13 grudnia przypada 40. rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. - Wtedy, 13 grudnia 1981 roku Solidarność zabito i rozbito – mówi Irena Telesz, aktorka Teatru Jaracza, honorowa obywatelka Miasta Olsztyna, współzałożycielka MKZ Solidarność w Olsztynie - Dla nas świat był albo biały, albo czarny. Solidarność była biała, władza czarna. Dziś obecna wojna polityczna między PO i PiS, to skutek stanu wojennego.
- Stan wojenny odebrał ludziom nadzieję, a więc to co było najważniejsze od początku związku – ocenia Telesz. - To jeden z moich największych zarzutów wobec autorów stanu wojennego, który teraz oceniam nawet bardziej krytycznie niż początkowo. Pewnie inaczej, by się historia Polski potoczyła, gdyby nie 13 grudnia 1981 r. Szybciej bylibyśmy w Europie. Stan wojenny wypędził z Polski ludzi, którzy byli autorytetami, jak u nas Andrzeja Bobera (wiceprzewodniczącego zarządu regionu "S"). Za granicę wyjechali ludzie, którzy mogli być elitą. Na pewno ludzie podzieliliby się na partie i opcje, bo one już wtedy były w Solidarności widoczne. Ale to stałoby się bardziej naturalnie, a nie dlatego, że podzieliła nas władza, bo zaczęły się oskarżenia, że ten donosił, a ten był agentem.
W mroźną noc z 12 na 13 grudnia 1981 roku do drzwi działaczy „Solidarności” na terenie całego kraju załomotali milicjanci, wywleczonych z domów i wieziono do więzień. W Olsztynie i woj. olsztyńskim do końca 1981 roku w ramach akcji „Jodła” internowano 62 osoby, łącznie na terenie woj. 147 osób. W Olsztynie zakutych w kajdanki przewożono na teren bazy milicyjnej przy ul. Waryńskiego, skąd po kilku godzinach przetransportowano ich do ZK w Iławie. Po pewnym czasie część z nich została przewieziona do ZK w Kwidzynie, a pozostałych osadzono m.in. w Kielcach, Łupkowie, Rzeszowie-Załężu, Strzebielinku i Uhercach, kobiety w Darłówku i Gołdapi
Z Zarządu Regionu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie internowano śp. Andrzeja Bobera, śp. Stanisława Czyża, Andrzeja Gierczaka, Leszka Grucelę, śp. Leszka Lechowskiego, Tadeusza Lubaszewskiego, śp. Edmunda Łukomskiego, śp. Stanisława Mackiewicza, Krzysztofa Milczarka, śp. Waldemara Jerzego Nieczyperowicza, Wiesława Rondomańskiego, Stefana Ruchlewicza, Wiesława Wierzbowskiego, a także doradców prawnych, sędziego Józefa Lubienieckiego, mimo że chronił go immunitet sędziowski oraz prokuratora Stefana Śnieżkę.
Wspomnienia internowanych z Olsztyna
Wspomina Marek Żyliński, sekretarz Zarządu Regionu w Olsztynie:
- Pierwszym sygnałem, że dzieje się coś niedobrego, było przerwanie na kilkanaście minut przed północą łączności telefonicznej. Gdy wyjrzałem przez okno, zobaczyłem kryjących się po rogach i zaułkach tajemniczych mężczyzn w kapeluszach. Od razu pomyślałem, że może SB szykuje jakąś prowokację. Kilka minut później milicjanci rozbili drzwi wejściowe na parterze. Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem szpalery zomowców i tajniaków po cywilnemu. Po aresztowaniu wsiadłem do windy z pięcioma smutnymi panami. To była najdłuższa podróż windą w moim życiu. To wrażenie mam do dzisiaj, gdy odwiedzam budynek "Solidarności". Wylądowałem "na dołku" w Komendzie Wojewódzkiej Milicji.
Później były przesłuchania, zmuszanie do podpisania dokumentu o współpracy, straszenie bronią. Zostałem z kilkoma współwięźniami z celi wywołany do kąpieli. Rozebraliśmy się do naga, z kranów leciała lodowata woda. W pewnej chwili milicjant dał rozkaz, by wszyscy kryminalni wyszli. Zostałem sam z uzbrojonym milicjantem. Przypomniały mi się wydarzenia z 1970 r. W Gdańsku, gdzie studiowałem, słyszałem opowieści o rodzinach, które odnalazły zabitych bliskich rozebranych, w foliowych workach. Niektórych trudno było zidentyfikować. Moim jedynym marzeniem było wtedy, by jak najszybciej się ubrać, bo miałem nadzieję, że rodzina pozna mnie po ubraniu. To było straszne, spodziewałem się najgorszego.
