Debata marzec2023 okl

logo flaga polukr

 

 

 

Prosimy Czytelników i Przyjaciół o wpłaty na wydawanie miesięcznika „Debata” i portalu debata.olsztyn.pl. Od Państwa ofiarności zależy dalsze istnienie wolnego słowa na Warmii. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 10-686 Olsztyn, ul. Boenigka 10/26.

wtorek, marzec 21, 2023
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Wiadomości
  • Świat

Świat

USA zdjęły parasol ochronny, który osłaniał Polskę

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 22 czerwiec 2021 21:43
Magdalena Piórek

Wraz ze zmianą władzy w Waszyngtonie doszło również do korekty amerykańskiej polityki zagranicznej. USA zdjęły parasol ochronny, który osłaniał Polskę. Donald Trump widział wcześniej w Warszawie sojusznika, który pomoże mu złamać monopol Niemiec i Rosji w Europie i umocnić wpływy USA w tym regionie. Przez cztery lata interes geopolityczny Polski i USA się pokrywał.

Tym interesom miało służyć blokowanie budowy gazociągu Nord Stream II, budowa Baltic Pipe i organizowanie państw Europy Środkowo-Wschodniej wokół koncepcji Trójmorza. Problem w tym, że Trump przegrał wybory prezydenckie, a Joe Biden postanowił, że pójdzie inną drogą. Świat nie mógł nie zauważyć, że hegemon odpuścił i poszczególne państwa zaczęły ostrzej walczyć o własne interesy. Dziś już wiemy, że Nord Stream dostał zielone światło, Dania zablokowała budowę Baltic Pipe, a Polska została zepchnięta na dalszy plan.

Było do przewidzenia, że po zmianie lokatora w Białym Domu relacje Polski i USA się ochłodzą. Polska postawiła na przyjaźń z Trumpem, zapominając, że to sympatia dość jednostronna i krótkotrwała. Nowa administracja w Waszyngtonie może nie przewróciła do gór nogami dotychczasowej polityki zagranicznej, ale postanowiła inaczej rozłożyć akcenty. Demokraci wracają do polityki Obamy. Stawiają na dobre relacje z Niemcami, licząc na to, że Berlin będzie pilnował porządku i interesów amerykańskich w tej części Europy. Wobec rosnących wpływów Chin w Azji i potrzeby zabezpieczenia własnych interesów w regionie Pacyfiku Waszyngton stara się pozamykać drażliwe sprawy. Przez cztery lata Berlin był spychany do narożnika i łajany za wybujałe ambicje. USA nie chce się już konfrontować z Niemcami, ale raczej pozyskać ich przychylność i mieć spokój na tym konkretnym odcinku. Dlatego interesy Berlina muszą pozostać niezagrożone i stąd nie będzie nowych sankcji na Nord Stream, a firmy budujące gazociąg dostały zgodę na dalsze prace.

Nord Stream i Baltic Pipe to konkurujące ze sobą projekty. Pierwszy budowany jest za pomocą niemieckich i rosyjskich środków. Dostarczany z Rosji gaz ma trafiać do Niemiec, z pominięciem drogi tranzytowej przez Ukrainę i Polskę. Niemcy mają pośredniczyć w rozprowadzaniu surowca na całą Europę, co uczyni je europejską potęgą na gazowym rynku i ogromnie wzmocni pozycję regionalną. Nord Stream ma także na celu obniżenie kosztów z racji tranzytu przez Białoruś. Rosyjskie media już przebąkują, że szybciej i taniej jest dostarczać gaz bezpośrednio, nawet drogą morską, niż negocjować z Mińskiem. Aleksandr Łukaszenka nie będzie mógł już zarabiać na odsprzedaży rosyjskiej ropy, co przez lata było podstawą funkcjonowania białoruskiej gospodarki. Skazany na widzimisię Władimira Putina, nie będzie mógł już tak twardo z nim negocjować.

