logodebata

Wspomóż jedyny portal na Warmii i Mazurach, który nie boi się publikować prawdy o politykach i jest za to ciągany po sądach. Nigdy, przez prawie 18 lat istnienia, nie dostaliśmy 1 grosza dotacji publicznej. Redaktorzy i autorzy są wolontariuszami. Nr konta bankowego Fundacji „Debata”: 26249000050000450013547512. KRS: 0000 337 806. Adres: 11-030 Purda, Patryki 46B

środa, listopad 19, 2025
  • Debata
  • Wiadomości
    • Olsztyn
    • Region
    • Polska
    • Świat
    • Urbi et Orbi
    • Kultura
  • Blogi
    • Łukasz Adamski
    • Bogdan Bachmura
    • Mariusz Korejwo
    • Adam Kowalczyk
    • Ks. Jan Rosłan
    • Adam Jerzy Socha
    • Izabela Stackiewicz
    • Bożena Ulewicz
    • Mariusz Korejwo
    • Zbigniew Lis
    • Marian Zdankowski
    • Marek Lewandowski
  • miesięcznik Debata
  • Baza Autorów
  • Kontakt
  • Jesteś tutaj:  
  • Start
  • Wiadomości
  • Region

Region

Pozwolenie na budowę Centrum Lidla w Gietrzwałdzie zostanie uchylone, jeśli...

Szczegóły
Opublikowano: poniedziałek, 25 listopad 2024 19:38
Adam Jerzy Socha

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie rozpatrzy wniosek o nieważności decyzji środowiskowej wydanej przez wójta Gietrzwałdu, która była podstawą wydania decyzji o pozwoleniu na budowę Centrum Dystrybucyjnego Lidl w Gietrzwałdzie. Pełnomocnik Leszka S., którego działka graniczy z działką inwestycji, r.pr. Radosław Dermot zamierza udowodnić, iż decyzja wójta nie była legalna. Jeśli Sąd podzieli to stanowisko, to pociągnie to za sobą uchylenie pozwolenia na budowę.

Pełnomocnik twierdzi, że wszystkie organy, które zajmowały się sprawą pozwolenia na budowę (RDOŚ, Wody Polskie, Sanepid itd) nie zwróciły uwagi na to, że inwestycja została zlokalizowana na terenie Chronionego Obszaru Doliny Pasłęki. Zarówno uchwała Rady Gminy Gietrzwałd jak i Uchwała Sejmiku Warmińsko-Mazurskiego zakazują realizację przedsięwzięć mogących znacząco oddziaływać na środowisko na tym terenie. Wójt wydając decyzję środowiskową powołał się na wyjątek od tego zakazu, jednak zdaniem prawnika, powołał się błędnie oraz na opinię Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Olsztynie o braku obowiązku przeprowadzenia analizy oddziaływania inwestycji na środowisko, ale to była tylko opinia, a nie stwierdzenie RDOŚ.

WSA Lidl 1

Wydawało się, że po tym, jak Samorządowe Kolegium Odwoławcze w Olsztynie, po rozpatrzeniu wniosku Janusza S. (sąsiadującego z planowaną inwestycją), odmówiło 17 września br. stwierdzenia nieważności decyzji Wójta Gminy Gietrzwałd, ostatnia przeszkoda do rozpoczęcia budowy w Gietrzwałdzie największego Centrum Dystrybucyjnego Lidla w Polsce, została przez koncern pokonana.

Skarżący decyzję wójta podnosił, iż powinna była być wykonana ocena oddziaływania na środowisko dla tej inwestycji, gdyż inwestycja ta – zdaniem skarżącego – znacząco wpłynie na środowisko, gdyż na terenie Centrum będą magazynowane ogromne ilości odpadów (154 tys. rocznie, w tym niebezpieczne). Kolegium stwierdziło, że Wójt prawidłowo zakwalifikował inwestycję jako jedynie mogącą „potencjalnie wpływać na środowisko”.

Janusz S. odwołał się od tej decyzji do SKO a także zaskarżył ją do WSA. Zdaniem wójta odwołanie do WSA, nie przyniesie skutku.

- Będą rozpatrywane tylko sprawy formalne. Przeglądałem je. Są tam m.in. argumenty dotyczące zagrożenia wybuchu amoniaku. Jestem pewien, że takie zagrożenia nie występują i wszystko zostało dawno sprawdzone - twierdzi wójt Jan Kasprowicz.

Jednak wójt jest w błędzie, nie chodzi tylko o ryzyko wybuchu amoniaku a o legalność decyzji środowiskowej. Jeśli pełnomocnik Janusza S. dowiedzie, iż ta decyzja nie była legalna, padnie pozwolenie na budowę.

Inwestor oczywiście może rozpocząć budowę, gdyż nadal w obiegu prawnym jest pozwolenie na budowę wydane przez starostę olsztyńskiego w 2023 roku, jednak to byłaby decyzja obarczona ogromnym ryzykiem. Inwestor wiedząc, że do WSA wpłynęła taka skarga ryzykuje, że nie uzyskałby odszkodowania za poniesione koszty.

Na wstępną rozprawę w WSA w Olsztynie 14 listopada przybyła grupa przeciwników tej inwestycji na czele z posłem Konfederacji Korony Polskiej Włodzimierzem Skalikiem.

Skarga do WSA w Warszawie na decyzję o odrolnieniu

Stowarzyszenie „Razem dla Gietrzwałdu”, na czele którego stoi Jacek Wiącek, podjęło też inne kroki prawne, celem wstrzymania inwestycji. Do WSA w Warszawie wpłynęła skarga na decyzję Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi o odrolnieniu prawie 10 ha gruntów klasy IIIb pod budowę Centrum Lidla. Stowarzyszenie podnosi, że wydaniu pozwolenia na odrolnienie towarzyszyły podejrzane i zagadkowe okoliczności.

Mianowicie pierwsza decyzja ministra wówczas jeszcze Jana Krzysztofa Ardanowskiego była negatywna, jednak po tym, jak Ardanowski został odwołany w październiku 2020 roku ze stanowiska (za to, że głosował przeciw tzw. „piątce dla zwierząt” prezesa Jarosława Kaczyńskiego), sekretarz stanu, poseł PiS Szymon Giżyński wydał decyzję pozytywną.

Decyzja pozytywna stoi w jaskrawej sprzeczności z argumentami decyzji negatywnej, w której minister napisał, że „Przeznaczenie na cele nierolnicze wnioskowanych gruntów byłoby działaniem nieracjonalnym” oraz „Tylko w wyjątkowym przypadku Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi może wyrazić zgodę na przeznaczenie na cele nierolnicze gruntów lepszej jakości, co jednak nie zachodzi w przedmiotowej sprawie”.

W decyzji odmownej liczącej 3 strony czytamy m.in.:

"Z map załączonych do akt sprawy jednoznacznie wynika, że wskazane grunty rolne klasy IIIb stanowią, wraz z przyległymi gruntami, zwarty kompleks użytków rolnych o wysokim potencjale produkcyjnym. Tereny te graniczą z użytkami rolnymi klasy IIIb oraz niższych klas bonitacyjnych, tworząc rozległy obszar gruntów rolnych. Tak ukształtowana struktura agrarna sprzyja produkcji rolniczej.

Wnioskowane obszary usytuowane są z dala od strefy zurbanizowanej. (...)
 Rolłajsy

Przeznaczenie na cele nierolnicze wnioskowanych gruntów byłoby działaniem nieracjonalnym z punktu widzenia ochrony gruntów rolnych. Działanie to uniemożliwiłoby realizację wartości wynikających z wyważenia słusznego interesu społecznego. (...)
Organ nie może kierować się jedynie ekonomicznym interesem właścicieli gruntów, inwestorów, tylko szeroko rozumianym interesem publicznym"(...).

Użytki rolne, szczególnie te o najlepszej klasie bonitacyjnej, należy postrzegać jako dobro naturalne, zaliczane do nieodnawialnych zasobów przyrody, którego zachowanie dla przyszłych pokoleń i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.

Tylko w wyjątkowym przypadku Minister Rolnictwa i Rozwoju Wsi może wyrazić zgodę na przeznaczenie na cele nierolnicze gruntów lepszej jakości, co jednak nie zachodzi w przedmiotowej sprawie. (...)

W zakresie zmiany przeznaczenia gruntów rolnych bardzo istotnym czynnikiem jest niewielki zasób gruntów rolnych klas I-III, które stanowią zaledwie 25% powierzchni wszystkich gruntów rolnych w skali kraju."

Natomiast po odwołaniu wójta od decyzji ministra, wydając decyzję pozytywną Sekretarz Stanu Szymon Giżyński, w zastępstwie Ministra Rolnictwa, w bardzo krótkim uzasadnieniu napisał m.in.:

"Z uwagi na fakt, że większość terenów w gminie to tereny silnie pofałdowane, utrudnione jest wyznaczenie optymalnego obszaru o regularnym kształcie, jednolitym ukształtowaniu i powierzchni większej niż 40 ha, który dodatkowo będzie zlokalizowany w pobliżu istniejącego układu komunikacyjnego. Zaproponowany natomiast przez wnioskodawcę teren, wydaje się obszarem spełniającym wszystkie te warunki ".

Tymczasem teren, o którym napisano w tym uzasadnieniu jest silnie pofałdowany i różnica wysokości w obrębie terenu inwestycji wynosi 21 metrów. Tę informację podał inwestor w opisie technicznym projektu budowlanego Centrum Dystrybucyjnego Lidla. Z tego właśnie powodu inwestor wskazał zamiar przeprowadzenia makroniwelacji przedmiotowego terenu co jest zakazane na terenie Obszaru Chronionego Krajobrazu Doliny Pasłęki.

Stowarzyszenie w skardze podnosi, że „W piśmie z dnia 24 czerwca 2020r. Wójt zwracając się do Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi " o ponowne rozpatrzenie sprawy wprowadził Organ w błąd pisząc, że:

"Z przyrodniczego punktu widzenia proponowana lokalizacja nie narusza przepisów o ochronie przyrody, w tym w szczególności przepisów dotyczących Obszaru Chronionego Krajobrazu Doliny Pasłęki."

oraz powołując się na „społeczność lokalną”, gdy wniosek o odrolnienie składał bez konsultacji z mieszkańcami gminy.

Organ wydając zgodę na odrolnienie otworzył wójtowi drogę do uchwalenie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego i lokalizacji na tej działce potężnego obiektu magazynowego o niewystępującej w tym obszarze kubaturze i powierzchni zabudowy.

Przy tym droga powiatowa, przy której znajduje się przedmiotowy teren inwestycji nie spełnia warunków dla obsługi tak potężnej inwestycji, którą mają obsługiwać TIRy (160 pojazdów ciężarowych całodobowo, przez 7 dni w tygodniu) a także 180 samochodów osobowych.

Ustawa wskazuje, że planowanie i lokalizowanie nowej zabudowy winno odbywać się nie w szczerym polu, na gruntach ornych, ale na obszarach o w pełni wykształconej strukturze funkcjonalno-przestrzennej i nie tam gdzie przebiega infrastruktura techniczna dostosowana jedynie do istniejącej zabudowy zagrodowej. a nie dla ogromnego kompleksu magazynowego o parametrach i potrzebach infrastrukturalnych nieodpowiadających istniejącej infrastrukturze drogowej i technicznej.

Trudno wyznaczony teren dla lokalizacji inwestycji Centrum Dystrybucyjnego Lidla uznać za obszar właściwy i zgodny z przywołanym zapisem prawa".

Wójt w odwołaniu podnosił też kwestię wpływów finansowych dla budżetu gminy z podatku od nieruchomości. Tymczasem Rada Gminy zwolniła planowane Centrum na trzy lata z podatków na rzecz gminy.

Wójt powołał się też na „racje religijne”:

„Natomiast dzięki skutkom pozytywnej refleksji urzędu Pana Ministra, w którą głęboko wierzymy, powstaną warunki, aby jeszcze lepiej spełniać rolę gospodarza tego wyjątkowego miejsca. Gietrzwałd to wyjątkowe miejsce na mapie Polski, bo tutaj w 1877r. objawiła się dwóm dziewczynkom Matka Boża i od tego czasu do dnia dzisiejszego do Gietrzwałdu przybywają tysiącami pielgrzymi”.

Pielgrzymka do Gietrzwałdu

Skarżący do WSA pytają, w jaki sposób lokalizacja Centrum Dystrybucyjnego Lidla w odległości 850 m w linii prostej od Kościoła i obok szlaku św. Jakuba gdzie planowana jest ta inwestycja, może wpłynąć na rozwój ruchu pielgrzymkowego do sanktuarium? Szczególnie pielgrzymek pieszych przechodzących obok gigantycznego magazynu o wysokości 8 pięter, kursujących non stop TIRów i mijąc składowisko odpadów na terenie zewnętrznym Centrum Dystrybucyjnego Lidla (Karta Informacyjna Przedsięwzięcia wprost wskazuje, że odpady będą składowane w magazynie ale i na terenie zewnętrznym tej inwestycji) .

wizualizacja hali Lidla Hryniewicz

 

(Wizualizacja hali Lidla, wyk. S. Hryniewicz)

W konsekwencji wydania zgody na odrolnienie Wójt w dniu 16 stycznia 2023r. wydał decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach bez konieczności sporządzania raportu o wpływie tego przedsięwzięcia na ochronę środowiska a następnie w ekspresowym tempie bo już 17 marca 2023r. została przez Starostę Olsztyńskiego wydana decyzja pozwolenia na budowę dla Centrum Dystrybucyjnego Lidla, gdzie w tytule inwestycji nie ma ani słowa o składowaniu odpadów”.

Sąd w Warszawie jeszcze nie wyznaczył wokandy dla rozpatrzenia skargi Stowarzyszenia.

Skarga do ministra kultury na decyzję Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków

Aleja Jakuba

Z kolei Stowarzyszenie Warmiaków wniosło skargę do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego na decyzję Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Olsztynie odmawiającą wpisania do rejestru zabytków odcinka pielgrzymkowej alei klonowej, prowadzącej ze stacji w Sząbruku do sanktuarium w Gietrzwałdzie. Odmowa objęła akurat odcinek liczący 900 metrów, przylegający do działki, na której ma powstać Centrum. To część historycznej alei klonowej, którą tysiącami podążali pielgrzymi na wieść o objawieniach Matki Bożej w Gietrzwałdzie w 1877 roku i w następnych latach.
aleja pod krzyzem

(Odcinek alei klonowej, przy którym ma stanąć magazyn Lidla, w oddali widać wieżę sanktuarium, fot. A.Socha)

W tym przypadku, jak poinformował mnie rzecznik prasowy Starosty Olsztyńskiego Wojciech Szalkiewicz, inwestor deklaruje budowę na własny koszt, na tym 900-metrowym odcinku, na swojej działce, własną drogę, równoległą do drogi powiatowej (alei klonowej), jako łącznik komunikacyjny pomiędzy Centrum a DK nr 16.
Adam Socha

Sygn. akt II SA/Ol 573/24, skład sędziowski B. Jażdżyk, G. Klimek (spr.), T. Lipiński uchylenie decyzji zatwierdzającej projekt zagospodarowania terenu oraz projekt architektoniczno-budowlany i udzielenie pozwolenia na budowę. Odroczono rozprawę).

