Mimo zapewnień, iż policja nie użyje siły wobec blokujących budowę farmy wiatrowej na Świętej Górze w Lekitach w gminie Jeziorany, o 1 w nocy w niedzielę 7 września przyjechało 6 radiowozów z ok. 50 policjantami uzbrojonymi w tarcze i pałki, którzy siłą usunęli z drogi ok. 20 protestujących, w tym posła Jerzego Szmita.
- Do użycia siły doszło po raz pierwszy od początku protestu - opowiada Wojciech Sobierański ze Stowarzyszenia „Siedliska Warmińskie". - Do tej pory policja starała się zachować neutralność. teraz było widać, że działają na czyjś wyraźny rozkaz i służą panu Brejcie, inwestorowi, a nie stoją na straży prawa. Protestujący zwrócili uwagę policjantom, że inwestor pan Marek Brejta jest w stanie nietrzeźwym, i że pije alkohol na drodze publicznej wraz ze swoimi pracownikami. Ale policjanci nie reagowali
- Było nas tylko 20 osób - opowiada dalej Wojciech Sobierański. - Rozumiem, że trudno z odległych miejscowości w piękną sobotę rzucić grilla i do nas przyjechać, ale kilka osób jednak do nas dotarło, z Olsztyna byli państwo Hryniewiczowie, przyjechał Jacek Adamas z żoną Katarzyną, no i jako jedyny z parlamentarzystów był z nami do końca poseł PiS Jerzy Szmit, mimo że wydzwaniał do niego mały syn, żeby wrócił, a przecież tu nie tylko chodzi o farmę wiatrową, a o walkę o poszanowanie prawa w Polsce. Mam nadzieję, że to co się działo w sobotę pokaże TVP Olsztyn i TVN, bo ich ekipy były. Policja rozpoczęła pacyfikację po ich odjeździe.
Wojciech Sobierański: - Myślałem, że skorzysta z okazji i przyjedzie do nas pan Jacek Pachucki z Solidarnej Polski, który w waszym portalu nazwał nas ekoterrorystami, by z nami podyskutować. Powołuje się na Niemców, a w Bawarii rozebrano wszystkie wiatraki, WSZYSTKIE CO DO JEDNEGO. Niemcy już wiedzą, że wiatraki to ślepa uliczka. Dlatego wykupują nasze kopalnie. Rozumiem, żeby chociaż energia z wiatraków była w tej samej cenie, co konwencjonalna, ale ona jest dużo droższa! Alternatywą jest mikroenergia.
- Może powinniście dotrzeć do mieszkańców Jezioran, którzy mają do Lekit tylko 6 km, bo trudno, by co kilka dni z Polski ściągnęło pod Świętą Górę 100 osób.
Wojciech Sobierański: - Tak, chcemy chodzić od mieszkania do mieszkania w Jezioranach, połączyć to z kampanią na rzecz kontrkandydata obecnego burmistrza. Będzie ciężko, bo każdy dzisiaj tylko myśli o o sobie. Dzisiaj byśmy komuny nie obalili. A przecież ja też poświęcam swój czas, prowadzę firmę meblarską, zatrudniam 15 pracowników i co miesiąc muszę im dać wypłatę.
- Jeśli NSA oddali kasację, a wyborcy zmienią burmistrza, czy jest szansa na zatrzymanie tej inwestycji.
Wojciech Sobierański: - O ile do tego czasu pan Brejta nie postawi wiatraków. Jak postawi, to rozbiórka nie będzie możliwa, gdyż wiatraki w ogóle nie figurują w prawie budowlanym, jedynie maszty, więc jak można nakazać rozbiórkę czegoś co nie istnieje w prawie? Dlatego rząd Platformy blokuje ustawę o OZE, żeby umożliwić postawienie jak najwięcej farm na dziko. W Darłowie mieszkańcy w sądzie wygrali, ale farma 100 wiatraków już stoi i nikt jej nie rozbierze.
- Kim jest inwestor, pan Brejta z Barczewa?
Wojciech Sobierański: - Wiemy tylko tyle, że w 1989 roku uruchomił firmę transportową, a co robił wcześniej, nie wiadomo. Tutaj jeździli jacyś panowie w Porsche. Takie Porsche w Olsztynie mają tylko 3 osoby, w tym wpływowy biznesmen z branży gastronomicznej. Próbowali nas zastraszać. Podejrzewamy, że to ten biznesmen z Olsztyna stoi za interesem wiatrakowym, jest właścicielem działek na naszym terenie.
OPIS WYDARZEŃ Z SOBOTY 6 września
- Gdyby nie przyjazd posła Jerzego Szmita, policja już by nas spacyfikowała – mówi Wojciechach Sobierański ze Stowarzyszenia „Siedliska Warmińskie".- Przyjechały 3 radiowozy policyjne, ale policjanci nie mogli nic nam zrobić, bo ciągle jeździliśmy po drodze.
Walka obrońców Świętej Góry z inwestorem trwa od trzech lat. Tylko w ostatnich miesiącach dochodziło do przepychanek, a nawet bijatyk. Wzniesienie pilnowane jest przez grupę mieszkańców Lekit i okolicy przez całą dobę od wielu miesięcy.
Zawsze, kiedy inwestor chce rozpocząć pracę dochodzi do kłótni i przepychanek. Tak jest i dziś – mówi Wojciech Sobierański z Jezioran.
Starszy aspirant Małgorzata Demianiuk z KMP w Olsztynie potwierdza udział policji w interwencji. Zapewnia jednak, że funkcjonariusze nie użyją siły wobec protestujących.
Cały czas z protestującymi jest poseł Jerzy Szmit. - Mamy do czynienia z wolną amerykanką. Rząd blokuje przyjęcie ustawy wniesionej przez PiS, która cywilizuje biznes wiatrakowy. Rząd po to blokuje ustawę, by umożliwić biznesowi wiatrakowemu działanie metodą faktów dokonanych - powiedział poseł Szmit. - Tutaj w Lekitach widać to jak na dłoni, że inwestor chce postawić wiatraki "po trupach", bo z jednego wiatraka będzie miał rocznie przychód 1 mln zł. O takie pieniądze tu chodzi - stwierdził poseł Szmit.
Dodajmy, że są to w dużej części nasze, podatników pieniądze, inaczej prąd z wiatraków sieci by nie kupiły, gdyż jest dużo droższy od energii konwencjonalnej. Różnice pokrywamy my, podatnicy a zarabiają na nas tacy inwestorzy jak pan Brejta.
Oprócz mieszkańców Lekit i członków Stowarzyszenia Siedliska Warmińskie w blokadzie biorą udział mieszkańcy Bisztynka, Olsztyna oraz Jacek i Kasia Adamas. Policja na razie odstąpiła od siłowego usunięcia protestujących, ale cały czas jest obecna i nie ukrywa, że przystąpi do pacyfikacji, gdy tylko poseł Szmit odjedzie. Jednak poseł został z protestującymi na noc.
Na miejscu jest także TVN24 oraz TVP Olsztyn.
Wolne Jeziorany kwestionują pozwolenie na budowę, gdyż inwestor ma pozwolenie na postawienie wiatraków, ale nie ma zgody właściciela działki sąsiedniej na poprowadzenie przez nią przewodu łączącego farmę wiatrową z siecią.
Od ponad 2 lat Stowarzyszenie „Siedliska Warmińskie" toczy z Burmistrzem Jezioran bój o wiatraki w Lekitach. Zdaniem działaczy stowarzyszenia, w świetle przepisów, decyzja Burmistrza z dnia 26 czerwca 2008 r. o ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego dla dwóch elektrowni wiatrowych na Świętej Górze, jest nielegalna i jako taka powinna zostać wyeliminowana z obrotu prawnego.