Przeciwwagą dla planów Berlina i Moskwy miał być projekt Baltic Pipe. W porozumieniu z Norwegią i Danią Polska planowała swój gazociąg. Norweski gaz miałby być dystrybuowany przez Polskę dalej, co czyniłoby by nas kluczowym graczem w tym zakresie, w całej Europie Środkowo – Wschodniej. Projekt miał być ukończony do 2022 r. i Warszawa toczy walkę z czasem. W 2022 r. bowiem kończy się umowa gazowa z Rosją. Polska nie chce jej przedłużać, a na pewno nie na obecnych warunkach. Polski rząd ma nadzieję zakończyć odbieranie dostaw z Rosji i płynnie przejść na surowiec z Norwegii. Niespodziewanie na początku maja Dania wstrzymała postęp prac w obrębie swych wód terytorialnych. Decyzję argumentowała decyzją środowiskową i koniecznością ochrony miejsc lęgowych myszy i nietoperzy. To nie pierwszy raz, kiedy Kopenhaga blokuje kluczowy dla nas projekt. W 2018 r. Dania wydała zgodę dopiero, gdy Polska zgodziła się oddać tzw. szarą strefę na Bałtyku. „Szara strefa” leży między wyspą Bornholm, a polskim wybrzeżem Bałtyku. Przez długie lata Warszawa upierała się, że teren ten należy do niej, a polska wyłączna strefa ekonomiczna kończy się dwanaście mil morskich od brzegów Bornholmu.

Tym samym Danii strefa ekonomiczna wokół wyspy miała w ogóle nie przysługiwać, z czym Dania nie chciała się zgodzić. Spór zakończyły dopiero plany budowy Baltic Pipe i porozumienie, według zapisów którego Warszawa oddawała 80% spornego terytorium Danii. Tym razem nikt nie ma wątpliwości, że Kopenhadze wcale nie chodzi o względy środowiskowe. Dania chce ponownie zasiąść do stołu negocjacji. W przestrzeni publicznej na razie nie mówi się głośno, czego teraz oczekuje w zamian nasz biznesowy partner. Wiadomo jednak, że Warszawa będzie musiała się nad tymi roszczeniami pochylić. I to dość szybko, bo czas gra na naszą niekorzyść. Wcześniej wydawało się, że Baltic Pipe zostanie ukończony pierwszy, ale budowa Nord Stream właśnie przyspieszyła. Gdy projektowi przestały zagrażać już amerykańskie sankcje, nic nie stoi na drodze do pomyślnego końca. Według doniesień medialnych Nord Stream II ma zostać ukończony do końca czerwca. Tym samym przy przesyłaniu gazu do Niemiec Rosjanie nie będą musieli oglądać się na Polskę. Zamiast płacić nam za tranzyt, będą w stanie dostarczyć surowiec bez naszego pośrednictwa. Nasza pozycja negocjacyjna względem Moskwy wówczas się pogorszy. Jeśli wygaśnie dotychczasowa umowa z Rosją, a budowa Baltic Pipe mocno się opóźni, będziemy skazani na import ze wschodniego kierunku na niekorzystnych warunkach. To nie Moskwa będzie musiała wtedy przekonać nas do zakupu jej surowca odpowiednią ceną, ale to my zostaniemy postawieni w sytuacji bez wyjścia. Gazoport w Świnoujściu nie wystarczy nam na nasze potrzeby i niewykluczone, że bez Baltic Pipe również sięgniemy po zasoby Nord Stream II.

Baltic Pipe jest solą w oku Berlina i Moskwy. Oba kraje zrobią prawdopodobnie wszystko, żeby maksymalnie opóźnić oddanie gazociągu do użytku. Tym bardziej, że polski projekt sprawia, że Moskwa traci możliwość politycznego wymuszania na Europie Środkowo-Wschodniej. Decyzja Danii została przyjęta w obu stolicach z zadowoleniem. Wcale niewykluczone, że Dania wstrzymała projekt właśnie za ich namową i w zamian za tymczasową blokadę gra o własne interesy geopolityczne.

Za Polską Stany Zjednoczone się nie ujmą. Ich polityczny interes został już zabezpieczony umową o dostarczanie surowca do gazoportu w Świnoujściu. Baltic Pipe to nie ich projekt i Waszyngton nie będzie grał o jego realizację. Odkąd Joe Biden zastąpił Donalda Trumpa, zmieniły się priorytety Waszyngtonu. Polska nie może liczyć już na taryfę ulgową, a poszczególni gracze areny międzynarodowej złapali wiatr w żagle i zaczęli zaciekle walczyć o własne interesy. Podczas gdy Waszyngton coraz wyraźniej zamierza obrać kurs na Pacyfik, Europa zamierza poukładać się na nowo sama. Ponad naszymi głowami.