Dane nt. Centrum Dystrybucyjnego Lidl w Gietrzwałdzie z Karty Informacyjnej Przedsięwzięcia:

"Powierzchnia działki 41,37 ha. Powierzchnia zabudowy - 7 ha, po rozbudowie 81 640 mkw. Powierzchnia utwardzona 90 396 mkw.
Wymiary magazyny, dł. 440,25 m., szer. 153,32 m., wysokość 24 m.+ wentylatory na dachu (10 central). (Gazeta Gietrzwałdzka policzyła, że wysokość dachu magazynu z wentylatorami to 161 m n.p.m, a wieży sanktuarium - 159 m n.p.m. - przypis A.Socha)

Centrum będzie pracować 7 dni w tygodniu/24 h/doba.

Gietrzwald Sanktuarium logo Lidl

(Widok na sanktuarium, logo Lidla wskazuje miejsce, gdzie ma powstać Centrum)

Ruch pojazdów dobowy: osobowych - 180, TIRów - 160 (miejsc parkingowych na 299 os. i 148 TIR, każde miejsce parkingowe użyte będzie raz na dobę). Obiekt zlokalizowany będzie w odległości około 800 od centrum wsi Gietrzwałd. Pojazdy będą wyjeżdżać na DK16, która od Gietrzwałdu do Ostródy jest jednopasmowa, bez pobocza.

Ekran akustyczny dł. 160 m, wys. 4 m - ochrona najbliżej stojącego budynku mieszkalnego. Od strony płd w odległości 10 m. od działki zabudowa mieszkalna jednorodzinna, od strony wschodniej - 6 m., od płn. - 90 m.

Ilość odpadów ze sklepów Lidl 154 tys ton rocznie. Odpady będą przekazywane do zbierania, odzysku lub unieszkodliwiania specjalistycznym firmom. Wszystkie odpady będą magazynowane selektywnie w wyznaczonych do tego celu miejscach w magazynie i na placu. Odpady niebezpieczne będą magazynowane selektywnie w sposób zabezpieczający środowisko i przekazywane do zbierania, odzysku lub unieszkodliwiania specjalistycznym firmom.

Ścieki do zewnętrznej gminnej sieci kanalizacji sanitarnej.

Amoniak jako czynnik chłodniczy.

Cały teren inwestycji leży na w granicach obszaru Chronionego Krajobrazu Doliny Pasłęki.

Inwestycja znajduje się poza obszarem o znaczeniu historycznym, kulturowym lub archeologicznym" - tak twierdzi inwestor w Karcie Informacyjnej Przedsięwziecia.

Czytaj więcej: Pozwolenie na budowę Centrum Lidla w Gietrzwałdzie zostanie uchylone, jeśli...

Komentarz (22)

Radny PiS Warot: "Dlaczego Zarząd Województwa finansuje Borussię? Odpowiedź Borussi

Szczegóły
Opublikowano: wtorek, 19 listopad 2024 08:25

Na sesji Sejmiku Województwa Warmińsko-Mazurskiego radny PiS Paweł Piotr Warot zgłosił interpelację w sprawie promowania przez zarząd województwa osoby uwikłanej we współpracę z komunistyczną SB prof. Zoi Jaroszewicz-Pieresławcew, byłej tajnej współpracowniczki komunistycznej SB o ps. „Ewa” oraz finansowania Fundacji "Borusia" promującej komunizm.

Poniżej treść tych interpelacji.

Nagroda im. Wojciecha Kętrzyńskiego – dlaczego marszałek i Zarząd Województwa Warmińsko-Mazurskiego dopuszczają się promowania osoby uwikłanej we współpracę z komunistyczną SB?

1. Dnia 30 października br. Nagrodę im. Wojciecha Kętrzyńskiego za wybitne zasługi w dziedzinie humanistyki otrzymała z rąk marszałka województwa prof. Zoja Jaroszewicz-Pieresławcew, były tajny współpracownik komunistycznej SB o ps. „Ewa” dostarczająca przed laty bezpiece informacji na temat olsztyńskiego środowiska akademickiego. Z. Jaroszewicz-Pieresławcew została skazana przez sąd prawomocnie za złożenie niezgodnego z prawdą oświadczenia lustracyjnego. Czy przyznawanie nagrody im. Kętrzyńskiego komunistycznej konfidentce nie jest profanacją imienia patrona nagrody, idei nagrody i samej humanistyki?

Czy nagradzanie byłego komunistycznego agenta jest przykładem naprawdę wskazywania najodpowiedniejszej osoby, wzoru do naśladowania?, stawiania jako wzór humanisty? Jakim przykładem dla młodzieży jest były komunistyczny donosiciel? Wszystko oczywiście odbywa się za środki mieszkańców Województwa Warmińsko-Mazurskiego.

2. Stowarzyszenie Wspólnota Kulturowa „Borussia” - Promowanie komunizmu, wspieranie niemieckiej narracji historycznej ze środków Samorządu Województwa Warmińsko-Mazurskiego.

a). Dlaczego marszałek Województwa Warmińsko-Mazurskiego dopuszcza by: Stowarzyszenie Wspólnota Kulturowa „Borussia” za środki Samorządu Województwa Warmińsko-Mazurskiego organizowało spotkania z komunistami – przykład Mariana Turskiego, byłego członka partii komunistycznej, byłego komunistycznego cenzora z okresu stalinowskiego, propagandzisty, pracownika Wydziału Propagandy Komitetu Centralnego PZPR, dziennikarza sławiącego niegdyś Włodzimierza Lenina?

b). Dlaczego marszałek Województwa Warmińsko-Mazurskiego dopuszcza by: Stowarzyszenie Wspólnota Kulturowa „Borussia” za środki Samorządu Województwa Warmińsko-Mazurskiego organizowało pod hasłem „Nigdy więcej pogromów” obchody rocznicy „nocy kryształowej”, podczas której Niemcy dokonali spalenia synagog na terenie III Rzeszy, w tym w przedwojennym Olsztynie? Dlaczego współcześni Polacy mają mieć tołkowane do głów: „Nigdy więcej pogromów”? Tego rodzaju „eventy” kierowane powinny być do współczesnych Niemców, to oni, bo przecież nie Polacy, winni bić się za winy swoich dziadków w piersi. Poprzez tego rodzaju narrację może powstać wrażenie, że przed wojną to Polacy w Olsztynie podpalali synagogę, wybijali witryny sklepów żydowskich…

c). Dlaczego marszałek Województwa Warmińsko-Mazurskiego dopuszcza by: Stowarzyszenie Wspólnota Kulturowa „Borussia” za środki Samorządu Województwa Warmińsko-Mazurskiego organizowało wydarzenia, podczas których uczestnikom sugeruje się, iż światu zagraża „napierający faszyzm”? Sugeruje się, że uchronić nas może jedynie „nowy komunizm?”. Konstytucja RP zabrania promowania obu totalitaryzmów, zarówno nazizmu jak i komunizmu. Do tego rodzaju przedsięwzięć dokłada się niestety, decyzją marszałka, każdy z mieszkańców województwa, ponieważ wydarzenia organizowane są również ze środków Zarządu Województwa Warmińsko-Mazurskiego.

d). Dlaczego marszałek Województwa Warmińsko-Mazurskiego dopuszcza finansowanie „Borussi”, która jednocześnie korzysta ze środków fundacji, której patronem jest Róża Luksemburg – komunistka, przeciwna odrodzeniu się Polski w 1918 r.?

Radny Paweł Piotr Warot

 Oświadczenie Zarządów Stowarzyszenia Wspólnota Kulturowa „Borussia” i Fundacji „Borussia”

Stowarzyszenie Wspólnota Kulturowa „Borussia” stało się obiektem bezprecedensowego ataku ze strony członków Klubu PiS Sejmiku Warmińsko-Mazurskiego, którzy w Komunikacie z dnia 19.11.2024 r. zarzucili nam „promowanie komunizmu” i „wspieranie niemieckiej narracji historycznej”.

To irracjonalne i pełne manipulacji pomówienia, które nie mają nic wspólnego z prawdą. Odbieramy je nie tyle jako brak zrozumienia dla naszych działań programowych, co jako celowe działanie niektórych działaczy PiS, które świadczy o ich pseudointelektualnym autorytaryzmie. Działania Klubu PiS stanowią próbę wywierania wpływu na niezależne organizacje obywatelskie, którymi są Stowarzyszenie WK „Borussia” i Fundacja „Borussia”.

Od początku działalności pozostajemy apolityczni i niezależni od wpływów każdej aktualnej władzy. Naszą misję realizujemy, przywracając pamięć o wielokulturowej historii Warmii i Mazur, inicjując partnerskie relacje z sąsiadami ze wschodu i zachodu Europy, budując świadomość historyczną, ale przede wszystkim obywatelską mieszkańców regionu. W swojej działalności często podejmujemy tematy związane z lokalną historią, nie unikając wątków trudnych i niewygodnych, tworząc jednocześnie przestrzeń dialogu i dyskusji dla ludzi różnych narodowości, wyznań i poglądów. Uczymy krytycznego myślenia, niezależności w działaniu i empatii, a naszej działalności przyświecają od początku wartości demokratyczne i europejskie. Sugerowanie, że promujemy totalitaryzm to absurd, który może powtarzać tylko osoba, która nigdy nie wzięła udziału w żadnym naszym wydarzeniu.

Chcemy podkreślić, że – tak jak przez 34 lata naszej dotychczasowej działalności – nie mamy zamiaru ulegać żadnym naciskom zewnętrznym czy sugestiom polityków – ani w doborze podejmowanych przez nas tematów, zapraszanych przez nas gości czy donatorów naszych działań.

Większość naszych wydarzeń odbywa się w Centrum Dialogu Międzykulturowego DOM MENDELSOHNA, czyli dawnej żydowskiej Bet Taharze, pierwszym budynku Ericha Mendelsohna, uratowanemu i wyremontowanemu staraniem naszego stowarzyszenia i fundacji – takie zaangażowanie organizacji obywatelskich stanowi precedens w skali kraju. Po 11 latach od remontu jest to miejsce rozpoznawalne na mapie kulturalnej regionu, odwiedzane przez osobistości życia społecznego i kulturalnego z całego niemal świata oraz przez setki turystów, promujące Warmię i Mazury jako region szanujący historię i otwarty na współpracę. Serdecznie zapraszamy, by członkowie Klubu PiS przełamali swoje uprzedzenia i po prostu wzięli udział w wydarzeniach tu się odbywających, naocznie się przekonując, na czym polega nasza działalność. Jesteśmy pewni, że będzie to ważne i pożyteczne doświadczenie dla obu stron.

Zarząd Stowarzyszenia Wspólnota Kulturowa „Borussia” i Zarząd Fundacji „Borussia”
Olsztyn, 21.11.2024

Radni PiS pytali też marszałka Marcina Kuchcińskiego (PO) o Wojewódzkie Centra Migracyjne i o Port w Elblągu.

Wojewódzkie Centra Migracyjne.

Żądamy odpowiedzi od marszałka województwa na następujące pytania:
1). Czy marszałek współpracuje z wojewodą warmińsko-mazurskim w sprawie utworzenia Centrów Integracji Cudzoziemców?
2). Czy marszałek posiada wiedzę dokładnie, gdzie takie centra powstaną w naszym województwie?
3). Czy już wiadomo kiedy zostaną utworzone centra w naszym województwie?
4). Jaka ilość nielegalnych migrantów ma do WCM trafić?
5). Czy migranci będą dostawać pieniądze rządowe żeby następnie wyjechali z ośrodków i z Polski?

Radny Patryk Kozłowski

Port w Elblągu.

Do końca października Zarządca Portu w Elblągu, czyli de facto Prezydent Elbląga z Platformy Obywatelskiej miał przygotować wymagane przez Komisję Europejską dokumenty niezbędne do negocjacji. W 2022 r. Zarząd Województwa z PO i PSL nie był skuteczny w negocjowaniu środków na przebudowę Portu Morskiego w Elblągu. W 2025 r. otwiera się okienko negocjacyjne w sprawie odblokowania 40 mln euro na przebudowę Portu Morskiego w Elblągu. Czy Zarząd Wojewóztwa z PO-PSL jest na to przygotowany?

Radny Marcin Kazimierczuk.

(sa)

Czytaj więcej: Radny PiS Warot: "Dlaczego Zarząd Województwa finansuje Borussię? Odpowiedź Borussi

Komentarz (26)

B. poseł PiS wykorzystuje śmierć R. Kozdrunia, by sobie przypisać zasługi

Szczegóły
Opublikowano: czwartek, 14 listopad 2024 16:13
Adam Jerzy Socha

Były poseł PiS z Mrągowa Jerzy Gosiewski, obecnie radny powiatu mrągowskiego, niedawno wybrany do Zarządu Okręgowego PiS na Warmię i Mazury, rozsyła SMS z klepsydrą o śmierci śp. lek. med. Ryszarda Kozdrunia, jednego z trójki bohaterów walki z komuną, wydawców podziemnego pisma „Echo Mrągowa”. Gosiewski dołącza do klepsydry tekst, w którym dopisuje siebie do współtwórców i kolporterów „Echa Mrągowa”.

Dokładnie jego wpis brzmi tak:

"Śp. Kolega Ryszard Kozdruń, lekarz anestezjolog był „kręgosłupem podziemnego czasopisma „Echo Mrągowa”, które wraz ze śp. Romanem Wiśnikiem i kilkoma innymi Kolegami w II połowie lat. 80.tych współtworzyliśmy i kolportowaliśmy. Wieczny Odpoczynek Racz Mu Dać Panie. Dziękuję za współpracę w służbie Ojczyźnie”.

Niedawno pisałem na temat Jerzego Gosiewskiego jako świadka w procesie karnym, zgłoszonego przez Władysławę Winiarską z Olsztyna, oskarżoną o wyłudzenie nienależnych świadczeń przez wprowadzenie w błąd Urzędu ds Kombatantów i Osób Represjonowanych, iż w okresie od wprowadzenia stanu wojennego do 1989 roku prowadziła szeroko zakrojoną działalność podziemną.

Jerzy Gosiewski również próbował uzyskać status działacza opozycji antykomunistycznej w stanie wojennym. Co faktycznie robił w latach 80. XX wieku opisałem w tekście:

Na procesie Winiarskiej zeznawali Socha, Gulko i b. poseł KLD Abramski. Bubel ukarany grzywną

Gdy trafił do mnie SMS Gosiewskiego z klepsydrą zadzwoniłem do jednego z twórców i redaktorów „Echa Mrągowa” Dariusza Jarosińskiego.