Burmistrz Leszczyński tłumaczy, że w chwili, gdy wydawał ową decyzję, prawo nie określało jednoznacznie, czy wiatraki są, czy też nie są inwestycją celu publicznego. Stowarzyszenie powołuje się na opinię Ministerstwa Transportu z dnia 14 grudnia 2011 r., w której resort jednoznacznie stwierdza się, że elektrownia wiatrowa nie jest celem publicznym, o jakim mowa w art. 6 pkt 2 i 4 ustawy o gospodarce nieruchomościami. W tej opinii powołano się na „ustaloną linię orzecznictwa Naczelnego Sądu Administracyjnego oraz Wojewódzkich Sądów Administracyjnych", cytując obszerne fragmenty z dwóch wyroków NSA, z których jeden jest, co prawda, z 2010 r., ale drugi został wydany 15 maja 2008 r., czyli ponad miesiąc przed wydaniem przez pana Burmistrza decyzji, w której stwierdza on, że wiatrak jest inwestycją celu publicznego.
Stowarzyszenie oskarża burmistrza, iż wydając ową decyzję naruszył art. 7 i 77 Kodeksu postępowania administracyjnego. Artykuł 7 brzmi: „W toku postępowania organy administracji publicznej stoją na straży praworządności, z urzędu lub na wniosek stron podejmują wszelkie czynności niezbędne do dokładnego wyjaśnienia stanu faktycznego oraz do załatwienia sprawy, mając na względzie interes społeczny i słuszny interes obywateli" oraz artykuł 77 § 1 – „Organ administracji publicznej jest obowiązany w sposób wyczerpujący zebrać i rozpatrzyć cały materiał dowodowy".
Obecnie sprawa czeka na rozprawę kasacyjną w Naczelnym Sądzie Administracyjnym.
Że warto protestować pokazuje przykład Bisztynka. Czytamy o tym na stronie WOLNE JEZIORANY:
Mieszkańcy Bisztynka, dzięki postawie radnych, wygrali pierwszą rundę w walce z lobby wiatrakowym dążącym do wpisania do studium gminy terenów pod lokalizację farm wiatrowych. Podczas posiedzenia połączonych Komisji w dniu 4 września 2014 r. Radni uwzględnili złożone przez protestujących wnioski o wyznaczeniu minimalnej 2-kilometrowej odległości turbin od siedzib ludzkich! I zrobili to pomimo, że firma Inval, próbująca „uszczęśliwić" mieszkańców Bisztynka 11–wiatrakową farmą, obiecała gminie odnawialną darowiznę w wysokości 80 tysięcy rocznie – oczywiście, pod warunkiem, że wiatraki w gminie powstaną.
W posiedzeniu Komisji uczestniczył pan Doktor Łaguna (autor projektu studium), który ocenił jakość pracy urzędników Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska: „Jest to zadziwiające, że potrafią (urzędnicy RODOŚ) jednego małego inwestora przydusić do ziemi tak, że czuje się jak mała żabka, a w dużych projektach, jeżeli przyjdzie prawdopodobnie nakaz polityczny, czy nie wiem, jakaś konwencja rozwiązania danego projektu, to potrafią te kwestie odpuścić".
W przypadku studium dla Bisztynka RDOŚ nie zauważył, że wiatraki stanowią znaczące zagrożenie dla fauny i flory w projektowanym obszarze Natura 2000, gdzie – w myśl przepisów – nie wolno pogarszać stanu siedlisk przyrodniczych, chyba, że przemawiają za tym konieczne wymogi nadrzędnego interesu publicznego, w tym wymogi o charakterze społecznym lub gospodarczym i nie ma możliwości wdrożenia rozwiązań alternatywnych. Uzgodnienie RDOŚ dla studium w Bisztynku - niekorzystne dla środowiska - było jednocześnie uzgodnieniem korzystnym dla pana Burmistrza Wójcika, ponieważ to jego działki znajdują się przy granicy istniejącego rezerwatu przyrody Polder Sątopy-Samulewo, położonego w obrębie projektowanego obszaru Natura 2000.
