonowanie przymiotów innych osób. Po pierwsze, czekaliśmy dwa lata na uzyskanie pozwolenia na budowę. Druga rzecz, poprzednia zabudowa tej działki była jeszcze bliżej ulicy Warszawskiej niż obecna, a zatem z tą zabudową ja się od Warszawskiej odsunąłem. Jak Pan widzi, wiedza jest ważniejsza od plotek i poglądów, a te zawsze są szkodliwe.
AS: Czyli tutaj nie było żadnych przywilejów, kumoterstwa?
AB: Jeśli miałbym układy i znajomości, to nie rozmawialibyśmy tutaj. Trzecia rzecz, zabudowa została zrealizowana zgodnie z przepisami prawa.
AS: Plotka powstała taka, że prezes Bogusz ma specjalne względy w Ratuszu.
AB: Pomogę Panu: od lat plotka funkcjonuje taka, że ktokolwiek by w Ratuszu nie rządził, to Bogusz ma układy. Ale to tylko dlatego, że żyjemy w społeczeństwie gdzie nie akceptujemy zamożności, gdzie zamożność jest grzechem, a przymiotem jest bieda i ubóstwo.
To nie jest tak, że myśmy urośli na układach i znajomościach. Ja nic na to nie poradzę, że np. Pani Magdalena Rafalska, która dla nas pracowała kiedyś jako projektant, gdy była nikomu nie znana, postanowiła pójść do Ratusza. Powiedziałem jej wówczas, że oboje zawsze będziemy posądzani o to, że znalazła się tam dzięki mnie. Natomiast ja wiem co ja w życiu zrobiłem i niczego się nie wstydzę. To nie oznacza, że o wszystkim mówić.
Nie pamiętam ani jednej inwestycji w ciągu tych ostatnich 5 lat, która nie wymagała rozprawy sądowej, co oznacza dla nas stratę 2, 3 lat.
AS: Panie prezesie, proszę skomentować to co ja słyszałem w środowisku architektów. Gdy powstał ten obłędny projekt zagospodarowania jeziora Długiego z wycinką 414 drzew i prezydent Grzymowicz zweryfikował w końcu ten projekt pod presją protestów społecznych, to architekci mówili, że to jest robione pod Arbet, aby widok z okien budynków w Osiedlu Leśna był na jezioro. Proszę to skomentować.
AB: Jest mi tylko przykro, że takie bzdury opowiadają ludzie, którzy zasiadają w komisjach architektonicznych powoływanych zresztą przez prezydenta i którzy powinni wiedzieć jaka jest rzeczywistość i fakty. Zapewne ci architekci opowiadaliby zupełnie co innego, gdyby dostali od nas zlecenia na projekty. To taka polska rzeczywistość.
Nie życzę żadnej firmie tej drogi przez mękę jaką my mamy na co dzień, a na potwierdzenie moich słów i relacji między nami i Ratuszem od lat przygotowałem Panu kserokopię dokumentów jakie my wymieniamy z Ratuszem
AS: Proszę nam przedstawić swój punkt widzenia na temat konfliktu dotyczącego ulicy Bohaterów Monte Cassino. Miasto mówi, że jest to ulica która tylko i wyłącznie prowadzi do osiedla Arbetu i na tym kończy się jej funkcja. Prezydent twierdzi, że sprawa faktycznie rozbiła się o okres gwarancji na budowę tej drogi przez Arbet. Prezydent chciał 3 lata, a Pan godził się tylko na rok.
