Debata maj2023 okl

logo flaga polukr

 

 

 

Prosimy Czytelników i Przyjaciół o wpłaty na wydawanie miesięcznika „Debata” i portalu debata.olsztyn.pl. Od Państwa ofiarności zależy dalsze istnienie wolnego słowa na Warmii. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 11-030 Purda, Patryki 46B

czwartek, czerwiec 01, 2023
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Wiadomości
  • Region

Region

Dyrektor szpitala uniwersyteckiego ujawnia kulisy swojego zwolnienia

Szczegóły
Opublikowano: czwartek, 18 maj 2023 14:25
Adam Jerzy Socha

Rektor UWM Jerzy Przyborowski zwolnił z pracy dyrektora Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Olsztynie Macieja Kamińskiego, po roku jego pracy. Na znak solidarności z dyrektorem do dymisji podali się zastępcy, dyrektor ds medycznych dr Aleksandra Wińska i dyr. ds ekonomicznych Katarzyna Naworska. Ponad 90-osobowa grupa pracowników medycznych USK podpisało protestem do rektora przeciwko zwolnieniu Kamińskiego.

(na zdjęciu, od lewej rektor UWM Jerzy Przyborowski, na górze - Maciej Kamiński, na dole, od lewej prof. Marek Roslan i prof. Marcin Mycko, od prawej w todze prorektor UWM prof. Sergiusz Nawrocki, zdjęcia ze strony uwm.edu.pl)

- Nie zgodziłem się na rolę "kukiełki", która ma "na ślepo", bez liczenia się z finansami szpitala i z dobrem pacjentów, wykonywać polecenia rektorów, więc dostałem wypowiedzenie - powiedział mi dyrektor Kamiński, w pierwszej, spontanicznej rozmowie telefonicznej 22 marca, dzień po otrzymaniu zwolnienia z pracy.

Po zamieszczeniu na portalu debata.olsztyn.pl tej telefonicznej rozmowy (nie autoryzowanej), Maciej Kamiński został "zwabiony do Szpitala przez p.o. dyrektora USK prof. Marka Roslana, który wręczył Kamińskiego zwolnienie dyscyplinarne. Pierwotne zwolnienie było z 3-miesięcznym wypowiedzenie. Jako powód "dyscyplinarki" podano Kamińskiego udzielenie wywiadu i "zdradę tajemnic"). Obecny wywiad został autoryzowany.

Przypomnę, że rok temu szpital uniwersytecki znalazł się na skraju upadku, przestał płacić pracownikom pensje i wstrząsały nim afery opisywane przez media ogólnopolskie. Wówczas prof. Wojciech Maksymowicz zebrał podpisy wszystkich szefów klinik i w liście do rektora zażądał odwołanie dyrekcji szpitala. Dyrektorzy podali się do dymisji, ostał się tylko zastępca dyr. ds. ekonomicznych Maciej Kamiński, którego rektor Jerzy Przyborowski 1 marca 2022 roku powołał na dyrektora szpitala uniwersyteckiego. Po roku rektor zwolnił Kamińskiego.

Maciej Kamiński: Zamiast dostać nagrodę, za to, że postawiliśmy z moim zespołem szpital na nogi, zostałem zwolniony - mówi z goryczą Maciej Kamiński i wylicza osiągnięcia swojego zespołu: dyrektorki ds lecznictwa dr n. med. Aleksandry Wińskiej i dyrektorki ds. ekonomicznych Katarzyny Naworskiej: przywróciliśmy płynność finansową, pracownicy regularnie otrzymują wynagrodzenia, odtworzyliśmy anestezjologię, która działa na trzech salach operacyjnych, na OIOM-ie pracuje 8 łóżek, a pracowało 6, do końca roku ma pracować 10, odtworzyliśmy endoskopię, reaktywowaliśmy Izbę Przyjęć, uruchomiliśmy ponownie neurochirurgię, na neurologii uruchomiliśmy cykl obsługi pacjenta z udarem, udało nam się pozyskać anestezjologów i stworzyć system zarządzania blokiem operacyjnym, którego wcześniej nie było. Dzięki temu przez rok zrobiliśmy 500 operacji, o połowę więcej, to rekord jak na tak mały szpital. Uruchomiliśmy też kluczową sprawę dla szpitala: cykl obsługi pacjenta z udarem. Dzięki tym wszystkim działaniom, dzięki zaangażowaniu prawie całego zespołu szpitalnego, atmosferze wzajemnego zaufania, z końcem roku 2022 wypełniliśmy w 100 procentach kontrakt z NFZ! To pozwoliło na zwiększenie kontraktowania na rok 2023. Najbardziej obiektywną i niezależna oceną naszej rocznej pracy jest wynik akredytacji szpitala przez Centrum Monitorowania Jakości Ministerstwa Zdrowia. Rok temu Centrum dało szpitalowi 76% (minimum to 75%) a po roku szpital uzyskał 84%. Taki wynik zawdzięczamy temu, że na pierwszym miejscu był dla nas pacjent, nasz personel i potem uczelnia. To było moje motto: za te pieniądze, które mamy, pomóc jak największej liczbie chorych.

KTO ODPOWIADA ZA ZADŁUŻENIE SZPITALA?

- Pojawił się pod pana adresem zarzut, cytuję z forum debata.olsztyn.pl: "Najpierw jako dyrektor ekonomiczny doprowadził szpital nad przepaść a później jako dyrektor go niby z tej przepaści ratuje, wymieniając swoje sukcesy a na koniec podsumowuje, że jest na granicy płynności. Próba wybielenia? Chyba coś jest na sumieniu". W jakim stopniu odpowiada pan za utratę płynności finansowej szpitala za czasów poprzedniego dyrektora? Czy wiedział pan o zjawisku wystawiania faktur przez lekarzy za fikcyjne dyżury, o czym pisały media ogólnopolskie? (Sprawę pokrywania się dyżurów w szpitalu prof. Wojciecha Maksymowicza z jego obecnością na posiedzeniach w sejmie, jako posła, bada prokuratura łódzka)

Maciej Kamiński: Nie do mnie należało kontrolowanie grafików dyżurów tylko do ówczesnego dyrektora ds. lecznictwa. Tak było też za mojej dyrekcji, układaniem grafików i sprawdzaniem wykonania zajmowała się moja zastępczyni dr n. med. Aleksandra Wińska. W tamtym czasie jako dyrektor ekonomiczny głównie zajmowałem się pozyskiwaniem funduszy na inwestycje i na zakup sprzętu. Byłem też zaangażowany w proces projektowania a następnie budowy nowego skrzydła szpitala. Te zadania były czasochłonne. Wydaje mi się, że dobrze wywiązałem się z obu tych zadań. Podlegał mi też pion księgowości oraz kadry, z tym, że kadry tylko de iure, bo faktycznie kontrolę nad kadrami przejął dyrektor jednostki, który wydał stosowne polecenia, w tym zakaz informowania mnie o sprawach kadrowych. Taki był sposób zarządzania i ja jako podwładny dyrektora oczywiście tą zmianę przyjąłem. Miałem więc tylko wiedzę, że szpital się zadłuża, ale do pewnego momentu ten dług był pod kontrolą i na względnie bezpiecznym poziomie. Jednak przyszedł taki moment, od którego zaczęliśmy z główną księgową naszej jednostki wysyłać dyrektorowi sygnały, że powinien uzgadniać zakupy i wydatki, bo ich wysokość zaczyna być niebezpieczna i grozi utratą płynności finansowej, a w konsekwencji zabraknie środków na opłacanie faktur, a przede wszystkim na pensje oraz wykracza poza zaakceptowany plan finansowy jednostki (za co odpowiedzialność ponosi również główna księgowa). Po tych sygnałach, które były coraz częstsze i zdecydowane, dyrektor USK zwolnił główną księgową.

- Zwolnił na zasadzie, "stłucz pan termometr, to nie będziesz miał gorączki?", czy z innych powodów?

MK: W mojej ocenie był to rezultat tego, że główna księgowa odmawiała zabezpieczania kwot finansowych do wydatkowania, których nie było w planie finansowym i których szpital po prostu nie był w stanie udźwignąć, co było wbrew woli dyrektora. Po zwolnieniu głównej księgowej sytuacja jeszcze bardziej się skomplikowała, bo straciliśmy istotne ogniwo z łańcucha kontrolnego. Ponadto dyrektor wyłączył mnie z posiedzeń zespołu dyrektorskiego. Od tego momentu nie miałem wpływu na żadne decyzje, bo one zapadały poza moimi plecami. Natomiast nadal miałem wiedzę na temat finansów, bo nadal podlegała mi księgowość. Gdy dyrektor jednostki nie reagował na moje ostrzeżenia, zawiadomiłem o sytuacji finansowej szpitala organ założycielski w osobie jednego z prorektorów...

- Prorektora Mirosława Gornowicza, przewodniczącego Rady Społecznej USK?

MK: Uniwersytet miał więc pełną wiedzę o stanie finansów szpitala.

- W jakim momencie pan zawiadomił prorektora, ile czasu przed dymisja dyrektora USK R. Borysiuka?

MK: Co najmniej pół roku wcześniej. Pokazałem dokumenty finansowe, z których jasno wynikało, że zbliżamy się szybko do ściany. Organ nie podjął konkretnych działań. Zdziwiłem się zwłaszcza, że zadanie kontroli nad szpitalem jest rolą prorektora ds Collegium Medicum prof. Sergiusza Nawrockiego. Nic takiego się nie stało, więc statek nadal płynął na górę lodową, a orkiestra grała. Aż przyszedł dzień, w którym szpital nie był w stanie wypłacić pensji pracownikom. Na tej kanwie dyrektor i dyrektor ds. leczniczych zostali albo zwolnieni, albo podali się do dymisji.

- "Podali się do dymisji", tak rektor odpowiedział na moje pytania w tej sprawie. Stało się to po tym, jak wszyscy koordynatorzy klinik wyrazili w piśmie do rektora wotum nieufności wobec dyrektora. I rektor wykonał wolę koordynatorów.

MK: Cóż, jak widać nawet wtedy nie było woli zwolnienia dyrekcji ani przez Prorektora ds. Collegium Medicum (a jak wiem z autopsji., że błyskawicznie potrafi nakazywać zwolnienia nawet telefonicznie), ani przez Rektora UWM (może dla tego, że niezręcznie było zwalniać dyrektora, którego nie tak dawno nagradzało się za prowadzenie szpitala). Jak widać tylko ja „zasłużyłem” na wypowiedzenie, na marginesie wnioskowanego przez Prorektora ds. Collegium Medicum Sergiusza Nawrockiego. Chciałbym poznać argumenty, zawarte w tym wniosku chociażby dlatego, żeby wiedzieć gdzie jako dyrektor popełniłem taki błąd, że był on cięższy od paraliżu całej jednostki, jakiej byliśmy świadkami, gdy pieczę nad szpitalem sprawował poprzedni Dyrektor, ale jak widać na to już nie „zasłużyłem”. Na marginesie, jeżeli wtedy Rektor wykonał wolę koordynatorów to ja chętnie poddałbym się ocenie z ich strony, wtedy zobaczylibyśmy jak ja jestem przez nich oceniany (jeżeli niezależna akredytacja USK na poziomie 84% i podpisy prawie 90 osób personelu USK, bez administracji, którzy to podpisali list z poparciem mojej osoby do Jego Magnificencji Rektora UWM, to jeszcze za mało)
Wracając do meritum, byłem zaskoczony, że wraz z dyrektorem głównym i jego z-cą ds. lecznictwa, Rektor nie zażądał również mojej dymisji. Domyślam się, że zesłanie mnie na boczny tor przez dwóch dyrektorów zostało jednak zauważone w rektoracie. Ponadto nie budziły zastrzeżeń efekty mojej pracy w zakresie pozyskiwania funduszy i budowy skrzydła szpitala. Drugi raz zostałem zaskoczony, gdy rektor powołał mnie na pełniącego obowiązki dyrektora, bo mimo wszystkich podjętych przeze mnie działań, miałem poczucie winy i klęski, że nie udało mi się zatrzymać załamania finansów szpitala. Przyjąłem powołanie, do czasu rozstrzygnięcia konkursu. bo nie sztuka uciekać z tonącego okrętu,

- Czy pan wiedział o tym, co opisały w anonimowych liście do rektora pielęgniarki na temat dodatków za pracę na oddziale covidowym, które zgarnęła grupa lekarzy związana z dyrektorami, głównym i ds lecznictwa, mimo że za nich pracowali rezydenci oraz o gigantycznych zarobkach dr Łukasza Grabarczyka, który wyrabiał "na papierze" po 500 godzin miesięcznie jako zastępca dyrektora, szef rezonansu i kliniki "Budzik", lekarz kliniki neurochirurgii, izby przyjęć i w przychodni?

MK: Ani ja, ani mój dział nie miał na to wpływu, skoro wpływały kontrasygnaty wzajemne dwóch dyrektorów, to nie ma podstaw, żeby jakichkolwiek środków nie wypłacić. Do wywołania konfliktu przyczyniła się też podstawa prawna do wypłacania dodatków covidowych. Mnie podlegała grupa pracownic higieny szpitalnej czyli panie salowe, które dodatek nie objął, a panie spędzały najwięcej czasu w strefie czerwonej, tak jak i pielęgniarki, więc były najbardziej narażone na zakażenie. Tym paniom dano na końcu coś w formie ersatzu.

- Gdy rektor poprosił pana o pełnienie obowiązków, czy doszło do głębszej rozmowy na temat przyczyn zapaści finansów szpitala?

MK: Nie, jedynie rektor powiedział coś takiego, że nie mogli wcześniej podjąć decyzji kadrowych z uwagi na trudny czas dla szpitala wywołany pandemią. Przyjąłem od rektora zadanie, gdyż dotarły do mnie słuchy, że cieszę się przychylnością koordynatorów. Wiedziałem, że muszę zacząć od przywrócenia pełnej funkcjonalności działu finansowego. Potrzebowałem osoby od zaraz biegłej w księgowości i która znała księgowość naszego szpitala, bo czas był kluczowy. Trzeba było jak najszybciej zatrzymać "kulę śnieżną". Jedyną osobą, która z marszu mogła zająć się finansami była zwolniona przez poprzedniego dyrektora główna księgowa. Udało mi się namówić ją do powrotu. Walnie pomogła mi zatrzymać niekontrolowane zadłużenie i skorygować program naprawczy napisany jeszcze za poprzedniego kierownika jednostki.

- A propos księgowej dostałem takiego maila: "Główną księgową została zastępczyni głównej księgowej, która nie potrafiła sporządzić sprawozdania finansowego za 2020 rok i szpital musiał zatrudnić firmę zewnętrzną, która także sporządziła plan finansowy na 2021 rok. Po zwolnieniu z pracy przez dyr. Borysiuka wniosła sprawę do sądu. Wycofała pozew na prośbę dyr. Kamińskiego, dostała odszkodowanie i została ponownie zatrudniona".

MK: Gdy odmówiliśmy z główną księgową kreowania fikcyjnej rzeczywistości i dyrektor ją zwolnił, to nie miał wyjścia i musiał wynająć firmę zewnętrzną. Nie wynikało to z braku wiedzy z-cy głównej księgowej tylko z faktu braku etatu w zespole po zwolnieniu. Ja podziękowałem tej firmie i zatrudniłem ponownie byłą główną księgową, zrobiliśmy program naprawczy, który następnie korygowali ekonomiści z uniwersytetu, zatwierdziła go Rada Społeczna Szpitala i Senat UWM. To pozwoliło nam uzyskać kredyt skonsolidowany z Banku Gospodarki Krajowej. Dzięki temu miałem czas na najważniejszą sprawę dla szpitala, czyli na znalezienie dyrektora ds. lecznictwa, bo w moim postrzeganiu dla szpitala najważniejszą osobą nie jest dyrektor, a dyrektor ds. lecznictwa. On przyjmuje na siebie główny ciężar odpowiedzialności za białą część szpitala. Jeśli brakuje koordynatora kliniki czy lekarza, to nie kto inny a dyrektor ds lecznictwa za to odpowiada.

- Jak doszło do powołania na dyrektora ds lecznictwa pani dr Aleksandry Wińskiej?

MK: Pani dr Wińska pracowała jako lekarka na Izbie Przyjęć, po usunięciu jej z Oddziału Udarowego. Rozmawiałem z wszystkimi koordynatorami na temat obsady stanowiska dyrektora ds. lecznictwa. Po kolei odmawiali, jedni dlatego, gdyż poza pracą w szpitalu prowadzą prywatną działalność leczniczą, a pozostali nie chcieli przyjąć na siebie tej odpowiedzialności. Prosiłem też o to prof. Mycko, prosiłem go o wsparcie. Odmówił. Rozmawiałem też z lekarzami, ale przy zarobkach lekarzy pensja dyrektora ds. lecznictwa, przy wadze odpowiedzialności jaką trzeba na siebie przyjąć i stresu, jaki się z tym stanowiskiem wiąże, nie jest zbyt atrakcyjna. Rezultat moich rozmów był negatywny, nikt się nie zgodził. Ta sytuacja zaniepokoiła Rektorat. Rozmawiałem też z dziekanem Wydziału Lekarskiego Leszka Gromadzińskiego. Jako jedyny się zgodził, ale nie bezwarunkowo. Postawił mi warunek, że mam "ogarnąć" Izbę Przyjęć, na której nie było koordynatora i nie zawsze był lekarz. I mój kontakt z dr .Wińską zaczął się od rozmów na temat objęcia funkcji koordynatora izby. Dr Wińska wyraziła zgodę i wtedy dziekan zgodził się "pomostowo" przez 3 miesiące pełnić obowiązku dyrektora ds lecznictwa. Dr Wińska sprawnie zorganizowała pracę Izby Przyjęć, okazała się dobrym liderem, sprawnie zamknęła grafik dyżurów.

SPRAWA ODDZIAŁU UDAROWEGO

- Powiedział pan, że dr. Wińska została "usunięta" z oddziału udarowego. Czy mógłby pan podać powód tego "usunięcia", bowiem prof. Mycko w rozmowie telefonicznej ze mną przedstawił się jako ofiara dr Wińskiej, która od pierwszego dnia przyjścia do USK chciała go "wygryźć".

MK: Pan prof. Mycko był koordynatorem neurologii. Poprzedni dyrektor, widząc potencjał tej kliniki, dążył do powołania oddziału udarowego a prof. Mycko robił wszystko co w jego mocy, żeby do tego nie dopuścić. Jednak poprzedni dyrektor osiągnął swój cel i oddział powołał. Uczestniczyłem w spotkaniu, podczas którego dyrektor zaprezentował dr Wińską, która miała pokierować pododdziałem udarowym jako zastępca koordynatora kliniki neurologii. Następnie w planach dyrektora miał nastąpić podział z wyodrębnieniem samodzielnych oddziałów neurologii pod kierownictwem prof. Mycki i udarowego pod kierownictwem dr. Wińskiej. Prof. Mycko przyjął to do wiadomości. Jako, że sprawy lecznictwa, jako dyrektora ekonomicznego, nie były w moich kompetencjach, więc wiem tylko tyle, że dr Wińska zorganizowała personel i oddział udarowy zaczął funkcjonować. Pytanie więc o genezę konfliktu nie jest więc pytaniem do mnie. Wiem tylko, że ten moment objęcia przez dr Wińską oddziału udarowego stał się momentem zapalnym. Myślałem, że dyrektor USK ugasi ten konflikt, bo tak jak wspominałem planował oddzielenie neurologii od udarówki. Tymczasem dyrektor dostał nakaz z góry, zwolnienia dr Wińskiej i dyrektor to polecenie wykonał, i "zesłał" dr Wińską do Izby Przyjęć. Dr Wińska to przyjęła. Stwierdziła, że zarzuty prof. Mycko wobec niej są bezpodstawne i jest w każdej chwili gotowa tego dowieść. Sprawa miała dotyczyć domniemanego fałszowania dokumentacji medycznej przez dr. Wińską. Nie sądzę, aby to było prawdą, z prostych powodów. Po pierwsze, dyrektor mając taką wiedzę miał obowiązek zgłosić ten fakt odpowiednim służbom. Po drugie, nie zatrudniłby takiej osoby w izbie przyjęć czy jakimkolwiek innym miejscu w USK. Po trzecie, myślę że prof. Mycko, nie dopuściłby się stawiania tak poważnych zarzutów bezpodstawnie. Chociaż w świetle ostatnich wydarzeń, dla których w walce z dyrekcją pozostawił oddział z pacjentami bez zaplanowanej opieki, chyba w jego wykonaniu wszystko jest możliwe.

- Dlaczego prof. Mycko nie chciał dopuścić do powołania oddziału udarowego?

MK: Zanim odpowiem na to pytanie, wyjaśnię, że jeśli szpital posiada oddział udarowy, to jest w stanie uratować pacjenta w udarze niedokrwiennym mózgu, który wymaga interwencji operacyjnej, tzw. trombektomii mechanicznej. W udarach najważniejszą role odgrywa czas. Im mniej czasu minęło od udaru do interwencji lekarskiej, tym większa szansa na powrót pacjenta do zdrowia. Z różnych przyczyn tej usługi nie było w naszym szpitalu, mimo że mamy sprzęt najwyższej klasy, który umożliwiał takie procedury. Dlatego, że poprzednicy nie spełniali pewnych wymogów NFZ. My żeśmy te procedury wypełnili i otrzymaliśmy z NFZ kontrakt, przede wszystkim dzięki pozyskaniu z Warszawy specjalisty, radiologa.

- Tym bardziej nie rozumiem oporu prof. Mycko przed powstaniem oddziału udarowego?

MK: Poprzedni dyrektor sprowadził dr Wińską, która zorganizowała pracę oddziału udarowego. Tak zorganizowała, że oddział dostał międzynarodową Nagrodę ANGELS, która honoruje te oddziały udarowe, które najszybciej udzielają pomocy osobom po udarze. Ale jej sukces zrodził konflikty, ponieważ oddział udarowy jest oddziałem wzmożonej pracy. Dlatego plan był taki, żeby utworzyć osobny oddział udarowy, na co pan prof. Mycko się nie zgodził. Doprowadził do tego, że panią dr Wińską zwolniono z kliniki neurologii. Efekt tych zmian był taki, że bez dr Wińskiej oddział udarowy zaczął ulegać erozji kadrowej. Gdy rektor powoływał mnie na dyrektora USK powiedziałem, że moim warunkiem jest rozdzielenie neurologii i udarówki. Oświadczyłem przy tym, że dr Wińska nie wróci na oddział udarowy, ani jako lekarz a tym bardziej jako jego koordynator. Oświadczenie to miało na celu uspokojenie prof. Mycki. Mimo to pan rektor Przyborowski i pan prorektor Nawrocki nie pozwolili mi na to. Ich decyzją oddziały te nadal pozostały połączone.

- Dlaczego rektorzy nie zgadzali się na rozdzielenie neurologii od udarówki"?

MK: Prof. Mycko nie życzy sobie tego, bo jest to zamach na jego osobę, a jest bardzo istotny i ważny dla uniwersytetu.

- Po takim oświadczeniu rektorów, czy zdawał pan sobie sprawę, że dla prof. Mycko może być również nie do przyjęcia dr Wińska jako jego zwierzchnik w roli dyrektorki ds lecznictwa?

MK: Nadal poszukiwałem dyrektora ds lecznictwa, bo upływały 3 miesiące, po których dziekan przestanie pełnić obowiązki dyrektora ds lecznictwa. Na spotkaniu z koordynatorami byłem sfrustrowany tą sytuacja na tyle, że zagrałem va banque i powiedziałem w formie przebłysku: "Jeśli nikt z was się nie zdecyduje, to powołam dr Wińską. Ona zorganizuje wam pracę". Zorganizowała oddział udarowy, potem pracę na Izbie Przyjęć, więc może poradzi sobie też jako dyrektorka? Nikt nie zareagował. Groziło mi, że "przeskoczyłem ocean a utopię się w kałuży". Spełniłem warunek dziekana, Izba Przyjęć funkcjonowała, a ja nadal nie mam chętnego na stanowisko dyrektora ds. lecznictwa. Toteż na spotkaniu z rektorami również zaproponowałem dr Wińską.

- Czy wcześniej uzgodnił pan to zgłoszenie z dr. Wińską?