Administracja Bidena nie miałaby też pewnie nic przeciwko resetowi stosunków z Rosją, gdyby nie świadomość, że podobny reset nie udał się kiedyś Barackowi Obamie. Moskwa nie jest skłonna opowiadać się jednoznacznie po jednej ze stron. Jest zbyt wcześnie, by móc już przesądzać o wyniku geopolitycznej gry między USA a Chinami i zmianie na pozycji hegemona. Waszyngton nie powiedział jeszcze ostatniego słowa, a Pekin stoi w obliczu katastrofy demograficznej. Konsekwencje prowadzonej przez lata „polityki jednego dziecka” w końcu dały o sobie znać. Społeczeństwo się starzeje, co może zaważyć na dynamice rozwoju chińskiej gospodarki. Tym samym nie wiadomo, czy Chiny będą w stanie przejąć pałeczkę po USA. Gracze geopolitycznej sceny widzą, że następuje powrót do starego, znanego schematu. Niewykluczone, że świat ponownie podzieli się na dwa polityczne bloki i rozpocznie się nowa, zimna wojna. Rosja z kolei gra na świat wielobiegunowy, gdzie koncert poszczególnych mocarstw wzajemnie pilnowałby swoich interesów, ale do tego jeszcze daleka droga. Kolejnego jednoznacznego resetu stosunków USA-Rosja nie będzie, bo Moskwa – w konfrontacji z o wiele silniejszym sąsiadem tuż za miedzą – woli stanąć u boku Pekinu. Ale to nie znaczy, że możemy spać spokojnie. Moskwa nie odpuści wpływów w Europie Środkowo-Wschodniej, a Berlin nie będzie się sprzeciwiał. Zajęte sprawami na Pacyfiku USA mogą nie być w stanie skutecznie się temu przeciwstawić. Pozbawiona parasola ochronnego Polska może stać się szczególnie wrażliwa na zmiany w regionie. Zabezpieczenie własnych interesów politycznych i gospodarczych, a także potrzeba uniezależnienia energetycznego będą kluczowe.

Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Tytuł pochodzi od redakcji, oryginalny "Kto pierwszy ten lepszy"

Adam Socha

Czytaj więcej: USA zdjęły parasol ochronny, który osłaniał Polskę

Komentarz (7)

Prawo na ulicy

Szczegóły
Opublikowano: czwartek, 27 maj 2021 20:35
Jacek Stachowiak

Brytyjskie migawki
Rządowy projekt zwiększenia uprawnień policji w nadzorowaniu protestów ulicznych trafił pod obrady parlamentu. Przeciwko nowym przepisom organizowane są manifestacje. W minionych tygodniach przeszły przez Newcastle, Liverpool, Birmingham, Bristol i Londyn. Ich uczestnicy krzyczeli: będziemy mieć państwo policyjne! - Nie zabieramy prawa do protestów, musimy bronić skuteczniej porządku publicznego – ripostuje gabinet premiera Borisa Johnsona. Zmianę prawa popiera federacja policjantów Anglii i Walii oraz szefostwo londyńskiej policji metropolitarnej. W Izbie Gmin opowiada się za nią większość parlamentarna.

Większe uprawnienia policji w kontrolowaniu manifestacji są częścią ustawy firmowanej przez ministerstwo spraw wewnętrznych (Home Office) i jego szefową Priti Patel. Nowe regulacje dotyczą różnych rodzajów przestępczości i sądownictwa karnego. Zmiany w sądownictwie karnym mają obowiązywać w Anglii i Walii. Nie będą wprowadzone w Szkocji i Irlandii Północnej. Ustawa rozszerza działania policji w zapobieganiu przestępstwom i ich wykrywaniu. Przewiduje ułatwienia w podejmowaniu działań prewencyjnych i akcji bezpośrednich. W latach 2017 – 2019 nad jej projektem pracował gabinet rządowy Partii Konserwatywnej premier Theresy May, która wcześniej kierowała resortem spraw wewnętrznych i zajmowała się przygotowaniem nowego prawa jako minister. W marcu tego roku premier Boris Johnson zdecydował o skierowaniu ostatecznego rządowego projektu ustawy do parlamentu Zjednoczonego Królestwa.

Przepisy dotyczące protestów ulicznych, wpisane w szeroki kontekst prawny mówiący o przestępczości i systemie kar, wywołują sprzeciw organizacji i ruchów społecznych. - Gdy nowe prawo zacznie obowiązywać, zniknie nasza wolność – twierdzą organizatorzy kampanii społecznych, w których znaczącą rolę odgrywają marsze uliczne, manifestacje i zgromadzenia.

Według dotychczasowych przepisów policja chcąc podjąć działania mające na celu ograniczenie lub zmianę trasy marszu ulicznego albo miejsca i czasu zgromadzenia musi wykazać i uzasadnić, że planowany protest spowoduje poważne zaburzenia porządku publicznego, szkody w mieniu publicznym lub zakłócenia w życiu społeczności. Procedura bywa nieskuteczna, gdy ze strony organizatorów protestu pada najprostszy argument, iż obawy i zastrzeżenia policji formułowane są na wyrost. Jednak podczas wielu manifestacji dochodzi do aktów wandalizmu, nieprzewidzianych blokad ruchu ulicznego, utrudnień w dojazdach do szpitali i do miejsc pracy. Potwierdziły to liczne akcje protestacyjne organizowane w wielu miastach przez obrońców klimatu, przeciwników brexitu, obrońców praw mniejszości etnicznych czy też przeciwników lockdownów. W Londynie niektóre dzielnice sparaliżowane były przez kilka dni. Zgodnie z nową ustawą policja będzie mogła ograniczać działania Nowy Scotland Yard, siedziba londyńskiej policji metropolitarnej, sąsiaduje z parlamentem, gdzie trwają prace nad ustawą dającą służbom policyjnym większe uprawnienia do nadzorowania manifestacji ulicznych. Fot. Jacek Stachowiak protestujących. Uznanie przez nią, że jakaś manifestacja powoduje „uciążliwość publiczną”, da funkcjonariuszom uprawnienia do wprowadzenia rygorów bez długich dyskusji z jej organizatorami. Przewidziane są też kary więzienia za niszczenie mienia publicznego, wysokie grzywny za agresję wobec policjantów lub obserwatorów protestu. Karane mają być różne ekscesy, na przykład wskakiwanie na balustrady mostów, uliczne cokoły, protestowanie z parapetów okien tuż nad głowami przechodniów, przyklejanie się taśmami do witryn sklepowych, zatykanie uszu lub głośne gwizdy, gdy policjanci będą udzielać protestującym wskazówek i poleceń.

Projekt nowego prawa odnoszącego się do protestów ulicznych krytykuje opozycyjna Partia Pracy. Sekretarz sprawiedliwości w gabinecie cieni David Lammy mówi, że rząd torysów chce przeforsować przepisy autorytarne. Ostre słowa podpiera jednak tylko politycznymi sloganami. Do krytyki nowych uprawnień policji włączyła się społeczna grupa nacisku o nazwie Liberty, a także organizacja UK Human Rights Blog zajmująca się prawami człowieka. Najsilniejsze głosy sprzeciwu dochodzą jednak z ulic angielskich miast. Pod koniec marca, wkrótce po tym gdy projekt ustawy przeszedł drugie czytanie w parlamencie zyskując większościowe poparcie w Izbie Gmin, w Bristolu doszło do zamieszek z płonącymi racami, podpalaniem policyjnych aut i niszczeniem lokalnego posterunku. Początek kwietnia, zwłaszcza okres wielkanocny, był burzliwy w Newcastle, Liverpoolu, Birmingham i Brighton, a pierwszy dzień maja w Londynie.

Jak bronią zmian w prawie przedstawiciele rządu i policji? Victoria Atkins, minister ochrony w Home Office twierdzi, że rząd poprzez nową ustawę aktualizuje stare przepisy o porządku publicznym z 1986 r., które nie uwzględniają rozmiaru współczesnych uciążliwości i zagrożeń. – Prawo do protestów jest zachowane, chodzi o nadzór nad ich przebiegiem – dodaje.

Nowe przepisy zyskały poparcie federacji policyjnej Anglii i Walii. Komisarz Cressida Dick, szefowa policji metropolitarnej w Londynie mówi, że już podczas manifestacji w 2019 r., organizowanych przez przeciwników zmian klimatycznych, policjanci zgłaszali przełożonym, iż nie mogą opanować ulicznego chaosu, gdyż nie dysponują „odpowiednimi narzędziami prawnymi”.

– Wszyscy mamy przywilej gromadzenia się i wyrażania publicznie naszych poglądów. Nie jest to jednak prawo bezwzględne wobec innych ludzi – zastrzega inspektor Matt Parr, jeden z pięciu najwyższych rangą oficerów nadzorujących pracę policji w Wielkiej Brytanii. - W ostatnich latach niektóre taktyki stosowane przez protestujących spowodowały poważną destrukcję porządku publicznego – dodaje. – Z napaściami na policjantów włącznie.