AB: Po pierwsze, rangę ulicy Bohaterów Monte Cassino nadali radni podejmując kilka lat temu uchwałę dotyczącą planu zagospodarowania miejscowego dla całego obszaru między ulicami Artyleryjską i Leśną. Ulica ta w 70% w planie miejscowym powstała na naszych terenach. W związku z tym, to myśmy stracili teren potencjalnie budowlany, gdyż działka o powierzchni jednego hektara została pasem drogowym. Należałoby zapytać planistów i radnych z tamtego okresu dlaczego nadali tej ulicy taką ważną rangę. Więc jej teraz nie deprecjonujmy, bo jest to główna ulica łącząca ulicę Artyleryjską z ulicą Leśną i przebiegająca od skrzyżowania, które również ma dużą rangę. To dlaczego teraz Pan Prezydent ma pretensje do mnie? A to, że ta ulica przebiega przez „nasze" osiedle, to jest już duże nadużycie intelektualne. Dzisiaj to nie Arbet, ale 500 rodzin jest właścicielami tego terenu. To jest ulica miejska. Ulice osiedlowe na tym terenie, które kosztowały ok. 10 mln zł zostały wybudowane na koszt Arbetu i do nikogo o to nie mamy pretensji. My nie prosimy gminę o coś, co się nam nie należy. To nasi klienci, nabywcy naszych mieszkań i również mieszkańcy naszego miasta w cenie tych lokali płacą za infrastrukturę samego osiedla, a tu mówimy o ulicy miejskiej, która jest w dramatycznym stanie, której zimą nikt poza nami nie odśnieża i nie utrzymuje. To my przystępując w tym roku do budowy ostatniego etapu tego zadania poszliśmy do Ratusza z propozycją aby wykonał projekt tej ulicy, a my wybudujemy jej odcinek, a następne odcinki wybudujemy przy kolejnych etapach. Na całą ulicę miejską nas nie stać.
Wracając do ulicy Bohaterów Monte Cassino, w pierwszym wariancie chciałem wykorzystać płyty drogowe z ulicy Bartąskiej, ale Ratusz nie dał zgody, bo pan prezydent potrzebował tych płyt na osiedlu Brzeziny.
Następnie dowiedziałem się, że nawet na projekt tej ulicy Ratusz nie ma pieniędzy. Wówczas złożyliśmy propozycję wykonania pierwszego fragmentu ulicy do wysokości realizowanych budynków na nasz koszt. Zaczęła się dyskusja o treści umowy, która przewidywała karę 1 mln zł jeśli Arbet nie wywiąże się z tej umowy. Ponieważ ta kara jest bezwarunkowa, to nie mogłem się na to zgodzić. Poprosiłem o odstąpienie od tej klauzuli, ale miasto zaproponowało tylko zmniejszenie tej kary do 500 tys. zł. Mimo to, zgodziłem się na ten poziom kary. I wówczas okazało się, że inne elementy uzgodnionej już treści umowy zostały kolejny raz zmienione przez Ratusz. Na przykład kary za opóźnienia w realizacji budowy tej ulicy. A ostatecznie okazało się, że w sposób niespodziewany Pan Prezydent, jednostronnie, przedłużył w umowie okres gwarancji z jednego roku do trzech lat. To jest absolutny brak szacunku dla kogoś, kto daje miastu swoje pieniądze. I w tym momencie zerwałem rozmowy z Ratuszem. Są na to dokumenty. Daję je Panu.
AS: A teraz poproszę o Pana opinię, w imieniu deweloperów, o tym jak Pan odebrał argument prezydenta. Prezydent mówi, że gmina Olsztyn ma 40 ha uzbrojonych terenów budowlanych i w interesie miasta jest żeby na tych terenach budować, aby zyski ze sprzedaży działek zasilały budżet miasta. Nie jest w interesie budżetu miasta, aby budować infrastrukturę na gruncie prywatnym dewelopera. To jest koronny argument prezydenta.
AB: Jestem w szoku. Nie wierzę, że to jest cytat, bo to oznacza kompletną indolencję autora tych słów. Albo to jest indolencja, albo świadoma manipulacja.
AS: Jest to dokładny cytat, ja mam tę wypowiedź nagraną. Ręczę za to co mówię.