MK: Nie, ale po spotkaniu z rektorami pobiegłem do dr Wińskiej zapytać, co ona na to? "Maciek, pomogę ci, bo widzę, że wszyscy mają wobec Ciebie oczekiwania, ale nikt od siebie nie chce nic dać" - odparła. Od tej rozmowy jeszcze była długa droga do powołania dr Wińskiej, bo jak wieść się rozniosła, to najgłośniej protestował prof. Mycko. Postawił rektorom ultimatum: odejdzie jeśli dyrektorką zostanie dr Wińska. Jednak rektorzy zaakceptowali jej kandydaturę. Na pierwszym spotkaniu z koordynatorami, na którym przedstawiłem nową dyrektor, ówczesna koordynator OIOM oświadczyła, że nie widzi możliwości współpracy i składa rezygnację. Uszanowałem tę decyzję, bo koordynator również nie przyjęła propozycji bycia moim v-ce. Zapytałem czy jest jeszcze ktoś, kto nie widzi możliwości takiej współpracy, jeśli tak to nie godząc się na bycie moim v-ce proszę o wyjście. Spojrzałem wtedy na prof. Myckę, bo przecież oświadczył, że jeżeli dr. Wińska zostanie v-ce dyrektora to odejdzie. Cóż, głowa puszczona w dywan, brak reakcji, jak widać nie dla wszystkich Słowo ma znaczenie. Ten fakt odczytałem w jeden możliwy sposób czyli, że profesor zaakceptował moje gwarancje „nietykalności” dane przy Rektorach. Rzeczywistość okazała się jakże odmienna, po przejściu do podziemia krecia robota dopiero nabierała tempa. Finał jest znany, mnie już nie ma w szpitalu, „dożynki” nowego p.o. trwają w najlepsze, zamówienia poza planem finansowym, konkursy bez pokrycia finansowego, zmiany regulaminu organizacyjnego bez akceptacji Rady Społecznej. Finalnie ma zostać usunięta ze szpitala dr. Wińska, więc odwrócę pytanie kto kogo chciał „wygryźć”. Odpowiedź pozostawię czytelnikom.

- Jak zachowywał się prof. Mycko po tym zebraniu?

MK: Chodził ze skargą po wszystkich świętych na uniwersytecie, był u dziekana, prorektora, u rektora ze swoim szefem. Skarga poszła też do wojewody, pomimo że miał moje oświadczenie, że dr Wińska nie obejmie oddziału udarowego. Prof. Mycko dostał ode mnie carte blanche, że nie będę wtrącał się do jego pracy, jako koordynatora kliniki neurologii. To prof. Mycko prowadził politykę kadrową w tej klinice, popełniając przy tym poważne błędy w zarządzaniu, np. puszczając na praktyki dwie rezydentki jednocześnie. Cały czas obserwowałem spadek zatrudnienia w oddziale udarowym, a więc i wykonania kontraktu z NFZ, więc zmniejszyłem temu oddziałowi obciążenie i przekazałem nadwyżkę innym oddziałom. Koordynatorzy "obdarowanych" dodatkowym ryczałtem klinik nie byli zadowoleni, mówili mi: "za to, że dobrze pracujemy, to jeszcze nam dodajesz pracy", ale przyjęli dodatkowe obciążenie. Informowałem na bieżąco rektorów o sytuacji w klinice neurologii. Na jednym ze spotkań pan rektor Przyborowski zapytał mnie, czy wiem, jak cennym dla uniwersytetu jest pan profesor Mycko? Odpowiedziałem: "Tak, wiem i dlatego godzę się na pokrywanie strat kliniki neurologii".

- Ponoć w każdym szpitalu neurologia jest sprzężona z udarówką, gdyż neurologia generuje straty, więc są one pokrywane przez wpływy z pracy oddziału udarowego?

MK: Znalazłem rozwiązanie, bo jesteśmy szpitalem klinicznym i wiemy, że prof. Mycko jest naukowcem istotnym z punktu widzenia ewaluacji uniwersytetu, punktacji Impact Factor za publikacje naukowe. Było rozwiązanie ponieważ neurologia ma u nas rozbudowane programy lekowe, które są mało obciążające finanse szpitala, one wychodzą "na zero", z tym, że szpital najpierw musi skredytować ich zakupy, zanim zostaną refundowane przez NFZ. Dotrwaliśmy do lutego 2023, do nowego kontraktowania. Polega to na tym, że koordynatorzy przedstawiają swoje propozycje godzin pracy dla klinik, stawek i zatrudnienia. Wszyscy takie propozycje złożyli oprócz prof. Mycko.

- Również radiolodzy, w tym profesorzy nie przystąpili do konkursu.

MK: Nie przystąpienie do konkursu nie było związane z osobą dr Wińskiej a z liczbą zaproponowanych godzin pracy. Mówimy o dwóch radiologach, bo taka była wówczas obsada. W ocenie pracowników uczelni oddział ten był trudny i nierozwojowy, jeden rezydent z niego "uciekł". Zmieniliśmy warunki pracy w oddziale radiologii i zarobki zostały skorelowane z godzinami pracy, a więc z faktycznym obciążeniem. Poprzednio tej korelacji nie było. Profesor odmówił pracy z taką liczbą godzin, trzasnął drzwiami i wyszedł. Warto dodać, że do pracy na tym stanowisku i tak nie spełniał wymogów formalnych dotyczących posiadanej specjalizacji. Mimo to odbudowaliśmy w USK oddział radiologii na bazie nowo zatrudnionych specjalistów, który funkcjonuje z taką stawką godzin, jaką zaproponowaliśmy i ze zwiększona obsadą.

- W związku z tym, że rektorzy wyraźnie artykułowali, jak cenny dla nich jest prof. Mycko, jako naukowiec, czy nie warto było ponieść ten koszt i przyjąć żądaną przez niego liczbę godzin.

MK: A z czego mieliśmy za te godziny zapłacić? Gdyby szpital miał rezerwę finansową, to bym powiedział rektorowi, żeby prof. Mycko wziął i tysiąc godzin, o ile będzie w stanie je przerobić. Ale my takiej rezerwy nie mamy i realizujemy program naprawczy, toteż zaproponowałem profesorowi wystarczającą liczbę godzin. Dostaję 27 lutego pismo od prof. Mycko, że ze względu na zbyt małą liczbę godzin on nie staje do konkursu. Uważam, że powinien był na 2-3 miesiące przed podjęciem takiej decyzji to powiedzieć, choć na bazie tego o czym rozmawialiśmy wcześniej trudno w jego słowa wierzyć .Nawet jeśli zdecydował się odejść nikomu o tym nie mówiąc (nawet Rektorowi czy Prorektorowi), to powinien ułożyć siatkę dyżurów na kolejny miesiąc, obowiązującą po wygaśnięciu kontraktu, bo to było w jego obowiązkach zapisanych w kontrakcie. Chodziło przecież o bezpieczeństwo zdrowia i życia pacjentów, a na tym oddziale duża część pacjentów to pacjenci w stanie ciężkim. Dlatego po otrzymaniu pisma zadzwoniłem do profesora, żeby uzgodnić, co z jego pacjentami? Profesor będąc w swoim gabinecie, w godzinach pracy, odpowiedział, że nie ma czasu. I co, miałem czekać na to, że 1 marca prof. Mycko nie pojawi się w klinice i pacjenci zostaną bez opieki? Kto w tym momencie sabotował pracę szpitala, dr Wińska czy prof. Mycko? Prof. Mycko był przekonany, że sobie nie poradzimy. Gdy porzucili pracę, to musieliśmy sobie poradzić i poradziliśmy sobie. Dr Wińska jako z-ca dyrektora i lekarz neurolog wzięła na siebie odpowiedzialność za klinikę i ułożyła grafik dyżurów, bez uszczerbku dla pacjentów, więc plan pana profesora spalił na panewce. Co w tej sytuacji robi prorektor Nawrocki? Dzwoni do mnie i poleca mi przeprosić prof. Mycko i zwolnić dr Wińską.

- W pierwszej rozmowie telefonicznej powiedział pan, że prof. Mycko potwierdzał w swoim grafiku wykonanie pracy w godzinach, w których nie było go fizycznie w szpitalu. Kto powinien był to monitorować i reagować?

MK: Dyrektor Wińska pilnowała rozliczeń godzin, czyli porównywała grafik planowanych godzin z wykonaniem. To koordynator poświadcza swoim podpisem, że w tych dniach i godzinach pracował w klinice.

- Gdy pracowałem w "Dzienniku Łódzkim" opisaliśmy bunt lekarzy bodajże w szpitalu sieradzkim, gdy nowy dyrektor wprowadził obowiązek wpisywania portierowi godziny przybycia do pracy lekarza i wyjścia ze szpitala.

MK: Też w formie żartu powiedziałem, że powinniśmy wprowadzić system kontroli dostępu, dzięki której system komputerowy rejestruje przyjście i wyjście lekarza oraz każde przemieszczenie się na terenie szpitala. Można sobie wyobrazić oburzenie jakie on wywołał, choć przynajmniej w jakimś stopniu ograniczyłby tych, którzy nie są do końca uczciwi.

- Prof. Mycko w telefonicznej rozmowie za mną zaprzeczył, by miał potwierdzić w grafiku obecność w godzinach, w których fizycznie nie było go w szpitalu. Powiedział, żeby pan pokazał taki grafik z fikcyjnymi godzinami.

MK: Pokażę na żądanie uprawnionych organów, natomiast panu podam przykład z 14 grudnia 2022 roku. Tego dnia siedzieliśmy z prof. Mycko naprzeciwko siebie w rektoracie. Następnie dostałem podpisany grafik wykonania, na którym naniosłem uwagę: "Panie profesorze 14 grudnia w godzinach 11-13.00 był pan w rektoracie na posiedzeniu Collegium Medicum. Proszę skorygować". Po 2-3 dniach odbieram telefon od prof. Mycko, który mówi, że jest jakiś problem z jego fakturą. Ja na to przypomniałem profesorowi, że w tych godzinach był ze mną na posiedzeniu Collegium Medicum a nie w szpitalu. Liczyłem, że prof. Mycko się zreflektuje, przeprosi, że pomylił się i skoryguje fakturę, ale powiedział tylko: "Nie taka była umowa".

- Ale jeśli prof. Mycko został wezwany służbowo na to zebranie?

MK: To płaci mu rektor a nie szpital. My płacimy pieniędzmi z NFZ za wykonany kontrakt. Innych pieniędzy za pracę na oddziale szpital nie ma. Natomiast za godziny dydaktyczne lekarzy płaci uniwersytet a nie szpital. Nawet jeśli został wezwany na zebranie, to nie powinien wykazywać w grafiku, że w tym czasie był w szpitalu, bo jeśli w tym czasie coś by się stało pacjentowi i zaskarżył by szpital do sądu, to kto poniósłby odpowiedzialność – szpital i jego kierownik.
Zawsze możliwa jest wnikliwa kontrola, która porówna obecność prof. Mycko i nie tylko jego na zebraniach Collegium Medicum, Rady Dyscypliny czy posiedzeń Senatu UWM czy innych zadań związanych z pracą dla UWM, z grafikami dyżurów w szpitalu. Zapewne można znaleźć więcej takich przykładów. Mnie nawet przez myśl nie przeszło, żeby celowo sprawdzać jakiegokolwiek lekarza, tym bardziej profesora.

- Tak jak dziennikarze WP.pl porównali grafiki prof. Maksymowicza i stwierdzili, że w tym samym czasie był jednocześnie jeszcze gdzie indziej, co można udokumentować.

MK: Mamy powtórkę sytuacji, mimo że przeżyliśmy już raz wizerunkową katastrofę po artykułach w mediach, jako szpital. Słowa prof. Mycko, że "Nie taka była umowa" nurtowały mnie, bo ze mną się nie umawiał, więc może z rektorem? Zapytałem rektora, czy zawierał pan taką umowę, że jak lekarz jest na zebraniu pana, to za te godziny płaci szpital? Rektor zaprzeczył. Następnego dnia miałem spotkanie z koordynatorami i przekazałem rozmowę z rektorem. Powiedziałem, że nie mogą wykazywać w grafiku pracy w szpitalu, gdy są w tym czasie na zebraniu w Senacie UWM czy innym, bo szpital za te godziny nie będzie płacił a po drugie jest jeszcze kwestia odpowiedzialności cywilnej, po trzecie nie zgadzamy się z dr. Wińską na potwierdzanie nieprawdy. Nie minęły 24 godziny od zebrania z koordynatorami i zostałem pilnie wezwany "na dywanik" do rektora. Był tam też dziekan UWM, który powiedzmy oględnie, wzburzonym głosem oświadczył, że "wykańczam i obrażam profesorów". Odpowiedziałem: "panie rektorze, szpital nie może płacić za te godziny, bo nie będziemy potwierdzać nieprawdy w grafikach, więc musimy znaleźć rozwiązanie. Niech takich godzin będzie przykładowo, w przypadku jednego lekarza, 5 w tygodniu, to daje 20 godzin w miesiącu i 240 godzin rocznie. Czy warto za 2 tys. złotych uprawiać fikcję i ryzykować w przypadku, gdy coś się w tym czasie stanie pacjentowi? No chyba, że jest tych godzin więcej? Jest jeszcze jeden problem. Skoro dany lekarz jest wpisany na dyżur a fizycznie go nie ma, to ja muszę zapewnić na jego miejsce innego lekarza, płacę więc podwójnie, a NFZ płaci tylko za leczenie ludzi. Na każdym Senacie UWM rektor powtarzał, że będzie mnie rozliczał z realizacji planu naprawczego, a z drugiej strony jego polecenia prowadziły do załamania planu.

- Rektor miał proste wyjście, płacić za te godziny z własnej puli, albo podnieść pensję profesorom i w ten sposób im zrekompensować stratę.

MK: Nic z tego, organ założycielski już dawno oświadczył, że nie będzie dopłacał do szpitala i sami musimy się wydźwignąć. W drodze wyjątku znaleźliśmy rozwiązanie dla dwóch osób, m.in. prof. Mycki. Za godziny "zebraniowe" a nie szpitalne płacimy mniejsza stawkę. Tylko z jakiej racji płaci za to szpital? "Bo jesteśmy szpitalem uniwersyteckim". Rozumiem, że współfinansujemy z uniwersytetem godziny dydaktyczne, gdy profesor jest ze studentami przy łóżku pacjenta. Jest też pytanie, lekarz zabiegowy/operator wykonuje operację a inny lekarz tej samej specjalizacji ma wykład poza budynkiem szpitala, czy za wykład też szpital ma płacić? Bo lekarze ci są na tym samym oddziale, i ja jako dyrektor ciągle słyszę "mnie pęka krzyż od stania przy stole ponoszę ryzyko i odpowiedzialność za ludzkie życie, a pan płaci tyle samo za wykład ze środków na szpital?"

- Czy ten konflikt nie jest immanentnie wpisany w funkcje dyrektora szpitala uniwersyteckiego z tego powodu, że szpital taki ma podwójną rolę, ma leczyć zgodnie z kontraktami z NFZ, jak każdy inny szpital, ale oprócz tego profesorowie uczą studentów i prowadzą działalność naukową. Może coś tu zaniedbał ustawodawca nie zapewniając odpowiedniego systemu finansowania działalności dydaktyczno-naukowej? Wcześniej też dyrektorzy USK krótko sprawowali swoją funkcję, byli zmieniani jak "rękawiczki”, i płacili za to cenę swojego zdrowia, a nawet życia, jak dr Andrzej Włodarczyk.

MK: Rzeczywiście jest to wpisane w DNA dyrektora szpitala uniwersyteckiego, by ułożyć mechanizm rozliczania dydaktyki i leczenia, niezależnie od obowiązujących ustaw. Jest to możliwe, jeśli szpital wie jakie godziny, w jakich dniach spędzają lekarze i gdzie? Nie jesteśmy jedyną uczelnią medyczną, inne potrafią ten problem rozwiązywać, bo nie słyszymy, żeby w innych szpitalach wybuchały z tego powodu konflikty z dyrekcją, jak w naszym szpitalu. Czy po tylu perturbacjach, które wylały się do mediów, ktoś z władz uniwersytetu nie powinien się zastanowić, dlaczego jest kolejny dyrektor i znów występuje te same problemy? Przed reformą Gowina był osobny komponent finansowy na leczenie pacjentów przez studentów medycyny (środki na zadania związane ze świadczeniami zdrowotnymi wykonywanymi w ramach szkolenia studentów stacjonarnych w podstawowych jednostkach organizacyjnych uczelni). UWM dostawał z tego tytułu ponad 1 mln zł rocznie. Przecież można dokonać analizy wydatkowanej dotacji podmiotowej w tym zakresie i dokonać oceny w jaki sposób te środki zostały wydatkowane. W bezpośredni sposób łączą się one z analizowanym przez nas tematem. Oczywiście, konia z rzędem temu, kto by się doprosił o rozliczenie tej dotacji. Przecież my nie możemy się doprosić o listę lekarzy, którzy prowadzą u nas działalność dydaktyczną. Wniosek z tego taki, że takie postępowanie, w którym to szpital ma płacić za wszystko, jest celowe, bo chodzi o zachowanie status quo. Póki dyrektor godzi się na to, to ma "święty spokój", aż do czasu, gdy zadłuży szpital tak, że szpital traci płynność, więc wyrzuca się dyrektora i bierze się następnego. I tak "w kółko Macieja". Dyrektorzy szpitali uniwersyteckich są zatrudniani w roli "kozła ofiarnego". Miałem wybór: albo wyleczyć więcej ludzi, albo płacić za fikcję. W moim systemie wartości wybrałem leczenie ludzi, bo to jest podstawowe zadanie każdego szpitala w tym klinicznego.

Przypomnę, że gdy zaczynałem pracę jako dyrektor nasz OIOM nie miał podpisanych kontraktów, nie działała endoskopia oraz Izba Przyjęć, radiologia nie przystąpiła do konkursu i na dodatek prorektor Nawrocki zawiesił pracę Kliniki Neurochirurgii. Przyznam, że po roku pracy, gdy wszystko reaktywowaliśmy, przeszliśmy pomyślnie niezależną akredytację a szpital się rozwija, liczyłem na nagrodę dla naszego zespołu zarządzającego. Tymczasem otrzymałem wypowiedzenie rzucone w nocy przez dwie panie pod moim domem.

SPRAWA ZAKUPU AKCELERATORA

- W pierwszej naszej rozmowie telefonicznej powiedział pan, że jedną z przyczyn pana zwolnienia była odmowa wykonania polecenia rektora przyjęcia na stan szpitala Akceleratora liniowego ZAP-X Gyroscopic Radiosurgery do bezinwazyjnego leczenia nowotworów, który zmniejsza ryzyko powikłań w radiochirurgii. Na akcelerator uczelnia dała 19 mln zł i miał się on stać najważniejszą częścią powstającego w szpitalu Ośrodka Radiochirurgii Mózgu, Głowy i Szyi. Pan odmówił uruchomienia akceleratora i utrzymywania go poprzez wzięcie kredytu w wysokości 6 mln zł. Dlaczego?
MK: Tak jak mówiłem poprzednio, ze szpitalem nie konsultowano zasadności tego zakupu, USK nie był wnioskodawcą tego zakupu, nie miał tego w zakresie planowanych inwestycji i nie był decydentem w sprawach związanych z wyborem konfiguracji, opisem przedmiotu zamówienia oraz samego zakupu. Można dojść do wniosku, że władze UWM "kupiły" za 20 mln zł prof. Nawrockiego, radiologa, a teraz tym kosztem chcą obarczyć szpital. Nie zgodziłem się, więc stałem się wrogiem, bo ja pilnuję interesu szpitala, który nie idzie w parze z interesem uczelni, bo uczelnia chce utrzymać profesorów, bez oglądania się na koszty. Świetnie, tylko dlaczego za pieniądze NFZ!? Skoro władze UWM zdecydowały o kupnie akceleratora za 19 mln zł, to powinno to było być zgodne ze strategią rozwoju UWM. Powinien był powstać biznesplan, a następnie na tej podstawie dokonuje się zakupu. A biznes plan powstaje teraz, 3 lata po zakupie!

Moje zaangażowanie w ZAP-X nastąpiło w momencie otrzymania informacji, że pomimo pierwotnych planów UWM, to szpital od momentu oddania urządzenia będzie jego użytkownikiem. W tej sytuacji brałem czynny udział, w zorganizowanym na mój wniosek wyjeździe do szpitala w Lingen w Niemczech gdzie taki akcelerator jest użytkowany. Na podstawie tej wizyty wniosłem o zmianę wyposażenia Tomografu Komputerowego USK zamiast dedykowanego pod ZAP-X łoża na nakładkę na istniejące łóżko. Zmiana ta zapewniła możliwość kontynuowania użytkowania TK dla innych pacjentów szpitala niż pacjenci ZAP-X. Druga zmiana zgłoszona przeze mnie dotyczyła urządzenia do termicznego przygotowania maski pacjenta z metody wodnej na elektryczną. Zmiana ta skraca czas przygotowania urządzenia z 30 min. do 10 min. ma to znaczenie w przypadku posiadania jednego TK przez szpital – minimalizuje czas jego zajętości, poza tym ogranicza też potrzebne miejsce i ułatwia transport. Ostatnią kwestią podniesioną przeze mnie jest kwestia opłaty za każdego pacjenta, którego leczy się za pomocą ZAP-X. O szczegóły oferty i zamówienia dotyczącego tej opłaty proszę pytać Prorektora ds. Collegium Medicum oraz Kanclerza UWM. To pierwsze takie urządzenie w Polsce. Tak nowatorskie, że nie ma jeszcze w NFZ na niego "koszyka usług", nie wiadomo, jak wyceniać leczenie. Na stworzenie procedur trzeba około roku lub nawet dwóch. Przez ten czas uczelnia chciała wykorzystać ten sprzęt dla celów naukowo-dydaktycznych, skoro nie można do leczenia. Bo nie mamy tego akceleratora w planie naprawczym, na wypadek awarii, nie mamy strategii.

Dowiaduję się, że jednak pan rektor przekaże akcelerator na szpital. Czyli przekaże sprzęt, którym nie możemy leczyć, ale będziemy ponosić wszystkie koszty związane z jego funkcjonowaniem. Mamy zatrudnić specjalistyczną obsługę, wynegocjować koszyk świadczeń z NFZ, zapewnić certyfikat agencji atomistyki. Skąd na to wziąć pieniądze? Płynność mamy zerową, bo balansujemy na krawędzi. Pan rektor na to, że mamy wziąć kredyt w wysokości 6 mln zł, płacić odsetki i prowadzić działalność komercyjną! Przy tym nie jestem w stanie oszacować rynku a więc i przychodu. Czyli ja mam chorej na nowotwór powiedzieć: "Proszę pani, mamy wspaniały sprzęt, który może pani pomóc, ale może go sobie pani obejrzeć przez szybkę, chyba że zapłaci pan za zabieg 30 tys złotych".

SPRAWA POWOŁANIA UROLOGII

- Czy to prawda, że nie chciał pan również wyrazić zgody na powołanie oddziału urologii dla prof. Marka Roslana, którego po pana zwolnieniu, rektor powołał na p.o. dyrektora?

MK: Na polecenie rektora organizowałem oddział urologii, ale na takich zasadach, które pozwolą mi na ogłoszenie konkursu, w zgodzie z prawem i z bezpieczeństwem szpitala. Żeby stworzyć nowy oddział muszę mieć zabezpieczenie finansowe, bo podlegam dyscyplinie finansów publicznych i jestem w trakcie realizacji programu naprawczego. Tłumaczyłem to panom rektorom, że nie mam na to pieniędzy. Nawet, gdybym powołał oddział, to główna księgowa kazałaby mi dać polecenie na piśmie, bo szpital nie ma na to pieniędzy. Rektorzy zapewniali, że zdobędą środki, ale ja "na gebę" nie chciałem tego przyjąć. No to była obraza majestatu. Prof. Roslan wyczyniał cuda, bo w międzyczasie negocjował ze Szpitalem Wojewódzkim. Rektor stwierdził, że to ja blokuję powołanie oddziału urologii i mnie wyrzucił ze spotkania w rektoracie.

- Ma pan może wiedzę, czy prof. Roslan, po powołaniu na pełniącego obowiązki dyrektora, zaczął tworzyć urologię?

MK: Wiem, że odbyło się posiedzenie Rady Społecznej Szpitala, na które prof. Roslan powiedział, że jest tutaj, żeby otworzyć oddział urologii oraz scalić neurologię z udarówką! Przyznaje, że spotyka się z prof. Mycko i z nim to wszystko uzgodnił. To znaczy, że uzgadnia to z człowiekiem, który nie jest pracownikiem szpitala. Nie wiem, czy on sobie zdaje sprawę, że za moment naruszy dyscyplinę finansów publicznych i będzie miał z tego tytułu sprawę przed komisją? Jeszcze tylko powrót do koncepcji prof. Mycko i zamiast 30 łóżek neurologii/udarowego, które są obecnie w nowym skrzydle, będziemy mieli 20 łóżek w tym tylko 8 udarowych! Bo taka była koncepcja pana prof. Mycki na nowy oddział, który przecież miał być rozwojowy w porównaniu ze starą lokalizacją. Taki rozwój, że z 22 łózek, które ma teraz oddział w lokalizacji a 28 ogółem, pan profesor wraz z szefem katedry projektują oddział na 20 łóżek.

Zapewne pocieszeniem dla tych chorych z udarem (a jak wiemy jest do jedna z głównych jednostek chorobowych prowadzących do zgonów) jest fakt, że w lokalizacji nowego oddziału znajdzie się Laboratorium naukowo-dydaktyczne. W razie potrzeby uwiarygodnienia moich słów są projekty, które są w posiadaniu m.in. działu technicznego USK.

- Dostaję sygnały, że rektorzy namawiają dr Wińską do pozostania w szpitalu.

