Druga tura wyborów prezydenckich na Ukrainie, która odbyła się 21 kwietnia br. przesądziła ostatecznie o losach Petra Poroszenki. Były prezydent, który wypłynął na fali majdanowej rewolucji i długi czas mienił się jedynym zbawcą narodu, przegrał sromotnie z osobą, która nigdy wcześniej z jakąkolwiek polityką nie miała do czynienia. Ukraińcy zmęczyli się długą wojną, konfliktem z Rosją, brakiem poprawy jakości życia. Podziękowali również jedynie słusznej banderowskiej narracji, która wykluczała dotąd z życia publicznego tych, którzy nie chcieli się z nią identyfikować. Wołodymyr Zełeński wygrał z ponad 70 % poparciem, obiecując rodakom wszystko i nic. Jego mało konkretny program polityczny pasował zarówno jednym, jak i drugim, bo tak naprawdę niewiele sobą przedstawiał. Zełenski wygrał, bo był znany. Patrzył na wyborców codziennie ze szklanego ekranu, mówiąc głosem bohaterów swoich programów satyrycznych. I mówił na tyle ogólnikowo, że udało mu zgrabnie lawirować w meandrach kampanii wyborczej.
Zełeński nie wziął się znikąd. Stał się projektem politycznym oligarchy Igora Kołomojskiego i wielu uważa go za jego marionetkę, ale nie stawałby do wyborów, gdyby nic sobą wcześniej nie reprezentował. Stał się sprawnym przedsiębiorcą wraz z założeniem własnego kabaretu Kwartał 95, w którym występował z przyjaciółmi. Szybko znalazł swoje miejsce w ramówce kanału 1+1, należącym właśnie do Kołomojskiego. Telewizyjna formuła kabaretu szybko trafiła pod strzechy, nie tylko ukraińskich miast, a sam Zełeński zdobywał popularność w krajach postsowieckich, ale znali go i lubili również w Rosji. Jego kariera przyspieszyła, gdy wygrał ukraiński Taniec z Gwiazdami, a największą sławę przyniósł mu serial telewizyjny. W 2015 r. Ukraińcy poznali „Sługę narodu”- serial, pokazujący historię nauczyciela historii, który w wyniku zbiegu okoliczności wybrany zostaje prezydentem Ukrainy. Serial z miejsca zdobył 20 milionów widzów i doczekał się kolejnych sezonów. Drugi sezon wystartował z większą reklamą i budżetem i wyraźnie już kreował Zełeńskiego tak, żeby zapadł swoim rodakom w pamięć. Sztab ludzi przekuwał jego słabości w siłę i budował spójny wizerunek, z którego Zełeński czerpał pełnymi garściami w kampanii prezydenckiej. Polityczni przeciwnicy próbowali zarzucać mu brak własnego głosu, ale wyborcy- widzowie do tego stopnia zżyli się z ulubionym bohaterem, że Zełeńskiemu udało się uwieść ich po raz kolejny.
Teraz będzie musiał dowieść, że nie był tylko jednorazowym pomysłem jednego oligarchy i ma coś faktycznie do powiedzenia. Trudno mu będzie zerwać z dotychczasową łatką fircyka i komedianta, tym bardziej, że nie wiadomo, czy rzeczywiście będzie tego chciał. Nie znając jego poglądów i programu, media skupiają się głównie na jego otoczeniu i osobie Igora Kołomojskiego. Oligarcha, zaprzecza, jakoby stał za sukcesem nowego prezydenta i zarzeka się, że nie będzie wpływał na jego decyzje. O nic go nie będę prosił. Nie jest mi do niczego potrzebny – powiedział w wywiadzie do ukraińskich mediów. Mało kto wierzy w jego zapewnienia, bo Kołomojski nie angażowałby przecież tak wielkich środków finansowych, nie chcąc niczego w zamian. Na Ukrainie powszechnie znane są jego konflikty z Poroszenką, zwłaszcza odkąd były prezydent odebrał mu i znacjonalizował jego bank. Kołomojski po cichu liczy na to, że nowa administracja w Kijowie pójdzie mu w sprawie banku na rękę. W wywiadach Kołomojski krytykował również rewolucję na Majdanie, a konflikt w Donbasie nazwał konfliktem obywatelskim. Według niego wojna ma bardziej globalny charakter, natomiast w Donbasie walczą Ukraińcy z Ukraińcami, zaś Rosja popiera jedną część Ukraińców i gdyby jej nie było, to Ukraińcy już dawno by to zakończyli i doszli do porozumienia. Przyznawał też, że konflikt w Donbasie został sprowokowany i zorganizowany przez Rosję, ale uznał też, że po ukraińskiej stronie również nie wszystko było w porządku.
