„Sowieci z zimną krwią zamordowali przede wszystkim strzałem w tył głowy ponad 22 tys. polskich oficerów. Żołnierzy, którzy bronili swojej ojczyzny najpierw przed napaścią hitlerowskich Niemiec od 1 września 1939 roku, a potem przed zdradziecką napaścią Armii Czerwonej, wojska sowieckiego na polecenie Stalina na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow, co jak pamiętamy, miało miejsce 17 września 1939 roku” - podkreślił prezydent Andrzej Duda podczas obchodów 85. rocznicy Zbrodni Katyńskiej w Krakowie.
13 kwietnia obchodzony jest Dzień Pamięci Ofiar Zbrodni Katyńskiej, odbywają się obchody upamiętniające jej 85. rocznicę. W Krakowie prezydent Andrzej Duda złożył wieniec przed Krzyżem Katyńskim.
Dziękuję wszystkim za przybycie tutaj dzisiaj na ten plac pod Wawelem przy Kościele św. Idziego, gdzie od dziesięcioleci stoi ten krzyż, który nazywamy krzyżem katyńskim. Krzyż, który upamiętnia naszych rodaków, wszystkich, ale także, a może przede wszystkim tych z Krakowa, których rodziny tutaj żyją, mieszkają. Często od pokoleń, jak rodzina generała Smorawińskiego, tych, którzy zostali pomordowani przez Sowietów w Katyniu
— mówił prezydent Duda.
Pamięć o straszliwym mordzie
Zaznaczył, że „tamta zbrodnia zapisała się czarnymi zgłoskami żałoby w dziejach naszego narodu i naznaczyła komunistyczny reżim i sowiecki i ten później, który na sowieckich bagnetach został przeniesiony do Polski po pierwsze krwią patriotów, a po drugie kłamstwem, które oni przez całe lata próbowali wcisnąć polskiemu narodowi i światu, próbując zniekształcić i zatrzeć pamięć tamtego straszliwego mordu, tamtego ludobójstwa”.
Sowieci z zimną krwią zamordowali przede wszystkim strzałem w tył głowy ponad 22 tys. polskich oficerów. Żołnierzy, którzy bronili swojej ojczyzny najpierw przed napaścią hitlerowskich Niemiec od 1 września 1939 roku, a potem przed zdradziecką napaścią Armii Czerwonej, wojska sowieckiego na polecenie Stalina na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow, co jak pamiętamy miało miejsce 17 września 1939 roku
— podkreślił.
Wskazał, że „te dwa totalitaryzmy, hitlerowski, nazistowski, niemiecki i sowiecki, nie mogły zdzierżyć tego, że pomiędzy nimi istnieje państwo polskie, bękart traktatu wersalskiego, jak mówił bandyta Mołotow, ale przede wszystkim państwo, przed którym w 1525 roku musiał klęknąć władca Prus, składając Hołd Pruski przed polskim królem. A w 1611 roku klękał rosyjski car Wasyl Szujski, składając Hołd Ruski”.
Nie mogli zdzierżyć tego, że w 1918 roku przedstawiciele tego narodu z bronią w ręku przegnali ich z Wielkopolski po to, by odzyskać tę część Rzeczypospolitej dla powracającej na mapę naszej czy wreszcie, a może przede wszystkim nie mogli zdzierżyć tego, że w 1920 roku polscy patrioci, polska armia składająca się z ochotników przechyliła szale polsko-sowieckiej wojny i pognała bolszewików na wschód, na ich karkach pędząc, co skompromitowało osobiście samego Stalina jako dowódcę wojskowego
— powiedział prezydent Duda.
„To było ludobójstwo”
Zaznaczył, że „Stalin nigdy tego nie darował, ponieważ to właśnie na jego polecenie, na jego rozkaz dokonano tej brutalnej rzezi na polskich jeńcach, oficerach wojska polskiego objętych konwencjami międzynarodowymi”.
To było ludobójstwo, bo mordowano z premedytacją ważną część polskiej elity. To byli ludzie z wyższym wykształceniem. To była polska inteligencja. Zostali brutalnie zamordowani. Chciano ich zetrzeć z życia i z pamięci. Zdołali ich zamordować, ale nigdy nie zdołali wydrzeć z pamięci najbliższych i z pamięci naszego narodu ich i ich niezwykłej bohaterskiej postawy. Tego, że nie dali się złamać, tego, że nie poszli na współpracę, tego, że pozostali dumnymi Polakami i patriotami do samego końca, do ostatniej chwili swojego życia. Dziś 85. rocznica tamtego straszliwego mordu na naszych rodakach. Dziś otwarcie mówimy o prawdzie historycznej. Ta prawda historyczna kosztuje, kosztowała przez dziesięciolecia tych, którzy o niej mówili
— podkreślił Andrzej Duda.