- Ten SMS jest sprytnie napisany – powiedział mi Jarosiński. - Gosiewski powołuje się na nieżyjącego Romana Wiśnika a nie na dwóch żyjących redaktorów „Echa”, czyli mnie i Tomasza Jankowskiego. Po raz kolejny oświadczam: Jerzy Gosiewski nie miał nic wspólnego ani z tworzeniem, ani kolportowaniem pisma.

Dariusz Jarosiński odesłał mnie też do artykułu naukowego historyka IPN dr Pawła Piotra Warota nt. „Echa Mrągowa” Poniżej ten artykuł, bez przypisów (z przypisami jest w pdf).
Adam Socha

 Działania operacyjne Służby Bezpieczeństwa wobec lokalnej prasy podziemnej na przykładzie „Echa Mrągowa”

Mrągowo to niewielkie miasto na Mazurach, liczące w drugiej połowie lat osiemdziesiątych XX wieku około 25 tysięcy mieszkańców. Jak dotąd nie doczekało się ono, jak wiele miast powiatowych w Polsce, prawdziwie rzetelnej monografii uwzględniającej czasy najnowsze, której autor skorzystałby ze zgromadzonych w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej zbiorów akt po byłej policji politycznej PRL1.

Mrągowska konspiracja antysystemowa, jednakowoż słaba i niezbyt liczna, jest do tej pory słabo rozpoznana, a poza nielicznymi wyjątkami niemalże nieopisana2. Niniejsza publikacja, jest jedynie kolejną próbą przedstawienia fragmentu dziejów najnowszych miasta nad Czosem3, z uwzględnieniem materiałów po byłej Służbie Bezpieczeństwa. Niestety nie zachowały się sprawozdania Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Mrągowie z lat osiemdziesiątych. Jednakże cudem, spośród niszczonych w okresie 1989-1990 akt operacyjnych, ocalały te jednostki, które wcześniej trafiły do Wydziału „C”4 Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Olsztynie. Wojewódzcy funkcjonariusze SB byli zbyt zajęci niszczeniem własnych, przez siebie wytworzonych dokumentów, by zawracać sobie głowę materiałami z tzw. terenu. Zachowało się więc wiele dowodów na realizowanie przez mrągowską „bezpiekę” działań i czynności operacyjnych wymierzonych w opozycję antykomunistyczną. Jedną z zachowanych w takich okolicznościach spraw operacyjnych (SO) jest ta dotycząca licznie podejmowanych przez funkcjonariuszy miejscowego RUSW prób i zabiegów mających na celu rozwiązanie problematycznego dla miejscowych władz, kolportowanego nad Czosem nielegalnego wydawnictwa pod nazwą „Echa Mrągowa”.

Nastroje społeczne i polityczne, jakie występowały w drugiej połowie lat osiemdziesiątych w tej części województwa olsztyńskiego, nie odbiegały zbytnio od sytuacji, jaka panowała w tym czasie w całej Polsce. Dominowały więc wśród mieszkańców miasta i całego rejonu – niezadowolenie, zniechęcenie i apatia, spowodowane z jednej strony zapaścią gospodarczą centralnie planowanej gospodarki PRL, z drugiej utrzymującą się w dalszym ciągu represyjną polityką władz. Kryzys potęgował przede wszystkim brak podstawowych produktów spożywczych i przemysłowych w sklepach. Do dziś w pamięci zbiorowej mrągowian zachował się obraz wystających przed sklepami klientów, czekających w kolejkach na „przyjęcie towaru”5. Coraz bardziej, również w odczuciu mieszkańców Mrągowa, stawał się odczuwalny realny spadek produktu narodowego, a tym samym i stopy życiowej, skutkujący kolejną falą wyjazdów na „saksy”. Pracownicy nielicznych mrągowskich zakładów, m.in. Fabryki Maszyn Budowlanych „Bumar”, pomimo tego, iż byli zmuszani do coraz to większego wysiłku, coraz bardziej mieli świadomość spadającej wydajności tzw. majątku produkcyjnego6.

Wyczuwalny był wzrost niezadowolenia społecznego. Komunistyczne władze, również miejscowe, w połowie lat osiemdziesiątych, przy wsparciu policji politycznej, skutecznie paraliżowały opór społeczny, jednakże nie były w stanie, co zrozumiałe go pokonać. Dławiono wszelkie przejawy działań opozycyjnych, w tym inicjatywy wydawnicze i ulotkowe7. Zdawano sobie jednak sprawę z tego, że dalsze nasilanie się przyczyn niezadowolenia, w każdej chwili będzie mogło zmienić opór, wyrażany w formie publikacji, w gwałtowny wybuch. Nadto docierające w tym czasie, również na teren Mazur informacje o dokonujących się pod rządami Michaiła Gorbaczowa zmianach w Związku Sowieckim – pierestrojka i polityka głasnosti8, w pewnym sensie ośmielały część społeczeństwa do podejmowania kolejnych inicjatyw mających na celu przynajmniej zamanifestowanie swojego niezadowolenia, tym bardziej, że rodzimi komuniści nie zamierzali w szybkim tempie przenosić na polski grunt liberalistycznych nowinek kolegów sowieckich9.

Nadzieje na zmianę sytuacji w kraju, potęgowała dodatkowo pielgrzymka do ojczyzny Jana Pawła II w 1987 r.10 Jednak coraz częściej sygnały wysyłane przez władze stawały się sprzeczne. Z jednej strony godzono się na elementy gospodarki rynkowej, z drugiej zbyt słabo następowało otwarcie polityczne. Władze nie były w stanie zniszczyć noszących opozycyjny charakter inicjatyw społecznych, jak chociażby wydawanie i kolportaż podziemnych pism, z drugiej strony nie spieszyły się do podjęcia dialogu. System był wyraźnie w stanie rozkładu, co w mikro skali dostrzegane było chociażby poprzez pryzmat mrągowskiego pejzażu, zrujnowanych i nie remontowanych kamienic, nieuporządkowanych ulic i parkanów. Natomiast w ujęciu szerszym, dowodem zapaści była katastrofa czarnobylska, jednakże – czego miano świadomość – i lokalne społeczeństwo było jeszcze słabe11.

1. Wykrycie pisma

30 czerwca 1987 r. na terenie FMB „Bumar” w Mrągowie na klatce schodowej pomiędzy 3 a 4 piętrem dwóch pracowników Henryk Kraczkowski główny technolog i Stanisława Śnieżka kierownik sekcji w dziale technologicznym, znaleźli na murku egzemplarze nieznanego im wcześniej wydawnictwa pt. „Echo Mrągowa”. Zaciekawieni zabrali po egzemplarzu i udali się do swoich biur. Kiedy po pewnym czasie zorientowali się, że pismo zawiera „nielegalne” treści, postanowili wrócić się i zabrać resztę. Jednakże gdy przybyli z powrotem, okazało się, że na korytarzu broszurek już nie było. Postanowili więc o wszystkim powiadomić przełożonych12. Zastępca dyrektora „Bumaru” Roman Lipko, dowiedziawszy się o fakcie wykrycia na terenie zakładu nielegalnych druków, niezwłocznie poinformował telefonicznie o „zajściu” szefa RUSW w Mrągowie Wiesława Szerszenia13.

2. „Echo Mrągowa”

„Echo Mrągowa” było podziemnym pismem, powstałym w Mrągowie w 1986 r., z inicjatywy Tomasza Jana Jankowskiego, Dariusza Jarosińskiego i Ryszarda Kozdrunia. Te trzy osoby, nastawione antykomunistycznie, nie godząc się na panującą wówczas w Polsce sytuację, stanowiły od początku do końca trzon tego podziemnego periodyku14. „Echo Mrągowa” wyróżniało się prócz podejmowanej na jego łamach tematyki, między innymi z powodu szaty graficznej. Pismo miało wymiary 19,5 cm na 14,5 cm w formie 20 stronnicowej broszury, na białym papierze maszynowym podzielone na dwadzieścia pięć jedno lub pół stronicowych podrozdziałów15. Teksty pojawiające się w „Echu” przepisywane były na maszynie w Mrągowie. Miejsca, gdzie to czyniono były nieustannie zmieniane. Całośc złożona drukowana była na maszynach offsetowych w Warszawie w drukarni Konfederacji Polski Niepodległej, co dodatkowo jeszcze wiązało się z dużym ryzykiem16. „Pierwszy numer przepisywaliśmy na maszynie razem z Ryśkiem Kozdruniem w mieszkaniu, gdzie wysiadło ogrzewanie, a na dworze był potworny mróz – wspomina po latach Dariusz Jarosiński – Chuchaliśmy w ręce, rozgrzewaliśmy się jakąś herbatą”17. Ostatnie numery w rok 1989, drukowane były już w Kętrzynie. „Najciemniej pod latarnią – bo drukowaliśmy w drukarni Robotniczej Spółdzielni Wydawniczej „RUCH”, czyli u komuchów, oczywiście w konspiracji”18.

Tak jak już wspomniano, twórcami pisma było trzech mrągowian. Tomasz Jan Jankowski, absolwent Wydziału Leśnictwa w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Ten sympatyk idei Romana Dmowskiego, już na studiach, w połowie lat siedemdziesiątych związał się z opozycją antykomunistyczną. Po dyplomie zdecydował, że jedynie prowadzenie gospodarstwa rolnego może dać mu „jakąś niezależność” od komunistycznej władzy. Był niewątpliwie osobą najbardziej doświadczoną politycznie spośród całej trójki. Tomasz Jankowski w latach 1978–1980 redagował i wydawał pismo pt. „Samoobrona Polska”, w którym występował przeciwko ideom głoszonym przez „środowisko kosmopolityczne KOR”19, opowiadał się za wartościami narodowymi, za ochroną życia poczętego itp. Było to jedyne podziemne pismo ukazujące się poza cenzurą w byłym województwie olsztyńskim przed Sierpniem 1980 r. W grudniu 1981 roku Tomasz Jankowski został internowany20.

Dariusz Jarosiński, absolwent filologii polskiej, przed powstaniem „Solidarności” związany z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela, po wydarzeniach na wybrzeżu stał się członkiem Niezależnego Zrzeszenia Studentów. W sierpniu 1981 roku wcielony do wojska, gdzie znalazł się w specjalnym plutonie utworzonym z działaczy NZS i „Solidarności” na uczelniach. W roku 1985 został usunięty na polecenie SB z pracy w szkole w Mrągowie jako „element antysocjalistyczny”. Otrzymał zakaz wstępu do szkoły, a nauczyciele, otrzymali od dyrektorki szkoły, którą była wówczas Danuta Boryszewska – członkini egzekutywy Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Olsztynie, zakaz kontaktowania się z nim21.

Ryszard Kozdruń, lekarz medycyny, zaufany kolega z liceum ogólnokształcącego Tomasza Jankowskiego, należał do opozycji antykomunistycznej od końca lat siedemdziesiątych. Szczególnie działał na rzecz ochrony życia poczętego. Był inicjatorem wielu akcji ulotkowych na terenie Mrągowa, skierowanych przeciwko komunistom w latach osiemdziesiątych. Była to przede wszystkim postać bardzo odważna, podejmująca się nawet najtrudniejszych zadań. „Ryszard Kozdruń zawsze powtarzał, że ma dwie zdrowe ręce, i jeżeli zostanie pozbawiony pracy w szpitalu jako lekarz (anestezjolog), może pójść pracować fizycznie”22.

Na łamach „Echa” piszący w nim redaktorzy, posługujących się różnymi pseudonimami i inicjałami typu: „Anna Maria”, „Remigiusz”, „Roger”, „Student”, „BB”, „CC”, „ONE”, „WA”23, i mimo, że nie ujawniali nazwisk, nigdy nie stosowali obelg, obraźliwych epitetów pod adresem komunistów. Starali się pokazywać nagą prawdę, „bo ona już biła w tych ludzi wystarczająco”24. Związani z „Echem” podejmowali w swych publikacjach tematykę różną, najczęściej lokalną, tj. dotyczącą problemów Mrągowa i jego mieszkańców, częstych przykładów nieprawidłowości występujących wówczas w życiu publicznymi. Pojawiały się więc artykuły na temat konfliktów w lokalnych zakładach25, na temat wyborów do rad terenowych Patriotycznego Ruchu Odrodzenia Narodowego, były informacje o panującej w mrągowskiej oświacie, m.in. w kwestii rozwiązanego przez miejscowe władze w 1985 r. nielegalnego tzw. Obywatelskiego Komitetu Pomocy Szkole26.

Poruszano na łamach pisma sprawy nie obchodzonych oficjalnie a ważnych rocznic narodowych. Pojawiały się teksty mówiące o przemianach społeczno-gospodarczych w ZSRS. Wiele miejsca autorzy „Echa” poświęcali sprawie swobód obywatelskich w krajach komunistycznych, a raczej ich braku27. Niezwykle ważnym był poruszany na łamach „Echa” problem mazurski po drugiej wojnie światowej, przemilczany wówczas w publikacjach oficjalnych, lub podawany kłamliwie28. Pojawiały się artykuły, odnoszące się często do ówczesnych wydarzeń, w kraju, tzw. demokratyzacji, normalizacji, przegranego przez władze referendum 1987 r.29 Zastanawiano się, czy obecnie protesty społeczne, a zwłaszcza strajki mają jeszcze sens30.

Na szczególną uwagę zasługują artykuły traktujące o ochronie rodziny i życia poczętego31. Pismo zawierało również przedruki z innych wydawnictw, m.in. artykułu Andrzeja Zabłockiego pt. „Socjalizm jest koniecznością historyczną, a nie realizacją zakłóceń ideologicznych”, Teresy Torańskiej „Oni”, czy też broszury Leszka Nowaka „Socjalistyczny sposób panowania nad człowiekiem”32. W piśmie była też rubryka na temat wydarzeń na świecie, pewne nie poruszane dotąd aspekty polityki państw socjalistycznych. Kiedy w ręce mrągowskich funkcjonariuszy SB, za sprawą Romana Lipki, trafiły egzemplarze „Echa” zwrócono uwagę, że treść artykułów zamieszczonych w piśmie, „zawiera liczne akcenty krytyczne (ironizujące) pod adresem władz PRL pod adresem władz z Mrągowa oraz ogólne akcenty antysocjalistyczne i antykomunistyczne”33. Numery pisma trafiały też poza rejon Mrągowa, a nawet województwa, docierając do Suwałk, o czym świadczyły zamieszczane na łamach „Echa” uwagi czytelników: „»Echo Mrągowa« dotarło do sąsiedniego województwa. Jeden z czytelników zechciał podzielić się z nami kilkoma uwagami na temat naszego pisma oraz przedstawić dwa przypadki świadczące o »demokratyzacji«, o której tak głośno w kraju”34.