Niewykluczone, że poglądy środowiska, które reprezentuje Kołomojski, w jakiś sposób odbiją się w działaniach nowego prezydenta. Na razie jednak Zełeński milczy. I będzie milczał aż do jesiennych wyborów parlamentarnych, licząc, że dzięki temu jego partia „Sługa narodu” zdobędzie bardzo dobry wynik. Wielu uważa, że z początku rzeczywiście start Zełeńskiego w wyborach prezydenckich był obliczony przede wszystkim na rozwinięcie jego projektu politycznego. Kampania wyborcza miała stworzyć podwaliny pod jesienne zmagania i nieoczekiwanie nawet dla samego kandydata, fala entuzjazmu wyborców wyniosła go na najwyższy urząd w państwie. Coś, co miało być głównie żartem i zaczynało się od próśb na Facebooku, żeby Ukraińcy sami pisali Zełeńskiemu jego program wyborczy, przerodziło się w coś rzeczywistego. 21 kwietnia Ukraińcy jednoznacznie dali Zełeńskiemu prawo do wypowiedzenie się w ich imieniu i nadstawili ucha, by usłyszeć jakiś konkret.
Nowy prezydent na razie unika jasnych deklaracji, pozwalając jeszcze każdemu wierzyć, że dalej reprezentuje jego poglądy. To taki swoisty flirt z wyborcami. W dotychczasowych zalotach już skorzystał na tym, że Ukraińcy zniechęcili się do swoich elit politycznych i wybrali sobie „świeżą krew”. Miły uśmiech i sympatyczna twarz zachęciła wszystkich. Zełeński mówi, że trzeba przywrócić ukraińską kontrolę nad Krymem i Donbasem, że trzeba doprowadzić do zawieszenia ognia, a Ukraina musi się rozwijać i modernizować, ale nie przedstawia rozwiązań, jak do tego doprowadzić. Mówi to, co wszyscy chcą usłyszeć. Ale unika jak ognia stwierdzeń, które mogłyby w jakikolwiek sposób kogokolwiek do niego zrazić. Jawi się na razie jako wyraziciel ukraińskich marzeń, ale nikt nie wie, jak zamierza je ziścić. Co ważne, Zełeński unikał jedno- znacznych wystąpień przeciwko Rosji, sam bardzo słabo mówi po ukraińsku i nie stawiał banderowskich haseł na ostrzu noża i to mu zjednało głosy milionów rosyjskojęzycznych Ukraińców z południa i wschodu kraju, którzy mieli inne podejście do swojego państwa i inaczej widzieli kierunki jego rozwoju. Rosja może i była dla nich agresorem, ale tam głównie jeździli zarabiać pieniądze i mieli rodziny, a retoryka Poroszenki częściowo ich wykluczała. W ich mniemaniu Zełeński przywraca im należne im miejsce w społeczeństwie i nie tworzy niepotrzebnie sztucznych podziałów.
W opinii ludzi Zełeński to idealny prezydent skrojony pod nowe czasy. Chce lepszej Ukrainy, niezależnej od Rosji, ale z Rosją potrafiącej się porozumieć. Sądzą, że łączy dążenia zachodniej i centralnej części kraju do odnowy politycznej, jak i gwarantuje wysłuchanie głosu mieszkańców wschodnich obwodów. Jego propozycja, by kwestię wejścia do Unii Europejskiej i NATO rozstrzygnęło ogólnokrajowe referendum, przysporzyła mu sympatii. Ukraińcy mają dość robienia wszystkiego na siłę i to ich jednoczy.
To zjednoczenie nie spodobało się Moskwie. Od lat Kreml gra na podziały i na słabą Ukrainę. Wybranie kabareciarza prezydentem z jednej strony ośmiesza idee rewolucji na Majdanie, ale z drugiej spaja większość Ukraińców wokół jednego projektu. Zełeński w jednym z wywiadów rzucił, żeby kraje postsowieckie obserwowały uważnie procesy demokratyczne na Ukrainie i brały z niej przykład. Co jak co, ale na „branie przykładu” Rosja nie może sobie pozwolić, dlatego będzie robiła wszystko, by storpedować zachodnie dążenia Ukrainy i podporządkować sobie nową scenę polityczną. Putin liczy, że uda mu się wykorzystać brak doświadczenia Zełeńskiego, a jego administracja wszczyna starania o spotkanie obu prezydentów i rozmowę „w cztery oczy”. Jak na Władimira z Władimirem przystało. Propozycja takiej rozmowy wywołała popłoch w ukraińskim obozie, świadomym tego, że cyniczny rosyjski gracz zrobi z niedoświadczonym Zełeńskim wszystko, co będzie chciał.
Wysokość poparcia w ukraińskich wyborach prezydenckich Moskwie może nie pasować, ale co do samej osoby kandydata Kreml nie ma tak wielkich zastrzeżeń. Zełeński to nie Poroszenko, który histerycznie reagował na jakiekolwiek kontakty z Rosją i co chwila wołał NATO o pomoc. Moskwa będzie chciała wykorzystać nieliczne kampanijne obietnice Zełeńskiego szybkiego zakończenia wojny w Donbasie i zechce stosować metodę kija i marchewki. Na razie zaczęła od kija, którym stała się zapowiedź rozdania rosyjskich paszportów wszystkim Ukraińcom. Wykorzystując prorosyjskie siły, Moskwa postara się wyciągnąć z nowego rozdania jak najwięcej korzyści. Zełeński chce mieć szybkie sukcesy i tymi ambicjami Rosja będzie grała jak najdłużej. Rosyjski plan zakłada bowiem narzucenie Kijowowi swojej interpretacji porozumień w sprawie Donbasu, a w konsekwencji doprowadzenie do federalizacji Ukrainy na takich warunkach, które pozwolą Kremlowi kontrolować kurs ukraińskiej polityki zagranicznej i zablokować zbliżenie z Zachodem. Sam Zełeński może stawiać opór, ale opanowanie przez prorosyjskie ugrupowania ukraińskiej Rady Najwyższej może popchnąć sprawę do przodu.