W parlamencie po drugim czytaniu projektu ustawy trwają prace w komisjach. Dokument po poprawkach ma być gotowy przed końcem czerwca. Nad zapisami ustawy pochyla się między innymi parlamentarna ponadpartyjna komisja praw człowieka. Uważa, że przepisy muszą umożliwić policji działanie skuteczne w zakresie nadzoru nad protestami, ale nie powodując ograniczenia podstawowego prawa do wolności słowa. Organy publiczne mogą podjąć działania przeciw uczestnikom protestu ulicznego, gdy będą oni prezentować hasła zachęcające do nienawiści rasowej lub religijnej.
Jacek Stachowiak

Czytaj więcej: Prawo na ulicy

Komentarz (6)

Dobrze już było

Szczegóły
Opublikowano: środa, 21 kwiecień 2021 22:03
Magdalena Piórek

W relacjach polsko-białoruskich ostatni rok nie należał do udanych. Aleksander Łukaszenka nigdy nie miał mocnego oparcia w Warszawie i wygrane przez niego wybory prezydenckie w 2020 r. tego nie zmieniły. Polskie władze wsparły opozycję w osobie Swiatłany Cichanouskiej. opowiadając się tym samym za obaleniem „ostatniego dyktatora Europy”. Władza Łukaszenki mocno się zachwiała, ale wierne resorty siłowe pomogły mu zachować stanowisko. Kluczowe znaczenie miała także postawa rosyjskiego Kremla, który absolutnie nie mógł pozwolić na przewroty uliczne w rosyjskojęzycznym świecie, zwłaszcza tak blisko swoich granic. Łukaszenka wsparł się na ramieniu Władimira Putina, czym znacznie ograniczył sobie pole manewru. Czas balansowania w polityce międzynarodowej się skończył. Białoruski przywódca nie wybaczył Zachodowi odwrócenia się do niego plecami. Nie mogąc obrazić się na Niemcy, Francję, czy USA – Łukaszenka skupił się na Polsce.

Pierwszym sygnałem, że relacje Warszawy i Mińska mogą się zaognić, było białoruskie oskarżenie prezydenta Andrzeja Dudy o nieuczciwe wygranie wyborów. Polska to zignorowała, ale Mińsk na tym nie poprzestał. Bardzo szybko w białoruskich mediach pojawiły się zarzuty o szykowanie się Warszawy do przejęcia siłą kontroli nad przygranicznym Grodnem. Rosyjska propaganda błyskawicznie to podchwyciła, ale Białorusini nie dali sobie zamydlić oczu. W obliczu konfliktu wewnętrznego Łukaszenka próbował inaczej rozłożyć akcenty w życiu publicznym i skupić się na wyimaginowanym wrogu zewnętrznym. Ale to, co Putinowi od lat udaje się wręcz koncertowo, Mińskowi zupełnie nie wyszło. Intryga była szyta zbyt grubymi nićmi, żeby Białorusini w nią uwierzyli. Trzeba było zatem wykreować realny konflikt. Łukaszenka uderzył w polską dyplomację. Najpierw ograniczył działania polskich placówek konsularnych, de facto paraliżując ich pracę. Tego Warszawa zignorować już nie mogła i od tej pory oba państwa rozpoczęły wymianę dyplomatycznych ciosów. Kiedy w marcu białoruski MSZ uznał polskiego dyplomatę za persona non grata, polski rząd odpowiedział tym samym. Natychmiast wydalono kolejnych dwóch polskich dyplomatów i dokładnie to samo spotkało ich białoruskich kolegów w Polsce. I kiedy już polska i białoruska opinia publiczna zaczęły gubić się w domysłach, ilu jeszcze urzędników obu krajów pojedzie do domu, Mińsk uderzył w środowiska kresowe. W myśl wypowiedzi, że „to są przecież jego Polacy”, Łukaszenka rozpoczął serię aresztowań polskich dziennikarzy i działaczy. Do szkół wkroczyła prokuratura. Białoruski reżim uderza po kolei w kluczowe dla Warszawy punkty, a polski rząd wydaje się być wobec tych działań zupełnie bezradny. Mińsk działa jakby wedle jasno określonego scenariusza, a Polska tylko odpowiada na jego ruchy, zamiast inicjować własne działania. Rząd ma nadzieję, że Łukaszenka nie będzie chciał jeszcze bardziej zaostrzać sytuacji. Problem w tym, że nie wiemy, co tak naprawdę jest jego celem i co chce osiągnąć. Nie mamy własnego planu i brak jest informacji, jak ma ostatecznie wyglądać cienka czerwona linia Łukaszenki. Wydaje się, że dwadzieścia parę lat względnie poprawnych relacji między oboma krajami właśnie odeszło do lamusa.