„Echo” wyróżniało się na rynku podziemnych periodyków. Sam tytuł miał wskazywać na lokalny zasięg pisma, ale też na tematykę. Redaktorzy starali się pozyskiwać informacje ze „środka komunistycznego jądra” mrągowskiego. „Znamienny był na przykład artykuł o konflikcie w lokalnym pezetpeerowskim światku, puenta artykułu była mniej więcej taka: oby więcej takich konfliktów towarzysze, walczcie między sobą. Na szczególną uwagę zasługują teksty z roku 1988 o samorządzie terytorialnym, to były niezwykle ważne artykuły – wyprzedzające czas, pokazujące czym jest wspólnota mieszkańców, na co może mieć wpływ”35. Wydawanie pisma było głęboko zakonspirowane. Osoby piszące do „Echa” nie znały się nawzajem, znały tylko jedną osobę z redakcyjnej trójki. Pismo było kolportowane w największych zakładach pracy w Mrągowie, w miejscach publicznych. Kolporterzy nie znali się nawzajem. W razie wpadki, osoba ewentualnie sypiąca, nie mogła ujawnić zbyt wielu szczegółów. Kolporterzy nie znali nikogo z redaktorów pisma. Jednymi z najodważniejszych kolporterów „Echa”, co należy zachowac w pamięci byli Tadeusz Misiorny i Zdzisław Antosiak36.

3. Działania operacyjne

Po wykryciu „Echa Mrągowa”, ówczesne władze bardziej niż cokolwiek, niepokoiły zapowiedzi wydawania przez redaktorów kolejnych numerów nielegalnego pisma37. Po tym jak dwóch pracowników „Bumaru” znalazło na klatce pierwszy numer, SB rozpoczęła zakrojoną na szeroką skalę akcję mająca na celu ustalenie autorów wydania, osoby odpowiedzialne za prace techniczne, kolporterów, a także ustalić, gdzie jeszcze – prócz biurowca „Bumaru” trafiały broszury.

Tydzień po doniesieniu z 6 lipca 1987 r. Romana Lipki ppor. Herbich – funkcjonariusz Grupy V38 SB RUSW w Mrągowie39 ustalił, iż tekst gazetki wykonany musiał być na wysokowydajnym zachodnim sprzęcie, ponieważ był niezwykle, jak na ówczesne warunki, wyraźny. Funkcjonariusze analizując wydanie, zwracali uwagę na najdrobniejsze elementu składu drukarskiego. Uwadze ich nie uszła nawet miedziana – typowo biurowa – zszywka. Liczono na to, że uda się ustalić „sprawców”, tak jak to miało miejsce dotychczas, w przypadku pojawiających się tu i ówdzie nielegalnych druków. Wystarczyć miała dogłębna analiza treści, jakie zawierało pismo. Pewien trop rzucał tekst dotyczący kwestii wykorzystania Zakładu Mleczarskiego, a ponadto problem konfliktów miedzy J. Błońskim a M. Grusiewiczem, dyrektorami Przedsiębiorstwa Robót Instalacyjno Montażowych Budownictwa Rolniczego w Mrągowie, co mogło świadczyć, iż autorzy mogą być związani właśnie ze środowiskiem tych zakładów, lub nawet wywodzić się z nich. Tematyka dotycząca spraw gminnego PRON-u w Mrągowie, działalności Obywatelskiego Komitetu Pomocy Szkole oraz ogólnie sytuacja panująca w mrągowskiej oświacie, dowodziły, że są to raczej przedstawiciele miejscowego środowiska inteligenckiego40. Różnorodność tematyki świadczyła, że pismo wydawane i redagowane jest raczej przez zespół.

Poważne zagrożenie dla władz stanowiły zwłaszcza artykuły noszące charakter interwencyjnych. Takie obawy mógł budzić artykuł traktujący o odpowiedzialności za wypadek drogowy z udziałem Deszczyńskiego – miejscowego lekarza. Ze zdziwieniem „zbrojne ramie partii” odbierało teksty dotyczące twórczości miejscowego, ale „jednak” niemieckiego pisarza Ernesta Wiecherta, którego stulecie urodzin na łamach pisma przypominano. W „dobro sojuszy” godził artykuł podejmujący się wyjaśnienia wątpliwości, co do przynależności państwowej Królewca, czy rubryka „Wiadomości ze Świata”. Niezwykle niebezpieczny propagandowo mógł okazać się artykuł pt. „Problem alkoholizmu a władza ludowa”41. Szczególnie za groźne uważano jednak, podejmowane na łamach pisma, rozważania natury ideologiczno-filozoficznej, w rozdziale „Myśli stare i nowe”, w którym starano się tłumaczyć rolę propagandy w socjalizmie42.

Niezrozumiałym dla władz, wydawały się deklaracje autorów w rodzaju, że „chcą uchodzić za pismo niezależne, wolne od ambicji politycznych oraz jakichkolwiek, przynajmniej do końca skrystalizowanych poglądów politycznych”43. Podobnie dziwiono się apelowi do władz o życzliwe i przychylne traktowanie, tolerancję podjętej inicjatywy. Traktując trud wydawania pisma, jako przejaw inicjatywy społecznej. Z zupełnym już zdziwieniem przyjęto fakt powoływania się przez autorów w jednym z numerów na wypowiedzi ówczesnego ministra kultury Aleksandra Krawczuka, na temat wydawnictwach nieoficjalnych, „stanowiących element poszerzający zakres wolności”44.

Od razu po wykryciu egzemplarzy nielegalnego pisma, cała jednostka SB w Mrągowie wraz z jej szefem Władysławem Chrostowskim45 zaangażowana została w wyjaśnienie sprawy. Dostrzegano pewną analogię między poglądami zamieszczonymi na łamach „Echa” a treściami, jakie zawierały rozpowszechnianie w październiku 1985 r. antysystemowe ulotki, nawołujące do bojkotu ówczesnych wyborów do Sejmu PRL, podpisywane słowem „Bractwo”46. O zbieżności świadczyć miał – zdaniem wyjaśniających sprawę – wysoki stopień inteligencji autorów pisma, duże ich oczytanie, bogate słownictwo, wyszukana stylistyka, ogólnie lekkość stylu, niespotykany w innych wydawnictwach cięty dowcip, a nawet „umiejętność posługiwania się znakami interpunkcyjnymi”47. Powoływanie się na mało znanych przeciętnemu czytelnikowi autorów: Aleksandra Sołżenicyn, Aleksandera Wata, Georga Orwella, również świadczyć miało, że SB ma do czynienia z ludźmi nieprzeciętnymi.

Nawet godzina rozłożenia pisma w „bumaroskim” korytarzu, dowodzić miała zdolności przewidywania, którymi charakteryzowali się kolportujący, gdyż o tej właśnie godzinie wypłacane były w pokoju nieopodal wypłaty, a więc i przebywać mogło więcej niż zwykle pracowników48.

Skoro pismo znaleziono w FMB, to pierwszy trop padł właśnie na załogę fabryki. Fakt stanowił tym bardziej zagrożenie dla władz, że „Bumar” był zakładem zmilitaryzowanym, produkującym na potrzeby wojska. Sprawdzeniu poddano, znajdujący się na stanie kserograf. Sprawdzić należało kto odpowiadał za maszynę powielająca i kto korzystał z usług ksero. Urszula Łachacz oświadczyła, iż w czasie kiedy zastępowała w wyświetlarni Konstancję Wywigacz, z usług kserograficznych korzystali: Monika Gogol, kopiująca zakładowy plan sprzedaży na rok 1987 r., Barbara Klimek, która kopiowała kartę obiegu dokumentów oraz Bogdan Ciesielski, „kserujący” świadectwo ukończenia szkoły49. Wyniki ustaleń dowiodły ponad wszelką wątpliwość, że nie korzystano z „bumarowskiego” urządzenia typu Rank-Xerox. Wytknięto jednak przy okazji kierownictwu fabryki, iż ta podczas odbywającego się remontu, nienależycie zabezpieczyła pomieszczenie, w którym kserograf się znajdował, a ponadto ostatnimi czasy znajdował się pod opieką innej nie wyznaczonej do tego osoby50.

Posiłkując się sporządzanymi dotychczas sprawozdaniami opracowano, przesłaną kolejnie do WUSW w Olszynie, ogólną ocenę nastrojów i sytuacji panującej na ternie Mrągowa, która miała być w tym czasie „dobra”. Olsztyn, a szczególnie Romuald Białobrzeski51 naczelnik Wydziału III WUSW, od samego początku wykrycia nielegalnego pisma interesował się sprawą. Można rzec, że ją pilnie nadzorował. Zatem na terenie miasta nad Czosem, od dłuższego czasu nie rejestrowano, żadnych „szkodliwych politycznie zdarzeń”, opozycja była rozpoznana i zneutralizowana, nie notowano zatem żadnych konfliktów społecznych, żadnych nadzwyczajnych wypadków, czy też przykładów powstawania jakichkolwiek nielegalnych organizacji. Nie odnotowano też przypadku sabotażu, czy akcji terrorystycznych.

Osoby, ze strony których spodziewano się wrogich wystąpień, a których ciągle poddawano sprawdzeniu, na które prowadzone były liczne kwestionariusze ewidencyjne, jak stwierdzano: „żadnych wrogich inicjatyw nie podejmowały”52. Jednocześnie zwracano uwagę, że dokonując „oceny polityczno-operacyjnej sytuacji objętej zabezpieczeniem przez RUSW”, odczuwalnie obniżyły się dochody, przez co w pewnym stopniu pogorszyły się nastroje społeczne. Takie posunięcia, jak podwyżki cen, wzrost kosztów utrzymania, spowodować miały, zdaniem autorów raportu, „spadek zaufania do reform wprowadzanych przez Partię i Rząd”53. Potęgować to, w ocenie funkcjonariuszy SB, miała „postępująca stabilizacja w zakresie polityki wewnętrznej, kolejne akty amnestyjne, procesy demokratyzacji życia społeczno-politycznego, liberalizacja polityki wydawniczej i propagandowo-informacyjnej”, przez co spadł wpływ opozycji na społeczeństwo, i stąd twórcy nielegalnego „Echa Mrągowa”, kolportując antypaństwowe pismo, najzwyczajniej zapragnęli przypomnieć o sobie54. W ten nawet sposób funkcjonariusze SB deprecjonowali tzw. drugi etap reformy gospodarczej państwa55.

Postanowiono ustalić krąg osób mogących mieć cokolwiek wspólnego z nielegalnym pismem. Ważne było ustalenie, czy jest to pismo rozpowszechnianie również w innych, poza „Bumarem” mrągowskich zakładach pracy56. Wśród podejrzanych o wydawanie „Echa” rozpatrywano osoby, o których już wcześniej coś „niepokojącego” wiedziano. Podejrzenia mogły zatem wzbudzić: przynależność do „Solidarności”, lub innych organizacji antysystemowych, bądź jedynie publiczne okazywanie negatywnego stosunku do komunistycznej władzy i ustroju. Specjalnej kontroli poddani zostali wręcz automatycznie: Zbigniew Kozdruń lekarz Zespołu Opieki Zdrowotnej z Mrągowa – były figurant kwestionariusza ewidencyjnego (KE) o kryptonimie „Wichrzyciel”, Zbigniew Raginia – pracownik „Bumaru”, figurant KE krypt. „Obrońca”, Tadeusz Misiorny – pracownik PRIMBR w Mrągowie, figurant KE krypt. „Niepewny” oraz Lech Kobyliński – właściciel miejscowego sklepu z artykułami do produkcji rolnej, na którego prowadzono KE o krypt. „Ignorant”, przypuszczając od dawna, iż jest on jednym z kolporterów ulotek z 1985 r. sygnowanych podpisem „Bractwo”57. Lech Kobyliński był dodatkowo podejrzany, gdyż to właśnie u niego w mieszkaniu częstymi gośćmi były osoby znane SB z negatywnego stosunku do ówczesnych władz58.

Był zwłaszcza internowany Tomasz Jankowski, również znany „bezpiece” rolnik z Polskiej Wsi, koło Mrągowa, figurant KE krypt. „Antyk”. Dodatkowo postanowiono sprawdzić osoby, o których posiadano informacje, iż mają kontakt z wymienionymi powyżej. Byli to: Marian Zdanowski pracownik Gminnego Związku Rolników Kółek i Organizacji Rolniczych w Mrągowie, figurant KE krypt. „Sobek”, Zenon Ryszard Kakowski, pracownik administracji „Bumaru”, „zagorzały” – jak go charakteryzowano – zwolennik zdelegalizowanej „Solidarności”, Mirosław Półtorzycki, lekarz z Warpun koło Mrągowa, Jerzy Gosiewski, leśnik Nadleśnictwa Mrągowo, którego żona dodatkowo była dyrektorem ds. ekonomicznych w FMB, Józef Madej, nauczyciel wychowania fizycznego z Zespołu Szkół Zawodowych nr 1 w Mrągowie, Janusz Olszowski, automatyk z Zakładu Mleczarskiego w Mrągowie, Antoni Hińko, magazynier, w Zakładzie Mleczarskim w Mrągowie. Wszystkie te osoby były znane SB z negatywnego stosunku do ówczesnej rzeczywistości59. Tomasz Jankowski utrzymywać miał ponadto bliższe kontakty z ks. Januszem Chachulskim, co też stanowiło okoliczność obciążającą60.

Niezwykle istotne do wyjaśnienia sprawy „Echa Mrągowa” zdawało się wykorzystanie posiadanych przez mrągowską SB licznych osobowych źródeł informacji, w tym szczególnie tajnych współpracowników. Każdy z prowadzonych przez Herbicha, Kulawca i Markiewicza agentów otrzymał specjalne wytyczne61. I tak: TW ps. „Natalia” i TW ps. „Daniel” otrzymali zadanie ustalenia, czy w powstaniu pisma lub nielegalnym kolportażu brał udział Kozdruń. TW ps. „Lot” miał uaktywnić swoją działalność, zwłaszcza wśród środowiska wówczas byłej już „Solidarności”. TW ps. „Waza”, TW ps. „Wojtek”, TW ps. „Klaudiusz” a szczególnie KO ps. „Irek” użyci zostali do infiltracji środowiska FMB „Bumar”. TW ps. „Jedynka” odpowiedzialny był za rozpracowanie środowiska Zbigniewa Rabini i samego figuranta KE krypt. „Obrońca”. TW ps. „Pamir”62, rozpoznać miał środowisko Zenona Kakowskiego. TW ps. „Aleksander” i TW ps. „Dyzma” wyznaczeni zostali do rozpracowania Tomasza Jankowskiego63. Dodatkowo figurant KE krypt. „Antyk” kontrolować miał TW ps. „Cyprian”, doskonale znający środowisko pracowników PRIMBP. Natomiast TW ps. „Wiktor” dokonać miał rozpoznania Tadeusza Misiornego figuranta KE krypt. „Niepewny”, jako ewentualnego informatora redakcji „Echa” w sprawie „dyrektorskiego konfliktu” w PRIMBR64. Całość pracy agentów koordynował osobiście szef SB w Mrągowie Władysław Chrostowski65.

