Zgadzam się z prof. Andrzejem Nowakiem - „Od czasów Stalina nie było takiego poziomu kłamstwa, łajdactwa, zakłamania”. Tyle, że prof. Nowak obarcza winą za to Donalda Tuska, co w jego sytuacji, emblematycznej twarzy Obywatelskiego Komitetu Poparcia kandydata Karola Nawrockiego, jest całkowicie zrozumiałe. Wlazłeś między wrony …
Ja takich zobowiązań nie posiadam, więc nie muszę podejmować trudu wypierania ze świadomości, że barwy polityczne współczesnych „handlarzy towarów, którymi się dusza żywi” nie mają żadnego znaczenia, co osiem lat rządów PiS wykazało nadto dobitnie. Wszyscy funkcjonują w tym samym świecie postpolityki i postprawdy, więc te epitety, którymi pan profesor raczył obarczyć Donalda Tuska dawno straciły swoje pejoratywne znaczenie, stając się narzędziami codziennej pracy nowej klasy próżniaczej.
Czasów Stalina obaj z panem profesorem nie pamiętamy, ale czasy schyłkowej komuny - jak najbardziej. Gdy do ostatniego Plenum i Zjazdu, kończących żywot przewodniej siły Narodu, do ostatniego propagandowego tchu, broniono socjalizmu – bytu wyobrażonego, króliczka, którego nieustanne gonienie legitymizowało władzę partyjnej oligarchii.
Zaiste, wiele musiało się od tamtego czasu zmienić, aby wszystko pozostało po staremu. Zmienił się przecież króliczek – teraz nie socjalizmu, ale demokracji powiewa sztandarem. Nie ważne czy istnieje, czy to tylko kolejna iluzja podtrzymywana wyborczym rytuałem. Ważne, że ma miliony wyznawców, którzy w niedzielę pójdą do wyborczych urn z przeświadczeniem, że wybiorą. To ważne – żeby nie powiedzieć – najważniejsze. Świadomość, że wybieramy – My, Suweren. Bo nic gorszego nie mogłoby się przytrafić partyjnym kapłanom demokratycznej religii, gdyby do wyborczych szeregów zakradła się defetystyczna wątpliwość, czy to my rzeczywiście ich wybieramy, czy też może oni wybierają się nami?
Nieustająca i prymitywna do bólu nawalanka, poparta dostępnymi dziś technikami manipulacji, zawsze grozi przegrzaniem rozpalonych do białości głów. Od czasów demokracji ateńskiej wiele się zmieniło, ale co do zasady reguła Arystotelesa pozostaje niezmienna: „Demokracja to rządy osłów prowadzonych przez hieny”. Aby „osły” się nie zbuntowały, najważniejsza jest SPRAWA. Wiara, że kolejna „wyborcza gra” to zarazem ostatni, śmiertelny bój „o Polskę” do którego tylko partyjna kadrówka może nas poprowadzić.
Gwarantem powodzenia tego spektaklu są nie tylko tzw. żelazne elektoraty, którym do właściwego głosowania wystarczyłyby puste krzesła z napisem PiS lub PO. Dodatkowo w tę grę pozorów dają się wciągnąć miliony ludzi, ponieważ ulegli logice mniejszego zła. To właśnie pozwala politykom, ich sztabom oraz komentatorom, z całą bezczelnością i pogardą dla Konstytucji, snuć niekończące się rozważania nad przysługami jakie mają wyświadczyć właściwym partiom zwycięski Karol Nawrocki lub Rafał Trzaskowski.
Tymczasem to nie jest głosowanie na mniejsze zło, ale udział w po manichejsku wykreowanej walce dobra ze złem. W plebiscycie, którego rzeczywistą stawką są rządy jednej z dwóch partyjnych oligarchii, które solidarnie zadbały, aby z demokracji pozostał niedzielny spektakl namaszczenia strażnika interesów partii. Bez mojego udziału.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość