Brytyjskie migawki
Rządowy projekt zwiększenia uprawnień policji w nadzorowaniu protestów ulicznych trafił pod obrady parlamentu. Przeciwko nowym przepisom organizowane są manifestacje. W minionych tygodniach przeszły przez Newcastle, Liverpool, Birmingham, Bristol i Londyn. Ich uczestnicy krzyczeli: będziemy mieć państwo policyjne! - Nie zabieramy prawa do protestów, musimy bronić skuteczniej porządku publicznego – ripostuje gabinet premiera Borisa Johnsona. Zmianę prawa popiera federacja policjantów Anglii i Walii oraz szefostwo londyńskiej policji metropolitarnej. W Izbie Gmin opowiada się za nią większość parlamentarna.
Większe uprawnienia policji w kontrolowaniu manifestacji są częścią ustawy firmowanej przez ministerstwo spraw wewnętrznych (Home Office) i jego szefową Priti Patel. Nowe regulacje dotyczą różnych rodzajów przestępczości i sądownictwa karnego. Zmiany w sądownictwie karnym mają obowiązywać w Anglii i Walii. Nie będą wprowadzone w Szkocji i Irlandii Północnej. Ustawa rozszerza działania policji w zapobieganiu przestępstwom i ich wykrywaniu. Przewiduje ułatwienia w podejmowaniu działań prewencyjnych i akcji bezpośrednich. W latach 2017 – 2019 nad jej projektem pracował gabinet rządowy Partii Konserwatywnej premier Theresy May, która wcześniej kierowała resortem spraw wewnętrznych i zajmowała się przygotowaniem nowego prawa jako minister. W marcu tego roku premier Boris Johnson zdecydował o skierowaniu ostatecznego rządowego projektu ustawy do parlamentu Zjednoczonego Królestwa.
Przepisy dotyczące protestów ulicznych, wpisane w szeroki kontekst prawny mówiący o przestępczości i systemie kar, wywołują sprzeciw organizacji i ruchów społecznych. - Gdy nowe prawo zacznie obowiązywać, zniknie nasza wolność – twierdzą organizatorzy kampanii społecznych, w których znaczącą rolę odgrywają marsze uliczne, manifestacje i zgromadzenia.
Według dotychczasowych przepisów policja chcąc podjąć działania mające na celu ograniczenie lub zmianę trasy marszu ulicznego albo miejsca i czasu zgromadzenia musi wykazać i uzasadnić, że planowany protest spowoduje poważne zaburzenia porządku publicznego, szkody w mieniu publicznym lub zakłócenia w życiu społeczności. Procedura bywa nieskuteczna, gdy ze strony organizatorów protestu pada najprostszy argument, iż obawy i zastrzeżenia policji formułowane są na wyrost. Jednak podczas wielu manifestacji dochodzi do aktów wandalizmu, nieprzewidzianych blokad ruchu ulicznego, utrudnień w dojazdach do szpitali i do miejsc pracy. Potwierdziły to liczne akcje protestacyjne organizowane w wielu miastach przez obrońców klimatu, przeciwników brexitu, obrońców praw mniejszości etnicznych czy też przeciwników lockdownów. W Londynie niektóre dzielnice sparaliżowane były przez kilka dni. Zgodnie z nową ustawą policja będzie mogła ograniczać działania Nowy Scotland Yard, siedziba londyńskiej policji metropolitarnej, sąsiaduje z parlamentem, gdzie trwają prace nad ustawą dającą służbom policyjnym większe uprawnienia do nadzorowania manifestacji ulicznych. Fot. Jacek Stachowiak protestujących. Uznanie przez nią, że jakaś manifestacja powoduje „uciążliwość publiczną”, da funkcjonariuszom uprawnienia do wprowadzenia rygorów bez długich dyskusji z jej organizatorami. Przewidziane są też kary więzienia za niszczenie mienia publicznego, wysokie grzywny za agresję wobec policjantów lub obserwatorów protestu. Karane mają być różne ekscesy, na przykład wskakiwanie na balustrady mostów, uliczne cokoły, protestowanie z parapetów okien tuż nad głowami przechodniów, przyklejanie się taśmami do witryn sklepowych, zatykanie uszu lub głośne gwizdy, gdy policjanci będą udzielać protestującym wskazówek i poleceń.
Projekt nowego prawa odnoszącego się do protestów ulicznych krytykuje opozycyjna Partia Pracy. Sekretarz sprawiedliwości w gabinecie cieni David Lammy mówi, że rząd torysów chce przeforsować przepisy autorytarne. Ostre słowa podpiera jednak tylko politycznymi sloganami. Do krytyki nowych uprawnień policji włączyła się społeczna grupa nacisku o nazwie Liberty, a także organizacja UK Human Rights Blog zajmująca się prawami człowieka. Najsilniejsze głosy sprzeciwu dochodzą jednak z ulic angielskich miast. Pod koniec marca, wkrótce po tym gdy projekt ustawy przeszedł drugie czytanie w parlamencie zyskując większościowe poparcie w Izbie Gmin, w Bristolu doszło do zamieszek z płonącymi racami, podpalaniem policyjnych aut i niszczeniem lokalnego posterunku. Początek kwietnia, zwłaszcza okres wielkanocny, był burzliwy w Newcastle, Liverpoolu, Birmingham i Brighton, a pierwszy dzień maja w Londynie.
Jak bronią zmian w prawie przedstawiciele rządu i policji? Victoria Atkins, minister ochrony w Home Office twierdzi, że rząd poprzez nową ustawę aktualizuje stare przepisy o porządku publicznym z 1986 r., które nie uwzględniają rozmiaru współczesnych uciążliwości i zagrożeń. – Prawo do protestów jest zachowane, chodzi o nadzór nad ich przebiegiem – dodaje.
Nowe przepisy zyskały poparcie federacji policyjnej Anglii i Walii. Komisarz Cressida Dick, szefowa policji metropolitarnej w Londynie mówi, że już podczas manifestacji w 2019 r., organizowanych przez przeciwników zmian klimatycznych, policjanci zgłaszali przełożonym, iż nie mogą opanować ulicznego chaosu, gdyż nie dysponują „odpowiednimi narzędziami prawnymi”.
– Wszyscy mamy przywilej gromadzenia się i wyrażania publicznie naszych poglądów. Nie jest to jednak prawo bezwzględne wobec innych ludzi – zastrzega inspektor Matt Parr, jeden z pięciu najwyższych rangą oficerów nadzorujących pracę policji w Wielkiej Brytanii. - W ostatnich latach niektóre taktyki stosowane przez protestujących spowodowały poważną destrukcję porządku publicznego – dodaje. – Z napaściami na policjantów włącznie.
W parlamencie po drugim czytaniu projektu ustawy trwają prace w komisjach. Dokument po poprawkach ma być gotowy przed końcem czerwca. Nad zapisami ustawy pochyla się między innymi parlamentarna ponadpartyjna komisja praw człowieka. Uważa, że przepisy muszą umożliwić policji działanie skuteczne w zakresie nadzoru nad protestami, ale nie powodując ograniczenia podstawowego prawa do wolności słowa. Organy publiczne mogą podjąć działania przeciw uczestnikom protestu ulicznego, gdy będą oni prezentować hasła zachęcające do nienawiści rasowej lub religijnej.
Jacek Stachowiak
Skomentuj
Komentuj jako gość