Z jednej strony wydaje się miliony publicznych pieniędzy na akcje typ "Warmia Mazury CUDOWNIE", które mają przyciągnąć turystów do najbiedniejszego regionu w kraju, z drugiej strony tych turystów do przyjazdu się zraża. Do tej grupy należą wędkarze, którzy wybierają Skandynawię.
Dochodzi do tego, że na Warmii i Mazurach w restauracjach coraz trudniej o ryby z miejscowych jezior. Serwowane są ryby z importu. - Kiedyś jechałem na Mazury, by zjeść świeżą rybkę prosto z jeziora, ale teraz dałem sobie spokój, gdy okazało się, że to ryby z zamrażaka – powiedział mi Warszawiak.
Jak wynika z raportu NIK gospodarstwa rybackie prowadzą na warmińsko-mazurskich jeziorach rabunkową gospodarkę. Na to nakłada się nowe zjawisko skutecznie odstraszające turystów-wędkarzy od przyjazdu do tej „cudownej" krainy. Mianowicie wydzierżawianie jezior przez powołane ad hoc stowarzyszenia i fundacje, które chcą przejąć potężną unijną kasę na gospodarką rybacką śródlądową. Stowarzyszenia te wprowadzają zaporową cenę za prawo do wędkowania na danym jeziorze. Takim opłatom np. 1500 zł, jest w stanie sprostać jedynie kilkanascie-kilkadziesiąt osób. Mój kolega - wędkarz z Warszawy odpadł, gdy cena przekroczyła 800 zł. Wybrał Skandynawię. Taniej i ma piękne połowy.
Zjawisko to opisał w „Debacie" ks. Jan Rosłan.
To zjawisko opisał też Marek Szymański w piśmie „Wędkarski Świat" (w artykule „Jezioro Łańsk i aktorzy", nr 8/2014) na przykładzie jeziora Łańskiego. Pod pretekstem pozyskania ryb do sztucznego tarła rybacy wiosną obstawili całą północna zatokę i urządzili rzeź.
„Racjonalna gospodarka rybacka polega na tym, że wyrzyna się najwartościowsze ryby, by wyprodukowane w sztucznych warunkach rybki wrzucić do innych jezior, a gdy dorosną do handlowego rozmiaru wyczesać do spodu. Stworzono patologiczny system, pozwalający rybakom na hodowanie ryb na sprzedaż w rzekach i jeziorach zamiast w stawach, który albo padnie albo doprowadzi do ruiny polskie wody".
Efekt jest taki, że ośrodki wczasowe nie mają klientów, bo wędkarze odpłynęli gdzie indziej, gdzie jest naprawdę cudownie, nie tylko na billboardach Urzędu Marszałkowskiego w Olsztynie za 12 mln złotych.
Identyczne wnioski przedstawił mi wędkarz, którego spotkałem nad jez. Pluszne. Jezioro to zostało doświadczone taką „gospodarską opieką" i "planową gospodarką" Gospodarstwa Rybackiego-Szwaderki. Już od blisko 28 lat bywa nad tą wodą, więc ma porównanie. Ostatnio interweniował, gdy rybacy zaczęli rozstawiać siatki obok małego kąpieliska i przystani łódek i żaglówek. Takie stawianie sieci prostopadle do brzegu w takim miejscu stanowi realne zagrożenia dla pływających tam ludzi. Zapytał rybaków, czy chcą aby ktoś płynąc wzdłuż trzcin, zaplątał się w żaden sposób nieoznakowaną sieć?! W odpowiedzi usłyszał, że muszą, bo im szef kazał, że zarabiają na chleb nędzne grosze, że wszędzie ich przeganiają z rejonów, gdzie ludzie mają swoje domki i kąpieliska...itd.
- Zapytałem, ich jaki ma sens ustawianie sieci w jeziorze, gdzie przez dzień łowią ...14 kg okoni, za które gospodarstwo rybackie płaci 1,4 pln (jeden złotych czterdzieści groszy) za kilogram! Zapytałem też, co zrobią kiedy w jeziorze (jednym z najrybniejszych w przeszłości) zostanie tylko piach i zielsko? Czy włodarze Gospodarstw Rybackich zrozumieją kiedykolwiek, czym powinno zajmować się współczesne, nowoczesne gospodarstwo i z czego czerpać zyski? Bo na pewno nie z odławiania resztek rachitycznych krąpików i okonków (w wykazie obowiązujących wymiarów ochronnych ryb na jeziorze Pluszne, okoń nie jest uwzględniony... widać jak był, tak pozostał „chwastem") Przyjeżdża jeszcze tutaj wiedziony resztkami sentymentu i wspomnień z młodości, ale na ryby jeździ do Skandynawii.
Zapytałem wędkarza z Warszawy, co w zamian zaoferować tym rybakom, którzy są zmuszeni do rabunkowych odłowów, bo ich miesięczny zarobek to maksimum 1200 złotych?
- Wszędzie na świecie wędkarstwo to gałąź gospodarki przynosząca ogromne zyski, tylko nie w Polsce. Wszystkie ośrodki nad takim Jez. Plusznym powinny powołać związek i ustalić wspólną politykę jeziorną. Na kilka lat wyłączyć jezioro z przemysłowych odłowów, żeby ryby w nim odżyły. Związek powinien zorganizować bazę wędkarską, rybaków przeszkolić i zatrudnić jako strażników (trzeba wprowadzić restrykcyjnie kary wobec kłusowników, w USA za kłusownictwo konfiskuje się auta a nawet samoloty, jako narzędzia do kłusowania), zatrudnić jako przewodników wędkarskich, prowadzących szkółki wędkarskie dla dzieci i młodzieży. To jest właściwa droga do przyciągnięcia wędkarzy na Warmię i Mazury.
Walkę z rabunkową gospodarką rybacką PZW podjęli ostatnio mieszkańcy powiatu piskiego, którzy w proteście zablokowali 4 lipca drogę tranzytową przez miasto. Dostrzegli bowiem, że brak ryb w jeziorach to brak turystów. Nieśli hasła: "STOP ODŁOWOM RYBACKIM NA MAZURACH", "RYBAKOM MÓWIMY NIE!", "SIECI NISZCZĄ TURYSTYKĘ! BRAK RYB - BRAK TURYSTÓW".
Piski radny Robert Barma proponuje:
- Chcemy wyłączyć jeziora Roś, Nidzkie i Orzyskie z połowów sieciowych, jedynie robić kontrolne połowy, by sprawdzić jakich gatunków ryb przybywa, a jakich ubywa. Niech natura sama spowoduje, co w jeziorach będzie się działo.
Pomysł popierają warmińsko – mazurscy parlamentarzyści Prawa i Sprawiedliwości. Poseł Jerzy Szmit poinformował w poniedziałek 21 lipca na konferencji prasowej, że jego klub przygotowuje nowelizację ustawy o rybactwie śródlądowym, która ma położyć kres obecnej patologii, która sprawiła, że populacja ryb w warmińsko-mazurskich jeziorach spadła 4-krotnie (i chyba o tyle samo liczba turystów-wędkarzy).
Jednak doświadczony wędkarz ks. Jan Rosłan nie wierzy, że gospodarka rybacka śródlądowa zostanie uporządkowana, gdyż nadzorują nią dwa ministerstwa, a kontrolą zajmują się aż cztery organa państwowe.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość