Ostatni aborcyjny rajd opozycji skończył się kraksą głośniejszą niż jakiekolwiek wcześniejsze jej wypadki. Wygląda na to, że obrażenia wynikające z tego zderzenia będą zabójcze. Zjednoczona kompromitacja dowiodła, że Jarosław Kaczyński nie ma rzeczywiście z kim przegrać dziś wyborów. Wiem, że to stwierdzenie niebezpiecznie aroganckie. Choć nie ma UD-eckiego ducha złowieszczych wywodów o przejechaniu zakonnicy na pasach i przypomina o bucie Donalda Tuska przekonującego, że jest niezniszczalny, to nie waham się ich użyć. Dlaczego?
Bo nigdy nie mieliśmy w Sejmie tak słabej opozycji. Wypranej z jakichkolwiek idei, niespójnej, zblazowanej i infantylnej. To co działo się w sprawie głosowania projektów zmieniających ustawę aborcyjną jest wręcz zawstydzające. Czarne protesty były ostatnią deską ratunku opozycji. Tylko one w miarę mocno mobilizowały antypisowski elektorat. Dlatego politycy PiS na czele z Kaczyńskim cynicznie głosowali by proaborcyjne projekty ustaw nie zostały odrzucone przez Sejm w pierwszym czytaniu. Dzięki nieporadności opozycji Kaczyński upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu. Nie będzie pracy nad lewicową ustawą, co odsunie od PiS głosy oburzonych katolików. Jednocześnie nie można zarzucić jego partii systemowego zbombardowania społecznej inicjatywy. Nie ma racjonalnego powodu, by otwierać znów czarne parasolki na ulicach polskich miast.
Następstwa blamażu opozycji były jeszcze gorsze. Chaos narracyjny, usuwanie posłów z partii za poglądy, nakładanie zakazu wypowiedzi. Walczą z rzekomymi autorytarnymi zapędami Kaczyńskiego i są jednocześnie panami sumień swoich ludzi? Gdzie tutaj minimum wiarygodności?
To koniec. Opozycji już nie ma. Ktoś musi zbudować ją na nowo. Jestem przekonany, że nawet w przypadku jakiegoś potężnego kryzysu finansowego, tudzież afery związanej z rządzącymi politykami, opozycja nie będzie w stanie niczego przekuć w swój sukces. Po kompromitacji z ustawą aborcyjną nie znajdą wspólnego języka z pozaparlamentarną lewicą. Nie tylko z ideowcami z Razem. Nawet cynicy od Włodzimierza Czarzastego będą czuli się niekomfortowo stojąc obok odbijającego się od ściany do ściany zużytego Schetyny, totalnej politycznej amatorki Lubnauer i obciachowego intelektualnie Petru.
Mnie to wcale nie cieszy. No dobrze, cieszy mnie to jako osobę pracującą w prawicowych mediach. Mam o czym pisać i czuję satysfakcję, że napuszeni przez lata „młodzi, wykształceni z większych ośrodków” kompromitują się w zderzeniu z wyśmiewanymi przez lata moherami z Polski B. Jednak jako obywatel jestem przerażony. Nie ma siły politycznej, która mogłaby choćby nawiązać walkę z rządzącymi. Nie ma poważnych polityków opozycji patrzących rządowi na ręce. Nie ma równowagi, która jest niezbędna w demokracji. Nie lubię przywoływać wyświechtanych haseł, ale nie zapominajmy, że władza korumpuje. Im większa i mniej kontrolowana, tym korupcja jest większa.
Jestem konserwatystą. Ufam więc tylko w system opartym na dobrze działających instytucjach. Nie ufam w uczciwość ludzi. Tym bardziej nie ufam w mitycznego suwerena i lud. Jestem wrogiem władzy „człowieka masowego”. Ten pokazuje swoje drapieżne oblicze, gdy nie ma równowagi na szczytach władzy. Czy mam o to pretensje do obecnej ekipy rządzącej? Nie. Mam pretensje do opozycji, że nie potrafi zbudować realnej alternatywy dla rosnącej w siłę władzy Kaczyńskiego. Nie jest istotne, że jest mi teraz światopoglądowo w miarę blisko do Zjednoczonej Prawicy. Bezalternatywność polityczna musi prędzej czy później zdegenerować cały system.
Zgroza.
autor: Łukasz Adamski (tekst z wpolityce.pl)
Krytyk filmowy tygodnika Sieci. Publicysta portalu wPolityce.pl. Publikował m.in. w „Uważam Rze”, „Ozonie”, „Gazecie Polskiej”, „Polska The Times”, „Frondzie”, "Catholic News Agency" Autor książek „Wojna światów w popkulturze” i „Bóg w Hollywood”. W Polskim Radio Olsztyn prowadzi autorską audycję "Okno na kulturę". Laureat Złotej Ryby. im Macieja Rybińskiego dla młodych felietonistów. Obserwuj na Twitterze: @adamskilukasz1
Skomentuj
Komentuj jako gość