AB: Nie wierzę, że człowiek nie wie rzeczy podstawowych. Jeśli gmina ma 40 ha uzbrojonych gruntów, to gdzie są te tereny? Bo nawet oferty z gminy na ich zakup nigdy nie otrzymaliśmy. Pan prezydent pokazuje publicznie w jak beznadziejny sposób, bez elementarnej analizy sytuacji gmina wydawała pieniądze na uzbrojenie. Znaczyłoby to, że gmina wydała pieniądze na uzbrojenie terenów, których nikt nie chce, skoro do tej pory gmina tych gruntów nie sprzedała.
AS: Jedna z tych działek - stadion Stomilu - była wystawiona na sprzedaż, ale nie było chętnych, mimo że prezydent chciał zmusić do kupienia tej działki inwestorów, którzy starali się o zgodę na budowę galerii handlowej. Prezydent stawiał warunek: albo tu zbudujecie galerię, albo nigdzie. Przegrał.
AB: Grunty, które oferuje gmina, skoro nikt ich nie chce, widocznie są beznadziejne, a ich wyceny są zawyżone. Ale jaka tu wina deweloperów ??
AS: Prezydent powiedział też, że nie było chętnych na działkę przy Poprzecznej/Jagiellońskiej.
AB: Aha? Nie było? No bo wycena jest horrendalnie wysoka! Gmina myśli, że jak teren jest własnością gminy to ma niezwykłą wartość, a niestety jest to wartość rynkowa i trzeba skorzystać z rzeczoznawcy, który ustali uczciwą cenę, a nie cenę pod zamówienie i oczekiwania gminy.
Od lat twierdzę, że domeną gminy nie powinno być - „posiadać", ale „czerpać korzyści" z nieruchomości na terenie gminy. Gmina nie jest od tego żeby mieć, tylko żeby czerpać korzyści z tego, że te nieruchomości ma ktoś.
AS: Prezydent mówi, że kalkulacja wykazała, że gdyby spełnić życzenia deweloperów, to uzbrojenia ich terenów kosztowałoby miasto 420mln zł, natomiast przyszły zysk z tytułu podatku od nieruchomości to byłoby 70mln zł.
AB: OK. W Polsce są tylko trzy gminy, które nie mają problemów z budżetem, choćby Mszczonów, Kleszczów. Wszystkie pozostałe potrzebują znacznie więcej pieniędzy, niż mają we wpływach. Jest cechą charakterystyczną budżetów gmin w Polsce, że aż 40% wydawane jest na oświatę, następnie na służbę zdrowia, trochę na inwestycje i reszcie zostaje niewiele. Olsztyn nie jest w tym odosobniony. Nie zmienia to faktu, że to państwo polskie nałożyło na gminy obowiązek uzbrajania terenów. I nie może tak być, że uchwala się plany miejscowe, a w ślad za nimi nie idą w budżecie miasta żadne nakłady na uzbrojenie tych terenów.
AS: A dlaczego gminy nie chcą uchwalać miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego? Dlatego, że nie mają pieniędzy, bo uchwalenie planu od razu rodzi obowiązek po stronie gminy uzbrojenia terenu.
AB: Brak planu to władza dla rządzących. Taka jest brutalna prawda. Nieuchwalanie planów służy władzy, a nie społeczeństwu czy gospodarce. Uchwalanie planów generuje koszty, ale czy to znaczy, że nic się nie będzie budowało w gminie.
Druga kwestia, to jakich deweloperów interesują te uzbrojone grunty? I znów wracamy do wątków naszego pisma. Na 14 firm deweloperskich, tylko 5 firm jest z Olsztyna. Do Olsztyna wpuszczono bezkarnie mnóstwo obcych firm, które nie płacą tu żadnych podatków, a korzystają z tej infrastruktury i nie ponoszą na nią żadnych nakładów. Mogę podać przykłady z imienia i z nazwiska.