Aleksander Łukaszenka nie stawia wzajemnych relacji na ostrzu noża, bo tak mu się po prostu zachciało. Zmusza go do tego Rosja. Do tej pory udawało mu się utrzymywać Moskwę na dystans, ale ten komfort został mu odebrany. Łukaszenka nie ma w Europie żadnego poplecznika i jest skazany na łaskę Putina. Jedno słowo Kremla mogłoby odesłać białoruskiego dyktatora w polityczny niebyt. Rosnące ceny ropy i gazu zachwiały gospodarką, brak początkowych działań wobec epidemii koronawirusa podważyły zaufanie społeczne. Rosja niecierpliwi się w kwestii budowania wspólnego państwa związkowego i zdaje się, że Łukaszence skończyły się możliwości manewru. Żeby móc poradzić sobie z kryzysem gospodarczym, liczy na kredyt, ale Moskwa stawia twarde warunki jego udzielenia. Pieniądze w zamian za integrację i stałą obecność wojsk rosyjskich. Wszystko wskazuje na to, że Kreml dał także sygnał do pogorszenia relacji z Polską. To, co nie pasuje Łukaszence, absolutnie nie wadzi Putinowi. Względnie poprawne relacje Polski i Białorusi i potencjał zawarty w ewentualnym zbliżeniu obu krajów od dawna był solą w rosyjskim oku. Białorusinom zawsze kulturalnie było bliżej do Polski. Choć należą do rosyjskojęzycznego świata, nie chcą stać się z nim jednością. Rosja obawia się, że Białoruś mogłaby wypaść z jej strefy wpływów i musi zrobić wszystko, żeby do tego nie dopuścić. Najłatwiej skłócić oba kraje do tego stopnia, żeby Polska nie miała już szans na przyciągnięcie do siebie Białorusi.

Rosji potrzebne jest nowe terytorium i rosyjskojęzyczna ludność. W obliczu wciąż pogarszających się wskaźników demograficznych i postępującej islamizacji kraju, każda słowiańska dusza jest na wagę złota. Tym bardziej, że w 2014 r. Moskwa utraciła Ukrainę. Sukces w postaci przejęcia kontroli nad Krymem nie zrównoważył utraty wpływów nad całym terytorium. Teraz operują tam NATO-wskie wojska, co wpływa na stan rosyjskiego bezpieczeństwa. Gdyby Putin mógł zapewnić sobie stałe funkcjonowanie rosyjskich baz na Białorusi, mógłby kontrolować sytuację. Łukaszenka długo się opierał i kluczył, chcąc uniknąć podobnego scenariusza. Posunął się nawet do stwierdzenia, że z terytorium Białorusi nigdy nie nastąpi atak na Ukrainę, a gdyby nawet miał zostać do tego zmuszony, to uprzedzi Kijów na dobę wcześniej o planowanym ataku. Zbytnia samodzielność dyktatora zirytowała Kreml. Nieformalne poparcie dla białoruskiej opozycji w ostatnich wyborach było wyraźnym ostrzeżeniem, że Łukaszenka nie jest niezastąpiony. Nie ma już tak mocnej pozycji i nie jest w stanie skutecznie manewrować. Putin, choć bardzo by tego chciał, nie może inkorporować Białorusi, bo by przestraszył świat. Ale odpuścić jej też nie może. Białoruś jest dla niego kluczowa. Gdyby mógł dowolnie operować wojskami z jej terytorium, sytuacja w Europie Środkowo – Wschodniej zmieniłaby się diametralnie. Dlatego próbuje naciskać na Łukaszenkę i skłócić go z Polską. Ewentualny konflikt zbrojny obu krajów byłby dla Rosji wręcz wymarzonym scenariuszem. Nawet gdyby Polska początkowo odnosiła sukcesy. Wtedy – wzorem praktykowanym już od czasów Katarzyny Wielkiej - rosyjskie wojska mogłyby bez wahania wkroczyć na Białoruś w imię obrony rosyjskiej mniejszości. I zostać tam na długo.