Wskazał na „prześladowania, więzienie w czasach, kiedy tu była dominacja Rosji sowieckiej, z trudem przedzierała się niestety bardzo często także i w tej Polsce, która po 1989 roku odbudowywała swoją demokrację, niepodległość i suwerenność”.
Zapłaciliśmy wreszcie za tę prawdę straszliwą cenę jako naród 15 lat temu, kiedy nasi rodacy, także przedstawiciele rodzin katyńskich w ramach delegacji polskiej na czele z prezydentem Lechem Kaczyńskim i jego żoną podróżowali, by w 70. rocznicę oddać hołd, tam na miejscu w Katyniu. Jak wiemy, wszyscy zginęli. Znowu polska krew wsiąkła w rosyjską ziemię, w tamtą ziemię, w smoleńską ziemię. Nigdy nie zapomnimy. Nie wolno nam zapomnieć, bo tamta ofiara, którą ponieśliśmy jako naród 15 lat temu, tylko wzmacnia nasz obowiązek pamiętania o ofiarach zbrodni katyńskiej, o tamtym ludobójstwie, o polskich oficerach, o ich bohaterstwie. Powiedziałem dzisiaj, nie mam żadnych wątpliwości, że to armia cieni, która stoi dzisiaj przy naszych żołnierzach i która wspiera naszych żołnierzy tak jak i nas w dziele umacniania i zapewniania bezpieczeństwu polskiemu państwu, że oni nigdy, nawet wtedy, kiedy odebrano im życie, nie zaprzestali swojej służby dla Rzeczypospolitej i dla nas Polaków. Cześć i chwała bohaterom. Wieczna pamięć poległym, wieczna hańba zbrodniarzom
— zaznaczył prezydent.
5 marca 1940 r. sowieckie Biuro Polityczne KC WKP(b) podjęło decyzję o rozstrzelaniu polskich jeńców przebywających w obozach w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz polskich więźniów przetrzymywanych przez NKWD na obszarze przedwojennych wschodnich województw Rzeczypospolitej oraz także m.in. w Kijowie. Konsekwencją tej decyzji była Zbrodnia Katyńska, w wyniku której funkcjonariusze NKWD rozstrzelali ok. 22 tysiące polskich obywateli, w tym prawie 15 tys. oficerów Wojska Polskiego i Policji Państwowej.
Fałszowanie Katynia
85 lat temu Sowieci wymordowali polskich oficerów. Później robili wszystko, by zamordować również prawdę o tej zbrodni – pisze Karol Polejowski
Ten widok ppłk John H. Van Vliet Jr. zapamiętał na całe życie. W masowych mogiłach leżały rozkładające się ciała w polskich mundurach oficerskich. Wszystkie ofiary „miały dziurę po kuli z tyłu głowy, w pobliżu szyi”, a część – ręce związane sznurkiem.
Van Vliet był w grupie amerykańskich i brytyjskich jeńców, których wiosną 1943 roku Niemcy przewieźli do Lasu Katyńskiego pod Smoleńskiem. Alianccy oficerowie stali się tam mimowolnymi świadkami ekshumacji nadzorowanych przez prof. Gerharda Buhtza. „Chciałem wierzyć, że cała sprawa była oszustwem” – przyznał później Van Vliet. Łudził się, że mordy są dziełem Niemców, próbujących zrzucić winę na Sowietów, by poróżnić ich z innymi państwami koalicji antyhitlerowskiej. Po głębszej analizie zmienił jednak zdanie. „Uważam, że zrobili to Rosjanie” – zaświadczył po odzyskaniu wolności i powrocie do USA.
Dla reputacji Związku Sowieckiego świadectwa takie jak to Van Vlieta – osób neutralnych w sprawie Katynia – były poważnym zagrożeniem. Po ujawnieniu przez Niemców zbrodni na tysiącach polskich oficerów Kreml nie zamierzał przyjmować odpowiedzialności. Sowieci postawili więc na nogi tajne służby i całą machinę propagandy, by przekonać świat do alternatywnej opowieści o niemieckiej winie. Tak narodziło się kłamstwo katyńskie, podtrzymywane przez długie lata.
Rozstrzelana elita
Dwa potężne ciosy spadły na Polskę we wrześniu 1939 roku. Najpierw uderzył Wehrmacht, a kilkanaście dni później również Armia Czerwona. Totalitarne reżimy, których ideologie miały być nie do pogodzenia – nazistowska Rzesza Niemiecka i komunistyczny Związek Sowiecki – niewiele wcześniej zawarły diabelski pakt, by podzielić między siebie Europę Środkową. Połączonej agresji Wojsko Polskie nie było w stanie się przeciwstawić.
