Na gorące dzielę się tym, co mi zostało w głowie po tym maratonie w TVP w likwidacji. Wszyscy czekali na pojedynek Trzaskowski – Nawrocki spodziewając się roztrzaskania Nawrockiego na kawałki, na miazgę. Tymczasem stało się coś odwrotnego. Nawrocki udowodnił, że jest bokserem wagi ciężkiej. Na atak Trzaskowskiego sprawą kawalerki odwinął się czyścicielem kamienic, wyrzucaniem ludzi na bruk, eksmisją rodziny z 6-letnim dzieckiem, historią kamienicy przy Marszałkowskiej 66.
W drugiej debacie w Republice Nawrocki zdołał ustać na nogach, po aferze z kawalerką, ale tam na ringu nie było jego głównego rywala. W ostatniej walce, w TVP w likwidacji, zamiast rzucić ręcznik na ring, tryskał energią od pierwszego gongu do ostatniego, ani razu nie dając się zbić z tropu. Kontrował boleśnie ciosy Trzaskowskiego, kandydata opłacanego przez deweloperów. Walczył w ringu z gracją i uśmiechem.Nie robiły na nim wrażenia ataki i oskarżenia ze strony Biejat i Hołowni w sprawie kawalerki, reagował trochę jak niedźwiedź, który opędza się od ratlerków.
Początek debaty, Trzaskowski atakuje Nawrockiego, w sprawie kawalerki.
Natomiast Trzaskowski z godziny na godzinę opadał coraz bardziej z sił, spocił się jak Nixon w debacie z Kennedym (przez ten pot przegrał). Po jego twarzy było widać, że błaga o ostatni gong. Gdy nastąpił, tak był wyczerpany, że ostatnią mowę wygłosił, podpierając się o pulpit. Senyszyn ze swoim wigorem była przy Trzaskowskim jak 18-latka przy emerycie. Co będzie jego priorytetem jako prezydenta? Pigułka po i język śląski.
Wymowne jest to główne zdjęcie mojego komentarza, gdy po zakończeniu debaty Nawrocki podaje rękę poobijanemu Trzaskowskiemu, a ten składa mu hołd. Nie trzeba słów.
Dla mnie Stanowski był gwiazdą tej debaty, miał kilka wejść formatu Stańczyka
Sztab Trzaskowskiego upierając się, żeby w debacie twarzą "czystej wody" była Dorota Wysocka-Sznepf, której obecność oprotestowało 8 komitetów wyborczych, sam prosił się o łomot i Stanowski nie zmarnował okazji, na którą czekał od początku kampanii i która była główną motywacja jego startu - wejść do "świątyni propagandy" i wygarnąć im w twarz: kim są, co robią i komu służą.
- Bardzo się cieszę, że mogę być w tej "świątyni propagandy" i widzieć przed sobą "arcykapłankę propagandy". Wprawdzie sądziłem, że spali się pani ze wstydu po tym, jak większość komitetów wyborczych zaprotestowała przeciwko pani obecności na tej debacie, ale widocznie oczekiwałem zbyt wiele. Niektóre osoby najwyraźniej się ze wstydu nie palą - powiedział Krzysztof Stanowski.
- Dobrze, że pani tu jest, bo jest pani symbolem tego, co dzieje się z polskimi mediami - zarówno kiedyś, jak i teraz. Że nie jest to czysta woda, lecz taki sam ściek, tak jak wcześniej. Prezesem TVP jest dziś człowiek, który zarządzał spółką autobusową Rafała Trzaskowskiego, a pani mąż (Ryszard Schnepf - red.) czeka na ambasadorską nominację od nowego prezydenta - domyślamy się, od którego - stwierdził Krzysztof Stanowski.
- To nie jest obiektywizm. Pani nie powinno tu być. Musiałem to powiedzieć w imię wszystkich sztabów, które wyraziły swój sprzeciw - oświadczył i dodał na koniec.
„Nie jest to pierwszy raz w historii, kiedy osoba z nazwiskiem Schnepf przepytuje Polaków. Mam nadzieję, że wyjdziemy stąd cali i zdrowi”. W jedno zdanie wpakował zarówno gorącą krytykę współczesnych mediów publicznych, jak i mroczną aluzję do Obławy Augustowskiej z lipca 1945 r., której współorganizatorem był oficer Ludowego Wojska Polskiego por. Maksymilian Schnepf – ojciec dyplomaty Ryszarda Schnepfa.
Ciąg dalszy rozprawy z tubą propagandową Trzaskowskiego nastąpił w secie, gdy kandydaci zadawali sobie pytania.
Stanowski zapytał Rafała Trzaskowskiego o Tomasza Syguta. - Powiedział pan, że w spółkach miejskich zatrudniał pan bezpartyjnych fachowców. Chciałem się więc dopytać, jakie niesamowite kompetencje ma Tomasz Sygut, że jednego dnia zarządza autobusami miejskimi, a następnego dnia Telewizją Polską. Wprawdzie w likwidacji, ale jednak Telewizją Polską - zapytał Nawrocki.
- Panie Krzysztofie, (...) pan Sygut został wyrzucony na zbity pysk przez PiS z telewizji, bo jest po prostu dziennikarzem i specjalistą. Zajmował się promocją (w spółce MZA - przyp.red.), zajmował się właśnie tym, na czym się zna - odparł Trzaskowski.
- Był dziennikarzem z wieloletnim stażem i doświadczeniem. Został z telewizji wyrzucony tylko i wyłącznie dlatego, że nie chciał powtarzać kłamstw, propagandy. Dzisiaj do tej telewizji wrócił. Proszę mi wierzyć, ja nie miałem, panie Krzysztofie, z tym absolutnie nic wspólnego - dodał.
