Bronisław Komorowski, podczas debaty prezydenckiej zwrócił się do Polaków słowami „największa ilość Polaków emigrowała w czasie rządu PiS-u." – i wszystko gra?
Dyskoteka gra! Dyskoteka gra! Dyskoteka gra! Chocholi taniec. Według słownika obecnego prezydenta nawet hohohoooli taniec. Hohohoooli, bo tak postępowy, że ho ho. Od wielu lat obserwujemy jak politycy (bez względu na partie rządzące) uczą nas chocholego tańca.
„Masz licencjat, brak zasad i power, chamski Pi-aR, co daje wyjść z cienia...
Nauczyli cię prawie wszystkiego, odebrali zaś zdolność myślenia..." - śpiewa Lech Makowski próbując, jak wielu innych artystów wyrwać pokolenie emigrantów z letargu uniemożliwiającego podjęcie jakichkolwiek działań. Czy wspomniane pokolenie jest stadem owieczek, które daje się wypasać tam gdzie akurat jest trawa? Wiele niestety wskazuje, że tak. Politycy i środowiska im sprzyjające pracowały na to latami.
Niedawno Bronisław Komorowski, odnosząc się do emigracji, przekonywał na antenie radiowej „Jedynki", że „ważne jest, żeby ludzie nie wyjeżdżali, bo nie mogą znaleźć sobie szans w Polsce" Zapytany o doniesienia z ostatniego raportu Work Service, według którego 75% młodych osób rozważa wyjazd z kraju odpowiedział „to, że rozważają jest przejawem tego, że są świadomi swoich praw. Mogą wyjeżdżać i szukać pracy, szukać miejsca zamieszkania gdzie indziej. To samo w sobie nie jest złe".
Oczywiście, że świadomość swoich praw nie jest zła. Problem pojawia się wtedy, kiedy obowiązki leżące po stronie państwa zostają nadszarpnięte, w przypadku Polski poszarpane. Państwo jest dla obywatela, a nie odwrotnie i to państwo powinno tworzyć alternatywę dla Polaków masowo wyjeżdżających za granicę. Nie robi tego, ale też sami Polacy o to nie zabiegają. Oczywiście Są jednostki skupione wokół różnych organizacji pozarządowych, nie mniej jednak nie są w stanie przerwać hohohooolego tańca. Jeszcze.
Wracając do rozmowy prezydenta w której podkreślił „Będzie tendencja przyjeżdżania do Polski, być może też z innych krajów, niekoniecznie Polaków". Propozycje przyjmowania przez kraje UE uchodźców, jakie są na razie negocjowane na szczeblu Unijnym potwierdzają dążenia do wspomnianej tendencji, która moim skromnym zdaniem, jeszcze bardziej osłabi rynek pracy w Polsce. Przypomnę, że mamy do czynienia ze ścieraniem się dwóch podejść. Z jednej strony - rozwiązanie kwotowe, oparte na rozmieszczeniu uchodźców według wielkości PKB poszczególnych krajów i liczbie ludności oraz rozwiązanie, nazwijmy je wolnościowym, w którym każdy kraj samodzielnie ustala, czy przyjmie i w jakiej ilości uchodźców. (chodzi głównie o emigrantów z regionów niestabilnych Afryki Północnej, Bliskiego Wschodu) Przewodniczący Komisji Europejskiej Donald Tusk oczywiście jest za rozwiązaniem kwotowym.
To jak jest z tą wolnością?
Pokolenie emigrantów, przyszłych i teraźniejszych czuje się wolne, bo dyskoteka gra „Róbta co chceta". Przecież nikt ich nie zmusza do wyjazdu z kraju, mogą ale nie muszą. Tyle, że pozostanie w kraju i budowanie zaplecza ekonomicznego wymaga ciężkiej pracy. Można nawet powiedzieć pracy u podstaw, niekiedy inwestowania obciążonego ogromnym ryzykiem, bo państwo obarcza przedsiębiorców takimi podatkami, że ho ho hoo... i do tego perspektywa prezentowana przez prezydenta, związana z napływem emigrantów, którzy będą zaniżać poziom wynagrodzeń. Taka praca, jeśli ktoś nie lubi rywalizacji w ciężkich warunkach kapitalizmu, nie jest przyjemnym tańcem, a na rezultaty trzeba poczekać. Społeczeństwo utwierdzane w przekonaniu, że życie powinno składać się jedynie z przyjemnych pląsów pozbawionych odpowiedzialności jest skazane na wypasanie - gdzieś na zielonej wyspie. „Masz licencjat, brak zasad i power, chamski Pi-aR, co daje wyjść z cienia... Nauczyli cię prawie wszystkiego, odebrali zaś zdolność myślenia..."
Izabela Stackiewicz
Skomentuj
Komentuj jako gość