W naszym liście chodzi też o to, żeby Pan prezydent potrafił publicznie powiedzieć ludziom, naszym klientom, że płacąc za mieszkania płacą za miejskie ulice i sieci. Bo te miejskie ulice i te miejskie sieci są w cenie tego mieszkania. Jeśli ja buduję ulicę Popiełuszki za 2mln zł, to w przeliczeniu na metr kwadratowy mieszkania to jest to 200zł. Mógłbym to więc sprzedać o 200 zł mniej. Ja cały ten problem doskonale rozumiem, ale mnie chodzi o równość podmiotów wobec tej sytuacji. Nie może być tak, że jeden wykonawca budując jakąś ulicę lub sieci ponosi nakłady w wysokości 100%, inny w wysokości 50%, a jeszcze inny wcale nie ponosi tych nakładów.
Podam własny przykład. Kiedy budowaliśmy osiedle przy ulicy Leśnej na tym terenie była realizowana infrastruktura w ramach gospodarki wodno-ściekowej. Arbet jest jedyną firmą, która partycypowała w kosztach tej infrastruktury, jedyną. Czy to jest w porządku?
Trzeba rozmawiać o faktach. Bo wszystko inne jest legendą , pomówieniami i głupotą. Tylko my wyłożyliśmy pieniądze i tylko my chcieliśmy wybudować tę ulicę. Za to, że ja odmówiłem Panu Grzymowiczowi podpisania umów, o których mówiliśmy powyżej, Pan prezydent zabronił Miejskiemu Zarządowi wydania uzgodnień drogowych dla Arbetu. Złożyliśmy skargę w SKO.
Nie ma takiego drugiego miasta w Polsce gdzie obcy deweloperzy z taką łatwością przychodzą i budują. A proszę zauważyć, że tych 10 obcych deweloperów nie doprowadziło do radykalnej obniżki cen mieszkań, bo niewiele niżej się da, albo i się nie da.
W związku z tym mamy do czynienia z taką sytuacją: młodzi ludzie zadłużają się na 30 lat, nabywają te mieszkania, a zyski tych deweloperów z budowy tych mieszkań są stąd wywożone. Pan Grzymowicz mówi zaś, że Bogusz chciałby mieć monopol. Nawet firma np. z Ostródy nie płaci podatków w Olsztynie. To trzeba rozumieć i rozróżniać!
Czyli ja mówię, że Ratusz wymusza budowanie infrastruktury przez deweloperów, co jest niezgodne z prawem i co za chwilę udowodnię, bo złożyłem pozwy. Skoro Pan prezydent Grzymowicz uważa, że może to wymuszać, to niech to robi na równych zasadach. I może byłoby lepiej zastanowić się nad np. podatkiem od inwestycji i może opodatkować każdego przedsiębiorcę, czy się nazwie inwestorem prywatnym, czy deweloperem i ustalić ten procentowy haracz od wartości rynkowej inwestycji jaką chce realizować? W ten sposób wszyscy składalibyśmy się na budżet przeznaczany na inwestycje w miejską infrastrukturę. Bo tak to mamy przykład, że jak ktoś realizuje budynek mieszkalny przy dużej arterii jak ulica Sikorskiego, to do żadnej infrastruktury się nie dołoży, bo ona tam jest. I Pan prezydent do takiego inwestora nie ma pretensji. Ale on przyszedł z zewnątrz, nawet ludzi z Olsztyna nie zatrudnia. Chodzi o rozsądek.
AS: Dochodzimy do konkretów. Pan podał dwa przykłady jak to powinno funkcjonować: pierwsza zasada: równego traktowania podmiotów na rynku. Druga zasada to jakiś podatek dla wszystkich.
AB: Nie, druga zasada, to fakt, że muszą być jakieś reguły, czytelne i jasne.
AS: Czego jeszcze Pan by oczekiwał, jakiej pozytywnej reakcji na to wystąpienie Izby? Mówię o tych zasadach, które nie omijają jednocześnie prawa.
AB: Nikt tu nie oczekuje działań poza prawem. Nam zależy na działaniu zgodnym z prawem, bo w przeciwnym wypadku poniesiemy konsekwencje. Ale prawo nie zabrania używania rozumu!
