USA zdjęły parasol ochronny, który osłaniał Polskę
- Szczegóły
- Opublikowano: wtorek, 22 czerwiec 2021 21:43
- Magdalena Piórek
Wraz ze zmianą władzy w Waszyngtonie doszło również do korekty amerykańskiej polityki zagranicznej. USA zdjęły parasol ochronny, który osłaniał Polskę. Donald Trump widział wcześniej w Warszawie sojusznika, który pomoże mu złamać monopol Niemiec i Rosji w Europie i umocnić wpływy USA w tym regionie. Przez cztery lata interes geopolityczny Polski i USA się pokrywał.
Tym interesom miało służyć blokowanie budowy gazociągu Nord Stream II, budowa Baltic Pipe i organizowanie państw Europy Środkowo-Wschodniej wokół koncepcji Trójmorza. Problem w tym, że Trump przegrał wybory prezydenckie, a Joe Biden postanowił, że pójdzie inną drogą. Świat nie mógł nie zauważyć, że hegemon odpuścił i poszczególne państwa zaczęły ostrzej walczyć o własne interesy. Dziś już wiemy, że Nord Stream dostał zielone światło, Dania zablokowała budowę Baltic Pipe, a Polska została zepchnięta na dalszy plan.
Było do przewidzenia, że po zmianie lokatora w Białym Domu relacje Polski i USA się ochłodzą. Polska postawiła na przyjaźń z Trumpem, zapominając, że to sympatia dość jednostronna i krótkotrwała. Nowa administracja w Waszyngtonie może nie przewróciła do gór nogami dotychczasowej polityki zagranicznej, ale postanowiła inaczej rozłożyć akcenty. Demokraci wracają do polityki Obamy. Stawiają na dobre relacje z Niemcami, licząc na to, że Berlin będzie pilnował porządku i interesów amerykańskich w tej części Europy. Wobec rosnących wpływów Chin w Azji i potrzeby zabezpieczenia własnych interesów w regionie Pacyfiku Waszyngton stara się pozamykać drażliwe sprawy. Przez cztery lata Berlin był spychany do narożnika i łajany za wybujałe ambicje. USA nie chce się już konfrontować z Niemcami, ale raczej pozyskać ich przychylność i mieć spokój na tym konkretnym odcinku. Dlatego interesy Berlina muszą pozostać niezagrożone i stąd nie będzie nowych sankcji na Nord Stream, a firmy budujące gazociąg dostały zgodę na dalsze prace.
Nord Stream i Baltic Pipe to konkurujące ze sobą projekty. Pierwszy budowany jest za pomocą niemieckich i rosyjskich środków. Dostarczany z Rosji gaz ma trafiać do Niemiec, z pominięciem drogi tranzytowej przez Ukrainę i Polskę. Niemcy mają pośredniczyć w rozprowadzaniu surowca na całą Europę, co uczyni je europejską potęgą na gazowym rynku i ogromnie wzmocni pozycję regionalną. Nord Stream ma także na celu obniżenie kosztów z racji tranzytu przez Białoruś. Rosyjskie media już przebąkują, że szybciej i taniej jest dostarczać gaz bezpośrednio, nawet drogą morską, niż negocjować z Mińskiem. Aleksandr Łukaszenka nie będzie mógł już zarabiać na odsprzedaży rosyjskiej ropy, co przez lata było podstawą funkcjonowania białoruskiej gospodarki. Skazany na widzimisię Władimira Putina, nie będzie mógł już tak twardo z nim negocjować.
Przeciwwagą dla planów Berlina i Moskwy miał być projekt Baltic Pipe. W porozumieniu z Norwegią i Danią Polska planowała swój gazociąg. Norweski gaz miałby być dystrybuowany przez Polskę dalej, co czyniłoby by nas kluczowym graczem w tym zakresie, w całej Europie Środkowo – Wschodniej. Projekt miał być ukończony do 2022 r. i Warszawa toczy walkę z czasem. W 2022 r. bowiem kończy się umowa gazowa z Rosją. Polska nie chce jej przedłużać, a na pewno nie na obecnych warunkach. Polski rząd ma nadzieję zakończyć odbieranie dostaw z Rosji i płynnie przejść na surowiec z Norwegii. Niespodziewanie na początku maja Dania wstrzymała postęp prac w obrębie swych wód terytorialnych. Decyzję argumentowała decyzją środowiskową i koniecznością ochrony miejsc lęgowych myszy i nietoperzy. To nie pierwszy raz, kiedy Kopenhaga blokuje kluczowy dla nas projekt. W 2018 r. Dania wydała zgodę dopiero, gdy Polska zgodziła się oddać tzw. szarą strefę na Bałtyku. „Szara strefa” leży między wyspą Bornholm, a polskim wybrzeżem Bałtyku. Przez długie lata Warszawa upierała się, że teren ten należy do niej, a polska wyłączna strefa ekonomiczna kończy się dwanaście mil morskich od brzegów Bornholmu.