4. Kolejne przypadki wykrycia pisma

Odnalezienie 30 czerwca 1987 r. nielegalnego wydania „Echa Mrągowa”, nie było jednak jedynym tego rodzaju przypadkiem, kilka dni później na przystanku PKS przy ul. Wojska Polskiego w Mrągowie, po stronie tzw. zakładu A, czyli starego „Bumaru” zarejestrowano kolejne przypadki posiadani i udostępniania nielegalnego pisma. Jedną z osób, która natrafiła na egzemplarze zabronionego periodyku był Paweł Lipko, który 3 września 1987 r. podczas pokonywania zwyczajowo drogi z domu do Centrali Nasiennej, gdzie był zatrudniony, natkną się na porozrzucane broszury. Bezwiednie o wszystkim opowiedział znajomemu, którym czego Lipko nie mógł wiedzieć, okazał się kontakt operacyjny o ps. „D”66. Kiedy informacja o wykryciu kolejnych egzemplarzy pisma stała się znana SB, sprawdzeniu zostały poddane wszystkie osoby, które mogły potencjalnie poznać jego treść.

Rozpoczęły się żmudne przesłuchiwania kolejnych, po pracownikach „Bumaru” „podejrzanych”. Oświadczenie musiała złożyć m.in. pracująca w Centrali Nasiennej Dantua Dąbkowska z miejscowości Kwiatuszek w gminie Rozogi, która u koleżanki Elżbiety Turek na biurku dostrzegła „Echo”. Sama jednak miała – jak deklarowała na piśmie – nie czytać i nie zapoznawać się z treścią pisma. Paweł Lipko deklarował, że prędko zniszczył egzemplarz, kiedy okazało się, że jego treść może być niezgodna z prawem67. Skoro Danuta Dąbkowska wymieniła Elżbietę Turek, SB poszła jak po nitce, przesłuchana została właśnie Turek, wskazując kolejną osobę, od której otrzymała biuletyn – Mieczysława Zdunka, mieszkańca Dąbrowy, w gminie Rozogi, kiedy ten właśnie odwiedzał Urząd Gminy. Turek zapoznać miał się z treścią „tylko częściowo” – jak sam później zapewniał, gdyż – co potwierdzało poprzednie oświadczenie Dąbkowskiej – Paweł Lipko podarł i wrzucił „Echo” do kosza.

Dąbkowska podkreśliła jednak, że z treścią biuletynu, poza nią, nikt się nie zapoznał68. Ponieważ część z osób, dopiero co niedawno przeniosła się w okolice Mrągowa z terenu województwa ostrołęckiego, miejscowa SB postanowiła ustalić, czy egzemplarze nielegalnego wydawnictwa mogły trafić poza Mazury. W tym celu 10 września 1987 r. skierowano specjalne zapytanie do WUSW w Ostrołęce, gdzie Danuta Dąbkowska i Elżbieta Turek posiadały rodzinę. Cztery dni później w specjalnym szyfrogramie ostrołęccy koledzy Władysława Chrostowskiego odpowiadali, iż nic im na temat pisma pt. „Echo Mrągowa” nie wiadomo.

Jednak dzięki licznym doniesieniom tajnych współpracowników, docierały do funkcjonariuszy SB informacje świadczące o rozchodzeniu się w lokalnym środowisku niedozwolonego pisma. Przykładowo 9 września 1987 r. niejakiemu G. Linewskiemu TW „Szczepan”, doniósł, że Wacław Kossewski otrzymał do poczytania od nieznanej mu osoby „Echo Mrągowa”, które następnie przekazał w „dalszy obieg, by inni też poznali”69. TW ps. „Orkan” 14 września 1987 informował, iż w okresie lipca przed Piknikiem Country w Mrągowie na osiedlu Parkowym koło kiosku Ruchu spotkał Tadeusza Misiornego, który nic nie podejrzewając, zaproponował agentowi przeczytanie „Echo Mrągowa”. Misiorny dodał przy tym: „Jak chcesz poczytać sobie ciekawostki z terenu Mrągowa, to mogę ci dać »Echo Mrągowa« do poczytania”. Nie pokazał jednak „Orkanowi”, jak to pismo wygląda. TW uważał, iż chodzi o wydanie oficjalnego „Echa Mrągowa”, z okazji Pikniku, które zapowiadało Towarzystwo Miłośników Ziemi Mrągowskiej, dlatego nie był zainteresowany propozycją. W chwili, kiedy przekazywał tę informację ppor. Jerzemu Naumowiczowi, zdał sobie sprawę z tego, że najprawdopodobniej Misiorny proponował mu nielegalną (zapewne ciekawszą) broszurę70. TW ps. „Oswald” 2 października 1987 r. oświadczył Romanowi Markiewiczowi, że Lech Kobyliński w gronie swoich kolegów uskarżać się miał, iż znowu interesuje się nim SB, dziwiąc się „czego od niego mogą chcieć, choć domyślał się, że chodzi o posiadanie przez niego maszyny do pisania typu Royal, gdyż pytano go m.in., czy potrafi pisać na maszynie”.

Szybko skojarzyć miał tego rodzaju pytania z kolportażem nielegalnego wydawnictwa pod nazwą „Echo Mrągowa”. Jak dodał „Oswald”, Lech Kobyliński uznał, że warto byłoby przeczytać to wydawnictwo, co wskazywać miało według TW, na fakt, iż wie on o piśmie, choć nie jest mu znana jego treści71.

Kolejne przypadki kolportażu nielegalnego pisma, budziły dalszy niepokój władz, tym bardziej, że pismo – jak wynikało z doniesień agenturalnych – docierało do przedstawicieli „uświadomionego” klasowo miejscowego środowiska inteligenckiego, w tym działaczy ZHP, nauczycieli, urzędników i szeroko pojętych działaczy kultury72.

Na początku 1988 r. zgłoszony został na terenie Mrągowa kolejny przypadek pojawienia się nielegalnego „Echa”. Po raz kolejny na terenie FMB. Tym razem dyrektor naczelny zakładu Edward Góźdź w piśmie do szefa ds. SB RUSW informował, że 18 stycznia w fabryce miały miejsce trzy kolejne przypadki wyłożenia przez kogoś nielegalnego wydawnictwa, którym po raz kolejny było „Echo Mrągowa”, tym razem był to drugi numer pisma. „Zaraz rano o 7.15 odnaleziono na antresoli w hali produkcyjnej 5 egzemplarzy, o godzinie 9.40 na korytarzu prowadzącym z biurowca i szatni do hali produkcyjnej i o 10.45 na 4 piętrze biurowca kolejne egzemplarze. Straż przemysłowa zakładu nie zdołała jednak ująć sprawców”73. Kiedy pojawił się kolejny numer pisma, postanowiono przystąpić do jeszcze bardziej skrupulatnych poszukiwań autorów. Badaniom i analizie poddano pismo, łącznie z krojem czcionek, sposobem łamania i wykonywania kopii. W tym celu materiał wysłano do ekspertyzy w Zakładzie Kryminalistyki Komendy Głównej MO i Wydziału V Biura Technicznego w Warszawie. Odpowiedź uzyskano prędko i wynikał o z niej, że biuletyn wykonano na maszynie do pisania jednej z marek: „Royal”, „Remington”, „Smith”, „Underwood”, „AEG” lub „Imperial”. Biuro Techniczne Wydziału V wymieniając również te same marki maszyn, wskazało jednak szczególnie na urządzenie typu „Royal”. Jednocześnie oba laboratoria wykluczyły użycie jedynych wówczas znajdujących się w Mrągowie kserografów będących w posiadaniu Bumaru i Hotelu „Mrongovia”-Orbis74.

5. Typowanie autorów

Każdy z zaangażowanych w rozwiązanie sprawy autorstwa „Echa” funkcjonariusz RUSW starał się wykorzystać najmniejsze napływające do SB doniesienie. Analizowano także informacje agentów, nie mających związku ze sprawą. Przykładowo świadczyć o tym może notatka służbowa Herbicha z 31 sierpnia 1987 r., w której czytamy: „W dni dzisiejszym w rozmowie z KO ps. »EB« dowiedziałem się, że w związku z nielegalnym »Echem Mrągowa« rozpatrywać można osobę Jerzego Stefaniaka, z zawodu dziennikarza byłego redaktora »Hejnału Mariackiego«75 zam.[ieszkałego] Mrągowo, ul. Lenina (…), prowadzącego obecnie w Świętej Lipce sklep z pamiątkami, którego wedle informatora cechuje nieprzychylne nastawienie do obecnej rzeczywistości”76. Wśród przewin Stefaniaka, kontakt SB miał wymieniać, iż ten jako dziennikarz: „lubi wysłuchiwać różnych ciekawostek, sensacji, plotek z miasta”77. Ponadto mieszkanie Stefaniaków miało było miejscem częstych spotkań i dyskusji mrągowskiej elity, m.in. dyrektorów „Bumaru” – Edwarda Góździa i Romana Lipko, których dodatkowo w latach 1982-83 usiłował Stefaniak skłócić. KO „EB” zapewne był jednym z odwiedzających mieszkanie Stefaniaków. Stwierdzić to można na podstawie, poniższej wypowiedzi: „Jest to intelektualnie plotkarski dom”78. Poza tym zarzutem było to, że „są to ludzie na wysokim poziomie, inteligentni, oczytani (…), a jednocześnie negatywnie nastawieni do ustroju”79, o czym świadczyć miało też posiadanie w mieszkaniu zakazanych podziemnych wydań Sołżenicyna80. Stanowić to miało dowód na to, iż jest on człowiekiem „dwulicowym, fałszywym i zakłamanym”81. Był bez wątpienia osobą obracającą się w towarzystwie przedstawicieli miejscowego niewielkiego środowiska działaczy kultury. „EB” podał, że w latach 1984-1985 Jerzy Stefaniak często był zapraszany przez dyrektor MDK „Zodiak” w Mrągowie Irenę Danowską na posiedzenie komitetu, który planował wydawanie legalnego „Echa Mrągowa”. „EB” wymienił nazwisko po raz kolejny przewijającego się co róż w tej sprawie Tomasza Jankowskiego, o którym wspominał Stefaniak, m.in. wypowiadając się o nim z uznaniem, popierając m.in. jego pomysł adaptacji budynku Urzędu Miasta w Mrągowie na szkołę. Dodatkowo jeszcze informator uzupełniając wiedzę o Stefaniaku, przekazując kilka uwag dotyczących jego żony, która po powstaniu „Solidarności” w 1980 r. miała wystąpić z partii82. SB tym bardziej zwróciła uwagę na dziennikarza, że 3 września w rozmowie z KO ps. „DN” uzyskano informacje, że dziennikarz posiada walizkową maszynę do pisania83. To wystarczyło.

SB prócz ustalenia osoby redaktora naczelnego pisma, kolporterów biuletynu, pragnęła znać pełny skład redakcyjny „Echa”. Dlatego biorąc pod uwagę artykuły przywołujące postać Ernsta Wiecherta badała, kto w ostatnim czasie w mieście interesował się postacią pisarza. Z pomocą przyszedł TW ps. „Wilman”, a więc pastor Wilhelm Firla84 proboszcz miejscowej parafii ewangelicko-augsburskiej, który 2 września 1987 r. w rozmowie z esbekiem ppor. Cz. Jankowskim opowiedział, z wszelkimi szczegółami, jak zgłosił się do niego Ryszard Bitowt, emerytowany nauczyciel Zasadniczej Szkoły Rolniczej z Wyszemborka, który z wcześniej publicznie zapałem opowiadał o mającym powstać w rodzinnym domu antynazistowskiego pisarza w Pieresławku koło Piecek muzeum. Właśnie Bitowt, jako działacz TMZM, mógł w ocenie pastora, mieć związek z zamieszczonym w nielegalnym „Echu” artykułem85.

Skoro współpracujący z bezpieka pastor poinformował o interesującym się Ernestem Wiechertem Ryszardzie Bitowcie, 16 września 1987 r. przeprowadzono rozmowę wyjaśniającą z tym nauczycielem i zarazem regionalistą. Bitowt przedstawił całą sprawę związaną z zainteresowaniem się spuścizną miejscowego pisarza. W listopadzie 1986 r. na ogólnym zebraniu członków Towarzystwa wysunięta miała być inicjatywa wybicia ku czci Ernesta Wiecherta medalu pamiątkowego, w związku ze zbliżającą się wtenczas setną rocznicą jego urodzin. Z inicjatywą taką wystąpił m.in. przedstawiciel, wielce wpływowego wówczas w województwie, wydawnictwa „Pojezierze” z Olsztyna. Idea uczczenia rocznicy urodzin twórcy „Dzieci Jerominów”, spodobała się miejscowym działaczom kultury, tym bardziej, że już wcześniej wysuwany był podobny pomysł przez przedstawicieli PTH oraz Stowarzyszenia Wisła–Odra z Olsztyna, a nadto i członków TMZM, choć – jak wspomniał Bitowt – nie byli oni gorącymi orędownikami tych obchodów.

Więcej inicjatywy wykazać miały w tym względzie ośrodki olsztyński i szczycieński, a to, że mrągowskie Towarzystwo zajęło się na poważnie tą sprawą, wynikało raczej z pewnego rodzaju nacisków oddolnych, m. in. samych czytelników, do rąk których trafiły przetłumaczone właśnie na język polski powieści Wiecherta, wystarczy wspomnieć powieść „Lasy i ludzie”, a którzy na spotkaniach autorskich w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Mrągowie, niejednokrotnie wspominali, iż należałoby uczcić postać pisarza, a jedną z form uczenia byłoby np. wydanie monografii na temat autora i jego twórczości. Pytany przez SB o to, kto obecny był na spotkaniach w mrągowskiej bibliotece, Bitowt odparł tylko, że były to osoby dorosłe, mieszkańcy Mrągowa i Piecek, gdzie istnieje dość duże zainteresowanie tym pisarzem86.

17 września 1987 r. powtórnie szczegółowemu sprawdzeniu poddano aktywniejszych działaczy byłej „Solidarności”. Przesłuchano szczególnie podejrzanych o działalność antypaństwową działaczy byłego NSZZ, w tym zwłaszcza Olgę Cydzik, Zenon Kakowski, Ryszarda Niksę i co oczywiste Tomasza Jankowskiego87. Wystarczy tylko przytoczyć przebieg przesłuchania Ryszarda Niksy, który zapytany oto, czy wie cokolwiek na temat nielegalnego wydawnictwa „Echo Mrągowa”, zdradzając objawy zdenerwowania, odparł, że nigdy nic podobnego nie czytał, choć słyszał o pomyśle wydanie podobnej gazety przez TMZM. Na koniec miał też zdeklarować się, że nie utrzymuje kontaktów z żadnym z byłych działaczy związku, w co wiary nie dali nawet sami przesłuchujący go funkcjonariusze88.