Konflikt zbrojny z Polską jest ostatecznością. Putin zostawia sobie kilka furtek. Utrata Białorusi, ostatniego rosyjskiego buforu przed zachodem byłaby dla niego nie do przyjęcia. Łukaszenka pewnie ugnie się w końcu pod naciskiem, bo nie ma innego wyboru. A jeśli rosyjskie wojska zyskają tam możliwość swobodnego operowania, Putin będzie wygrany. Bo jedynym jego argumentem w kontaktach z zachodem jest argument siły i rosyjski prezydent stara się go dobrze wykorzystać. Z terytorium Białorusi łatwo jest zagrozić państwom bałtyckim i Ukrainie. W razie czego rosyjskie oddziały wraz z siłami z Kaliningradu byłyby w stanie odciąć Litwę, Łotwę i Estonię od polskiej pomocy. Podobny manewr można byłoby powtórzyć na Ukrainie, która byłaby przez to zagrożona z trzech stron: Rosji, Białorusi i Krymu. Odciąć Ukrainę od pomocy z zewnątrz na tyle szybko, by Polska nie zdążyła przyjść z odsieczą. Kijów nie da rady sam się obronić, a wtedy na całej naszej wschodniej granicy będziemy mieli rosyjskie wojska. Białoruś nie będzie już buforem.

Od początku kwietnia obserwujemy ruchy rosyjskich i białoruskich wojsk, przemieszczających się w kierunku Ukrainy. Putin rozstawia pionki na szachownicy, gotowy na rozgrywkę na swoich warunkach. Rosja testuje zachowanie USA i Europy i wyciąga wnioski. Nawet nie musi paść ani jeden strzał, żeby Kreml pokazał, kto ma decydujący głos. Bierność zachodu i konflikt Polski z Białorusią jeszcze się Rosji przydadzą.

Magdalena Piórek
Absolwentka Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego

Czytaj więcej: Dobrze już było

Komentarz (5)

Niedziela Palmowa. Papież Franciszek: Bóg jest z nami w każdej ranie

Szczegóły
Opublikowano: niedziela, 28 marzec 2021 21:41

Bóg jest z nami w każdej ranie, w każdym lęku: żadne zło, żaden grzech nie ma ostatniego słowa – mówił papież Franciszek podczas Mszy św., jaką odprawił w bazylice św. Piotra w Niedzielę Palmową.

Odwołując się do zadziwienia, jakie wywołuje przejście od witania Jezusa okrzykiem „hosanna” do krzyczenia „ukrzyżuj go”, papież zauważył, że ludzie „podążali bardziej za obrazem Mesjasza, niż za Mesjaszem”. – Również dzisiaj wielu podziwia Jezusa: dobrze mówił, kochał i przebaczał, jego przykład zmienił historię… Podziwiają Go, ale ich życie się nie zmienia. Bo podziwiać Jezusa to za mało. Trzeba iść za Nim na Jego drodze, pozwolić, by postawił On coś pod znakiem zapytania: przejść od podziwu do zdumienia – przekonywał Franciszek.

Jego zdaniem najbardziej zadziwiające jest to, że Jezus dochodzi do chwały drogą upokorzenia, „triumfuje przyjmując cierpienie i śmierć, których my, całkowicie podporządkowani podziwowi i sukcesowi, chcielibyśmy uniknąć”. – Zrobił to dla nas, aby dotknąć naszej ludzkiej rzeczywistości do samej głębi, aby przejść przez całą naszą egzystencję, całe nasze zło. Aby zbliżyć się do nas i nie zostawić nas samych w cierpieniu i śmierci. By nas odzyskać, by nas zbawić – wyjaśnił papież.

Dodał, że „miłość Jezusa przybliża się do naszych ułomności, dociera tam, gdzie wstydzimy się najbardziej”. Dzięki temu „wiemy, że nie jesteśmy sami: Bóg jest z nami w każdej ranie, w każdym lęku: żadne zło, żaden grzech nie ma ostatniego słowa”.

Ojciec Święty tłumaczył, że życie chrześcijańskie „bez zdumienia, staje się szarością”. – Jak możemy dawać świadectwo radości ze spotkania z Jezusem, jeśli nie pozwolimy, by każdego dnia zadziwiała nas Jego zaskakująca miłość, która nam przebacza i pozwala zaczynać od nowa? – pytał Franciszek.

