Ruszyły przesłuchania radnych Pieniężna w związku ze znieważeniem gen. Czerniachowskiego, kata żołnierzy AK i ludności suwalszczyzny. Jak poinformował „Deb@tę" radny Krzysztof Łapiński pytania policji dotyczyły podjętej uchwały oraz dewastacji pomnika przed 4 maja br.
Radny Krzysztof Łapiński został przesłuchany we wtorek 20 maja. Przesłuchujący policjant tłumaczył radnemu, że jest nacisk z komendy wojewódzkiej i głównej, by takie przesłuchania przeprowadzić i on musi wykonać polecenie.
Pytania koncentrowały się na uchwale Rady Miasta i Gminy Pieniężno o likwidacji obiektu z gen. Czerniachowskim oraz jego dewastacji przed 4 maja.
K. Łapiński: - Policjant pytał, jak głosowałem, czy za likwidacją pomnika czy przeciw oraz kto był inicjatorem podjęcia uchwały. Odpowiedziałem, że inicjatywa była ogółu radnych.
- Czy pytano o pomalowanie pomnika?
K. Łapiński: - Pytano, czy coś wiem na ten temat, odpowiedziałem, że o tym dowiedziałem się z radia.
- Co policja chce ustalić, z czyjej inicjatywy wyszła uchwała czy kto pomalował obiekt?
K. Łapiński: - Chyba bardziej chodzi o napisy.
CZY MOŻNA ZNIEWAŻYĆ POMNIK OPRAWCÓW?
Tak jak przypuszczałem, takiego śledztwa nie mógł z własnej inicjatywy wszcząć komendant policji w Braniewie. Polecenie musiało przyjść z samej góry. Znamienne są pytania dotyczące podjętej uchwały. Wydaje się, że pomalowanie pomnika jest tylko pretekstem do ustalenia radnych, którzy głosowali za likwidacją pomnika, celem ich zastraszenia. Jeden z radnych, który jeszcze w niedzielę chętnie ze mną rozmawiał już w w poniedziałek 19 maja wysłał mi emaila i kazał usunąć swoją wypowiedż. Nagle uznał przesłuchania radnych za coś naturalnego i oczywistego, zaczął twierdzić, że radni nie są tym oburzeni. Być może wywarto na niego presję w miejscu jego pracy lub jego najbliższych. Okazuje się więc, że wezwania na przesłuchania zaczynają przynosić pożądane przez władze III RP efekty. Nie zdziwię się, gdy kilku "skruszonych" radnych zażąda ponownego głosowania uchwały i zagłosuje przeciw likwidacji. Przypomnijmy, że batalię o przyjęcie tej uchwały burmistrz Pieniężna Kazimierz Kiejdo toczył kilka lat. Uchwała przeszła niewielka większością głosów.
Zadajmy sobie pytanie, czy obiekt kata Polaków można znieważyć? To pytanie wydaje się pozornie retoryczne, skoro tak niedawno prezydent RP Bronisław Komorowski stanął na czele budowy pomnika chwały oręża Armii Czerwonej, która przyszła w 1920 roku zniewolić Polskę. Państwo polskie zbudowało im pomnik w Osowie z bolszewickimi bagnetami wychodzącymi z ziemi. Te bagnety usunięte dopiero po protestach miejscowej ludności.
Ku zaskoczeniu całej patriotycznej Polski znalazła się sędzia Ewa Grabowska z Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi Północ, która nazwała rzecz po imieniu. Przypomnijmy wyrok sądu w Warszawie w sprawie oskarżonych o znieważenie pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej w Warszawie (tzw. pomnik „czterech śpiących")
„Obiekty „Wdzięczności Armii Radzieckiej" oraz „Braterstwa Broni" nie spełniają definicji pomnika (...) Te wymuszone pomniki, (...) są jedynie symbolem komunizmu, zakłamanej historii z dziejów Polski oraz namacalnym symbolem sowieckiej okupacji. Powinny też zostać rozebrane" – takie sformułowania znalazły się w postanowieniu Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi Północ, który w lipcu umorzył sprawę dwóch młodzieńców, oskarżonych o zdewastowanie obu pomników 17 września 2011 r.