Władze sprawdzały też, czy przypadkiem za wydawnictwem nielegalnego „Echa” nie stoi grono wydawców oficjalnego pisma. Na spotkaniu 9 października 1987 r. TW ps. „Jolanta”, informowała, iż Waldemar Banach, redaktor naczelny popieranego przez władze „Echa Mrągowa”, wie już o wydaniu nielegalnego pisma o tej samej nazwie, choć bliżej się tym nie interesuje. „Więcej uwagi poświęca wydaniu drugiego numeru legalnego pisma, poszukując pomocy finansowej, m.in. w MDK »Zodiak«, często przebywając też u Andrzeja Burdzieja – kierownik sali w Hotelu »Orbis«”89. Ponadto „Jolanta” poinformowała, wskazując na Aleksandra Matuszewskiego, interesującego się dziennikarską satyrą, jako na mogącego mieć coś wspólnego z autorami nielegalnego „Echa”, gdyż miał on być nieprzychylnie nastawiony do obecnej rzeczywistości90.

Wypowiadając się na temat Niksy, „Jolanta” zrelacjonowała rozmowę z nim, z czego można było wywnioskować, iż dawny działacz „Solidarności” twierdził, że nielegalne „Echo” powstaje poza Mrągowem, przez co – zdaniem TW – zdradzał się, dając do zrozumienia, że zna treść pisma. Kiedy agentka zapytała go o to wprost, stwierdził tylko: „ma się kolegów” – „mając na myśli pewnie osoby, które udostępniły mu »Echo«”. Również TW twierdziła, będąc zaznajomioną z zawartością podziemnego „Echa”, że pismo wychodzi spod ręki osób potrafiących posługiwać się „językiem literackim, mających duży zespół wiedzy, mających dostęp do mało znanej i na ogół niedostępnej przeciętnemu czytelnikowi literatury”. TW nie potrafiła jednak wskazać konkretnej osoby zaangażowanej w powstanie pisma. Zapytana, czy wśród autorów może być Roman Wiśnik, ta uznała, iż wymieniony nauczyciel zdecydowanie odpada, „gdyż ma słaby styl pisania i trudny sposób wyrażania myśli”. Agentka wskazywała raczej na osobę Małgorzaty Aleszczyk, wówczas studentki IV roku polonistyki Uniwersytetu Gdańskiego, mającej zdaniem TW wiedzę oraz „niezły styl pisania”. Redaktor naczelny legalnego wydania pisma z pewnością nie miał nic wspólnego z podziemnym „Echem”, co wynikać – zdaniem TW – miało z jakości tekstów zamieszczonych w nielegalnym wydawnictwie91.

Informacje o przesłuchiwanych opozycjonistach trafiały do redaktora „Echa” Dariusza Jarosińskiego. Szybko też znajdowało to odzew w postaci kilku słów zamieszczonych w kolejnym wydaniu pisma. W trzecim numerze wiosną 1988 r., gdzie czytamy: „Redakcja „Echa Mrągowa” pragnie wystąpić z protestem wobec aktów łamania prawa przez tych, którzy na jego straży stać powinni. Wobec kilku mieszkańców Mrągowa pracownicy Rejonowego Urzędu Spraw Wewnętrznych dopuścili się metod zastraszania sugerując przy tym współudział w ukazywaniu się naszego pisma. Wobec jednej z osób posunięto się nawet do »zarzutu« redagowania pisma. Zdarzały się też naciski na bezpośrednich przełożonych tych osób sugerując represjonowanie a nawet zwolnienie z pracy. Pragniemy zwrócić uwagę, że konstytucyjny zapis o wolności słowa gwarantuje jednocześnie wolność artykułowania swoich przekonań w takim piśmie jak nasze. Gdyby więc nawet »zarzut« redagowania »Echa Mrągowa« był zgodny z prawdą – to nie może on być traktowany jako zarzut popełnienia czynu przestępczego i tym samym wyklucza jakiekolwiek formy represjonowania. Proponujemy zastanowić się, jak przyjęta zostanie przez zwierzchników informacja, (choćby poprzez ten nr »Echa Mrągowa«)o niezgodnych z prawem metodach pracy w RUSW Mrągowo”92.

Dariusz Jarosiński wspomina, że wielokrotnie deptano redakcji po piętach93. Kiedy poddano sprawdzeniu redaktora naczelnego „Echa”, wiedziano, że po ukończeniu studiów podjął on w 1981 r. pracę w Szkole Podstawowej nr 1 Mrągowie w charakterze nauczyciela języka polskiego i historii, że 1984 przeszedł do pracy w szkole nr 2. W 1985 r. rozpoczął prace w Młodzieżowym Domu Kultury, jako instruktor zespołu teatralnego. Wiedziano też, że jednym z powodów jego odejścia z pracy w „dwójce” było m.in. nieporozumienie z ówczesną dyrektor szkoły Danutą Boryszewską, która nie wyrażała zgody na podjęcie przez niego zaocznych studiów w zakresie logopedii na Uniwersytecie Warszawskim. Wiedziano, że po tylu trudnościach ze strony dyrekcji pracą w placówce oświatowej był zniechęcony. Dlatego m.in. starał się o zatrudnienie w hotelu „Mrongovia–Orbis”, w charakterze recepcjonisty. Znał bowiem dobrze język niemiecki. SB zrobiła jednak wiele, aby jego oferta nie została w hotelu przyjęta94. W chwili sprawdzania, wiedziano, że od około roku pracuje jako pedagog w podległym Sądowi Wojewódzkiemu w Olsztynie Rodzinnym Ośrodku Diagnostycznym w Mrągowie. Nadal cieszył się opinią dobrego polonisty, posiadającego uzdolnienia dziennikarskie, co zrozumiałe budziło niepokój funkcjonariuszy SB. Dodatkowo przecież w okresie od 1984 do 1985 r. w czasie pracy w Szkole Podstawowej nr 2 był opiekunem gazetki szkolnej redagowanej przez uczniów. Wiedziano też, że w 1984 r. zaproponowano mu także udział w pracach nad „Echem” wydawanym z inicjatywy Komitetu Miejskiego PZPR oraz TMZM.

Jednak jak wynikało z doniesień tajnego współpracownika o pseudonimie „Rafał” Jarosiński odmówił, kiedy dowiedział się, że do kolegium redakcyjnego pisma wejść mieli szefowie miejscowych przedsiębiorstw oraz etatowi pracownicy Komitetu Miejskiego, co – jak informował „Rafał” – „nie odpowiada mu”. W tym czasie Dariusz Jarosiński miał też wyrażać często „złą opinię na temat decyzji władz centralnych, krytykował w rozmowach z nauczycielami poszczególnych członków rządu”. TW przytaczał dokładne przypadki, kiedy w szkole Jarosiński, jako jeden z nielicznych nauczycieli, publicznie krytykował politykę ówczesnych władz. 1 kwietnia 1985 r. „w czasie spotkania z przedstawicielami Społecznego Komitetu Pomocy Szkole w Mrągowie, z nauczycielami Szkoły Podstawowej nr 2 skrytykował sprzedaż niektórych wiejskich budynków szkolnych przez dyrekcję szkoły”95.

Redaktor i wydawca podziemnego „Echa Mrągowa”, był co ciekawe, wiosną 1985 r. nagabywany przez miejscową SB, celem wysondowania, czy nie byłby on zainteresowany pracą w „organach MSW”. Dariusz Jarosiński, jednak nie wykazał „osobistej inicjatywy w tym kierunku”. Ostatecznie zrezygnowano z rozpatrywania jego kandydatury po uzyskaniu informacji, że jest on związany rodzinnie z Andrzejem Staśkiewiczem, właścicielem warsztatu napraw urządzeń chłodniczych w Mrągowie, utrzymującym stale kontakty z figurantami licznych spraw operacyjnych prowadzonych przez olsztyńską i mrągowską SB. W latach siedemdziesiątych Staśkiewiczem interesował się Wydział III SB KW MO, w ramach sprawy operacyjnego rozpracowania krypt. „Fanatyk”96, będąc też zarejestrowanym przez Wydział „C” WUSW w Olsztynie97. Szczególnie aktywne kontakty utrzymywał Staśkiewicz ze Zbigniewem Raginią, figurantem KE „Obrońca”98, byłym aktywnym działaczem Polskiego Komitetu Obrony Życia, Rodziny i Narodu99, znanym powszechnie w Mrągowie z, jak to ujął Kulawiec, „zajmowania negatywnej politycznie postawy”100.

Kolejne przesłuchania autorów „Echa Mrągowa” na SB, w tym Dariusza Jarosińskiego, dowodziły, „że łapią już ślad, ale nie mają podstaw do aresztowania”101. W roku 1989 redaktorzy pisma – Tomasz Jankowski, Dariusz Jarosiński, Ryszard Kozdruń ujawnili się. Nigdy natomiast nie zostali ujawnieni współpracownicy102. Jarosiński, uznany przez SB za głównego machera pisma, został poddany bardzo gruntownej inwigilacji. Bywały momenty, że było kilkunastu agentów w jego otoczeniu. Tak wynika z akt SB. Inwigilacji poddawano wszystkie osoby, z którymi mógł się kontaktować103. Przykładem niech tu będzie działalność operacyjna TW ps. „Elwira”. Zgodnie ze zleconym zadaniem, agentka Romana Markiewicza, 24 stycznia 1988 r. o godzinie 14 uczestniczyła we mszy w kościele pod wezwaniem św. Wojciecha w Mrągowie. Był to wówczas jedyny kościół katolicki w mieście. TW przekazała, że po nabożeństwie Dariusz Jarosiński spotkał się z Tomaszem Jankowskim, który również uczestniczył we mszy. Jankowski był w towarzystwie Ryszarda Kozdrunia, który podczas nabożeństwa przystąpił do komunii oraz dwóch bliżej nie znanych TW mężczyzn. Jeden z nich był w wieku ok. 50 lat, drugi 30, ale pozostał nierozpoznany ponieważ stał tyłem. TW nawiązała rozmowę z Tomaszem Jankowskim na temat „Echa Mrągowa”: „Po wywołaniu tego tematu początkowo Jankowski był zdziwiony i sprawiał wrażenie jakoby nic nie wiedział. Dopiero w trakcie dalszej rozmowy ujawnił, że wie o tym wydawnictwie. TW wypytywała o pierwszy numer, Jankowski powiedział, że jest już 2 i że przyniesie mu 1 i 2”. Po zakończeniu rozmowy, wszyscy oni we czworo udali się po mszy do kawiarni „Jubilatka” w Mrągowie, ale już bez TW104.

6. Działania Władysława Chrostowskiego

Władysław Chrostowski, szef miejscowej bezpieki, który nadzorował wyjaśnianie sprawy nielegalnego „Echa” i bezpośrednio włączył się w działania operacyjne, 8 września 1987 r. wspólnie z Romanem Markiewiczem nawiedził zakłady rzemieślnicze, zajmujące się naprawą i konserwacją maszyn do pisania i urządzeń biurowych z terenu Mrągowa. Sprawdzone zostały punkty usytuowane w pawilonach usługowych przy ul. Warszawskiej. Żaden jednak z właścicieli serwisów Szydłowski, ani Kozłowski od dawna nie reperował, jak przyznali, maszyn do pisania typu „Royal”105.

Po zakrojonych na szeroką skalę poszukiwaniach, Markiewicz ustalił, że do 1985 r. m.in. na wyposażeniu składu opałowego Gminnej Spółdzielni w Mrągowie znajdowała się maszyna do pisania marki „Royal”, jednakże maszyna ta została złomowana i odpowiednimi protokołami spisana ze stanu składu106. O szerokości skali na jaką zakrojono poszukiwania maszyny, na której przepisywano tekst, które następnie pojawiały się na łamach „Echa”, świadczy fakt, że Chrostowski i jego podwładni badali każdy trop wskazywany przez ich źródła informacji. 10 września 1987 r. Herbich spotkał się pod Wyszogrodem ze swoim TW ps. „Klaudiusz”, który poinformował, że w Czerwińsku nad Wisłą znajduje się zgromadzenie ojców salezjanów, którzy z tego, co mu wiadomo są w posiadaniu trzydziestu dwu maszyn do pisania, i to typu poszukiwanego przez mrągowską SB107. Ponadto odpowiedzialny w SB za ewidencjonowanie maszyn do pisania Jerzy Naumowicz ustalił listę zakładów z terenu Mrągowa i okolic posiadających na stanie maszyny typu „Royal”, na których mógł być sporządzony pierwszy numer „Echa”, były to w Mrągowie: Urząd Miasta, Zespół Opieki Zdrowotnej, Zespół Szkół Zawodowych, Liceum Ogólnokształcące, Studium Nauczycielskie, Szkoły Podstawowe nr 1 i 2, Miejski Dom Kultury, Nadleśnictwo, Państwowy Ośrodek Maszynowy, Przedsiębiorstwo Budownictwa Rolniczego, Składnica Drewna, Tartak, Spichrz, Centrala Nasienna, Spółdzielnia Kółek Rolniczych, Gminna Spółdzielnia oraz Zakład Weterynarii oraz „Fermstal” i Okręgowa Spółdzielnia Mleczarska; w Pieckach: Urząd Gminy, Fabryka Mebli, szkoła, PGR w Sorkwitach, PGR w Nikutowie, w Mrągowie108. Przy okazji SB zauważyła, że dokumentacja dotycząca używanych przez różne firmy i instytucje na terenie kontrolowanym przez RUSW Mrągowo maszyny prowadzona jest dopiero od lat sześćdziesiątych, a brak wcześniejszej dokumentacji, której nikt nie prowadził. Stąd też poza kontrola są starsze maszyny, które kiedy zostają złomowane, nie ma pewności czy trafiają na złom, czy wykorzystywane są do nieodpowiednich celów109.

Poszukiwania maszyny do pisany wykraczały nawet poza teren miasta, zwłaszcza kiedy, pojawiła się hipoteza, że tekst może powstawać poza Mrągowem. Pobrana została m.in. próba pisma maszynowego u Andrzeja Kwiatkowskiego z Kosewa Górnego, noszącego pseudonim pisarski „Andrzej Wydmiński”. Była to maszyna starego typu amerykańskiej marki „Remington”, koloru czarnego, którą miał przywieźć ze Stanów. „Podczas pobytu w mieszkaniu Kwiatkowskiego, był on trzeźwy i nie stawiał mi żadnych przeszkód, nawet poczęstował mnie herbatą” – tak zanotował spotkanie funkcjonariusz110. Pomału ustalano, wszystkie osoby posiadające z terenu miasta i okolic maszyny do pisania. Między innymi jedna z osób posiadającą to jak się okazało „groźne” urządzenie był pastor sorkwicki Krzysztof Mutschamn dysponujący maszyną typu „Rico M 5”111.

Kiedy mrągowska SB nie była w stanie poradzić sobie ze sprawą „Echa”, płk Romuald Białobrzeski naczelnik Wydziału III SB w Olsztynie, postanowił włączyć do pracy operacyjnej, posiadanych przez siebie najbardziej doświadczonych agentów112. Szybko uświadomiono sobie też, że „Echo” nie jest pismem cyklicznym. „Drukowane wtedy, gdy jest dostateczna ilość materiałów. Kolportowanie odbywa się na zasadzie ludzie ludziom czyli z ręki do ręki”. Do rzadkości też należał kolportaż uliczny. „Zbieranie tekstów do »Echa« odbywa się za pomocą kolektorów, a oni dostarczają je redaktorom. W ścisłym gronie redakcyjnym znajdują się cztery osoby, znamy tylko tych dwu”. Domyślano się zatem udziału w tym nielegalnym przedsięwzięciu Dariusza Jarosińskiego i Tomasza Jankowskiego, jednak nie znano do końca ich roli. Bardziej spodziewano się, iż za drukiem podziemnego pisma stoi Jankowski. Zostały jeszcze bardziej wzmożone kontrole jednego i drugiego. Jako istotne dla dalszej pracy operacyjnej SB uważała informację, iż Jarosiński ma w czerwcu 1988 r. otrzymać nowe mieszkanie w Mrągowie113. Przypadkiem raczej, w tej samej klatce tego samego bloku przy ul. Szkolnej, mieszkanie otrzymał Władysław Chrostowski.

Natomiast „Echo” w tym czasie coraz częściej trafiało poza teren Mazur. Bywało, że numery regularnie docierały poprzez zaufanych redaktora naczelnego do Olsztyna, Warszawy, czy Gdańska. WUSW w Olsztynie ustaliła, że część egzemplarzy pisma, w ilości około 50 egzemplarzy jest przekazywana do Biblioteki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Prędko poinformowano o tym Władysława Chrostowskiego, który już 26 lutego 1988 r., zwrócił się do WUSW w Krakowie, by sprawdzono Jagiellonkę, czy nie ma w swoich zbiorach „specjalnych” pisma o tym tytule114. 27 stycznia 1988 r. Chrostowski otrzymał informację od Białobrzeskiego, iż mężczyzną, który przekazywał w Olsztynie Ryszardowi Kołakowskiemu drugi numer „Echa”, był Dariusz Jarosiński. Jednakże w dalszym ciągu SB przekonana była, że Jarosiński posiadał jedynie numer, który przypadkiem trafił mu do rąk, natomiast znaczniejszą rolę w całym przedsięwzięciu odgrywa zapewne bardziej kontestujący swoje antykomunistyczne przekonania Jankowski: „z uzyskanych przez nas informacji wynika, że naczelnym redaktorem wydawnictwa jest wasz figurant Tomasz Jan Jankowski”. Zatem w dalszym ciągu nie posiadano wiedzy, kto jest autentycznym redaktorem i wydawcą pisma, choć przyznać należy, że „deptano już Jarosińskiemu po piętach”.

Niektóre teksty Dariusz Jarosiński podpisywał pseudonimem Anna Maria. Takie imiona nosiła Anna Maria Pochyła, mrągowska polonistka, animatorka kultury, twórczyni teatru młodzieżowego, w 2007 r. odznaczona przez władze Mrągowa „Niezapominajką” za zasługi dla miasta, w rzeczywistości wieloletni tajny współpracownik łódzkiej i mrągowskiej SB noszący pseudonim „Tilda”115. Anna Pochyła jak wspomina Dariusz Jarosiński „któregoś dnia poinformowała w drodze do pracy, że miał kipisz w domu, SB zarekwirowała jej maszynę do pisania. Poufnie oznajmiła, że chodzi o „Echo Mrągowa”. Jednakże jak wynika z zachowanych akt miejscowej RUSW, Pochyła w tym czasie pomagała ustalać autorstwo niektórych tekstów116.

7. Złośliwości i ostatnia próba

Mimo pomocy w wyjaśnianiu sprawy „Echa” ze strony TW ps. „Tilda”, w dalszym ciągu miejscowa SB czekała na kolejne doniesienia agentów, które pomogą ustalić coś nowego na temat redakcji i pisma. TW ps. „Wacek” 26 stycznia 1988 r. informował funkcjonariusza Cz. Jankowskiego, iż Anna Góźdź, nauczycielka szkoły rolniczej w Marcinkowie wypowiadała się wśród znajomych nauczycieli, iż wiadomo jej kto w drugim numerze „Echa Mrągowa” jest autorem tekstu dotyczącego harcerstwa „i nie ma co więcej szukać”. TW kontynuował: „A. Góźdź ma tu na myśli byłego działacza ZHP w Mrągowie Mirosława Lesińskiego oraz H. Dzierwę. M. Lesiński wypowiadał się w środowisku osób znajomych, iż to nie prawda o co posądzała i pisała na niego A. Góźdź, a mianowicie o to jakoby pełniąc funkcję komendanta ZHP w Mrągowie, wprowadzał do codziennej działalności tego związku elementy religijne, kościelne. A. Góźdź chcąc, aby usunięto Lesińskiego z pełnionej funkcji komendanta ZHP, namówiła uczniów ze Szkoły Podstawowej i Rolniczej w Marcinkowie pod groźbą obniżenia ocen z nauki, aby napisały oświadczenie świadczące przeciwko Lesińskiemu. O tym, że oświadczenia te były pisane pod dyktando A. Góźdź i pod groźbą obniżenia ocen z nauki, Lesiński dowiedział się rozmawiając z uczniami, którzy pisali wspomniane oświadczenia”117.

Z notatki służbowej Władysława Chrostowskiego z 29 lutego 1988 r. dowiadujemy się, że nadal podążano tropem Dariusza Jarosińskiego i nawet w 1988 r. uzyskano informacje o wydarzeniach, które miały miejsce na początku dekady. Poznajemy to z zachowanej notatki, która została po rozmowie oficera SB z informatorem „A.O.” w trakcie, której dowiedział się, że Jarosiński pracując w Szkole Podstawowej Nr 2 w Mrągowie „przejawiał nieprzychylne nastawnie do obecnej rzeczywistości w PRL”. Ponadto złośliwy informator podał, że Jarosiński „W pracy zawodowej – jako nauczyciel języka polskiego był miernym. Posiadał duży zasób wiedzy, jednakże uczniom szkoły nie umiał jej przekazać”118. Co więcej: „Na terenie szkoły zamierzał redagować i wydawać gazetkę, taką chęć zgłaszał dyrekcji. Po zorientowaniu się, że treść artykułów gazetki musi być zaakceptowana przez dyrekcje odstąpił od wydania pisemka”. Informatorem musiał być któryś z nauczycieli, lub dyrekcji szkoły. „Ponadto na jednym z posiedzeń rady pedagogicznej przed samym 1 maja zakwestionował obowiązkowość udziału w pochodzie nauczycieli lecz dyrekcja szkoły stanowczo zareagowała na jego wywód i postawę. (...) Również zwrócono mu uwagę za to, że telefonował z aparatu szkolnego do pracownika ZPO »Warmia« lekarza Ryszarda Kozdrunia, używając szkodliwych politycznie sformułowań. W trakcie tej rozmowy zaprosił Kozdrunia do swego prywatnego mieszkania. Teraz gdy pracuje w domu kultury próbował agitować dzieci do kółek bez porozumienia się z kierownictwem szkoły przez co zabroniono mu kategorycznie przebywać na terenie szkoły”. Ustalił to Chrostowski119.

Na podstawie informacji dostarczonych 1 marca 1988 r. przez TW ps. „Lot” Kulawiec rozpoczął dopasowywanie poszczególnych artykułów, jakie ukazały się w drugim numerze „Echa Mrągowa” do nazwisk poszczególnych podejrzanych, a przynajmniej tych przewijających się w doniesieniach agentów. Uznał, że na autorów większości tekstów należy typować Tomasz Jankowskiego i Ryszarda Kozdrunia. „Do Tomasza Jankowskiego pasowałby najbardziej artykuł pt. „Pierestrojka uraaaa!” podpisany inicjałami „ONE”, a także artykuł pt. „Memento Mori” podpisany pseudonimem „Student” a dotyczący postaci F.[eliksa] Dzierżyńskiego”120. Tematyka rosyjska i radziecka, jak również postaci historyczne z nią związane zdaniem, jak wskazywał TW „Lot”, mogła wynikać stąd, że ojciec Jankowskiego pochodził z Litwy - „sam podkreśla swoje kresowe pochodzenie”. „Do R. Kozdrunia natomiast posowałby artykuł dotyczący pielgrzymki do Częstochowy oraz ostatniej wizyty Jana Pawła II w Polsce”121.

2 marca 1988 r. przeprowadzona została przez SB rozmowa z Danutą Skwierczyńską, nauczycielką w Zespole Szkół Zawodowych w Mrągowie. Spotkanie spowodował artykuł w „Echu”, pt. „Militaryzacja społeczeństwa”. Zapytano ją, czy ktoś źle wyrażał się w jej towarzystwie na temat wprowadzenia do szkół zajęć z przysposobienia wojskowego, wprowadzonych w ZSZ, w pierwszych klasach, tak zwanych mechanicznych w roku szkolnym 86/87 i czy uczniowie są zadowoleni. Uzyskano odpowiedź, że młodzież interesuje się woskowością, że między innymi na terenie jednostki wojskowej prowadzone były zajęcia, ale młodzież była z nich zadowolona, a rodzice nie protestowali. Danuta Skwierczyńska uznała przy okazji za zasadne powiadomić, iż niezadowolony z wprowadzenia tychże zajęć, może być Roman Wiśnik „znany ze swoich wrogich ustrojowi poglądów”. Skwierczyńska przypomniała sobie też, że „w pokoju nauczycielskim i na radach pedagogicznych, taka postawa budziła niesmak wśród nauczycieli ZSZ i nie spotykała się z publicznym poparciem. Uważano bowiem, że nie powinien on wypowiadać na głos swoich krytycznych myśli, nawet w sytuacji, gdy było rzeczywiście co krytykować, ze względu na wymagania stawiane nauczycielom”. Nauczycielka miała na myśli zasadę lojalności wobec państwa. Wiśnik miał jednak z końcem roku zaprzestać wyrażania swych myśli, gdyż „zmniejszono mu godziny i ułożono niekorzystnie plan lekcji”. „W głębi duszy jednak nie zmienił poglądów” – dodała. Zdaniem Datury Skiwerczyńskiej można by przypisać wiele artykułów z „Echa” właśnie Wiśnikowi.

O autorstwie nauczyciela miały świadczyć, w takich artykułach, jak: „Nowa mleczarnia i co dalej?” charakterystyczne dla niego zwroty, typu: „niejako”, „ nie od rzeczy”, „serce się kraje”, „przy tem”, „zaiste”, „o pusty śmiech przyprawia mnie”, i inne. Informatorka wymieniła całą ich listę. „On to używa w wypowiedziach: »zaiste«, »przecie to« i »czyż«”. Ponadto dowodem świadczącym, na nieprawomyślność Wiśnika był fakt, iz to właśnie on „przynosi do szkoły Tygodnik Powszechny”. Na koniec dodała Skwierczyńska znamienne: „Wiśnik jest oczytany, dlatego nie ma zbytnio towarzyszy do rozmów w szkole”122.

Władysław Chrostowski mając w dalszym ciągu kłopoty z ustaleniem autorów i wydawców „Echa Mrągowa”, pomimo ewidentnego „deptania po piętach”, jak wspomina to Dariusz Jarosiński, 7 marca 1988 r. postanowił jeszcze zwrócić się do Wydziału Kryminalistyki WUSW w Olsztynie, aby na podstawie kolejnego już trzeciego numeru pisma123 przeprowadzono zadania porównawcze próbek pisma ręcznego, gdyż w tekście „Echa” znalazły się odręczne poprawki niektórych liter124. Niespełna 11 dni później WUSW udzieliło odpowiedzi, z której można było się dowiedzieć, że zbyt drobne litery, nie kwalifikują się do badań identyfikacyjnych, gdyż „nie zawierają dostatecznej ilości indywidualnych cech graficznych”125.

Zakończenie

Żadna z prób podejmowanych przez Władysława Chrostowskiego – szefa mrągowskiej bezpieki, wspieranego przez Romualda Białobrzeskiego – naczelnika Wydziału III WUSW w Olsztynie nie przyniosły rezultatu. Czynności operacyjne, jakie towarzyszyły, wydawaniu przez Dariusza Jarosińskiego „Echa Mrągowa” były jak się wydaje nie współmierna nawet do „szkód” jakie pismo było w stanie wyrządzić. Świadczy to jakim zagrożeniem było ono dla ówczesnych decydentów. Zatem dziesiątki przesłuchać, obserwacji, inwigilacji, spotkań z agentami, programowania ich pracy, badań, przeszukiwań – wymownie świadczy o tym, że logika działania służb specjalnych schyłkowej epoki PRL-u była nieekonomiczna. Funkcjonariusze RUSW w Mrągowie byli na tropie redaktorów „Echa”, ale nigdy nie byli w stanie niczego dokładnie ustalić. Mrągowska SB w sposób nieumiejętny prowadziła swoje działania operacyjne. „Chyba dosyć dobrze byliśmy zakonspirowani, kolporter nie miał najmniejszego pojęcia, kto tworzy pismo; piszący znał najwyżej jedną osobę, która odbierała tekst (…) nasza trójka – Tomek, Rysiek i ja chyba zdaliśmy egzamin (…) jeżeli nawet SB domyślała się, kto to robi, bo myślę, że tak – to brakowało im dowodów. W domu byliśmy czyści – nie trzymaliśmy bibuły”126.

Sprawę oficjalnie zakończono 5 grudnia 1988 r. przekazując akta do Wydziału „C”, a więc esbeckiego archiwum w Olsztynie. W czerwcu 1989 r. odbyły się wybory kontraktowe127. Po nich redaktorzy pisma – Tomasz Jankowski, Dariusz Jarosiński, Ryszard Kozdruń ujawnili się128.

„Echo Mrągowa” było pismem na łamach, którego pobudzano po okrągłym stole aktywność byłych członków „Solidarności”, i szeroko pojętej lokalnej opozycji. Dariusz Jarosiński stanął na czele Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, został pierwszym burmistrzem Mrągowa w III Rzeczpospolitej. W wyborach samorządowych radni Komitetu Obywatelskiego Solidarność zdobyli 26 mandatów na 28 możliwych do zdobycia. Tomasz Jankowski został radnym w Radzie Gminy Mrągowo, a Ryszard Kozdruń radnym Rady Miasta. Po roku 1994 wszyscy trzej jednak wycofali się z aktywnego życia politycznego.

„Echo”, jako pismo podziemne, odnotowywane jest w wielu wydawnictwach129, a zapomniane jest przez miejscowych notabli. Zrozumiałe jest to o tyle, że związani oni są z dawną komunistyczną władzą. Nigdy, przy żadnej okazji, nawet nie wspomniano, nie pochwalono się, że w Mrągowie, niewielkim mieście regionu warmińsko-mazurskiego są ludzie, którzy otwarcie stawili czoło totalitarnemu systemowi, którzy narażając się walczyli o niepodległą Polskę. Żaden z członków redakcji „Echa Mrągowa” nie otrzymał od państwa polskiego nawet słowa „dziękuję”, nie mówiąc już o odznaczeniu. Może gdyby dali się złapać, aresztować uznani by zostali za bohaterów, a tak, pozostają tylko anonimowymi osobami.

dr Paweł P. Warot

Czytaj więcej: B. poseł PiS wykorzystuje śmierć R. Kozdrunia, by sobie przypisać zasługi

Komentarz (24)

Czy poseł Chojecki uzyskał wymaganą liczbę głosów na prezesa okręgu?

Szczegóły
Opublikowano: niedziela, 10 listopad 2024 18:49
Adam Jerzy Socha

Forumowicze we wpisach pod moim artykułem, w którym podałem wyniki sobotnich wyborów na Prezesa oraz Zarząd Okręgu nr 35 PiS, poddali w wątpliwość, czy faktycznie poseł Artur Chojecki, wskazany na funkcję prezesa okręgu przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego, uzyskał wymaganą liczbę głosów?

W przesłanej mi Ordynacji Wyborczej Władz Okręgowych partii PiS, w par. 27 pkt. 4 czytamy: „Jeżeli wybory dotyczą Prezesa Zarządu Okręgowego mandat obejmuje kandydat, który uzyskał więcej niż połowę ważnie oddanych głosów”.

W wyborach na prezesa oddano 173 ważnych głosów, więc 50% = 86,5 + 1 = 87,5. Na Chojeckiego oddano 85 głosów, przeciw - 78. Głosów wstrzymujących było 10. Z tego wynika, że poseł Artur Chojecki nie uzyskał „więcej niż połowę ważnie oddanych głosów”.

Zadzwoniłem do sekretarza wojewódzkiego PiS i członka Zespołu ds. wyborów Piotra Soćko. Wyjaśnił mi, że Ordynacja zmieniła się po tym, jak nastąpiło w Przysusze 12 października połączenie PiS z Suwerenną Polską Zbigniewa Ziobro. Sekretarz przesłał mi nową Ordynację. Teraz par. 27 pkt. 4 brzmi:

„Jeżeli wybory dotyczą funkcji Prezesa Zarządu Okręgowego, mandat obejmuje kandydat, który uzyskał więcej oddanych głosów za”.

Widocznie Prezes Kaczyński przewidywał, że niektórzy przez niego "namaszczeni" mogą mieć problem z wyborem i nie pomylił się - czytaj o tym pod tekstem.

Podsumowując ten wątek: poseł Artur Chojecki został prawomocnie wybrany na prezesa Okręgu. Nie ulega jednak wątpliwości, że tak duża liczba głosów przeciw i wstrzymujących oznacza słabą pozycję przewodniczącego. Zdaniem moich rozmówców, za taką mobilizacją głosów przeciw Chojeckiemu stał Jerzy Szmit, który po długiej absencji nieoczekiwanie pojawił się na zebraniu PiSu w Olsztynie, przed wyborami.  Ta sytuacja, słabości posła Chojeckiego, zdaniem moich rozmówców, bardzo odpowiada posłom Iwonie Arent i Januszowi Cieszyńskiemu, bo to oni będą kierować partią, a Chojecki będzie wykonawcą ich woli.

Kto tak naprawdę wygrał te wybory: Chojecki czy Szmit?

Działacze PiS, z którymi rozmawiałem twierdzą, że wybory do Zarządu Okręgu wygrał minimalnie albo zremisował z Arturem Chojeckim jego do niedawna mentor Jerzy Szmit, gdyż tylu zwolenników Szmita zostało wybranych do Zarządu.

Jaka jest prawda, dowiemy się w ciągu 14 dni, bo tyle czasu daje ordynacja na ukonstytuowanie się prezydium zarządu, a więc gdy dokona się wybór wiceprzewodniczących, sekretarza i skarbnika. Kandydatów wskaże przewodniczący Chojecki i od tego, czy jego kandydaci zostaną przyjęci, czy też kontrkandydaci zgłoszeni przez Szmita, poznamy układ sił pomiędzy „Szmitowcami” a ludźmi Chojeckiego.

Poseł Iwona Arent przypomniała podczas dyskusji wyborczej, że na sali jest Jerzy Szmit, u którego – jako dyrektor biura poselskiego – zaczynał karierę Artur Chojecki, i który w 2015 roku zgłosił Chojeckiego na wojewodę (Arent wóczas zgłosiła Grzegorza Prokopa z Kętrzyna) i kandydat Szmita wygrał.

Po tej zaskakującej prezentacji ze strony do niedawna śmiertelnego wroga Szmita, Szmit wstał z końca sali i ukłonił się a część delegatów powitała go brawami. Od początku do końca zebrania wyborczego siedział na sali z kamienną, pokerową twarzą.

Do Zarządu Okręgu wybrano takich jego ludzi jak Anna Bukowska z Olsztyna, Henryk Żuchowski ze Szczytna czy były poseł PiS Jerzy Gosiewski. Pytałem moich znajomych w PiSie, czemu przypisać wybór Bukowskiej z jej przeszłością, poziomem i kulturą języka i Gosiewskiego z jego przeszłością i mitomanią, odpowiedzieli mi, że to, kim są i co mają „za uszami” wie tylko garstka członków PiS. Gosiewski został wybrany, bo przywiózł swój „desant” działaczy z Mrągowa, tak jak Żuchowski ze Szczytna. Ordynacja stanowi, że każdy powiat musi mieć w Zarządzie swojego przedstawiciela, któremu wystarczy jeden głos, żeby zostać wybranym.

„Tłuste koty” zbojkotowały wybory

Henryk Żuchowski ze Szczytna, były dyrektor KRUS w Olsztynie w swoim wystąpieniu wytknął swoim kolegom, który tak jak on, zawdzięczali lukratywne stanowiska za rządów PiSu, a którzy nie raczyli pofatygować się na wybory. Nie było b. komendanta wojewódzkiego OHP Dariusza Rudnika, b. dyrektora generalnego urzędu wojewódzkiego Pawła Żukowskiego, b. zastępcy dyr. Oddziału Totalizatora Sportowego w Olsztynie Przemysława Bastka, b. dyrektora Agencji Rezerw Materiałowych Dariusza Przeradzkiego (kandydował do zarządu będąc nieobecny na sali), b. prezesa WM SSE Zbigniewa Targowskiego, byłego dyrektora wielu spółek, ostatnio zastępcy wojewódzkiego inspektora inspekcji handlowej w Olsztynie Waldemara Zwierki, b. dyrektora wydziału w urzędzie wojewódzkim Piotra Junkera, Dariusza Wasieli, byłego zastępcy dyrektora KOWR i dyrektora oddziału Wód Polskich, byłego radnego PiS i b. kierownika administracji KW OHP w Olsztynie Krzysztofa Narwojsza czy szefa wojewódzkiej młodzieżówki PiS Mateusza Szkaradzińskiego, który wraz z kolegami zaczął w ostatnich latach robić błyskotliwą karierę w PiSie. Dostał też posadę dyrektora wojewódzkiego oddziału PFRON w Olsztynie. Chyba jako jedyny z tzw. „tłustych kotów” zachował to stanowisko do dzisiaj. Krążą plotki, że złożył „homagium” nowej władzy. Gdy go o to zapytałem, wykręcił się od odpowiedzi.

Tym bardziej, na tym tle uwagę zwracała wierność partii działacza młodzieżówki PiS Piotra Soćko z Kętrzyna, do tej pory sekretarza wojewódzkiego, który w tak podzielonym na frakcje środowisku zdołał przekonać do siebie aż 123 delegatów!

Z posłów na sali nie było tylko poseł Olgi Semeniuk-Patkowskiej, co wypomniała jej poseł Arent. Tym bardziej dziwne, gdyż była w składzie Zespołu ds. Przygotowania Zjazdu, obok Iwony Arent, posła Janusza Cieszyńskiego, posła Artura Chojeckiego, Zdzisławy Tołwińskiej, Piotra Soćko, Pawła Warota i Agnieszki Warakomskiej-Poczobutt.

Adam Socha

PiS wybrało lokalnych liderów. Nie obyło się bez kontrowersji i niespodzianek

Działacze w tajnym głosowaniu odrzucili kandydaturę Szymona Szynkowskiego vel Sęka na szefa poznańskich struktur PiS. Były wiceszef MSZ był jedynym kandydatem zgłoszonym w wyborach. To kolejny taki przypadek. Wcześniej przepadł jedyny kandydat na szefa PiS w Płocku.

Wcześniej mówiło się, że przewodniczącym zarządu okręgu może zostać poseł Bartłomiej Wróblewski, ale ostatecznie to Szymon Szynkowski vel Sęk otrzymał nominację od prezesa Jarosława Kaczyńskiego. W głosowaniu tajnym uzyskał tylko 49 głosów, 74 delegatów głosowało przeciwko niemu.

Według informacji Onetu o porażce Szynkowskiego vel Sęka decydowała spora niechęć działaczy do byłego wiceministra. — Mało się angażował i nominacja od prezesa nic tam nie pomogła — słyszymy od poznańskich działaczy PiS.

W sobotę w Wielkopolsce wybierano także szefa okręgu kalisko-leszczyńskiego. Został nim Jan Dziedziczak.

Nie wszędzie kandydat na szefa struktur był jeden. W sobotę doszło do pojedynku na Podkarpaciu. W okręgu krośnieńskim o szefostwo ubiegała się posłanka Anna Schmidt i poseł Marek Kuchciński. Delegaci postawili na byłego wicemarszałka Sejmu.

Maciej Małecki, kojarzony z byłym szefem MSWiA Mariuszem Kamińskim kandydat na szefa płockich struktur Prawa i Sprawiedliwości, także przegrał głosowanie, choć był jedynym kandydatem — dowiedział się Onet.

W innym miejscu — w Gdańsku — nie obyło się bez kontrowersji, bo stanowisko miał tam objąć były szef Telewizji Polskiej Jacek Kurski. Otrzymał on nominację od prezesa Kaczyńskiego, ale jego plany nie spodobały się działaczom PiS z Pomorza. Tuż przed głosowaniem, które miało wyłonić przewodniczącego okręgu, Kurski poinformował, że nie może podjąć się tej misji. Szefem regionu został ostatecznie Kazimierz Smoliński.

Onet.pl

Czytaj więcej: Czy poseł Chojecki uzyskał wymaganą liczbę głosów na prezesa okręgu?

Komentarz (27)

Więcej artykułów…

  1. Poseł Artur Chojecki został wybrany na przewodniczącego W.-M. Zarządu PiS
  2. Pożar konstrukcji dachu klasztoru redemptorystów w Braniewie

Strona 26 z 281

  • start
  • Poprzedni artykuł
  • 21
  • 22
  • 23
  • 24
  • 25
  • 26
  • 27
  • 28
  • 29
  • 30
  • Następny artykuł
  • koniec

Komentarze

"Skoro wysadzono tory, to musieli być Rosjanie.
Musieli. Prawda?"
ŁW X
https://geekweek.interia.pl/militaria/news-ukraincy-wysadzili-w-powietrze-...
To idealny moment na zaatakowa...
10 godzin(y) temu
"NKWD/KGB/GRU jedna z najpotężniejszych bezpiek na świecie,
potrafili namierzyć i skasować Trockiego i Litwinienkę, przeprowadzić akcję na Dubrowce ...
To idealny moment na zaatakowa...
11 godzin(y) temu
A tak szczerze to komu więcej korzyści przyniesie ten "akt dywersji"? - tylko myślmy logicznie a nie propagandowo.
Czy na pewno Rosja otwierałaby kol...
To idealny moment na zaatakowa...
15 godzin(y) temu
Tak samo jak trafił Rödnick, pastor czy Blondi! O jurnym Jerzym nie wspomnę
Radny olsztyński PiS Jarosław ...
16 godzin(y) temu
A o działalności Babalskiego w PZPR było wiadomo już wcześniej. Jak on trafił na jedynkę PIS? https://wiesci24.pl/2018/03/22/mroczne-tajemnice-partii-...
Radny olsztyński PiS Jarosław ...
17 godzin(y) temu
Zbyszek chyba się ze wstydu spalił. Co za kompromitacja.
Radny olsztyński PiS Jarosław ...
17 godzin(y) temu

Ostatnie blogi

  • Apel o optymizm na wypadek wojny Dwadzieścia rosyjskich dronów, które ostatnio wleciały do Polski wzbudziły u wielu moich rodaczek i rodaków głęboki niepokój, a często przerażenie… Zobacz
  • Barbarzyński atak "silnych ludzi" Tuska na praworządność Zbigniew Lis Motto Tuska: Będziemy stosować prawo, tak jak my je rozumiemy, czyli uchwałami Sejmu i rozporządzeniami zmieniać ustawy, wg zasady –… Zobacz
  • Co trzeba zrobić, żeby PiS wygrało kolejne wybory? Zbigniew Lis Wielu Polaków głosujących nie za opozycją, tylko przeciw PiS, nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji ich decyzji oraz z powagi… Zobacz
  • Michał Wypij, Paweł Warot – komentarz osobisty Bogdana Bachmury Bogdan Bachmura Dużo łatwiej o krytykę osób, których nie darzymy sympatią, z którymi jesteśmy w sporze lub konflikcie. Ale tym razem jest… Zobacz
  • 1

Najczęściej czytane

  • Trwa presja koncernów OZE na gminy Warmii i Mazur. Kolej na Korsze
  • Czy Grzegorz Smoliński "zdradził" PiS zatrudniając się w UW?
  • Wyborcza sporządziła listę osób do zwolnienia z pracy, związanych z PiS
  • Urszula Pasławska prezesem PSL na Warmię i Mazury
  • Radny olsztyński PiS Jarosław Babalski został wykluczony z partii
  • Radny olsztyński PiS Jarosław Babalski został wykluczony z partii
  • Związkowcy wnoszą o wyłączenie Szpitala Wojewódzkiego w Olsztynie z konsolidacji
  • Agent Tomek: Jesteśmy ofiarami zemsty Ziobry, Kamińskiego, Wąsika i Bejdy
  • Walka komika z władzami Olsztyna o „Dorotkę”
  • Sprostowanie wojewody w sprawie zwolnienia Piotra Junkera
  • Olsztyn, 11 Listopada - miasto-bastion KO, bez flag
  • Co ukrywa posłanka PSL Urszula Pasławska?

Wiadomości Olsztyn

  • Olsztyn

Wiadomości region

  • Region

Wiadomości Polska

  • Polska

O debacie

  • O Nas
  • Autorzy
  • Święta Warmia

Archiwum

  • Archiwum miesięcznika
  • Archiwum IPN

Polecamy

  • Klub Jagielloński
  • Teologia Polityczna

Informacje o plikach cookie

Ta strona używa plików Cookies. Dowiedz się więcej o celu ich używania i możliwości zmiany ustawień Cookies w przeglądarce.