AS: Jak to ma funkcjonować, aby miejscowe firmy wygrywały przetargi na te największe inwestycje, a jednocześnie żeby była to cena rynkowa? Aby być w zgodzie z ustawą. Dyskutowaliście zapewne we własnym gronie. Wszyscy mówią, że zasada najniższej ceny jest zła. Nie obwiniajmy o to prezydenta, bo on też w tych ramach musi działać.
AB: Ustawa nie mówi, że należy wybierać przez pryzmat najniższej ceny. Ustawa operuje terminem „najkorzystniejszej ceny". To znaczy, że ustawodawca pozostawił możliwość określenia tej najkorzystniejszej ceny. Tymczasem polski urzędnik, a w Olsztynie w szczególności, żyje z zasadą, aby nie podejmować najmniejszego ryzyka, aby mieć święty spokój, toteż kieruje się najniższą ceną.
AS: Wtedy główny wykonawca oszukuje podwykonawców, ci popełniają samobójstwa, bądź bankrutują.
AB: Przecież można inaczej. Odwaga jest drugorzędną kwestią w postawie urzędników i decydentów, choć niezmiernie ważną. Zasadniczą sprawą jest umiejętne spełnianie roli jaka jest im przypisana w pojęciu słowa „administracja". Z łaciny „administrare" znaczy służyć, a w Olsztynie władze i urzędnicy traktują przedsiębiorców jako konkurencję.
AS: Złożyliście ten list. Za kilka miesięcy są wybory. Wy jako przedsiębiorcy, ludzie bardzo pragmatyczni, nie kierujący się emocjami, bo wam tego nie wolno robić, wy musicie mieć jakąś koncepcję dalszych kroków. Jak chcecie sprawić, żeby firmy lokalne dostawały te zlecenia z korzyścią dla wszystkich: dla budżetu miasta i dla mieszkańców?
AB: Bardzo rozsądne pytanie. Sam się nad tym dalej zastanawiam, zastanawiam się nad tym na ile starczy mi determinacji i jakiegokolwiek wsparcia, bo ja nie mam potrzeby walczyć z wiatrakami, czy też udowadniać, że coś potrafię. Nie jest moim celem bycie prezydentem czy marszałkiem. Tą mobilizacją, tym zaangażowaniem chciałbym tylko zwrócić uwagę społeczeństwa i władz, że można inaczej, można lepiej. Mało tego, chciałbym przekonać ludzi to tego, że bez tej polskiej rzeczywistości, czyli bez układów i znajomości też można, ale ludzie muszą w to uwierzyć, to zaakceptować i przede wszystkim chcieć. A zatem zaproponowałem jakąś alternatywę dla obecnych postaw: dla frustracji, wiecznego niezadowolenia, narzekania, malkontenctwa, które swoją drogą ma podstawy. Co będzie dalej, czas pokaże.
Dla tej obecnej sytuacji, dla tego naszego wystąpienia mam taki punkt odniesienia. 10 lat temu mało kto wiedział w Polsce kto to jest Korwin Mikke, 5 lat temu wszyscy się z niego śmieli. Teraz facet dostanie się z dużym poparciem do Sejmu. Ci którzy go ośmieszają i ignorują są w grubym błędzie. Moja ocena tej sytuacji jest taka: połowa głosów oddana na tego człowieka jest dla hucpy, ale druga połowa wynika z głębokiej troski i z frustracji, zwłaszcza młodych ludzi.
AS: Ze skrajnej desperacji, że nie ma żadnych szans, żeby ten układ zmienić.
AB: Nie, ja to zrobiłem również po to, żeby kiedyś w przyszłości, za jakieś pięć lat, nie opowiadać, że ja już to przewidywałem. Chciałbym, żebyśmy żyli w społeczeństwie, które szanuje tych, którzy coś osiągnęli, bo reprezentują jakieś wartości, mają jakąś wiedzę, jakieś umiejętności i doświadczenie. Ja nieskromnie uważam, że coś z tego w sobie mam.