- Muszę powiedzieć, że musi być to człowiek wybitny, bo w ogóle ta kampania jest wybitna ze strony Telewizji Polskiej. Żadnych długich wywiadów z kandydatami, nie da się ich poznać. Jakaś jedna debata z krótkimi odpowiedziami to po prostu żart, a nie realizowanie misji publicznej. Za to sto programów, w których słyszymy, że pan jest wspaniały, a pana kontrkandydaci głupi. Nie wiem, czy na tym powinna polegać misja telewizji - ripostował Stanowski.
Po tej wypowiedzi, do wymiany zdań postanowiła się wtrącić prowadząca Dorota Wysocka-Schnepf.
- Nie wiem, czy to prawda, bo nie oglądałam, ale podobno w tym PiS-owskim ośmioleciu to pan Stanowski miał program w TVP Kurskiego i to może by wyjaśniało tę obsesję, którą realizuje - wtrąciła dziennikarka.
Stanowski prowadził w TVP Sport piłkarski program publicystycznych "Stan futbolu". Program był przygotowany wraz z redakcją Weszlo.com.
Wysocka-Schnepf dała się sprowokować. Długo zbierała się się do "rzygnięcia" i "rzygła":
- W uzupełnieniu do wypowiedzi pana Stanowskiego zacytuję profesora Bartoszewskiego, który mówił, że kiedy pijany zwymiotuje nam w autobusie, to nie jest to obelga, lecz coś nieprzyjemnego. Nie każdy może mnie obrazić - stwierdziła Dorota Wysocka-Schnepf w odpowiedzi.
Trzaskowski był zmęczony, zarazem zirytowany i znudzony, że musi odpowiadać na pytania jakichś "miernot" i zniżać się z poziomu Guliwera do Liliputów (wg TVP w likwidacji - do "planktonu").
Wkurzonony był też Stanowski na kłamstwa Trzaskowskiego, serwowane mu w rozmowie jeden na jeden w mieszkaniu wiceprzewodniczącego PO i bezlitośnie w debacie telewizyjnej je zdemaskował, tak zresztą jak kłamstwa Hołowni. Przypomniał, jak liderzy PO na czele z Trzaskowskim popierali budowę Nord Stream. A dzisiaj Tusk pojechał do Kijowa w osobnym wagonie kl. II, jak lokaj, gdy premier Anglii, kanclerz Niemiec i prezydent Francji jechali kl. I a w Kijowie wyraźnie się od niego dystansowali. Nawet agent Putina-Maciak błysnął: "Nie potrafią kiwać na arenie międzynarodowej, to kiwają Polaków”. Smutne to.
Stanowski znokautował też „Smerfa ważniaka” Hołownię, cytując mu jak drwił z reparacji, wchodząc w d… Niemcom i przypominając inne jego fikołki. „Człowiek po 50. roku życia powinien w końcu wykształcić w sobie kręgosłup” - podsumował marszałka rotacyjnego.
No i Stanowski uzbierał podczas debaty od Polek i Polaków prawie 3 z 11 mln zł potrzebnych na chorego Ignasia. Warto było zbierać podpisy na Stanowskiego!
W Hołownię zresztą walili wszyscy, a najbardziej lewicowi kandydaci. Zandberg prawy sierpowy posłał też Trzaskowskiemu, pytając, dlaczego dopuścił do skoku aparatczyków z legitymacją PO, niekompetentnych, hejterów, na Spółki Skarbu Państwa? Przypomniał Trzaskowskiemu, że to posłowie PO zablokowali ustawę kładącą kres „tłustym partyjnym kotom” w SSP. Za głosowała tylko jego partia Razem i Polska2050.
Piękna był młócka pomiędzy kandydatami lewicy, którą w mojej ocenie zdecydowani wygrał Zandberg, który rzucił Biejat w twarz, że zdradziła partię Razem, sprzedała ideały za stołek wicemarszałkini senatu i stołek marszałka sejmu dla Czarzastego. Wszyscy oni: Biejat, Senyszyn, Hołownia, Zandberg tak walili w rząd Tuska, że po debacie powinien podać się do dymisji.
Błysnęli też Woch swoimi konkretnymi wypowiedziami i pytaniami oraz Jakubiak, propaństwowiec, wypowiadający się jak mąż stanu. Mentzen zachował swój poziom. Z politowaniem słuchał ignoranckich pytań Biejat, Hołowni i Trzaskowskiego z zakresu gospodarki i ekonomii i z politowaniem odpowiadał. Ożywił się nareszcie Bartoszewicz i w końcu przebił się ze swoją "demokracją bezpośrednią". Braun tym razem niczym nie zszokował, miał wyważone wypowiedzi, był żwawszy niż zwykle, na koniec jednak znów wszedł w rolę kaznodziei.
Panowie wraz z kandydatami lewicy Biejat i Zandbergiem, zamienili drugą część debaty z debaty prezydenckiej w kampanię wyborczą do parlamentu, chyba już czując, że rząd Tuska nie przetrwa do 2027 roku. Generalnie tę debatę wygrała prawica a szerzej opozycja (z Zandbergiem). Obnażyła kłamstwa polityków koalicji z Trzaskowskim na czele, a pomógł w tym Zandberg.
Przekaz kandydatów prawicy był taki: zwycięstwo Trzaskowskiego zamieni Polskę w w UE w lokaja, w pasażera II klasy, jak w pociągu premiera Tuska do Kijowa i w jeden ogromny obóz dla imigrantów.
Zakończę więc hasłem z ostatnich bilbordów Trzaskowskiego: "NIECH WYGRA POLSKA"
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość