W Sądzie Rejonowym w Olsztynie zapadł w piątek 7 czerwca wyrok w sprawie zgłoszonej przez poseł PiS Iwonę Arent zniszczenia banera należącego do Komitetu Wyborczego PiS. Sędzia Lucyna Brzoskowska uznała winę Bogumiła Kuźniewskiego, ale odstąpiła od wymierzenia kary i zwolniła obwinionego od opłat. Wyrok nie jest prawomocny.
- Zachowanie wypełniło znamiona zarzucanego wykroczenia – stwierdziła sędzia w uzasadnieniu ustnym postanowienia. - Obwiniony umyślnie usunął ogłoszenie wystawione publicznie przez komitet wyborczy PiS. Posłanka Iwona Arent była przy tym, świadkowie potwierdzili zdarzenie i jego wina nie budzi wątpliwości. Jednak ze względu na osobę obwinionego i okoliczności sprawy odstąpił od kary.
Okolicznością łagodzącą winę było to, że Kuźniewski to nauczyciel historii i działacz społeczny oraz to, że choć posłanka Arent mogła swoją osobę promować, prezentować jako kandydatka do Sejmu w wyborach 15 października, ale na banerze był wizerunek Donalda Tuska, a więc polityka spoza opcji politycznej PiS.
Przypomnijmy, że do zdarzenia doszło na finiszu kampanii wyborczej do parlamentu 13 października 2023 roku, tego dnia Donald Tusk objeżdżał Warmię i Mazury i na koniec, tuż przed ciszą wyborczą zajechał do Olsztynka. Na spotkanie z nim przybyli też działacze PiS z posłanką Iwoną Arent. Na parkingu nieopodal Miejskiego Ośrodka Kultury ustawili przyczepkę z podobizną Donalda Tuska i hasłem: "Oszukał Polaków. Zrobi to znowu".
- Kiedy około godziny 23 przyjechał autokar z panem Donaldem Tuskiem i działaczami KO, usłyszałem jak stojąca w ciemności obok banera kobieta wzniosła okrzyki: "Do Berlina, do Berlina!". Słyszał te okrzyki mój syn z okna mieszkania w kamienicy przy miejscu wiecu. Zgromadzeni ludzie zaczęli jej odpowiadać "Do Putina, do Putina". Podszedłem bliżej i wtedy rozpoznałem, że okrzyki wznosi posłanka Iwona Arent - opowiada Bogumił Kuźniewski - Byłem zdumiony takim zachowaniem osoby, która zasiada w Sejmie i powinna reprezentować pewne standardy. Zapytałem ją, dlaczego zakłóca ciszę nocną w Olsztynku, ale usłyszałem tylko dalsze krzyki "Do Berlina!". Wtedy też spostrzegłem, że plakat nie przedstawia żadnego działacza PiS, tylko naszego lidera Donalda Tuska ze szkalującym go hasłem. Nawet do głowy mi nie przyszło, że tak można prowadzić kampanię.
Kuźniewski uznał, że musi zareagować, gdyż obrażany był szef ówczesnej opozycji. - Ludzie byli coraz bardziej zdenerwowani. Postanowiłem działać. Szarpnąłem i ściągnąłem baner, za co zresztą ludzie zaczęli bić mi brawo - relacjonuje - Myślę, że posłanka powinna się cieszyć, bo rozładowało to sytuację, a ludzie rozeszli się do domów. Z drugiej strony myślę, że może jej celem było sprowokowanie zwolenników Donalda Tuska i np. doprowadzenie do szarpaniny.
Iwona Arent zgłosiła sprawę zniszczenia baneru na pobliskim posterunku. Sprawą zajmuje się teraz Sąd Rejonowy w Olsztynie.
Posłanka Arent zapytana przez Wyborczą Olsztyn, co chciała osiągnąć na spotkaniu zwolenników KO i dlaczego w nocy pojechała do Olsztynka, tłumaczyła:
- Bo tam był Donald Tusk, a to była kampania wyborcza. Chciałam przekonać ludzi żeby głosowali na Prawo i Sprawiedliwość i że Donald Tusk ich oszukuje. I co? Dzisiaj okazuje się, że miałam rację, bo właśnie w Olsztynku mówił o "stu konkretach". W sądzie też powiedziałam, że rzeczywiście miałam wtedy rację - wyjaśnia parlamentarzystka PiS.
Posłanka twierdzi, że plakat został zniszczony i wycenia szkody na 4 tys. zł. Narzeka też na zachowanie prokuratury. - Jako pokrzywdzona nie mogłam zadać pytań, a prokuratora nie było - ubolewała Iwona Arent.
Po ogłoszeniu wyroku Bogumił Kuźniewski uznał go za satysfakcjonujący i przyznał, iż rzeczwyiście baner zerwał, ale go nie zniszczył.
Obecny na ogłoszeniu pracownica biura Arent Paulina Kucińska nie wiedziała, czy posłanka odwoła się od wyroku.
)sa)
Skomentuj
Komentuj jako gość