Na czyj rozkaz użyto oddziału prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji w Olsztynie do pacyfikacji pokojowej demonstracji przeciwko budowie farmy wiatrowej na Świętej Górze pod Lekitami – zapyta poseł Jerzy Szmit w interpelacji sejmowej. Poseł złoży też oświadczenie na ręce marszałka sejmu w związku z naruszeniem jego immunitetu poselskiego(na zdj. dzień po pacyfikacji do protestujących przyjechał wiceburmistrz Jezioran).
- To było coś szokującego – opowiada poseł Jerzy Szmit. - w niedzielę około godz. 1 w nocy na polną, nieuczęszczaną drogę nagle zajechało 6 radiowozów z ok. 50 policjantami uzbrojonymi w tarcze i pałki. Protestujący zwrócili uwagę policjantom, że inwestor pan Marek Brejta jest w stanie nietrzeźwym, i że pije alkohol na drodze publicznej wraz ze swoimi pracownikami. Ale policjanci nie reagowali. Około 20 protestujących przeciwko budowie farmy wiatrowej zaczęto spychać tarczami z drogi. Informowałem, że jestem posłem i że chroni mnie immunitet. Na nic, mnie też zepchnięto tarczami do rowu. Oddział prewencji nie oświetlił terenu, nie wezwał karetki pogotowia, jedna z kobiet ciągnięta przez 6 policjantów po ziemi krzyczała, że jest w ciąży. Protestujący nie zakłócali ruchu drogowego, nie blokowali drogi, stali bezpiecznie na poboczu nieuczęszczanej szutrowej drogi. W interpelacji zapytam o podstawę prawna użycia siły wobec protestujących.
W poniedziałek 8.09. protestujący mieszkań wsi Lekity i okolic przez cały dzień pełnili wartę przy bramie prowadzącej na Świętą Górę, by uniemożliwić wjazd ekipie budowlanej, która miała tego dnia zacząć prace przy budowie drogi wjazdowej na Świętą Górę.
- Dowódca oddziału prewencji wprowadził nas w błąd – mówi Wojciech Sobierański ze Stowarzyszenia „Siedliska Warmińskie". - Stwierdził, że inwestor ma pozwolenie na budowę zjazdu z drogi publicznej na teren swojej działki. Tymczasem, jak ustaliliśmy, takiego pozwolenia nie ma, a jedynie uzyskał warunki zabudowy.
Protest trwa już 3 lata. Natomiast od roku grupa mieszkańców wsi Lekity i okolicznych oraz część właścicieli działek sąsiadujących ze Święta Górą dyżurują non stop, dzień i noc, by nie pozwolić inwestorowi na postawienie farmy wiatrowej, przed wyczerpaniem drogi prawnej. Wiedzą bowiem, że jeśli farma już stanie, to nikt jej nie rozbierze, jeśli nawet wygrają w sądzie.
Wojciech Sobierański pokazuje mi dokumentację Stowarzyszenia „Siedliska Warmińskie", które prowadzi w imieniu mieszkańców Lekit i okolic spór prawny z inwestorem. Wynika z niej, iż drogę do budowy farmy wiatrowej na Świętej Górze utorowała decyzja burmistrza Jezioran z 2008 r. Burmistrz uznał budowę wiatraków produkujących prąd za inwestycję celu publicznego, pomimo że inwestor wystąpił tylko o decyzję o warunkach zabudowy. Inwestor pan Marek Brejta przedłożył decyzję wydaną przez burmistrza Jezioran w Starostwie Powiatowym w Olsztynie i wniósł o wydanie mu pozwolenia na budowę. Dyrektor Wydziału Infrastruktury i Budownictwa w starostwie złożył do Samorządowego Kolegium Odwoławczego wniosek o unieważnienie decyzji burmistrza, ze względu na rażące naruszenie prawa przy jej wydawaniu, wskazując, że wiatraki nie są celem publicznym i dlatego przedmiotowa decyzja powinna zostać wyeliminowana z obrotu prawnego. Pomimo jednolitego orzecznictwa, które eliminowało z obrotu prawnego decyzje uznające budowę elektrowni wiatrowych jako inwestycje celu publicznego, SKO odmówiło stwierdzenia nieważności decyzji burmistrza, a dyrektor za swoje wystąpienie stracił stanowisko. Protestujący dotarli do poseł Lidii Staroń, która wysłała zapytanie do ministra infrastruktury. W piśmie z 27 października 2012 roku, skierowanym do poseł Lidii Staroń minister informuje, że podtrzymuje opinię ówczesnego Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej z dnia 14 grudnia 2011 r., z której wynika, że elektrownie wiatrowe nie mieszczą się w katalogu celów publicznych, o których mowa w art. 6 ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o gospodarce nieruchomościami.