Czyżby postawienie wiatraków na działce pana Burmistrza miało być podyktowane „nadrzędnym interesem publicznym"? Czyżby „nadrzędny interes publiczny" miał polegać na tym, ze pan Burmistrz – dzięki zyskom z wiatraków – będzie w stanie spłacić kredyty, w tym raty za sprzęt rolniczy zakupiony u pana Romanowskiego? A może RDOŚ uznał, że trzeba umożliwić panu Burmistrzowi zarobienie milionów, z których będzie mógł oddać Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wyłudzoną 300-tysięczną dotację? Jeśli tak, to urzędnicy olsztyńskiego RDOŚ mają bardzo spaczone pojęcie o tym, czym jest „nadrzędny interes publiczny", co potwierdza również fakt, że uzgodnili oni pozytywnie studium gminy Dźwierzuty przewidujące farmy wiatrowe w korytarzu Econetu oraz gigantyczną kopalnię żwiru na użytku ekologicznym i zbiorniku „Olsztyn 213", stanowiącym rezerwuar wody pitnej dla Olsztyna i trzech powiatów. Kopalnie pana Massimo w Zerbuniu też spotkały się z przychylnym nastawieniem olsztyńskiego RDOŚ, pomimo faktu, że znajdują się w bezpośrednim sąsiedztwie Obszaru Chronionego Krajobrazu. Czyżby efekt „nieksięgowanej darowizny"?
Pan Doktor Łaguna poruszył również bardzo ciekawą kwestię dotyczącą historycznych uwarunkowań obecnego kształtu osadnictwa na Warmii – unikatowego na skalę całego kraju. Otóż, Warmia jest regionem, który w ogóle powinien być wyłączony spod lokalizacji turbin wiatrowych ze względu na rozproszony typ zabudowy, w którym poszczególne siedliska są od siebie oddalone na maksymalną odległość ok. 600 metrów. Pomijając już niezwykłe bogactwo przyrody tego regionu, wciskanie wiatraków w krajobraz kulturowy charakteryzujący się tak znacznym rozproszeniem zabudowy, jest absolutnym szaleństwem! Tymczasem wiatrakowcy planują postawienie w naszym regionie ponad tysiąca turbin, a przepisów, które cywilizowałyby cały ten proceder, nadal brak. Pozostaje zadać pytanie – kto i kiedy odgórnie powstrzyma to szaleństwo? Obecna koalicja PO-PSL nie robi tego od siedmiu lat. Szans na to, że tak się stanie pod ich rządami, NIE MA. Warto o tym pamiętać przy urnie wyborczej.
A teraz zastanówmy się, jak to się stało, że państwo Radni z Bisztynka postawili się panu Burmistrzowi Wójcikowi, który parł do budowy wiatraków, stosując przy okazji typowe sztuczki Wiatrakowego Pinokia. Być może stało się tak dlatego, że ci państwo Radni, którzy wcześniej posłusznie kiwali głowami, gdy pan Burmistrz opowiadał im bajki o wiatrakowym dobrobycie, przeżyli niezły i - zapewne oczyszczający - szok, gdy ich idol został skazany prawomocnym wyrokiem sądu na 2 lata w zawiasach za wyłudzenie dotacji. Co prawda, Wiatrakowy Pinokio z Bisztynka twierdzi, że jest niewinny i będzie wnosił o kasację wyroku, jednak państwo Radni podjęli uchwałę o odwołaniu pana Burmistrza ze względu na „utratę praw wybieralności". Nie oznacza to, niestety, że pan Burmistrz utracił stanowisko. Polskie prawo przewiduje, bowiem, możliwość odwołania się od decyzji państwa Radnych, przy czym – jak pan Burmistrz się uprze – może wojować i dwa lata, żeby mandatu nie składać. Niby wszystko w porządku. W demokracji nie można odebrać człowiekowi prawa do obrony, ale zastanówmy się, co by było, gdyby pan Burmistrz Wójcik poszedł siedzieć. Rządziłby gminą zza krat? (as)
Skomentuj
Komentuj jako gość