Wspomina Wiesław Brycki, członek prezydium MKZ, później pracownik Komisji Interwencji Zarządu Regionu:
- Funkcjonariusze przyjechali przed północą. Wtargnęli do domu i kazali się ubierać. Jeden z nich poradził, by wziąć coś ciepłego. Pieniądze - mówił - nie przydadzą się, najwyżej papierosy. Żona była wtedy w piątym miesiącu ciąży, a mnie wywozili nie wiadomo dokąd. Nawet esbecy, którzy po mnie przyjechali, nie bardzo wiedzieli, co się dzieje. Oni dopiero u mnie w domu otworzyli jakieś koperty i przeczytali, że to stan wojenny. Wsadzili mnie do samochodu. Już sama jazda tym cholernym samochodem była straszna. Jechaliśmy koło cmentarza komunalnego przy ul. Poprzecznej - różne rzeczy przychodziły mi wtedy do głowy. Wysadzili mnie w jednostce milicyjnej na Zielonej Górce. Dopiero tam zobaczyłem innych ludzi. To była ulga - nie jestem sam. Od tej chwili wiedziałem, że będzie łatwiej. Straszne było za to odosobnienie. Nie mieliśmy żadnych informacji o tym, co się dzieje na zewnątrz, co z rodziną. Ta niepewność była najgorsza.
Wspomina Wojciech Ciesielski, współorganizator Solidarności na Warmii i Mazurach. Działacz KZ Solidarności w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Olsztynie.
- 12 grudnia byłem do późna w siedzibie regionu "Solidarności" przy ul. Dąbrowszczaków. Do domu wróciłem przed północą. Kilkanaście minut później usłyszałem walenie do drzwi. - Otwierać, bo wyważymy drzwi! - krzyczeli. Wyjrzałem i zobaczyłem w wizjerze znajomą twarz milicjanta. Już wiedziałem, o co chodzi. Gdy wpadli do środka, odczytali standardową formułkę o zatrzymaniu z powodu "szczególnego niebezpieczeństwa" jakie stwarza moja osoba, kazali się ubrać i wyprowadzili z domu. Najbardziej przeżyła to żona. Pamiętam, jak mówiła do syna: - Zapamiętaj tych panów, którzy zabierają tatę.
Wpakowali mnie do wołgi, machali przed nosem karabinem, a ja byłem spokojny jak nigdy. Bałem się, ale siedziałem jak sparaliżowany. Tę podróż samochodem pamiętam jakby to było dziś. Wciąż mam przed oczyma ludzi, których spotkaliśmy po drodze, padający śnieg, ulice, którymi jechaliśmy. Ta droga była najgorsza. Jechaliśmy w stronę cmentarza komunalnego. - Wiozą do piachu - myślałem. Wyobraźnia podrzucała najgorsze myśli. Trafiłem do więzienia w Iławie. Na święta niespodziewanie wypuścili mnie i trzech innych kolegów. To była akcja propagandowa ze strony władz. Chcieli pokazać, jacy są dobrzy. Wypuszczali w całej Polsce, a po kilku dniach ludzie z powrotem wracali do więzienia. Nasze nazwiska, czyli osób, które wyszły z Iławy, opublikowała "Gazeta Olsztyńska". Byliśmy przedstawieni jako ci, którzy zaniechali swojej działalności. Radość nie trwała długo. W styczniu znowu wróciłem do Iławy. Ostatecznie wyszedłem w lipcu 1982 r. Z powodu słabego stanu zdrowia przewieziono mnie do szpitala.
Wspomina Anna Żurawek-Niszczak 13 i 14 grudnia 1981 r. współorganizowała akcję protestacyjną i strajk w OZOS.
- Otrzymałam informację, że funkcjonariusze ZOMO weszli do biura zarządu regionu NSZZ „Solidarność”. Wyszłam z domu około północy. Zatrzymałam autobus, wówczas linia nr 10 kursowała do OZOS-u. Kierowca mnie podwiózł. Byli już tam niektórzy koledzy z komisji zakładowej. Podjęliśmy decyzję, że przystępujemy do strajku - opowiada. - Przygotowaliśmy plan działania i plakaty informujące o strajku. Wiedzieliśmy, że do domów nie ma już po co wracać. Ukryliśmy się na terenie zakładu.