Wydaje się, że Rosja w sprawie Ukrainy rozdaje najlepsze karty. Ma najwięcej do zaproponowania, ale i najwięcej możliwości nacisku. Zachód sam nie wie, jak się ustawić wobec nowego rozdania w wyborach prezydenckich. Wydaje się, że wszyscy czekają, co nowy prezydent pokaże, bo na razie dla wszystkich jest jedną wielką niewiadomą. Tymczasem Stany Zjednoczone sprawiają wrażenie, jak gdyby – po sfinansowaniu przewrotu i rewolucji na Majdanie – trochę zabrakło im pomysłu na to, co dalej. Wygodnie było mieszać się do rosyjskich interesów i próbować osłabiać wpływy Moskwy, ale niewiele dało to Ukrainie jako takiej. Ukraińcy wcale nie poczuli się zachęceni do integracji z Zachodem, a sam Zełeński powiedział nawet, że nie zwykł bywać tam, gdzie go nie zapraszają. Sama UE nie wydaje się specjalnie chętna, by zapraszać Ukrainę w swoje struktury. Ogromne połacie żyznej Ukrainy stanowią konkurencję dla pozostałych krajów członkowskich UE. Gdyby Ukraina rzeczywiście miała wejść do UE, protesty „żółtych kamizelek” byłyby niczym w porównaniu z niezadowoleniem francuskich i niemieckich rolników. Na drodze do integracji stoją jeszcze Węgry, które przedkładają interes mniejszości węgierskiej na ukraińskim Zakarpaciu nad solidarność z pogrążonym w wojennym chaosie Kijowem. Kością niezgody w tym przypadku stała się przeforsowana przez Poroszenkę nowa ustawa oświatowa. Budapeszt oznajmił, że godzi ona w prawa mniejszości, gdyż ogranicza prawa do nauczania w języku ojczystym. Ma w tym ciche wsparcie Kremla, ale już Polska i Rumunia milczą w tej sprawie, licząc na przeciągnięcie Kijowa na swoją stronę.
Polska pozytywnie zareagowała na wynik nowych wyborów prezydenckich. Andrzej Duda był jednym z pierwszych liderów politycznych, którzy pogratulowali Zełeńskiemu. Warszawa bardzo by chciała, żeby stosunki z nowym prezydentem wyglądały inaczej niż za Proszenki. Poroszenko był wobec nas bardzo konfrontacyjny, poza tym skupił swoje polityczne działania na porozumieniu z Berlinem, chłodno traktując Polskę. Polska do tej pory mocno lobbowała za sankcjami na Rosję, protestowała przeciw Nord Stream II, importuje ukraińskie towary i wychodzi naprzeciw oczekiwaniom ukraińskich pracowników, ale wydaje się, że Warszawa zaczęła tracić cierpliwość. Jakby proukraińskie działania na arenie międzynarodowej były prowadzone niejako z rozpędu, a nie faktycznego przekonania. Czarą goryczy stały się działania Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej i niechętna postawa jej szefa Wołodymyra Wjatrowicza. Wjatrowycz nałożył zakaz na prowadzenie prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych grobów polskich ofiar na Wołyniu. Pierwsze zapowiedzi Zełeńskiego o chęci zwolnienia Wjatrowycza ze stanowiska i zapowiedzi jego sztabu, że nie będą szafować nikogo historią, budzą ostrożne nadzieje Warszawy na ocieplenie stosunków. Warszawa dawno przestała patrzeć na Ukrainę przez różowe okulary i będzie nieufnie obserwowała pierwsze kroki nowego prezydenta.
Nie da się ukryć, że Zełeński dla wszystkich wokół jest po prostu zagadką. Jego 73% w wyborach to nie wspólnota wizji i celów, a raczej nagromadzenia emocji. Dobrze wpasował się w nastroje rozczarowania po Majdanie, a zamiast poważnego programu zmian zaproponował swoim wyborcom chleb i igrzyska. Niezobowiązujący flirt kiedyś musi przerodzić się w coś poważniejszego, a igrzysk nie da się przeciągać w nieskończoność. Podczas gdy skonsternowana Europa cały czas czeka, Moskwa już się rzuciła w wir działania, by zmusić Ukrainę do zagrania na jej warunkach. Nadszedł czas, w którym kabaret trzeba w końcu odstawić na półkę, a fircyka ubrać w garnitur. W geopolitycznych realiach zawsze śmieje się ten, kto się śmieje ostatni.
Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego
Skomentuj
Komentuj jako gość