Stowarzyszenie „Siedliska Warmińskie", niezależnie od wystąpienia dyrektora Wydziału Infrastruktury i Budownictwa Starostwa Powiatowego w Olsztynie, złożyło w 2012 r. wniosek w SKO o wszczęcie postępowania w celu stwierdzenia nieważności decyzji burmistrza Jezioran. SKO odmówiło twierdząc, że sprawę rozstrzygnęło już rok wcześniej. Stowarzyszenie zaskarżyło to postanowienie do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Olsztynie i... wygrało. WSA nakazał SKO wszcząć postępowanie i jeszcze raz przeanalizować decyzję burmistrza.
Decyzja WSA została podjęta 18 czerwca 2013 roku. Gdyby wtedy SKO wykonało polecenie WSA, dziś prawdopodobnie nie byłoby już w obrocie prawnym ani decyzji burmistrza o ustaleniu lokalizacji celu publicznego, ani będącej jej następstwem decyzji o pozwoleniu na budowę, wydanej przez starostwo. Jednakże SKO nie postąpiło zgodnie z wytycznymi WSA. Postanowiło złożyć skargę kasacyjną do NSA, w której domaga się uchylenia wyroku WSA, niekorzystnego dla inwestora. Protestujący od czerwca 2013 roku czekają na rozprawę w NSA.
- Ta inwestycja nie jest też zgodna z pozwoleniem na budowę, gdyż właściciel działki, przez którą inwestor miał poprowadzić przewód łączący farmę z siecią energetyczną, nie wyraża na to zgody, więc wojewoda uchylił pozwolenie na budowę – dodaje Wojciech Sobierański.
Inwestor o tym doskonale wie, że ostatecznie na drodze prawnej sądy przyznają nam rację, więc chce postawić wiatrak przed wyrokiem sądu, bo później już nikt nie wyda decyzji nakazującej jego rozbiórkę.
- Mnie bezpośrednio ta farma nie zagraża, bo mieszkam w sąsiedniej wsi – wyjaśnia powód, dla którego od ponad 3 lat walczy z burmistrzem i inwestorem, - ale protestuję, bo tu prawo jest nagminnie łamane. Jednego ściga się za kradzież batonika, a tu burmistrz z inwestorem nagminnie łamią prawo, na dodatek inwestor nasłał na nas oddział prewencji policji, które użyły wobec nas siły. Nas policja nie chroni, gdy jesteśmy atakowani przez inwestora i jego syna, który najeżdża nasze posesje z grupą dresiarzy. Za to jest na każde zawołanie inwestora.
- Przeżyliśmy taki najazd - opowiada uczestnicząca w proteście córka pani sołtys wsi Lekity Beata Dutka. - Na nasze podwórka wjechał inwestor Marek Brejta z synem i trzema dresiarzami, staranowali nasze auto, wybili w nim szybę. Wezwaliśmy policję, zgłosiliśmy sprawę do Prokuratury Rejonowej w Biskupcu i nic się w tej sprawie nie dzieje, a minęły już 2 miesiące.
- Za mną i za żoną jeździ po tych bezdrożach Porsche z Olsztyna warte 1 mln złotych, panowie, którzy nim jeżdżą wypytują mieszkańców o nas, chcą nas zastraszyć - włącza się Wojciech Sobierański. - W jakim celu, ktoś po tych wertepach jeździ za nami takim drogim autem? Bo wiatraki to ogromne pieniądze, przychód od jednego wiatraka top 1 milion złotych rocznie. Jak postawi wiatraki pan Marek Brejta, to za chwilę w całej okolicy staną farmy. Przez rok na działkach pana Romanowskiego, właściciela sąsiedniej ze Świętą Góra działki, stał maszt z pomiarem siły wiatru.
