Władze miasta Gusiew w Obwodzie Kaliningradzkim udostępniają publiczne tereny mieszkańcom, aby mogli sadzić ziemniaki i uprawiać warzywa na własne potrzeby. To odpowiedź na szalejącą w rosyjskiej enklawie drożyznę i niedostatki w dostawach żywności. Lista klęsk jest długa. Może brakować jajek na święta wielkanocne. Brakuje popularnych konserw rybnych, bo nie było jak zapłacić za koncentrat pomidorowy - informuje WP.
- Kto przed wojną z Ukrainą hodował kilkadziesiąt świń, trzymał kury, albo ma kawałek sadu, pola, właśnie awansował do kaliningradzkiej elity. Wszystko sprzeda po kosmicznych cenach. Tam już zdają sobie sprawę, że Kaliningrad sam się nie wyżywi. Dostawy żywności stoją na litewskiej granicy - mówi Wirtualnej Polsce Jerzy, przedsiębiorca zajmujący się handlem pomiędzy Polską a Obwodem Kaliningradzkim.
Rosjanie piszą do gubernatora. "Gdzie mój cukier?"
Rozmówca WP podaje przykład drożyzny: kilogram cukru w zależności od kursu dolara kosztuje około 6 zł (tak mu wyliczyła żona, która mieszka w Kaliningradzie). Dla przeciętnego Rosjanina to szok, bo przed wojną w Ukrainie cukier był tańszy niż w Polsce (3 zł).
To nie koniec burzy wokół cukru. Cena 6 zł za 1 kg jest rekomendowana przez Antona Alichanowa, gubernatora Obwodu Kaliningradzkiego, jako uwzględniająca "trudną sytuację". W wielu sklepach cukier po 6 zł jest już niedostępny. I to pomimo tego że trzy tygodnie temu popularna sieć sklepów Piateroczka wprowadziła limity zakupów na cukier, olej i kaszę gryczaną.
(Dodajmy, że w Rosji cukier to artykuł pierwszej potrzeby, bo z niego pędzi się samogon).
Skomentuj
Komentuj jako gość