„Der Spiegel" donosi, że MSZ Niemiec domaga się od innych krajów ujawnienia nazwisk agentów działających na terenie kraju. Władze w Berlinie wystosowały list w tej sprawie do szeregu instytucji, które według niemieckiego rządu posiadają odpowiednią wiedzę; ambasad, konsulatów, instytutów.
Według tygodnika ta „niecodzienna" prośba jest wynikiem frustracji spowodowanej panoszeniem się w kraju zagranicznych wywiadów. Oczywiście, chodzi tu głównie o USA. W ostatnim czasie mieliśmy do czynienia z szeregiem ataków na działania przedstawicieli służb wywiadowczych tego kraju, pomimo tego, że wciąż są partnerem Niemiec.
Nie do końca wiadomo, czy Niemcy rzeczywiście są oblegane przez agentów, czy po prostu Angela Merkel pręży muskuły i próbuje pokazać światu własny, niekoniecznie realny obraz rzeczywistości. Jeśli jednak są oblegane, to zdecydowanie należy zadać pytanie – dlaczego?
Chyba pierwszą myślą po postawieniu tego pytania jest nazwisko Amerykanina, czasowo przebywającego w Rosji. Obserwując ostatnie wydarzenia, nie można wykluczyć, że Snowden, bo o nim mowa, jako współpracownik NSA działał również na zlecenie służb specjalnych Rosji. Chyba nie tylko mi jest trudno uwierzyć, że po ujawnieniu informacji o światowej inwigilacji i co najważniejsze, z punktu widzenia mediów, podsłuchiwaniu Angeli Merkel, od tak sobie przygarnęła go rosyjska agentura. Ewidentnie chodziło o przedstawienie opinii publicznej informacji w taki sposób, żeby zdyskredytować Stany i tym samym pokazać ich słabość. Wówczas Rosja, mogła zatriumfować jako „obrońca wolności", a Niemcy jako pokrzywdzony kraj, który dał się nabrać Amerykanom.
Aktualnie, niemiecki rząd próbując zdobyć listy z nazwiskami działających na ich terytorium agentów, stara się podtrzymać ten wizerunek. Kanclerz, zachowuje się tak jakby nigdy wcześniej nie spotkała się z pracą wywiadów - to celowe działanie.
Agenci byli, są i będą. Żadna placówka nie ujawni wszystkich pracowników służb specjalnych i Angela doskonale o tym wie. Celem jest ponowne, informacyjne uderzenie w Stany. Jak widać wyznaje zasadę, że najlepszą formą obrony jest atak.
Śledząc wydarzenia na Ukrainie, jej zdanie podziela Putin. Może, to tylko zbieg okoliczności, a może kolejny wątek w rozdziale zatytułowanym „Walka o Wpływy".
Polityką nie rządzą przypadki. Analitykom ze Stanów Zjednoczonych udało się przewidzieć sytuacje u naszego wschodniego sąsiada już sześć lat temu. Zbliżenie Ukrainy do struktur NATO mogło wywołać i wywołało napięcia wewnętrzne owocujące konfliktem. Obecnie znajdujemy się w samym centrum przepychanki na sankcje. UE głosem Komisarza do spraw handlu Karela de Guchta, dwa miesiące temu zapewniała, że ujawnione przez Snowdena szpiegostwo telekomunikacyjne, zaszkodziło sprawie układu o wolnym handlu między UE i USA. Czy to przypadek? Czy raczej kolejny wątek w rozdziale „Walka o Wpływy"?
Izabela Stackiewicz
Skomentuj
Komentuj jako gość