Danuta Kozłowska i Wojciech Sobierański mieli marzenie o domu wśród wzgórz, otoczonym lasem, z widokiem na zamglone łąki. Marzenie o domu z gankiem ze starego drewna, ze ścianami z czerwonej cegły i dachem pokrytym stuletnią dachówką. Marzenie o domu z duszą. Szukali takiego po całej Polsce, byli m.in. w Bieszczadach, ale tam działki kazały się za drogie na ich kieszeń. I przypadkowo ktoś im powiedział o siedlisku na Warmii, którego nikt nie chce kupić. Miejsce od razu ich zauroczyło, ale zrozumieli, dlaczego nie było na to 150-letnie siedlisko kupca.
- To była rozpadająca się ruina – mówi Wojciech Sobierański. Ale nie przestraszyli się, sprzedali mieszkanie w Toruniu, Wojciech zostawił dobrze płatną pracę menadżera, w dużej firmie handlowej. W 2006 roku przenieśli się na Warmią. Czekała ich mordercza praca.
Dom musieli rozebrać i zbudować od nowa. Ale w pewnym momencie pieniądze ze sprzedaży mieszkania i oszczędności skończyły się. Trzeba było wziąć kredyt. No, ale kredyt trzeba spłacać. I wtedy narodził się pomysł na życie. Do budowy wykorzystali wszystkie odzyskane przy rozbiórce cegły, belki, deski, dachówki i kafle piecowe. Gdy okazało się, że nie wystarczy im materiałów uzyskanych z rozbiórki do rekonstrukcji budynku, więc skupowali od okolicznych mieszkańców materiały budowlane, „zapomniane" gdzieś w kącie podwórka. - Wszystkie te cegły, kamienie i deski pochodziły ze starych budynków mieszkalnych, gospodarskich, stodół i spichlerzy. Dla nas okazały się skarbem – opowiada Wojciech.
Budując swój dom zdobyli nowy fach, nauczyli się rozpoznawać pochodzenie i jakość starych rozbiórkowych cegieł, dachówek oraz drewna. Nauczyli się też w naturalny sposób oczyszczać i konserwować uzyskane materiały. - Kiedy zakończyliśmy budowę i rozpoczęliśmy pracę wykończeniową, idea wykorzystywania starych materiałów była już naszą filozofią – mówi Wojciech Sobierański. - Cegły na podłodze, drewniane bele pod sufitem, stare okna jako ramy do luster i meble ze stuletniej sosny. I tak, w sposób niezamierzony, spontaniczny i naturalny narodził się zupełnie nowy pomysł na życie – powstała Polska Manufaktura „Regalia", w której zatrudniliśmy około 15 mieszkańców naszej gminy.
Wszystko, co w niej powstaje, jest robione na miejscu, przez miejscowych rzemieślników i z miejscowych materiałów. W ich manufakturze materiały rozbiórkowe uzyskują nowe życie, wykorzystywane są do budowy domów i produkcji mebli.
Gdy wydawało im się, że znaleźli swój raj na ziemi, wówczas okazało się, że lobby wiatrakowe upatrzyło sobie Warmię i Mazury na farmy wiatrowe, bo tu wieją odpowiednie wiatry. Farma wiatrowa miała stanąć w sąsiedniej wsi Lekity, na górze, która w legendach nazywana jest Świętą Górą.
Gdy dotarła do nich ta wiadomość, nie chcieli uwierzyć. Wydawała się zbyt absurdalna.
Najpierw samorząd województwa robi światową promocję Warmii i Mazur, kampanię „Mazury Cud Natury", a następnie wydaje zgodę na stawianie farm wiatrowych!?
- Przecież to jakaś schizofrenia władzy - zżyma się Sobierański.
Pojechali do Urzędu Miasta w Jezioranach, by uzyskać informację na temat planowanej inwestycji, ale zderzyli się z murem. Nie chciano im nic powiedzieć.
- Wówczas narodziłem się jako obywatel – mówi Wojciech Sobierański. - Do tego momentu sprawy społeczne mnie nie interesowały – zapewnia. - Byłem typowym „lemingiem".
