Niewątpliwie Ruda Śląska nie jest najlepszym miejscem na przeniesienie Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej. Z różnych względów lepsze byłoby Muzeum Xawerego Dunikowskiego w warszawskiej Królikarni albo Kozłówka, ale tam brakuje miejsca. Dlatego dobrze, jeśli pojawiają się inne pomysły, choć te dotyczą głównie cmentarzy żołnierzy Armii Czerwonej. Ideą przewodnią tych koncepcji jest chęć zatrzymania pomnika w naszym regionie. Nie inaczej jest w przypadku inicjatywy zgłoszonej przez Towarzystwo Miłośników Olsztynka.
Z tą różnicą, że apel wysłany do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego dotyczy cmentarza jeńców wojennych z czasów II wojny światowej w Sudwie, gdzie spoczywają wzięci do niewoli jeńcy radzieccy oraz ofiary zbrodniczych systemów totalitarnych z wielu państw i narodów, w tym ok. tysiąc żołnierzy polskich wziętych do niewoli w 1939 r.
Zdaniem TMO w takim miejscu „wymowa monumentu nabierze charakteru przestrogi. (…) Pomnik Xawerego Dunikowskiego stanowiłby odpowiednie memento dla ich losów i w żaden sposób nie mógłby być odebrany jako symbol triumfu”.
Długo się zastanawiałem się, co autorzy tego pomysłu mieli na myśli twierdząc, że pomnik symbolizujący triumf Armii Czerwonej i systemu jaki za sobą niosła, w otoczeniu grobów swoich ofiar nagle utraci cechy, które im nadali Moczar z Dunikowskim, stając się „przestrogą” oraz „mementem”. Nawet nie wiem czy z tym zastanawianiem się dobrze zrobiłem. Bo skoro mamy akt głębokiej wiary TMO w przeistoczenie pomnika na cmentarzu i kategoryczne twierdzenie, że ów akt w żaden sposób nie mógłby być inaczej odebrany, to tylko brać go i przenosić do Sudwy!
Tymczasem pewne jest jedynie to, że krasnoarmiejec dumnie trzymający sztandar z sierpem i młotem na białą szmatę go nie zamieni, a rozpędzony czołg z pomnika nagle tchórzliwie nie zawróci.
Wydaje się, że niezłomna wiara TMO w metamorfozę „szubienic” wynika z charakterystycznej dla obecnych czasów wiary w moc tzw. rzeczywistości wyobrażonej. Jej powszechnie znanym przykładem jest podział na płeć biologiczną i kulturową. Pierwsza jest znana od zawsze, taka, jaką Pan Bóg stworzył. Druga, zupełnie świeżej daty, jest kwestią wyobrażonego samopoczucia, aktu indywidualnej woli, którego nikt nie może zakwestionować, bez względu na rodzaj i kierunek wyboru z rosnącej palety płci. Z „szubienicami” miałoby stać się podobnie. Ich „symbolika biologiczna”, nadana mocą stwórcy Moczara i twórcy Dunikowskiego, zamieniłaby się w otoczeniu cmentarza w Sudwie na „symbolikę wyobrażoną” przez Towarzystwo Miłośników Olsztynka.
Po kilku dniach od upublicznienia listu TMO wiem, że pewność jego sygnatariuszy co do jedynie słusznej zmiany strumienia zbiorowej wyobraźni, jest mocna przesadzona. Jeśli jednak nawet wszyscy zgodnie za nim podążymy, to na tej drodze napotkamy przeszkodę najtrudniejszą, z którą współczesny „świat wyobrażony” ma największy kłopot. Chodzi mianowicie o tych, którzy odeszli. W naszym przypadku o 50 tys. pochowanych w Sudwie jeńców różnych narodowości, ofiar niemieckiego i sowieckiego totalitaryzmu. A szczególnie ok. tysiąca najbliższych nam polskich żołnierzy września 1939 r.
Czy członkowie TMO z nimi rozmawiali? Choć nie żyją, to zapytać ich o zdanie jest równie prosto, jak łatwo wyobrazić sobie odpowiedź. Czy wyobraźnia, która wydaje się tak im dopisywać, nie podpowiedziała reakcji ludzi, którzy mieliby spoczywać w triumfującym cieniu swych oprawców? A ich rodziny, bliscy? Jak mogliby spokojnie na to patrzeć? Wiem, że w świecie w którym zanikła więź między pokoleniami żyjących, jeszcze trudniej wyobrazić sobie dialog z tymi, którzy odeszli. A jednak rodziny nie stawiają obok nagrobków swoich bliskich wizerunków lub symboli ich wrogów, którzy zatruli im życie lub winnych ich śmierci, jako „odpowiednie memento dla ich losów”. Ja nie spotkałem się z taką praktyką, ale członkom TMO nikt nie może zabronić. Ważne, aby zaczęli od siebie.
Myślą przewodnią, która zaciążyła nad, delikatnie mówiąc, słabo przemyślanymi argumentami TMO, jest przemożna chęć pozostawienia „szubienic” w pobliżu Olsztyna. Rozumiem to, choć sam śladami tego typu twórczości Xawerego Dunikowskiego podążał nie będę. Jednak nie bez powodu dotychczas jedynymi branymi pod uwagę miejscami relokacji dzieła Dunikowskiego były muzea lub cmentarze, tyle że żołnierzy Armii Czerwonej. Powód jest prosty: bo tylko tam, w sposób rzeczywisty i wyobrażony, jego symbolika przechodzi do świata historii.
Jak wspomniałem, muzeum w Rudzie Śląskiej nie jest miejscem idealnym. I nie tylko ze względu na odległość. Ale możliwości relokacji pomnika są mocno ograniczone. Ks. Jan Rosłan proponuje cmentarz żołnierzy radzieckich w Braniewie. Nikt tej propozycji na razie poważnie nie analizował, ale jeśli topografia tamtejszych pochówków jest dobrze znana, to taką opcję można rozważyć. Obawiam się jednak, że wtedy ze strony Rosji padną oskarżenia o profanację grobów. Nie ważne, rzeczywistą lub wymyśloną przez rosyjską propagandę, ale musimy się na to przygotować.
Bogdan Bachmura
NA ZDJĘCIU: CMENTARZ JEŃCÓW WOJENNYCH w SUDWIE, OFIAR NIEMIECKIEGO OBOZU STALAG I B, FOT. Wikipedia
Skomentuj
Komentuj jako gość