- W poniedziałek od rana informowaliśmy pracowników, że przygotowujemy strajk. Przyłączyło się ok. 300 osób. Robiliśmy wszystko, żeby milicja nie miała pretekstu do użycia siły: zabraliśmy naszym pracownikom ostre przedmioty, noże, butelki. Gdy weszło ZOMO, próbowano nas przestraszyć: funkcjonariusze krzyczeli, bili pałkami w tarcze. Wyprowadzili nas o godz. 22. Za zorganizowanie tego strajku skazano mnie wraz z trzema kolegami na trzy lata więzienia. Oczywiście, że bałam się, ale wiedziałam, że muszę tam być. Nawet nie przeszło mi przez głowę, by iść do domu. To było poczucie solidarności z ludźmi, którzy tam pracowali. Jeszcze parę lat temu nie potrafiłam opowiadać o tym, jak wtedy było. Dziś wciąż przychodzi mi to z trudem.
Wspomnienie śp. Andrzeja Pawłowskiego: członek Komisji Interwencji MKZ, a później Zarządu Regionu:
- 13 grudnia byłem w Poznaniu, dlatego uniknąłem aresztowania. SB przyszło po mnie do domu, ale mnie nie zastali. Nie wiedziałem, co robić. W poniedziałek rano poszedłem normalnie do pracy. Zabrali mnie po dziewiątej. Do wieczora rozmawialiśmy w stylu "Panie Andrzeju, Pan chce naprawić Polskę i my chcemy, może więc razem byśmy to zrobili". O 18 puścili. Miałem donosić. Gdy następnego dnia nie pokazałem się w pracy, SB mnie zatrzymało. Zaczęło się straszenie, groźby, przesłuchania z bronią w ręku. Normalny człowiek nie mógł się wtedy nie bać. W czasie przesłuchań nogi się pode mną uginały. Wiedzieliśmy przecież, na co ich stać.
- Następnej nocy wywieźli mnie do Iławy. Do świąt rodzina nie miała żadnej informacji o mnie. Przy tej okazji nie mogę nie wspomnieć o osobie ks. Jana Obłąka, biskupa warmińskiego. Od początku próbował dostać się do nas, porozmawiać z nami. Przez kilka dni przyjeżdżał do Iławy i chodził dookoła obozu. Gdy prosił o widzenie z internowanymi, strażnicy odpowiadali mu, że tu takich nie ma. On jednak przyjeżdżał i wciąż prosił. Wpuścili go w niedzielę 9 stycznia. Siedzieliśmy w celi, gdy wszedł strażnik i krzyknął: - Chętni na mszę! Byliśmy tak zaskoczeni, że poszliśmy, tak jak staliśmy: brudni, nieogoleni. W czasie kazania biskup zaczął z nami rozmawiać i opowiadać, co się dzieje w kraju. Wtedy to było dla nas bardzo ważne.
Wspomina Władysław Kałudziński, 13 grudnia szeregowy członek KZ Solidarności w olsztyńskim Polmozbycie:
- Noc z 12 na 13 grudnia spokojnie spędziłem przed telewizorem. O wprowadzeniu stanu wojennego dowiedziałem się w niedzielę rano z radia. Próbowałem się skontaktować z kolegami, ale bezskutecznie. W poniedziałek poszedłem do pracy. To była smutna chwila. Kolega z zakładowej "Solidarności" pakował wszystkie rzeczy związane z działalnością związkową. Mówił, że to nie ma już sensu, że wszystko się skończyło. Aresztowano mnie dopiero pod koniec kwietnia. Zbliżała się rocznica Konstytucji 3 Maja. Szykowaliśmy się z tej okazji do złożenia kwiatów, więc władze wolały uniknąć demonstracji.