By zmusić władze gminy do udostępnienia informacji publicznej powołali Stowarzyszenie „Siedliska Warmińskie", którego członkami została grupa mieszkańców gminy Jeziorany, a prezesem partnerka Wojciecha – socjolog Danuta Kozłowska.
Zaczęli patrzeć jeziorańskiej władzy na ręce. W tym celu uruchomili portal WOLNE JEZIORANY. - Gdy zaczęliśmy przyglądać się polityce miejscowej władzy, zobaczyliśmy, jak marnotrawi publiczne środki i nie ma żadnego pomysłu na stworzenie miejsc pracy, a tu bieda aż piszczy. Jedyny ich pomysł, to wydawanie pozwoleń na gigantyczne kopalnie żwiru, a teraz także na farmy wiatrowe – komentuje Sobierański.
Ale walka z wiatrakami, to nie jest nasz główny i jedyny cel – zapewnia. - Nasz główny cel – obok zachowania walorów, krajobrazowych, kulturowych i historycznych Warmii – to uczynienie z niej krainy mlekiem i miodem płynącej.
Wojciech Sobierański jest głęboko przekonany, że Warmia może stać się Toskanią północy. Oblicza jej potencjał na miliardy złotych. - Ten potencjał zostanie przez władze zniszczony, jeśli mieszkańcy Warmii i Mazur się nie obudzą i temu nie sprzeciwią – mówi.
Turyści z Niemiec, którzy do nas przyjeżdżają, mówią, że u siebie nie mają już gdzie wypoczywać, wszędzie stoją wiatraki. Od nas też uciekną, jak zastawimy Warmię - dodaje.
Sobierański z naciskiem zaznacza, że nie jest przeciwny odnawialnym źródłom energii. - Jestem zwolennikiem fotowoltaiki i mikroelektrowni wiatrowych na własny użytek gospodarstw domowych – zapewnia.
Wojciech Sobierański aż kipi od pomysłów, jak stworzyć miejsca pracy na Warmii, zachowując krajobraz i przyrodę. - Nie mogę ich wcielać w życie, bo 1/4 czasu zajmuje mi prowadzenie firmy, a 3/4 – walka z panem Brejtą i stojącym za nim potężnym lobby wiatrakowym – tłumaczy.
Wojciech Sobierański wie, że skutecznie tamę lobby wiatrakowemu można postawić tylko ustawa, dlatego pojechał z innymi członkami stowarzyszenia demonstrować do Warszawy, przyłączyli się też do okupacji sali sejmowej, ale straż marszałkowska ich stamtąd usunęła.
- Nie mam odwrotu – mówi. - Związałem się z Warmią na zawsze, to jest moje miejsce na ziemi i muszę o nie walczyć – mówi z mocą.
Musimy kończyć rozmowę, bo właśnie przybył do protestujących wiceburmistrz Jezioran Władysław Daliga. Twierdzi, że dopiero w poniedziałek 8 września dowiedział się, iż wobec mieszkańców gminy Jeziorany policja użyła siły. Ma złożyć zapytanie w tej sprawie do Komendanta Wojewódzkiego Policji, gdyż burmistrz nie wzywał oddziałów prewencji i nie był uprzedzony przez policję, że ma nastąpić pacyfikacja protestujących.
Wiceburmistrz przyjechał, by zaproponować protestującym spotkanie w urzędzie z inwestorem, w środę 10 września. Ze swojej strony chce apelować do inwestora o wstrzymanie inwestycji do czasu rozstrzygnięcia sprawy w NSA. Wiceburmistrz tłumaczył się, iż wina leży po stronie Sejmu, który nie stworzył odpowiedniego prawa, które istnieje na Zachodzie Europy, a które każe budować farmy w odległości 2-3 km od zabudowań.
Adam Socha
PS. Do spotkania w urzędzie nie doszło. Inwestor odmówił przybycia, a protestujący otrzymali wezwania na policję, na przesłuchanie, w sprawie stworzenia zagrożenia w ruchu drogowym.
https://www.debata.olsztyn.pl/wiadomoci/region/3601-don-kiszoci-z-warmii-kafelek.html#sigProIdf9658c1b44
Skomentuj
Komentuj jako gość