Tym samym Danii strefa ekonomiczna wokół wyspy miała w ogóle nie przysługiwać, z czym Dania nie chciała się zgodzić. Spór zakończyły dopiero plany budowy Baltic Pipe i porozumienie, według zapisów którego Warszawa oddawała 80% spornego terytorium Danii. Tym razem nikt nie ma wątpliwości, że Kopenhadze wcale nie chodzi o względy środowiskowe. Dania chce ponownie zasiąść do stołu negocjacji. W przestrzeni publicznej na razie nie mówi się głośno, czego teraz oczekuje w zamian nasz biznesowy partner. Wiadomo jednak, że Warszawa będzie musiała się nad tymi roszczeniami pochylić. I to dość szybko, bo czas gra na naszą niekorzyść. Wcześniej wydawało się, że Baltic Pipe zostanie ukończony pierwszy, ale budowa Nord Stream właśnie przyspieszyła. Gdy projektowi przestały zagrażać już amerykańskie sankcje, nic nie stoi na drodze do pomyślnego końca. Według doniesień medialnych Nord Stream II ma zostać ukończony do końca czerwca. Tym samym przy przesyłaniu gazu do Niemiec Rosjanie nie będą musieli oglądać się na Polskę. Zamiast płacić nam za tranzyt, będą w stanie dostarczyć surowiec bez naszego pośrednictwa. Nasza pozycja negocjacyjna względem Moskwy wówczas się pogorszy. Jeśli wygaśnie dotychczasowa umowa z Rosją, a budowa Baltic Pipe mocno się opóźni, będziemy skazani na import ze wschodniego kierunku na niekorzystnych warunkach. To nie Moskwa będzie musiała wtedy przekonać nas do zakupu jej surowca odpowiednią ceną, ale to my zostaniemy postawieni w sytuacji bez wyjścia. Gazoport w Świnoujściu nie wystarczy nam na nasze potrzeby i niewykluczone, że bez Baltic Pipe również sięgniemy po zasoby Nord Stream II.
Baltic Pipe jest solą w oku Berlina i Moskwy. Oba kraje zrobią prawdopodobnie wszystko, żeby maksymalnie opóźnić oddanie gazociągu do użytku. Tym bardziej, że polski projekt sprawia, że Moskwa traci możliwość politycznego wymuszania na Europie Środkowo-Wschodniej. Decyzja Danii została przyjęta w obu stolicach z zadowoleniem. Wcale niewykluczone, że Dania wstrzymała projekt właśnie za ich namową i w zamian za tymczasową blokadę gra o własne interesy geopolityczne.
Za Polską Stany Zjednoczone się nie ujmą. Ich polityczny interes został już zabezpieczony umową o dostarczanie surowca do gazoportu w Świnoujściu. Baltic Pipe to nie ich projekt i Waszyngton nie będzie grał o jego realizację. Odkąd Joe Biden zastąpił Donalda Trumpa, zmieniły się priorytety Waszyngtonu. Polska nie może liczyć już na taryfę ulgową, a poszczególni gracze areny międzynarodowej złapali wiatr w żagle i zaczęli zaciekle walczyć o własne interesy. Podczas gdy Waszyngton coraz wyraźniej zamierza obrać kurs na Pacyfik, Europa zamierza poukładać się na nowo sama. Ponad naszymi głowami.
Administracja Bidena nie miałaby też pewnie nic przeciwko resetowi stosunków z Rosją, gdyby nie świadomość, że podobny reset nie udał się kiedyś Barackowi Obamie. Moskwa nie jest skłonna opowiadać się jednoznacznie po jednej ze stron. Jest zbyt wcześnie, by móc już przesądzać o wyniku geopolitycznej gry między USA a Chinami i zmianie na pozycji hegemona. Waszyngton nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a Pekin stoi w obliczu katastrofy demograficznej. Konsekwencje prowadzonej przez lata „polityki jednego dziecka” w końcu dały o sobie znać. Społeczeństwo się starzeje, co może zaważyć na dynamice rozwoju chińskiej gospodarki. Tym samym nie wiadomo, czy Chiny będą w stanie przejąć pałeczkę po USA. Gracze geopolitycznej sceny widzą, że następuje powrót do starego, znanego schematu. Niewykluczone, że świat ponownie podzieli się na dwa polityczne bloki i rozpocznie się nowa, zimna wojna. Rosja z kolei gra na świat wielobiegunowy, gdzie koncert poszczególnych mocarstw wzajemnie pilnowałby swoich interesów, ale do tego jeszcze daleka droga. Kolejnego jednoznacznego resetu stosunków USA-Rosja nie będzie, bo Moskwa – w konfrontacji z o wiele silniejszym sąsiadem tuż za miedzą – woli stanąć u boku Pekinu. Ale to nie znaczy, że możemy spać spokojnie. Moskwa nie odpuści wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej, a Berlin nie będzie się sprzeciwiał. Zajęte sprawami na Pacyfiku USA mogą nie być w stanie skutecznie się temu przeciwstawić. Pozbawiona parasola ochronnego Polska może stać się szczególnie wrażliwa na zmiany w regionie. Zabezpieczenie własnych interesów politycznych i gospodarczych, a także potrzeba uniezależnienia energetycznego będą kluczowe.
Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego
Tytuł pochodzi od redakcji, oryginalny "Kto pierwszy ten lepszy"
Adam Socha
Czytaj więcej: USA zdjęły parasol ochronny, który osłaniał Polskę