Zachęcił do spojrzenia na krzyż, aby otrzymać łaskę zdumienia, którego może nam brakować dlatego, że „nasza wiara została nadwyrężona przez rutynę”, że „pozostajemy zamknięci w naszych żalach i dajemy się paraliżować naszym niezadowoleniom”, że „utraciliśmy ufność we wszystko, a nawet sądzimy, że jesteśmy źli”. Za tym wszystkim jednak „kryje się fakt, że nie jesteśmy otwarci na dar Ducha Świętego, który jest Tym, który daje nam łaskę zadziwienia”.

Czytaj więcej: Niedziela Palmowa. Papież Franciszek: Bóg jest z nami w każdej ranie

Komentarz (16)

Więcej artykułów…

  1. Chiny – Związek Sowiecki XXI wieku?
  2. „Nazywam się NAWALNY. NA – WAL – NY!”

Strona 5 z 32

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

A ty, co popierasz... ? https://twitter.com/Jack471776/status/1637620374853632000?cxt=HHwWgIC-gb7D_7ktAAAA

https://kresy.pl/wydarzenia/banderowskie...
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
27 minut(y) temu
a ty co popierasz moskwę?
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
1 godzinę temu
Ale bełkot - chyba poszczepienny.
Przemija postać świata*
2 godzin(y) temu
Źle skopiowany link: https://isws.ms.gov.pl/pl/baza-statystyczna/publikacje/download,3502,14.html
Modlitwa kardynała de Richelie...
2 godzin(y) temu
Nie we wszystkim, co napisał mój kolega Bogdan się zgadzam, ale wnioski mamy podobne...

Najpierw nieco statystyki: Jest też taki dokument opublikow...
Modlitwa kardynała de Richelie...
2 godzin(y) temu
Solidarna Polska Pana Zbigniewa Ziobry jest najlepszym wyborem dla Polski i Polaków. Szkoda tylko, że prawdopodobnie pójdą w koalicji z PiS. Ale może ...
Raport Krytyki Politycznej: Wy...
3 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Modlitwa kardynała de Richelieu Bogdan Bachmura Tyle znanych osób i organizacji zatroskanych o dobre imię Jana Pawła II wzywa i apeluje o natychmiastowe działanie, że z… Zobacz
  • Nienasycenie Adam Kowalczyk Na początku istnienia Rosji, a właściwie Moskwy, niewiele wskazywało na to, że stanie się ziemią ludzi nienasyconych. Ludzi, których mózgi… Zobacz
  • Suwerenność na miarę naszych możliwości Bogdan Bachmura Parafrazując Winstona Churchilla można powiedzieć, że jeszcze nigdy tak niewielu, nie zawdzięczało tak wiele, tak niewielkim pieniądzom. Wysokość kwoty o… Zobacz
  • Bezpieczeństwo na Wschodzie Adam Kowalczyk Pół roku temu pisałem o podniesionym przez Marka Budzisza temacie sojuszu, a nawet federacji z Ukrainą. To o czym pisał… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Uchwała Sejmu w sprawie obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II
  • Prowokacja rosyjskiego ambasadora i "polskich patriotów" w Pieniężnie
  • Łajba "Olsztyn" tonie, a "kapitan" szykuje się do ucieczki
  • Wójt Gietrzwałdu zaatakował lidera komitetu referendalnego. Oświadczenie Jacka Wiącka
  • "Wójt mija się z prawdą i manipuluje mieszkańcami Gietrzwałdu". Sprostowanie wywiadu z J.Kasprowiczem
  • Olsztyńskie Wodociągi nie uzyskały zgody na nowe taryfy. Grożą upadłością
  • Kim jest Marek Żejmo (autor książki "Liderzy podziemia Solidarności")? (cz.2)
  • Polecamy lutowy numer miesięcznika "Debata"
  • Holenderska gazeta zastanawia się, czy olsztyńskie "szubienice" wytrzymają atak polskich ikonoklastów?
  • Debatka czyli polityczne prztyczki i potyczki (3)
  • Ks. K. Paczos: "Czy Kościół umiera?" Zapis audio wykładu w Olsztynie
  • "Prezydencie Olsztyna, pracownicy nie najedzą się pana tramwajami i betonem"

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.