Z okresu internowania pochodzi wspomnienie, które zmieniło zupełnie moje życie. Gdy przebywałem w obozie dla internowanych w Kwidzynie, przeszedłem "ścieżkę zdrowia" - byliśmy pędzeni i bici przez szpaler milicjantów. Poszło o widzenia. Ze swoimi rodzinami mogliśmy się widywać w małym, ciasnym więziennym pomieszczeniu. Udało nam się przekonać komendanta obozu, by spotkania odbywały się na zewnątrz. W połowie sierpnia 1982 r. komendant zakazał nam widzeń na świeżym powietrzu. Nie chcieliśmy się na to zgodzić. Mimo zakazu 14 sierpnia - jak zwykle - przygotowaliśmy się do spotkania z naszymi najbliższymi na zewnątrz. ZOMO tylko na to czekało - przystąpiło do akcji. Od godz. 14 do 2 w nocy wyciągali nas z cel, pałowali, kopali. W wyniku zajść 80 osób zostało ciężko pobitych, 12 hospitalizowano. Między nimi byłem i ja. Po kilku dniach pobytu w szpitalu wróciliśmy do więzienia. Choć to my byliśmy ofiarami "ścieżek zdrowia", oskarżono nas o czynną napaść na funkcjonariuszy. Wyszedłem z więzienia w maju 1983 r., krótko przed wizytą Papieża w Polsce.
(na podstawie książek Zenona Złakowskiego „Solidarność olsztyńska w latach 1980-1989. Opisanie faktów” i „Solidarność olsztyńska w latach 1980-1989. Wspomnienia” oraz Witolda Gieszczyńskiego „Od narodzin Solidarności do Trzeciej Rzeczpospolitej. Przemiany społeczno-polityczne w woj. Olsztyńskim (1980-1989)” i artykułów z „Debaty” i „Wyborczej”.
OPERACJA „JODŁA”. INTERNOWANIE DZIAŁACZY OPOZYCJI W STANIE WOJENNYM
Do wprowadzenia stanu wojennego władze przygotowywały się niezwykle skrupulatnie. Tworzono listy osób przeznaczonych do internowania, z których najstarsza pochodzi z 28 października 1980 r., czyli z ponad roku przed ogłoszeniem stanu wojennego. Internowanie działaczy „Solidarności” i opozycji było jedną z najpoważniejszych operacji stanu wojennego. Nie była to akcja jednorazowa, przeprowadzano je przez cały rok 1982.
Na listach osób przeznaczonych do internowania umieszczano nazwiska działaczy „Solidarności” (w tym również rolniczej), opozycjonistów z KOR, KPN, ROPCiO i innych organizacji niezależnych, zwalczanych przez władze.
Noc generała
Przeprowadzona w nocy z 12 na 13 grudnia 1981 r. akcja internowań okazała się pełnym sukcesem reżimu. Zatrzymano większość składu obradującej w Gdańsku Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, a na terenie kraju zdecydowaną większość przewidzianych do internowania
osób. Pierwszej nocy było ich ponad 3 tys.; w pierwszym tygodniu wojny „polsko- -jaruzelskiej” zamknięto ponad 5 tys. osób (w tym ponad 300 kobiet).
Tylko nielicznym udało się uniknąć internowania. Ukrywali się m.in. Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Bogdan Lis i kilkunastu działaczy lokalnych. To właśnie te osoby często bywały twórcami pierwszych podziemnych struktur opozycyjnych
Wspomnienia innych internowanych często brzmią podobnie. Znajdziemy w nich opisy wyłamywania przez milicjantów drzwi, zastraszania i bicia (również członków rodzin), demolowania mieszkań, opowieści o pozostawionych bez opieki dzieciach. Następnie zatrzymanych przewożono do komend MO. O ile milicjanci uczestniczący w nocnych zatrzymaniach zachowywali się różnie (zdarzały się nawet przypadki odmowy przeprowadzenia internowań), o tyle biorący udział w akcji „Jodła” funkcjonariusze SB nie mieli żadnych skrupułów. Powszechnie stosowali metodę zastraszania. Esbecy mówili internowanym, że pojadą „na białe niedźwiedzie”, czyli na Syberię. Niemal każdy transport
kierowany na wschód wzbudzał strach. Więzienne samochody nie miały okien i często cel podróży nie był znany przed dotarciem na miejsce.
W „internacie”
Wszystkie internowane osoby trafi ły do tzw. ośrodków odosobnienia. Początkowo było to 46 jednostek; a według danych CZZK do końca 1982 r. utworzono ich 52, ale z pewnością było ich więcej (według wstępnych obliczeń Grzegorza Majchrzaka nawet 67). Były to w zdecydowanej większości pawilony więzienne, przemianowane jedynie z nazwy na ośrodki odosobnienia. Powszechny był zwyczaj, że naczelnik miejscowego zakładu karnego zostawał jednocześnie komendantem ośrodka odosobnienia.