Nie jest moim celem szkodzenie komukolwiek. Nie o to chodzi, żeby zagarnąć wszystko do siebie. Ludzie muszą zrozumieć, że nikomu nie będzie lepiej jak wszystkim dookoła będzie gorzej.
My rozumiemy co to jest potrzeba wsparcia takich czy innych inicjatyw. To się teraz ubiera w takie słowa jak społeczna odpowiedzialność biznesu. Arbet robi to od lat, ale dyskretnie.
Ja nie chcę budować partii politycznej. Ja chcę budować świadomość społeczną i nie chcę się zgodzić z tym, że Pan prezydent mówi publicznie, że chce realizować strategię mieszkańców. Czyli ja i inni przedsiębiorcy nie są mieszkańcami?
I jeszcze jedno ważne sformułowanie: to nie są zadania i uwagi tylko dla prezydenta, ale także dla radnych. Wybory też ich będą dotyczyły. Moja ocena Rady Miasta jest bardzo niska. Tak słabej merytorycznie Rady Miasta ja nie pamiętam. Powinni się wstydzić za to.
AS: To jest w ogóle nieszczęście polskich samorządów, że tacy ludzie jak Bogusz, szefowie firm, którzy osiągnęli sukces i potrafią liczyć pieniądze nie zasiadają w Radzie. Zasiadają z reguły ludzie, którzy chcą dorobić do pensji, bądź w ogóle jest to ich główne źródło utrzymania. Tacy radni są niekompetentni i można ich za psi grosz skorumpować. Są też przedsiębiorcy, ale zasiadają w radzie tylko po to, żeby załatwiać własne interesy.
AB: Najgorsze jest to, że nawet jeśli mają jakąś wiedzę lub do niej dostęp, to nie potrafią z niej skorzystać. Znam wiele głosowań w tej Radzie miasta tylko i wyłącznie politycznych, które są ze szkodą dla miasta i dla budżetu, jak na przykład głosowanie w sprawie przeniesienia stadionu Stomilu na tereny Warmii.
AS: W dyskusji w 2011 roku w redakcji „GO" powiedział Pan: „Kompletną bzdurą jest to, że tylko wielkie firmy popchną to miasto do przodu" i „ Umiesz liczyć, licz tylko na siebie". Co może pchnąć to miasto do przodu?
AB: Duży kapitał jest jeszcze bardziej chciwy niż średni czy mały. Bo każdy kapitał jest chciwy. Te duże firmy przychodzące z wielkimi inwestycjami wymagają od lokalnej społeczności dużych ulg i tak samo jest u nas. Tak jest wszędzie, ale obecność wielkich korporacji niesie to ryzyko, że jeśli gdzieś indziej są lepsze warunki do prowadzenia biznesu, to przeniosą się bez skrupułów w ciągu 24 godzin.
AS: Na co by Pan postawił, żeby wyrwać Olszyn z marazmu?
AB: Nie ma sensu liczyć na to, że do Olsztyna przyjdą wielkie firmy produkcyjne, bo my nie mamy infrastruktury, ani surowców mineralnych. W związku z tym należy się skupić na rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw, bo one są solą każdej gospodarki. To one potrafią się przystosować najszybciej do zmieniającej się rzeczywistości. To one, polskie firmy, mają tu domy, rodziny i one stąd nie pójdą do Bangladeszu. Dzisiaj wszyscy inni są w Polsce dlatego, że jest tu najtańsza siła robocza. To jest 38 mln ludzi i jesteśmy nie tylko najtańszą siłą roboczą, ale także jednym z największych rynków zbytu w Europie.
Dlatego trzeba postawić na te małe i średnie firmy. Chodzi o ten patriotyzm lokalny: wspieramy siebie, bo ci z zewnątrz przyjdą tutaj, aby zarobić i wyjechać. Natomiast my nawzajem, w relacjach między sobą, nawzajem będziemy zarabiać. To miałem na myśli i dlatego tym powiedzeniem tak to podsumowałem.
AS: Bardzo dziękuję za rozmowę.
Skomentuj
Komentuj jako gość