W związku ze sprawą zdewastowania stołecznych pomników: „Czterech śpiących", czyli „Braterstwa Broni" na pl. Wileńskim oraz „Wdzięczności Armii Radzieckiej" w Parku Skaryszewskim w 2011 r. wyszło na jaw, żew polskim prawie nie ma definicji pomnika. Natomiast Kodeks Karny w art. 261 przewiduję kary grzywny lub ograniczanie wolności, dla tego „kto znieważa pomnik lub inne miejsce publiczne urządzone w celu upamiętnienia zdarzenia historycznego lub uczczenia osoby".
Można się opierać tylko na definicji, zawartej Słowniku Języka Polskiego PWN, że pomnik to: posąg, obelisk, płyta itp., wzniesione ku czci jakiejś osoby lub dla upamiętnienia jakiegoś wydarzenia; krzyż, płyta lub tablica z napisem, stawiane na grobie, coś, co ma dużą wartość historyczną, naukową, estetyczną itp., co jest reprezentatywne dla swojej dziedziny lub epoki; osoba lub przedmiot będące symbolem lub świadectwem czegoś.
To nie są pomniki!
2 lipca 2013 r. odpowiedzialność za wskazanie, co jest pomnikiem, a co nie zasługuje na to miano, wzięła na siebie sędzia Ewa Grabowska z Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi Północ. Na posiedzeniu w sprawie umorzenia postępowania przeciwko dwóm 21-latkom: Wojciechowi B. i Danielowi L. oskarżonych o zdewastowanie dwóch pomników sędzia nie kryła, że dowody potwierdziły, iż obaj w dniu 17 września 2011 r. umieścili na obu obiektach zwanych pomnikami napis „czerwona zaraza" oraz oblali je czerwoną farbą.
„Jednakże, aby przypisać im popełnienie czynów z art. 261 KK należy ustalić czy oba obiekty są pomnikami. Oba obiekty wzbudzają wiele kontrowersji i emocji zarówno wśród historyków jak i mieszkańców Warszawy. Dla jednych są symbolem komunizmu, dla innych zakłamanym świadectwem w historii dziejów Polski, kiedy to armia sowiecka nie udzieliła pomocy Powstaniu Warszawskiemu" – napisała sędzia, przypominając, że w roku 1992 i 2007 doszło do dwóch prób rozebrania pomnika „Czterech śpiących".
Sąd wskazał także w swoim postanowieniu, że w otoczeniu pomnika „Braterstwa Broni" znajdowały się budynki, „w których sowiecki aparat bezpieczeństwa dokonywał represji na obywatelach polskich związanych przede wszystkim z konspiracją niepodległościową, tu wymienił Trybunał wojenny Urząd Bezpieczeństwa Publicznego, placówki NKWD i obozy dla aresztowanych przez NKWD".
„Trudno, zatem przyjąć, iżby skala represji dokonanych w ww. obiektach mogła i skłaniała mieszkańców Warszawy do poczucia wdzięczności. Sąd analizując sprawę dogłębnie zapoznał się z historią owych dwóch pomników i doszedł do wniosku, że oba obiekty „Wdzięczności Armii Radzieckiej" oraz „Braterstwa broni", których znieważania dokonali oskarżeni nie mogą zostać uznane za pomniki w rozumieniu art. 261 KK., (...) Zdaniem sądu przedmiotowe obiekty nie spełniają definicji pomnika, bowiem ochronie prawnej podlega obiekt wzniesiony dla upamiętnienia zdarzenia bądź uczczenia osoby, której ta cześć jest należna" – wyjaśniała sędzia Grabowska.
„Czy obiekty „Wdzięczności Armii Radzieckiej" oraz „Braterstwa Broni" upamiętniają zdarzenia historyczne czy osoby, którym należy się cześć? Niestety te wymuszone pomniki, bo tak należy je nazwać są jedynie symbolem komunizmu, zakłamanej historii z dziejów Polski oraz jak słusznie podkreślił obrońca oskarżonego L. „namacalnym symbolem sowieckiej przymusowej okupacji" – czytamy w postanowieniu.