MK: Czy to nie jest paranoja? Ten sam rektor Przyborowski, który twierdził, że dr Wińska nie umie liczyć, teraz wraz z prorektorem Nawrockim proszą dr Wińską, żeby została. Gdzie jest godność i morale tych ludzi?! Przecież istotą konfliktu było urojenie prof. Mycko na tle dr Wińskiej. Ja wiem, dlaczego ją namawiają, bo jak dr Wińska się zgodzi pozostać, to ze mnie zrobią "kozła ofiarnego". Wiem, że usilnie szukają "haków" na mnie. Natomiast plan ten ze względu na brak zgody dr. Wińskiej uczestniczenia w tej hucpie spowodował zmianę taktyki i znów jest ona passe czyli trzeba ją wykluczyć. Zaraz po Radzie Społecznej Szpitala nowy p.o. dyrektora prof. Roslan zmienia powtórnie regulamin organizacyjny oczywiście już bez akceptacji Rady Społecznej. Zabrania z-ca dyr. dr. Wińskiej podejmowania jakichkolwiek decyzji kadrowych i finansowych. Tu chcę nadmienić że w zakresie tych decyzji były zakupy interwencyjne materiałów i leków ratujących życie. Dodatkowo ta decyzja już ma swoje reperkusje w postaci braku możliwości zatrudnienia dwóch lekarzy (w tym 1 anastezjologa!), z którymi negocjacje były już na etapie końcowym. Ponadto decyzje natury finansowej w postaci nakazów zakupów wbrew założeniom planu finansowego (1,8 mln zł na sprzęt dla urologii, 1 mln na materiały jednorazowe dla tegoż, ogłoszenia konkursów dla „swoich” z prof. Mycko na czele, z kwotami przewyższającymi te, wynikającymi z planu. Decyzje te podejmowane są bez kontrasygnaty działu księgowego na polecenie dyrektora jednostki. Chyba nie muszę dodawać jakie konsekwencje takie decyzje za sobą pociągają. Poza głównym nurtem zajęć p.o. dyrektora zajmuje się również dochodzeniem w sprawie osób, które zbierały podpisy pod pismem popierającym moją osobę.

- Potwierdzam, że szykowane są na pana "haki". Otrzymałem, po opublikowaniu naszej pierwszej rozmowy telefonicznej na portalu debata.olsztyn.pl, kilka maili z zarzutami pod pana adresem. Przytoczę treść tych zarzutów. "Czy pan dyrektor pobierał dodatkowe pieniądze z projektu budowy skrzydła szpitala? Niech udostępni umowy".

MK: Dodatkowych pieniędzy z budowy skrzydła szpitala nie pobierałem. Zostałem mianowany przez poprzedniego dyrektora jako koordynator wszystkich projektów realizowanych w szpitalu. Koordynatorowi w niektórych projektach przysługuje wynagrodzenie. Ja z tego tytułu pieniędzy nie pobrałem, ponieważ była to funkcja zlecona mi przez dyrektora, więc uważałem, że jest to praca w ramach i zakresie moich obowiązków.

- "Ile Kamiński wywiózł kostki brukowej z terenu szpitala, aż szlaban uszkodził, bo pod prąd wyjeżdżał, żeby - ochrona nie widziała".

MK: Potwierdzam, szlaban uszkodziłem jadąc wbrew temu co napisane z prądem własnym autem marki ford transit, którym przywoziłem do szpitala zaopatrzenie z Agencji Rezerw Materiałowych, za własne pieniądze, ponieważ szpital nie posiadał środka transportu. Podałem swoje dane, żeby pokryto szkodę z mojego ubezpieczenia. Używałem swoich środków transportu w postaci wyżej wymienionego samochodu dostawczego jak i samochodu osobowego z przyczepą, dla zapewnienia ciągłości dostaw materiałów ochrony bezpośredniej czy też sprzętu medycznego, zwłaszcza podczas trwającej pandemii.

- "Dlaczego dr Wińską powołano na stanowisko dyrektorki ds lecznictwa bez konkursu?"

MK: Nie było innej możliwości, bo był tylko jeden kandydat, dr Wińska.

- "Dlaczego dr Wińska ma tyle funkcji, dyrektorka ds lecznictwa, koordynatorka Izby Przyjęć, lekarz w klinice "Budzik" i teraz także koordynatorka Kliniki Neurologii, prawie tak, jak dawny dyr dyrektor ds lecznictwa?"

MK: Pani Dr Wińska pracowała przed powołaniem na stanowisko dyrektorki ds lecznictwa jako koordynatorka Izby Przyjęć i miała swoje godziny w "Budziku", jako neurolog. Po tym, jak prof. Mycko porzucił pacjentów kliniki neurologii i oddziału udarowego, żeby zapewnić chorym opiekę, dr Wińska została też koordynatorem tej kliniki, stało się to nie z wyboru a z konieczności.

"Zamiecenie pod dywan sprawy kradzieży materiałów z bloku operacyjnego w Szpitalu Miejskim i używanie ich bez ewidencjonowania na bloku operacyjnego w szpitalu uniwersyteckim"

MK: Nieprawda. Była zgłoszona taka sytuacja. Powołałem zespół do zbadania tej sytuacji. Po wyjaśnieniu sprawy, osoby decyzyjne dostały ode mnie pouczenie na piśmie. Dla uporządkowania systemu udzielania sobie pomocy między szpitalami podpisaliśmy ze Szpitalem Miejskim umowę. W sytuacji, gdy do szpitala przywożony jest pacjent w stanie zagrożenia życia, a szpital nie posiada w tej chwili jakichś leków czy materiałów, to zwraca się do Szpitala Miejskiego o wypożyczenie i vice versa.

- "Mąż jest radcą prawnym szpitala a żona kadrową. Mąż opiniuje jako prawnik umowy i pisma sporządzane przez żonę, kadrową. Czy nie jest to konflikt interesów?"

MK: Jest taka sytuacja, tylko to nie ja zatrudniałem prawnika i kadrową, a poprzedni dyrektor, praca tych osób nigdy nie budziła jakichkolwiek moich zastrzeżeń, wręcz przeciwnie.

- "Czy w momencie, gdy został pan pełniącym obowiązki rektora wystawiał fakturę zarówno za pracę jako dyrektor ekonomiczny oraz jako p.o. dyrektora?"

MK: Tak było. Telefonicznie konsultowałem się z działem prawnym uniwersytetu i uzyskałem opinię, że to są dwa różne zakresy obowiązków i wystawienie dwóch faktur będzie zgodne z prawem, potwierdziłem to również z prawnikiem USK. Natomiast wzbudziło to kontrowersje ze strony organu zarządzającego, więc po spotkaniu się z panem rektorem oświadczyłem, że ja te pieniądze zwrócę i tak zrobiłem.

- To wszystkie pytania, które miałem do pana. czy pan chciałby ze swojej strony coś dodać?

MK: Panie Redaktorze zgodziłem się i godzę nadal na odpowiedzi do pytań z pierwszej rozmowy ze mną, bo uważam, że jest to uczciwe z mojej strony. Nie chcę być odebrany jako osoba, która chce coś ugrać, napisać i zniknąć, stąd decyzja o odpowiedziach na pytania. Natomiast uważam, że to co się wydarzyło może mieć albo już ma wpływ na szpital, który wielu ludziom pomógł jako pacjentom i może to robić dalej i w jeszcze większym zakresie. Odbija się szerokim echem i niszczy to na co 600 osób (z kilkoma wyjątkami) ciężko pracowało przez ostatni czas. Poza tym ja nie zamierzam prowadzić krucjaty, bo jestem realistą i w starciu z takim gigantem jakie mam szanse? Chcę tylko w ten sposób oddać ludziom, to co stara im się teraz poprzez tak arbitralne traktowanie zabrać, to że zrobili razem jako zespół ogromną dobrą robotę. Chcę również przeprosić tych wszystkich, których nasz zespół przekonał do pozostania z nami w czasie najtrudniejszym lub do dołączenia do zespołu USK dając obietnicę i gwarancję że w tym szpitalu już będzie normalnie, bo sam w to szczerze wierzyłem.

Chciałbym podziękować mojej rodzinie za wyrozumiałość i wsparcie, bo czas związany ze szpitalem to brak czasu dla nich, a moje zmartwienia mimo starań wywierały piętno na moich najbliższych.

Podziękowania należą się też Rektorowi UWM za szansę jaką mi dał, bo doświadczenie i ludzie jakich spotkałem zostaną ze mną do końca życia. W mojej ocenie tą szansę wykorzystałem i razem z moim zespołem odnieśliśmy sukces.

Ostatnia osoba, której winien jestem podziękowania to Prorektor ds.Collegium Medicum. Dziękuję za przypomnienie co jest najważniejsze w życiu, bo praca nawet ta, w którą wierzysz nie może przysłonić wszystkiego, bo zawsze może znaleźć się ktoś dla kogo będzie to tylko droga po swoje, w której dla ciebie dalej nie ma miejsca.

Mam nadzieję, że te wydarzenia nie położą cienia na mojej przyszłości zawodowej, bo dalej widzę się tam, gdzie trzeba zrobić wszystko co tylko możliwe żeby pomóc pacjentom.

Rozmawiał Adam Socha

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.


Wywiad jest przedrukiem z kwietniowego miesięcznika "Debata". Odpowiedzi Rektora UWM Jerzego Przyborowskiego otrzymałem już po zesłaniu do druku kwietniowego numeru "Debaty", dlatego ukażą się w majowym numerze "Debaty" oraz już zostały opublikowane na portalu (TUTAJ).

Wywiad przed publikacją otrzymał prof. Marcin Mycko, żeby mógł odnieść się do zarzutów. Prof. Mycko nie odpowiedział.

Czytaj więcej: Dyrektor szpitala uniwersyteckiego ujawnia kulisy swojego zwolnienia

Komentarz (2)

Starosta olsztyński: "Czy Matka Boża objawiła się po to, żeby w Gietrzwałdzie jedli korzonki?"

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 16 maj 2023 16:18

Rozmowa ze starostą olsztyńskim Andrzejem Abako, który wydał pozwolenie na budowę Centrum Dystrybucyjnego Lidla w Gietrzwałdzie. Lokalizacja inwestycji wzbudziła protesty społeczne. Część pielgrzymów odebrała ją jako zamach na ziemię uświęconą objawieniami Matki Bożej w roku 1877, jedynymi uznanymi na ziemiach polskich przez Kościół Rzymsko-Katolicki.

- Panie starosto, zapewne słyszał pan o proteście przeciwko budowie Centrum Dystrybucyjnego Lidla w Gietrzwałdzie, który odbył się 5 maja z udziałem około 500-600 pielgrzymów z całego kraju. Organizowany jest kolejny protest w sobotę 3 czerwca. Gdyby pan był tego dnia w Gietrzwałdzie, co by powiedział protestującym?

Starosta Andrzej Abako: Powiedziałbym, że region Warmii i Mazur ma prawo do rozwoju gospodarczego, jak każdy inny. Powiedziałbym, że przekazuje im się półprawdy na temat tej inwestycji. Przecież tam nie powstanie żadne składowisko odpadów, a jedynie selektywna zbiórka surowców wtórnych, które stamtąd trafią do specjalistycznych firm. Powierzchnia składowanych odpadów to 0,005% powierzchni całej działki. Nie straszcie więc ludzi odpadami.

- Pielgrzymi obawiają się, że magazynu, który będzie miał 24 metry wysokości, przytłoczy sanktuarium w Gietrzwałdzie.

Starosta Andrzej Abako: Ludzie, którzy przyjadą modlić się do do Matki Bożej w sanktuarium czy przy kapliczce, nie zobaczą dachu magazynu.

- A z Drogi Krzyżowej?

Starosta Andrzej Abako: Ukształtowanie terenu w miejscu inwestycji jest takie, że nawet ze stacji XIV Drogi Krzyżowej widoczne będą tylko drzewa, bo Lidl obsadzi magazyn drzewami. Ponadto obiekt będzie w barwach ziemi i nieba, więc z daleka nie będzie widoczny.

- Przyznam, że moje wątpliwości budzi sąsiedztwo Centrum Lidla przy DK16, która od Gietrzwałdu do Ostródy jest jednopasmowa, bez pobocza, a dobowo Centrum ma obsługiwać 160 TIRów i 180 aut osobowych.

Starosta Andrzej Abako: Co to jest 160 TIR-ów na dobę? TIR będzie wyjeżdżał co 12,5 minuty.

- Przecież Lidl rozważał swoją inwestycję w czterech pod olsztyńskich gminach. Mógł wybrać lokalizację, która nie budziłaby żadnych protestów społecznych, z dostępem do drogi ekspresowej.

Andrzej Abako: Lidla rozważał lokalizację nawet w więcej niż z czterech gmin. Czy osoba, która protestuje przeciwko inwestycji gietrzwałdzkiej, zadeklaruje comiesięczną wpłatę do budżetu gminy w wysokości 300, 500, 1000 zł, jako procent od swojego dochodu, jaka stałą opłatę na rzecz budżetu Gietrzwałdu? Jak mamy się równomiernie rozwijać, jeśli wszyscy będą lokować inwestycje w gminie Stawiguda,? Tam będą mieli w domach złote klamki a w innych gminach mają korzonki jeść? Czy Matka Boska objawiła się w Gietrzwałdzie po to, żeby mieszkańcy całe życie jedli korzonki, czy po to się objawiła, żeby Gietrzwałd był sławny?

- To dlaczego wójt zwalnia tak potężny koncern, należący do najbogatszego człowieka w RFN na 3 lata z podatku, z opcją na kolejne 3 lata, a mieszkańcom mówi, że gmina potrzebuje środków na utrzymanie szkół i domów kultury. Gdzie tu sens i logika?

Starosta Andrzej Abako: Inwestor, żeby gdzieś się osiedlić, musi mieć jakąś formę zachęty. Gminy dysponują takimi zachętami, jak np. zwolnienie od podatku gruntowego, na jakiś okres czasu. Wójt patrzy na tę inwestycję w perspektywie dekady. W takiej perspektywie ma szanse otrzymać od Lidla 21 mln złotych. Czy pan na miejscu wójta odmówiłby takiego zasilania budżetu? Dzięki takim wpływom gmina będzie mogła skorzystać ze 150 mln zł środków zewnętrznych na inwestycje, bo będzie miała środki na wkład własny. Czy taka mała, biedna gmina, która nie ma przemysłu, nie ma prawa skorzystać z takiej okazji, jaką stwarza Lidl? Czy tylko prawo rozwoju ma mieć Stawiguda, Olsztynek, Biskupiec czy Barczewo? No nie! Chodzi o zrównoważony rozwój regionu. Inwestor szukając lokalizacji, patrzy pod różnym kątem, np., na ukształtowanie terenu, czy jest płaski i nie będzie trzeba robić dużych prac ziemnych.

- Akurat tam teren jest pagórkowaty. Mam dla Lidla olbrzymią działkę, płaską jak naleśnik, w Wilkowie pod Olsztynkiem, dostęp do drogi S7, bocznica kolejowa.

Starosta Andrzej Abako: Ale tam w Studium jest miejsce na lotnisko.

- Miało być lotnisko ale marszałek Jacek Protas wybrał Szymany na lotnisko. Koniec. Kropka.

Starosta Andrzej Abako: Uważam, że rzad polski powinien cywilne lotnisko zbudować w Wilkowie, a Szymany zostawić wojsku. Ja za tym optuję. Bo tam jest potencjał trasy S7.

- Wróćmy do Gietrzwałdu.

Starosta Andrzej Abako: Gietrzwałd nie ma nic, tylko sanktuarium, którego potencjału nie potrafią wykorzystać, bo nie potrafili wybudować tam nawet hotelu.

- Właśnie, hotel. Byłem w Fatimie, tam obok sanktuarium wyrosło całe miasteczko hotelowe. Czy gmina wraz z Kościołem, sejmikiem wojewódzkim, starostwem olsztyńskim, nie powinna wypromować Gietrzwałd tak, by stał się głośny w Europie i świecie jak Lourdes i Fatima, i postawić na hotelarstwo?

Starosta Andrzej Abako: Tam jest miejsce na hotele, to prawda, ale też będą protesty, jak przy budowie 5-gwiazdkowego hotelu w Rybakach nad Jez. Łańskim. Protestujący twierdzą, że "Matka Boska się na nas pogniewa za Lidla". Matka Boska nigdy się na ludzi nie pogniewa. Pan Bóg nigdy nie życzy człowiekowi źle. Jeśli Warmia ma się rozwijać, to musimy stawiać na turystykę, centra logistyczne i żeby wchodziła do nas technologia IT 4.0. Jak pan się spotka 3 czerwca z protestującymi, to niech pan im zaproponuje opodatkowanie się na rzecz budżetu gminy Gietrzwałd. Wójt znalazł inwestora, który da mu w ciągu dekady 21 mln zł do budżetu, czy to źle? To bardzo dobrze. Będzie miała też gminy wpływy z PIT od 150 pracowników. Ponadto jest kwestia outsourcingu, czyli praca dla firm świadczących usługi dla Lidla.

Przecież ta inwestycja powstanie po drugiej stronie obwodnicy Gietrzwałdu, nie ingerując w sanktuarium, ani w wieś Gietrzwałd, w kierunku Łajsu. Powinniśmy trzymać kciuki, żeby inwestycja Lidla przyciągnęła w tamtym miejscu kolejnych 10, tak jak przy drodze Olsztyn - Olsztynek, bo taka duża inwestycja przyciąga następne. Aby tylko robić to mądrze, nie niszcząc przyrody. I my tak to robimy, żeby to przedsiębiorstwo wpisało się w krajobraz i nie miało szkodliwego oddziaływania na otoczenie. Dookoła magazynu zostaną obsadzone drzewa. Po 10 latach nie będzie tej hali widać. Ci, którzy przyjeżdżają protestować z Warszawy czy Torunia, to ich miejsca pracy w gminie Gietrzwałd nie obchodzą. Współczuję bardzo wójtowi tych protestów. One wynikają z zaangażowania politycznego, które było obliczone na odwołanie wójta w referendum.

- Czy pan był z wójtem u ministra rolnictwa w sprawie odrolnienia działki dla Lidla? (Jak doszło do odrolnienia 42-hektarowej działki Rolłajsu opiszę wkrótce).

Starosta Andrzej Abako: Nie, nie byłem. Jeżeli przedsiębiorca przynosi do mnie, jako starosty, dokumenty: decyzję środowiskową, albo i nie ma, bo nie musiał robić, bo nie ma oddziaływania na środowisko, jeśli przedstawi pozytywną decyzję RDOŚ i innych organów, to ja jako urzędnik muszę wydać mu pozwolenie na budowę. Bo na jakiej podstawie mógłbym odmówić?

- Protestujący podnoszą sprawa budowy drogi z Centrum Lidla do DK16 kosztem zabytkowej alei klonów.

Starosta Andrzej Abako: Lidl zobowiązał się najpierw do budowy drogi 500-metrowej, ostatecznie zrobi drogę 1000-metrową o szerokości 7 metrów. W tym celu musi wyciąć 18 drzew, po tej stronie, gdzie praktycznie drzew nie ma. Mam legalne pozwolenie RDOŚ i konserwatora zabytków na wycięcie tysiąca drzew, zdobyłem na ten cel 10 mln złotych, tylko wycofałem się z tego. Uznałem, po szerokiej dyskusji z RDOŚ i konserwatorem, że nie możemy niszczyć tej alei. Gdybym musiał poszerzyć drogę do 5,5 metra to musiałbym wyciąć tysiąc drzew. Wycofaliśmy się z tego pomysłu, żeby nie psuć krajobrazu i historycznych alei drzewnych na Warmii. Jak więc miałem nie wydać zgody na wycięcie 18 drzew przy drodze powiatowej, jak miałem zgodę na wycięcie tysiąca drzew!?

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Adam Socha

Czytaj też na ten temat:

Jak LIDL dostał pozwolenie na budowę Centrum w Gietrzwałdzie, w Obszarze Chronionego Krajobrazu

Dane nt. Centrum Dystrybucyjnego Lidl w Gietrzwałdzie z Karty Informacyjnej Przedsięwzięcia:

"Powierzchnia działki 41,37 ha. Powierzchnia zabudowy - 7 ha, po rozbudowie 81 640 mkw. Powierzchnia utwardzona 90 396 mkw.

Wymiary magazyny, dł. 440,25 m., szer. 153,32 m., wysokość 24 m.+ wentylatory na dachu (10 central). (Gazeta Gietrzwałdzka policzyła, że wysokość dachu magazynu z wentylatorami to 161 m n.p.m, a wieży sanktuarium - 159 m n.p.m. - przypis A.Socha)

Centrum będzie pracować 7 dni w tygodniu/24 h/doba.

Ruch pojazdów dobowy: osobowych - 180, TIRów - 160 (miejsc parkingowych na 299 os. i 148 TIR, każde miejsce parkingowe użyte będzie raz na dobę).

Obiekt zlokalizowany będzie w odległości około 800 od centrum wsi Gietrzwałd. Pojazdy będą wyjeżdżać na DK16, która od Gietrzwałdu do Ostródy jest jednopasmowa, bez pobocza.

Ekran akustyczny dł. 160 m, wys. 4 m - ochrona najbliżej stojącego budynku mieszkalnego. Od strony płd w odległości 10 m. od działki zabudowa mieszkalna jednorodzinna, od strony wschodniej - 6 m., od płn. - 90 m.

Ilość odpadów ze sklepów Lidl 154 tys ton rocznie. Odpady będą przekazywane do zbierania, odzysku lub unieszkodliwiania specjalistycznym firmom.

Wszystkie odpady będą magazynowane selektywnie w wyznaczonych do tego celu miejscach w magazynie i na placu. Odpady niebezpieczne będą magazynowane selektywnie w sposób zabezpieczający środowisko i przekazywane do zbierania, odzysku lub unieszkodliwiania specjalistycznym firmom.

Ścieki do zewnętrznej gminnej sieci kanalizacji sanitarnej.

Amoniak jako czynnik chłodniczy.

Cały teren inwestycji leży na w granicach obszaru Chronionego Krajobrazu Doliny Pasłęki.

Inwestycja znajduje się poza obszarem o znaczeniu historycznym, kulturowym lub archeologicznym".

Od redakcji:
Miejscem budowy mają być tereny dotychczas jeszcze rolne pomiędzy Gietrzwałdem i Łajsami. Inwestor nabył działkę od spółki "Rolłajs", która przejęła ziemie popegeerowską po PGR Łajsy. Jako, że jest to ziemia rolna klasy III, więc zgodę na jej odrolnienie musiało wyrazić ministerstwo rolnictwa. (Jak doszło do odrolnienia 42-hektarowej działki Rolłajsu opiszę wkrótce).

Inwestycję obejmie Uchwała Nr XXII/166/2020 Rady Gminy Gietrzwałd z dnia 15 maja 2020 r. w sprawie przyjęcia programu regionalnej pomocy inwestycyjnej na terenie Gminy Gietrzwałd, która zwalnia się od podatku od nieruchomości grunty, budynki lub ich części oraz budowle lub ich części związane z prowadzeniem działalności gospodarczej, stanowiące inwestycje początkowe. Zwolnienie jest uzależnione od poniesienia, po dniu wejścia w życie uchwały, nakładów na inwestycją początkową. Okres udzielonego zwolnienia wynosi trzy lata.

Adam Socha

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Czytaj więcej: Starosta olsztyński: "Czy Matka Boża objawiła się po to, żeby w Gietrzwałdzie jedli korzonki?"

Komentarz (15)

Dyr. Teatru Jaracza: "Nie mogę pracować w mieście, w którym nie dostaję szacunku"

Szczegóły
Opublikowano: poniedziałek, 15 maj 2023 11:08
Adam Jerzy Socha

Dyrektor Teatru Jaracza Zbigniew Brzoza,13 maja, przed premierą spektaklu "Prawiek i inne czasy", pożegnał się z widzami i podsumował swoją 4,5-letnią pracę w Olsztynie. Wyjaśnił dlaczego nie stanął ponownie do konkursu na dyrektora teatru. Przytaczam transkrypcję tego wystąpienia z nagrania na YT.

"To dla mnie szczególna okazja, zaraz powiem dlaczego, ale zacznę od tego, że cieszę się, że jesteście z nami dzisiaj i że jesteście tak licznie. Godzinę temu rozmawiałem z dyrektorem Teatru Ateneum w Warszawie. Powiedział mi, że na ten weekend mają 45% frekwencję i dotyczy to wszystkich warszawskich teatrów, zasygnalizował, że tak jest mniej więcej w Polsce. Po zimnym kwietniu, zimnym weekendzie widzowie masowo uciekają z budynków w plener więc państwa żywa energia nas cieszy i o taką energię proszę na premierowym przedstawieniu.

To 45 premiera pod moją dyrekcją i być może ostatnia za mojej dyrekcji. Mam szczególne powody, by powiedzieć parę słów do Państwa. Wynika to z faktu, że media nie prezentują mojego stanowiska co do sytuacji jaka istniała w Teatrze Jaracza i z boku Teatru, zarówno te pisowskie jak i te niepisowskie.

Na 4,5 roku kierowania przeze mnie teatrem, co najmniej półtora roku to był czas pandemii i udało mi się przeprowadzić teatr przez czas pandemii, znaleźć zajęcie dla artystów, dla pracowników. Robiliśmy słuchowiska, video-reportaże, nagrywaliśmy przedstawienia i pokazywaliśmy w internecie, co było dodatkowym źródłem zarobków dla pracowników technicznych i aktorów, a jednocześnie pozwalało nie zerwać kontaktu z państwem, z widzami.

Dziękuję, że byliście państwo z nami, że wspieraliście wszystkie premiery. Mam wrażenie, że większość naszych przedstawień spotkała się z dobrym odbiorem państwa. Ten okres 4,5 roku, mówię to bez zarozumialstwa, to był najlepszy okres w historii tego teatru, jeśli chodzi o liczbę premier, państwa obecność, jak i liczbę nagród i wyróżnień, liczbę recenzentów ogólnopolskich przyjeżdżających na nasze spektakle. Liczba recenzji była niebywała, zainteresowanie tym teatrem było wyjątkowe. Spektakle pokazywaliśmy od Dźwierzut, Olecka do Lidzbarka Warmińskiego, przez Kraków, Kalisz, Opole. Na festiwalu opolskim pokazywaliśmy 2 nasze przedstawienia. Tylko trzy razy w historii tego festiwalu ten sam teatr pokazał dwa przedstawienia. Na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych za tydzień też pokażemy dwa nasze przedstawienia. To festiwal budujący wizerunek teatru w kraju, pokażemy Łatwe rzeczy i Czas porzucenia.

Muszę w związku z tym powiedzieć, dlaczego nie startuję w konkursie na dyrektora Teatru Jaracza. Powód jest taki. Urząd Marszałkowski miał wybór: przedłużyć mi kadencję albo ogłosić konkurs. Dałem Urzędowi dużo argumentów, żeby przedłużył kontrakt. Poza siedzibą teatru pokazaliśmy spektakle 104 razy, zostaliśmy zaproszeni na festiwale w Rumunii, Czechach, na Litwie, potem będzie festiwal w Istambule i jak sądzę, po Warszawskich Spotkaniach Teatralnych przyjdą kolejne zaproszenia.

Z mojego punktu widzenia brak dyskusji Urzędu ze mną na ten temat oznacza brak szacunku. Nie mogę pracować w mieście, województwie, w którym nie dostaję szacunku. Tym bardziej, że przez te 4 lata dopracowałem się olbrzymiego szacunku z Państwa strony, wyjątkowych widzów, nie słodzę Państwu, jadłem z niejednej kuchni , przetrwałem.... (niezrozumiały fragment wypowiedzi - przypis A.Socha). Teatr Jaracza był teatrem skierowanym do państwa, do tego co jest największą wartością, w moim przekonaniu, Polski, do tej formacji unikatowej, którą jest inteligencja, niedofinansowana, ale pełna humanistycznych potrzeb, zawsze stałem po stronie humanizmu i zawsze cieszyłem się, że państwo do nas przychodzą.

Nie wziąłem udziału w konkursie, gdyż uważam, że w tej sytuacji niech Urząd wybierze kogo chce. Nie będę mu przeszkadzał. Nie biorę udziału, gdyż pani wicemarszałek Sylwia Jaskulska powiedziała w jednym z wywiadów, że "za dużo w teatrze jest konfliktów". To są konflikty, które ja zastałem. Poprzedni dyrektorzy stworzyli swoje grupy wsparcia w związkach zawodowych. Te grupy wsparcia działały przeciwko rozwojowi teatru, czyli przeciwko w moim przekonaniu temu co tu się stało za mojej dyrekcji.

Nie stosowałem żadnych niewłaściwych metod, nie obciążałem, nikogo nie zwolniłem z tego środowiska. W związku z tym, jeśli na mnie przerzuca się odpowiedzialność, to jest to niesprawiedliwie. Starałem się, żeby wartością podstawową był szacunek i traktowanie osoby widza, pracowników jako wartości.
Dziękuję Państwu. To jest moje posłowie. Pozwoliłem sobie na ten występ, bo myślę, że to się dobrze wpisuje w pointę dzisiejszego spektaklu. Dziękuję, żegnam się z państwem, to był dla mnie ważny czas. Jestem, dumny, że państwo przychodziliście, jestem dumny z osiągnięć naszego teatru. I nie pozwolę na to, żeby ktoś przedstawiał to w fałszywym świetle. Dziękuję!" (Brawa).

Przypomnijmy, iż Zbigniew Brzoza przyszedł do Olsztyna w 2019 roku na miejsce Janusza Kijowskiego, sprawującego tę funkcję od 14 lat, przeciwko któremu wybuchł bunt części załogi skupionej w Związku Pracowników Teatru. Pracownicy z tego związku oskarżali dyrektora i jego zastępczynię Beatę Ochmańską (prywatnie partnerkę Kijowskiego) o przekształcenie teatru w prywatny folwark i źródło nienależnych dochodów. Pracownicy techniczni oraz grupa aktorów, która nie należała do dworu Kijowskich, była dyskryminowana finansowo.

Inspekcja pracy potwierdziła zarzuty Związku. Inspekcja stwierdziła naruszanie przepisów dotyczących czasu pracy, niezapewnienie odpoczynków, wykonywanie pracy w tej samej dobie pracowniczej ponadto pracy w godzinach nadliczbowych w ramach umów cywilno-prawnych, podejmowanie działań mogących nosić cechy mobbingu. Inspekcja zgłosiła zawiadomienie do prokuratury w związku z podejrzeniem dyskryminacji ze względu na przynależność związkową.

Potwierdziły się też zarzuty dotyczące uzyskiwania przez Kijowskiego dodatkowych, wysokich dochodów, dzięki temu, że umowy z nim podpisywała jego partnerka.

Zbigniew Brzoza przyszedł więc w 2019 roku do teatru, którego pracownicy byli głęboko podzieleni. Zapowiedział zasypanie podziałów i równe traktowanie wszystkich pracowników. Zlikwidował "czarną listę" aktorów, których za Kijowskiego nie obsadzano, zlikwidował też "kominy płacowe" m.in. zmniejszając wysokie prowizje Biura Obsługi Widzów.

Od pierwszego dnia przyjścia Brzozy do teatru grupa pracowników, która zawdzięczała swoją pozycję i wysokie zarobki Kijowskiemu, nastawiona była wobec niego negatywnie i polowała na jego potknięcia, m.in. nagrywając Go podczas spotkań.

Brzoza naraził się też rozbijając układ w Studium Aktorskim. Jak zeznała ostatnio w sądzie obecna dyrektorka Studium dr Milena Gauer poprzedni dyrektor Zbigniew Marek Hass zatrudnił jako zastępcę aktora Dariusza Poleszaka-Hassa bez wyższego wykształcenia, swojego partnera. Jej zdaniem, był to układ nepotyczny. W ankietach przeprowadzonych wśród uczniów pojawił się też problem molestowania. Okazało się też, że uczniowie byli wprowadzeni w błąd. Byli przekonani, że uzyskają dyplom wyższej uczelni, gdyż nauka trwała 4 lata. Tymczasem nauka powinna trwać krócej, gdyż Studium ma status szkoły policealnej. Dyrektor Brzoza pożegnał się z Hassem i Poleszakiem (Poleszak zeznawał w sądzie przeciwko Brzozie).

Dość szybko Brzoza dostarczył na siebie "haki". Wprowadzając korzystny dla ogółu pracowników nowy regulamin pracy i wynagradzania, podnosząc wszystkim pensje, popełnił "szkolne" błędy. Dał nowe regulaminy do podpisu tylko Związkowi Pracowników Teatru, pomijając Związek Aktorów Polskich i związek "S" skupiający pracowników Biura Obsługi Widzów. Pracownikom tego biura wraz z kierowniczką zmienił warunki zatrudnienia, niezgodnie z prawem pracy.

Naraził się też politykom olsztyńskiego PiSu zwalniając ich przyjaciół, dwóch aktorów: Macieja Mydlaka i Pawła Parczewskiego. Po tym zwolnieniu na schodach teatru politycy PiS zorganizowali konferencję prasową. Konferencję zorganizował Maciej Tobiszewski, pełnomocnik wojewody warmińsko-mazurskiego ds. kultury (admirator Janusza Kijowskiego) z udziałem posłanki Iwony Arent i posła Jerzego Małeckiego. Zażądali odwołania dyrektora Brzozy. Politycy zarzucili dyrektorowi zastraszanie pracowników, zwalnianie ich za krytykę osoby dyrektora (posłowie twierdzą, że oprócz 4 aktorów pracę straciło ok. 26 pracowników pomocniczych, którzy byli zatrudniani na umowy zlecenia. Z powodu złej atmosfery z pracy miało odejść małżeństwo Castellanos).  Aktorzy Maciej Mydlak i Paweł Parczewski odwołali się do sądu pracy. Dyr. Brzoza przywrócił ich do pracy, ale nie obsadzał w spektaklach.

Posłowie zarzucili też upolitycznienie Teatru, czego dowodem miały być napisy na frontonie teatru.

Do PIP-u trafiły skargi pracowników teatru z dwóch związków zawodowych: NSZZ "S" i Zw. Aktorów Polskich. Kontrola potwierdziła złamanie ustawy o związkach zawodowych i skierowała sprawę do prokuratury. Jeśli w przypadku Kijowskiego prokuratura umorzyła postępowanie, to w przypadku Brzozy skierowała do sądu akt oskarżenia.

Prokurator oskarżył Zb. Brzozę o to, że w okresie od 19 listopada 2018 r. do 10 października 2019 r., sprawując funkcję Dyrektora Teatru utrudniał prowadzenie działalności związkowej poprzez m.in. pomijanie w opiniowaniu decyzji personalnych i organizacyjnych dwóch związków: NSZZ „Solidarność” oraz Komisji Zakładowej Związku Zawodowego Aktorów Polskich przy Teatrze im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Akt oskarżenia powstał po kontroli PIP w teatrze. Kontrola była następstwem skargi pracowników z ww związków.

Zbigniew Brzoza nie przyznał się do winy. Powiedział, że nie było jego złej woli. Wszystkie decyzje podejmował w interesie teatru i wszystkich pracowników. Nigdy w swojej karierze nie działał przeciwko związkom. Odpowiedzialnością za brak konsultacji ze związkami zawodowymi swoich decyzji obarczył prawnika mec. Wojciecha Ruszkowskiego, którego zatrudnił, gdy objął stanowisko dyrektora teatru (wcześniej byli przyjaciółmi). Dyrektor po kontroli PIPu zerwał z mec. Ruszkowskim kontrakt. Ten odwołał się do sądu. Sąd, za bezpodstawne wypowiedzenie umowy na obsługę prawną teatru, zasądził od teatru odszkodowanie w wysokości 105 tys. złotych.

Urząd Marszałkowski początkowo bronił dyrektora Brzozę, mimo sprawy karnej, jednak po tym, jak teatr przegrał sprawę z mec. Ruszkowskim, skapitulował.

Ostatnia sprawa karna Zbigniewa Brzozy ma się odbyć 23 maja. Uczestniczyłem we wszystkich rozprawach. Szerzej napiszę o procesie po ogłoszeniu wyroku.

Do konkursu na dyrektora Teatru Jaracza zgłosiło się 15 kandydatów. CZYTAJ TUTAJ

SPROSTOWANIE

Chciałbym odnieść się do jednego stwierdzenia z wystąpienia pożegnalnego dyr. Zbigniewa Brzozy. Dyr. Brzoza powiedział: "media nie prezentują mojego stanowiska, co do sytuacji, jaka istniała w Teatrze Jaracza i z boku Teatru, zarówno te pisowskie jak i te niepisowskie".

Otóż w "Debacie" i na portalu debata.olsztyn.pl informowałem bardzo szczegółowo o tym, co dzieje się w Teatrze Jaracza, po objęciu funkcji dyrektora przez Zbigniewa Brzozę. Zawsze zwracałem się do dyrektora o komentarz. W czerwcu 2021 roku dyr. Brzoza, na moją prośbę, udzielił mi obszernego wywiadu, w którym przedstawił wyczerpująco swoje stanowisko.

Jako jedyny dziennikarz od początku uczestniczę w rozprawach karnych Zbigniewa Brzozy. Moje relacje są wiernym zapisem tego, co działo się na sali sądowej. Tylko czytelnicy "Debaty" mogli poznać mowę obrończą Brzozy wygłoszoną na pierwszej rozprawie. Załączam poniżej linki do części moich tekstów.

Uważam, że Zbigniew Brzoza wyniósł Teatr Jaracza na wysoki poziom artystyczny, wyciągając go z prowincjonalnej zapaści. Świadczą o tym liczne, prestiżowe nagrody za spektakle oraz dla aktorów. Dla mnie osobiście najwybitniejszym spektaklem był "Wróg publiczny" wyreżyserowany przez Zbigniewa Brzozę, a widziałem prawie wszystkie spektakle w Jaraczu za jego dyrektorowania.

 Wielka szkoda i ogromna strata dla Olsztyna i województwa.

Adam Socha

Posłowie PiS żądają odwołania dyrektora Teatru Jaracza w Olsztynie. KOMENTARZ DYREKTORA

 

Zbigniew Brzoza: „Spór toczy się między dwoma poglądami na teatr”

Początek procesu dyrektora Teatru Jaracza w Olsztynie

Linia obrony oskarżonego dyrektora Teatru im. Jaracza

Proces dyrektora Teatru Jaracza. Zeznania Ewy Jarzębowskiej i Justyny Jant

Teatr Jaracza zapłaci ponad 100 tys zł za decyzję dyrektora Brzozy

Czytaj więcej: Dyr. Teatru Jaracza: "Nie mogę pracować w mieście, w którym nie dostaję szacunku"

Komentarz (28)

Ks. Szałanda: W Gietrzwałdzie nie ma żadnego Tronu Maryi. Komitet głosi treści heretyckie

Szczegóły
Opublikowano: piątek, 12 maj 2023 09:44

Zamieszczamy wpis z FB ks. Tomasza Szałandy, proboszcza parafii w Stawigudzie pw. Św. Jakuba Starszego, w którym skomentował hasła i wypowiedzi uczestników protestu w Gietrzwałdzie przeciwko inwestycji Lidla.

"Anty-mariologia protestujących w Gietrzwałdzie.

W Gietrzwałdzie, na Warmii, gdzie w XIX wieku zjawiła się Maryja, odbył się protest (wg gazet ok. 200 osób) przeciwko planowanej budowie centrum logistycznego jednego z niemieckich koncernów spożywczych. To, że niewielki promil uczestników stanowili mieszkańcy gietrzwałdzkiej gminy, to szczegół.

Natomiast argumenty z dziedziny religijnej, które się pojawiały zarówno w przestrzeni internetowej jak i podczas protestu, to już grubsza „teologia”.

Jedno z haseł „obrońców” Gietrzwałdu jest wyjątkowo kuriozalne teologicznie: „Chrońmy Tronu Naszej Matki przed zbeszczeszczeniem przez śmietnisko (…) do którego mają być zwożone 154 tysiące ton odpadów rocznie, w tym odpadów niebezpiecznych dla życia i zdrowia. Jest to miejsce, w którym Matka Boża objawiła się 160 razy, jedyne w Polsce uznane przez kościół. Zatem miejsce to wraz z całą okolicą jest uświęcone (…) Razem, pokażemy, że wiara to siła” (cyt. za Fb Komitet Obrony Gietrzwałdu).

1. W Gietrzwałdzie (ani nigdzie na ziemi) nie ma żadnego Tronu Maryi. Matka naszego Pana zjawiła się na klonie, w pobliżu świątyni, którego od dawna już nie ma.

2. To nie centra logistyczne bezczeszczą jakiekolwiek osoby (w tym przypadku Maryję), czy miejsca (w tym przypadku Gierzwałd), a ludzie przez grzechy myślą, mową i uczynkiem.

3. Zjawienie się Maryi w tym czy w innym miejscu nie uświęca tego miejsca niejako „z automatu”.

Źródłem uświęcenia i Uświęcającym jest sam Bóg – Przenajświętszy, a nie osoby przez Niego posyłane do ludzi, aby przekazać im Boże orędzie.

Gdyby przyjąć za prawdę twierdzenia, że gietrzwałdzkie miejsce zjawień Maryi „wraz z całą okolicą jest uświęcone”, to trzeba by wskazać do którego miejsca jest uświęcona okolica, i najlepiej wbić geodezyjne słupki graniczne, by przypadkiem nie okazało się, że do uświęconej okolicy uzurpują sobie prawo Woryty czy stacja kolejowa w Biesalu.

Niestety tego rodzaju mariologia, którą uprawia komitet obrony Gietrzwałdu ma znamiona heretyckiej, i niestety ma się dobrze w wielu polskich głowach katolickich. Niewiele ma jednak wspólnego z Maryją, której prawdziwej pobożności uczy nas Biblia oraz Katechizm Kościoła katolickiego, Konstytucja dogmatyczna o Kościele, Redemptoris Mater, Marialis cultus, Dyrektorium o pobożności ludowej i liturgii. Komitet pisze „wiara to siła”. Zapomina jednak, że bez rozumu oraz obowiązującej nauki Kościoła, i wiara i przywiązanie do Matki naszego Pana, staje się ich żenującą karykaturą

Ks. Tomasz Szałanda

PS. A może w tym wszystkim wcale nie chodzi o Maryjny Tron, ekologię i uświęcone okolice, ale zwyczajnie o hektary w dobrym miejscu położone, o których marzy sobie ktoś. Fot. ze strony DomusMariae.

Dane nt. Centrum Dystrybucyjnego Lidl w Gietrzwałdzie z Karty Informacyjnej Przedsięwzięcia:

Powierzchnia działki 41,37 ha. Powierzchnia zabudowy - 7 ha, po rozbudowie 81 640 mkw. Powierzchnia utwardzona 90 396 mkw..

Wymiary magazyny, dł. 440,25 m., szer. 153,32 m., wysokość 24 m.+ wentylatory na dachu. (Gazeta Gietrzwałdzka policzyła, że wysokość dachu magazynu z wentylatorami to 161 m n.p.m, a wieży sanktuarium - 159 m n.p.m. - przypis A.Socha)

Centrum będzie pracować 7 dni w tygodniu/24 h/doba.

Ruch pojazdów dobowy: osobowych - 180, TIRów - 160 (miejsc parkingowych na 299 os. i 148 TIR, każde miejsce parkingowe użyte będzie raz na dobę). Pojazdy będą wyjeżdżać na DK16, która od Gietrzwałdu do Ostródy jest jednopasmowa, bez pobocza.

Ekran akustyczny dł. 160 m, wys. 4 m - ochrona najbliżej stojącego budynku mieszkalnego. Od strony płd w odległości 10 m. od działki zabudowa mieszkalna jednorodzinna, od strony wschodniej - 6 m., od płn. - 90 m.

Ilość odpadów ze sklepów Lidl 154 tys ton rocznie. Odpady będą przekazywane do zbierania, odzysku lub unieszkodliwiania specjalistycznym firmom. Wszystkie odpady będą magazynowane selektywnie w wyznaczonych do tego celu miejscach w magazynie i na placu. Odpady niebezpieczne będą magazynowane selektywnie w sposób zabezpieczający środowisko i przekazywane do zbierania, odzysku lub unieszkodliwiania specjalistycznym firmom.

Ścieki do zewnętrznej gminnej sieci kanalizacji sanitarnej.

Amoniak jako czynnik chłodniczy.

Cały teren inwestycji leży na w granicach obszaru Chronionego Krajobrazu Doliny Pasłęki.

Inwestycja znajduje się poza obszarem o znaczeniu historycznym, kulturowym lub archeologicznym".

Od redakcji:

Miejscem budowy mają być tereny dotychczas jeszcze rolne pomiędzy Gietrzwałdem i Łajsami. Inwestor nabył działkę od spółki "Rolłajs", która przejęła ziemie popegeerowską po PGR Łajsy. Jako, że jest to ziemia rolna klasy III, więc zgodę na jej odrolnienie musiało wyrazić ministerstwo rolnictwa.

Inwestycję obejmie Uchwała Nr XXII/166/2020 Rady Gminy Gietrzwałd z dnia 15 maja 2020 r. w sprawie przyjęcia programu regionalnej pomocy inwestycyjnej na terenie Gminy Gietrzwałd, która zwalnia się od podatku od nieruchomości grunty, budynki lub ich części oraz budowle lub ich części związane z prowadzeniem działalności gospodarczej, stanowiące inwestycje początkowe. Zwolnienie jest uzależnione od poniesienia, po dniu wejścia w życie uchwały, nakładów na inwestycją początkową. Okres udzielonego zwolnienia wynosi trzy lata.

Oświadczenie Lidla

Czytaj też na ten temat:

J. Tkaczyk: "A może to Matka Boża zdecydowała, że Lidl przyszedł do Gietrzwałdu?"

Czytaj więcej: Ks. Szałanda: W Gietrzwałdzie nie ma żadnego Tronu Maryi. Komitet głosi treści heretyckie

Komentarz (19)

Więcej artykułów…

  1. Zalecamy używanie nazwy Królewiec. Kaliningrad "jest sztucznym chrztem"
  2. Spór o S16. Szmit oskarża przeciwników budowy. Odpowiada prezes "Sadyby"

Strona 2 z 226

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
  • 6
  • 7
  • 8
  • 9
  • 10
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

Wywieźć obu szkodników na teczkach- wójta i ksindza!
Rektor Sanktuarium Gietrzwałdz...
1 godzinę temu
od wczoraj trwają w urzędzie nerwowe i intensywne prace nad "złożeniem" i udokumentowaniem tegoż faktu, a potem się "opublikuje"
Prokuratura wszczęła śledztwo ...
3 godzin(y) temu
Sz. P. dyrektorze Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska... czy byłby Pan uprzejmy wypowiedzieć publicznie swoją opinię na temat zniszczenia 73 ha c...
RDOŚ wprowadza w błąd. Decyzja...
4 godzin(y) temu
Pięknie,jesteśmy już na etapie takiej degrengolady,że robota w śmieciach jest szansa rozwoju dla regionu... Na tyle nas stać, na tyle nam pozwalają ni...
Rektor Sanktuarium Gietrzwałdz...
5 godzin(y) temu
" Odwaga tuska " - bardzo się zdewaluowała !!!
https://www.facebook.com/katarzyna.pietrasik.58/videos/1099065074090743/?__cft__[0]=AZUpUUsPloICu6vBIG...
Prezydent RP podpisał ustawę o...
9 godzin(y) temu
https://www.facebook.com/katarzyna.pietrasik.58/videos/1099065074090743/?__cft__[0]=AZUpUUsPloICu6vBIGVuUKsYheKWBuFyGLVLbzqlM_aob4ZmQvNlK-I4_Iux_okbzg...
Prezydent RP podpisał ustawę o...
9 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Modlitwa kardynała de Richelieu (komentarz do sprawy Jana Pawła II) Bogdan Bachmura Tyle znanych osób i organizacji zatroskanych o dobre imię Jana Pawła II wzywa i apeluje o natychmiastowe działanie, że z… Zobacz
  • Dwie wojny... Adam Kowalczyk 192 lata temu, 5 lutego 1831 r., Moskale nie mogąc pogodzić się niewdzięcznością Polaków nie potrafiących docenić i pokochać ruskiego… Zobacz
  • Nienasycenie Adam Kowalczyk Na początku istnienia Rosji, a właściwie Moskwy, niewiele wskazywało na to, że stanie się ziemią ludzi nienasyconych. Ludzi, których mózgi… Zobacz
  • Suwerenność na miarę naszych możliwości Bogdan Bachmura Parafrazując Winstona Churchilla można powiedzieć, że jeszcze nigdy tak niewielu, nie zawdzięczało tak wiele, tak niewielkim pieniądzom. Wysokość kwoty o… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Jak LIDL dostał pozwolenie na budowę Centrum w Gietrzwałdzie, w Obszarze Chronionego Krajobrazu
  • J. Tkaczyk: "A może to Matka Boża zadecydowała, że Lidl przyszedł do Gietrzwałdu?"
  • Prokuratura wszczęła śledztwo w związku z decyzją wójta Gietrzwałdu w sprawie inwestycji Lidla
  • Polemika architekta z ks. Tomaszem Szałandą n.t. Obrony Gietrzwałdu
  • OBARKOWO czyli rodzina na swoim
  • Dyr. Teatru Jaracza: "Nie mogę pracować w mieście, w którym nie dostaję szacunku"
  • Rektor UWM tłumaczy się przed sądem ze zwolnienia szefa związku, bez zgody jego organizacji
  • Dyrektorka RDOŚ odpowiada na List Komitetu Obrony Gietrzwałdu w sprawie inwestycji LIDLa
  • Kto działa na szkodę szpitala uniwersyteckiego? Rektor UWM odpowiada. M. Kamiński komentuje
  • Ks. Szałanda: W Gietrzwałdzie nie ma żadnego Tronu Maryi. Komitet głosi treści heretyckie
  • Co planuje i proponuje totalna opozycja?
  • Spór o S16. Szmit oskarża przeciwników budowy. Odpowiada prezes "Sadyby"

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.