Tylko nieliczne „internaty” zlokalizowano w ośrodkach wczasowych. Warunki bytowe były tam zdecydowanie lepsze od więziennych.
Internowane kobiety trafiły do Gołdapi, a wybrani intelektualiści i doradcy „Solidarności” do wojskowego ośrodka wczasowego w Jaworzu. Odrębny status uzyskali Lech Wałęsa i Jan Kułaj, czyli przewodniczący „Solidarności” i „Solidarności” rolników. Byli oni przez ekipę gen. Jaruzelskiego traktowani jak więźniowie stanu. Odizolowano ich i przebywali „pod opieką” funkcjonariuszy Samodzielnej Grupy Ochronnej Biura Ochrony Rządu.
W pozostałych ośrodkach odosobnienia panowały gorsze warunki. W jednym z lepiej ocenianych przez władze więzienne internowani zastali taki oto obraz: „zostaliśmy umieszczeni w brudnych celach [...] i niemiłosiernie zimnych. Byli wśród nas ludzie chorzy, którym nie pozwolono zabrać żadnych leków [...]. Noce spędzaliśmy w celach, w których temperatura nie przekraczała 7 stopni, śpiąc w ubraniach pod dwoma kocami [...] na nasze żądanie ludzkiego traktowania zorganizowano demonstrację siły”.
Ta grupa i tak mogła mówić o szczęściu. W marcu 1982 r. w ośrodku odosobnienia w Iławie internowani domagający się przestrzegania przysługujących im praw zostali przez strażników pobici.
Wiadomo, że w pierwszym miesiącu stanu wojennego SB pozyskała do współpracy 866 internowanych, z czego 723 w charakterze tajnych współpracowników, 140 kontaktów operacyjnych oraz 3 konsultantów. Efektywność pozyskań przez SB była w tym czasie bardzo wysoka.
Z przytaczanego dokumentu wynika, że pozyskanie 866 osobowych źródeł informacji (OZI) było efektem przeprowadzenia przez esbeków 1045 tzw. dialogów operacyjnych; innymi słowy, 90 proc. takich „dialogów” kończyło się – według funkcjonariusza SB – sukcesem.
Ponadto w tym samym czasie SB założyła 650 spraw ewidencji operacyjnej dotyczących osób objętych akcją „Klon” (podejrzewane o „wrogą” działalność). Wydaje się, że przez kolejne miesiące liczby te znacząco nie wzrosły, aczkolwiek trzeba sobie uzmysłowić, że esbecy zakwalifikowali około 15 proc. internowanych jako swoje osobowe źródła informacji.
Do liczb tych należy pochodzić jednak ostrożnie. Warunki istniejące w „internacie” (izolacja, tęsknota za rodziną, stan niepewności, niekiedy stany depresyjne itp.) sprzyjały deklaracjom o współpracy, a esbecy skrzętnie wykorzystywali chwile słabości.
Jednak pozyskania w warunkach ekstremalnych, a takimi były ośrodki odosobnienia, rzadko owocowały naprawdę cennymi werbunkami. Część internowanych, gdy tylko opuściła ośrodek odosobnienia, nie podejmowała dalszych kontaktów z SB.
Bilet w jedną stronę. Emigracja niepokornych
Ludzie namawiani przez funkcjonariuszy SB do wyjazdu stawali przed jedną z najważniejszych decyzji w życiu. Jeden z internowanych opisywał to tak: „[...] od dłuższego już czasu trwa w obozie dyskusja nad kwestią ewentualnych wyjazdów zagranicznych. Coraz więcej osób rozważa tę możliwość. Mają nadzieję, że tą drogą uzyskają zdjęcia nakazu internowania.
Na tym tle wyraźnie zarysowały się dwa przeciwstawne stanowiska: jedni – których jest zdecydowana większość – w ogóle nie widzą swego życia z dala od Polski, drudzy, przewidując długotrwały okres stanu wojennego, uważają, że wyjeżdżając z kraju, osłabi się nacisk społeczeństwa na uwolnienie internowanych, co ułatwi władzy wyjście z tej trudnej Osoby, które zdecydowały się na emigrację, otrzymywały de facto bilet w jedną stronę (w paszporcie organy paszportowe MSW umieszczały zapis: „prawo jednokrotnego przekroczenia granicy”).
Z Olsztyna wyemigrowało kierownictwo Zarządu Regionu i wielu jego członków m.in.: przewodniczący Zarządu Regonu i wiceprzewodniczący Komisji Krajowej śp. Mirosław Krupiński (zmarł w Australii 28.08.2012,), wiceprzewodniczący Andrzej Bober (zmarł w USA), wiceprzewodniczący Stanisław Mackiewicz (do USA, powrócił do Olsztyna na kilka lat przed śmiercią, zmarł 23 grudnia 2020 roku), Edmund Łukomski, przewodniczący MKZ, później członek ZR (zmarł w Kanadzie 11.08.2011r), Waldemar Nieczyporowicz - szef Komisji Interwencji (zmarł w Kanadzie 4 V 2011).
Według danych przytaczanych przez Dariusza Stolę i Andrzeja Paczkowskiego do końca 1982 r. (a więc w okresie istnienia ośrodków odosobnienia) wnioski o umożliwienie wyjazdu złożyło 1387 internowanych; na wyjazd zdecydowało się jednak znacznie mniej. Paszporty pobrało jedynie 921 osób, a dokumenty MSW podają różne liczby wjeżdżających (300–500 osób). Według Systemu Ewidencji Ruchu Paszportowego (SERP) prowadzonego w MSW do 25 listopada 1983 r. kraj opuściło 770 internowanych wraz z 1442 członkami rodzin, z czego zdecydowana większość wybrała jako miejsce docelowe USA (237 osób), RFN (158) oraz Francję (154)26. Władze z ulgą pozbywały się „wrogiego elementu” i zgodnie z poczynionymi obietnicami niemal wszystkie wnioski o wyjazd rozpatrywane były pozytywnie. Dane Biura
Paszportów MSW mówią o 96 proc. pozytywnych decyzji dotyczących internowanych. Jest to o tyle zaskakujące, że w kategorii określonej przez władze jako „opozycyjni działacze polityczni” odsetek ten wynosił jedynie 64,8 proc.27 Jak znaczna była to strata dla podziemnej „Solidarności”, obrazują poniższe liczby: zgodę na wyjazd uzyskało 36 członków Komisji Krajowej, 229 (wedle danych Biura Paszportów
MSW – 299) członków zarządów regionów i 527 członków komisji zakładowych (wedle danych Biura Paszportów MSW – 741). Ponadto dane Biura Paszportów MSW mówiły o wyjeździe 46 rolników zaangażowanych w działalność związkową oraz 61 członków Konfederacji
Polski Niepodległej, 35 osób związanych z KSS „KOR” oraz 33 związanych z Niezależnym Zrzeszeniem Studentów.
* * *
Ostatnie osoby opuściły ośrodki odosobnienia w przeddzień świąt Bożego Narodzenia 1982 r. Do tego czasu przewinęło się przez nie 8728 mężczyzn i 1008 kobiet. Jednak nie wszyscy zostali zwolnieni do domów. Niektórym władze zmieniły internowanie na tymczasowe aresztowanie i pozostawiły ich w więzieniach do czasu procesu. Nie była to mała liczba. Taki zabieg zastosowano wobec 424 osób, m.in. Andrzeja Gwiazdy, Seweryna Jaworskiego, Karola Modzelewskiego, Grzegorza Palki, Andrzeja Rozpłochowskiego, Jana Rulewskiego oraz
Mariana Jurczyka. Wymienioną grupę oskarżono o „próbę obalenia ustroju Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej”. Ostatecznie śledztwo zostało umorzone na mocy amnestii z 21 lipca 1984 r
GRZEGORZ WOŁK, IPN
13 grudnia przypada 40. rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.
Tego dnia w Kościele w Polsce obchodzony jest dzień modlitw za ofiary tego czasu. W archidiecezji warmińskiej msza św. w tej intencji zostanie odprawiona w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Olsztynie o godz. 16.00.
W całej Polsce organizowana jest też akcja "Światło Wolności", polegająca na postawieniu w oknie swoich domów/mieszkań zapalonych świec dnia 13 grudnia br. o godz. 19:30, co ma być bezpośrednim nawiązaniem do historycznych gestów św. Jana Pawła II oraz Ronalda Reagana, Prezydenta Stanów Zjednoczonych, którzy pamiętnego 13 grudnia 1981 r. w ten właśnie sposób – w Pałacu Apostolskim oraz w Białym Domu, wyrazili swój sprzeciw wobec polityki władz komunistyczny w Polsce.
(oprac. sa)
Skomentuj
Komentuj jako gość