Do wyburzenia
Sędzia Ewa Grabowska nie ograniczyła się jednak tylko do uznania, że wspomniane „obiekty" nie zasługują na miano pomników. Pokusiła się jeszcze o ocenę tego, co winno spotkać owe „obiekty".
„W obecnych realiach politycznych z krajobrazu naszego kraju zniknęło wiele pomników dokumentujących poprzednią epokę. Również obiekty „Wdzięczności Armii Radzieckiej" oraz „Braterstwa Broni" powinny ulec rozebraniu, tym bardziej, iż takie wnioski były składane już dwukrotnie. Fakt, iż oba obiekty nadal istnieją nie nobilituje ich do rangi pomnika i nie uzasadnia ochrony prawno karnej" – uzasadniała sędzia. „Powołane wyżej okoliczności wskazują, iż obiekty te nie mogą być uznane za pomniki w rozumieniu art. 261 KK, a działanie oskarżonych nie wypełnia znamion tegoż przestępstwa, chociaż należy je traktować, jako naganne. Wobec powyższego z uwagi na brak znamion czynu zabronionego należało postanowić jak na wstępie" – uznał sąd zamykając sprawę umorzeniem.
Prokuratorzy Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga złożyli odwołanie od tej decyzji. Sąd II instancji odesłał sprawę sądowi rejonowemu do ponownego rozpoznania. (sa)
Marionetkowe władze komunistycznej Polski zapłaciły gigantyczne pieniądze za postawienie w stolicy tzw. pomnika „Czterech Śpiących”. Jak pisze „Nasz Dziennik” w grę mogło wchodzić aż 600 tys. dolarów.
W 1947 r. wymieniono go na odlew ze spiżu wykonany w Berlinie, według projektu sowieckiego, który został formalnie zaakceptowany przez ówczesnego prezydenta stolicy Stanisława Tołwińskiego. Co więcej, strona polska musiała za niego zapłacić 700 tys. rubli i 1,4 tys. marek, co daje 240 mln ówczesnych złotych. To tylko jeden z przejawów drenowania wyniszczonej wojną Polski przez Związek Sowiecki
— pisze o obiekcie „ND”.
I powołuje się na opinię dr Wojciecha Muszyńskiego, historyka Instytutu Pamięci Narodowej.
Budowa tego pomnika była typowym symbolem sowieckiej propagandy
-– mówił w sądzie w czasie procesu dwóch mężczyzn, którzy w geście patriotyzmu oblali w rocznicę 17 września dwa obeliski w Warszawie.
Autorem obelisku byli inżynierowie sowieccy, a strona polska nawet nie znała ich nazwisk, co widać w wykazie pomników warszawskich z 1950 r., gdzie w odpowiedniej rubryce jest puste miejsce. Wiadomo jedynie, że Polska musiała zapłacić za ten obiekt.
Muszyński wskazuje jednak, że fakt pokrycia kosztów bryły nie jest dowodem na współpracę strony polskiej w budowie monumentu. Tołwiński został bowiem mianowany przez reżim komunistyczny prezydentem i nie reprezentował mieszkańców stolicy. Według historyka, bryła „Czterech Śpiących” nie zasługuje na miano pomnika.
Wskazał, że polskie podziemie niepodległościowe wysadzało tego typu monumenty, których w Polsce zamontowano wtedy ponad 350. Ale w przypadku pl. Wileńskiego nie było to wykonalne, bo dookoła otaczały go różne placówki NKWD i UB.
Informacje publikowane przez gazetę są kolejnym argumentem, by pomnik „Czterech Śpiących” usunąć wreszcie z Warszawy. Jest on symbolem nie tylko okupacji i mordów, dokonanych przez ZSRS w Polsce, ale również niszczenia ekonomicznego Polski i Polaków.
Cały tekst w „ND”
Skomentuj
Komentuj jako gość