Ziemie polskie znalazły się pod podwójną okupacją. I Niemcy, i Sowieci zaprowadzili na zagarniętych terenach terror. Na Kresach Wschodnich, anektowanych przez ZSRS, jego symbolem stały się – prócz aresztowań – masowe wywózki ludności cywilnej na Syberię i w inne odległe rejony. Represje spadły zwłaszcza na polskie elity: inteligencję, służby mundurowe, urzędników, ziemian i bogatszych rolników wraz z rodzinami.
Pomysł, by bez sądu wymordować dwadzieścia kilka tysięcy osób – polskich jeńców wojennych i więźniów politycznych – 2 marca 1940 roku przedstawił dyktatorowi Józefowi Stalinowi jego zaufany człowiek, ludowy komisarz spraw wewnętrznych Ławrientij Beria. Szef NKWD argumentował, że chodzi o „zdeklarowanych i nierokujących nadziei poprawy wrogów władzy sowieckiej”. Jego wniosek po kilku dniach zatwierdziło Politbiuro.
Już 3 kwietnia z obozu w Kozielsku wyruszył do Katynia pierwszy transport jeńców przeznaczonych do rozstrzelania. Miejsc kaźni było więcej: prócz Lasu Katyńskiego także m.in. Charków, Kalinin (dziś Twer) i Kijów. W sumie w ciągu kilku tygodni Sowieci wymordowali co najmniej 21 768 osób, w tym oficerów Wojska Polskiego (wśród nich wielu rezerwistów, w cywilu pracujących w innych zawodach), policjantów i funkcjonariuszy innych służb mundurowych. Kilkaset ofiar było żydowskiego pochodzenia.
Rodziny pomordowanych nie otrzymały żadnych zawiadomień o śmierci bliskich. Gdy w pewnym momencie przestały otrzymywać od nich korespondencję, miały prawo wierzyć, że to tylko przejściowy brak kontaktu.
Losem oficerów zainteresowały się także władze RP na uchodźstwie. Po czerwcu 1941 roku, czyli niemieckiej napaści na ZSRS, ci ludzie teoretycznie powinni byli zostać zwolnieni. Stalin udawał, że nie ma pojęcia, co się z nimi stało. „Oni uciekli” – wmawiał gen. Władysławowi Sikorskiemu, polskiemu premierowi i Naczelnemu Wodzowi.
Anatomia kłamstwa
W kwietniu 1943 roku Niemcy ogłosili odkrycie w Katyniu masowych mogił polskich oficerów. Włożyli wiele wysiłku, by przekonać świat, że chodzi o ofiary NKWD. Na miejsce ekshumacji ściągnęli międzynarodową komisję lekarską, przedstawicieli Polskiego Czerwonego Krzyża i innych Polaków, a także jeńców z oflagów.
Sowieci odpowiedzieli kłamliwym komunikatem, w którym o zbrodnię oskarżyli Niemców. Tę wersję podżyrowała później tzw. komisja Burdenki, pracująca w Katyniu w styczniu 1944 roku – już po wyparciu Wehrmachtu z okolic Smoleńska przez Armię Czerwoną.
Władze sowieckie posunęły się wręcz do tego, że sprawę Katynia podniosły przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, sądzącym w latach 1945–1946 głównych dygnitarzy nazistowskich. „We wrześniu 1941 roku w Lesie Katyńskim, w pobliżu Smoleńska, hitlerowcy masowo wymordowali oficerów polskich – jeńców wojennych” – czytamy w akcie oskarżenia. „Dowody” okazały się jednak nic niewarte i w wyroku norymberskim sprawa została pominięta.
W czasie II wojny światowej mocarstwa zachodnie nie miały interesu, by przeciwstawiać się kłamstwu katyńskiemu. Stalin był im potrzebny jako sojusznik przeciwko Niemcom, a później Japonii. „Gdyby Hitler najechał piekło, w Izbie Gmin co najmniej życzliwie wspomniałbym o diable” – przyznał szczerze brytyjski premier Winston Churchill. Prezydent USA Franklin Roosevelt wierzył wręcz, że z sowieckim dyktatorem da się budować nowy ład światowy.
Sytuację zmieniła dopiero zimna wojna, zaostrzająca się na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych. W roku 1951 została powołana Specjalna Komisja Śledcza Kongresu Stanów Zjednoczonych do Zbadania Zbrodni Katyńskiej, znana jako komisja Maddena. Dokładnie przeanalizowała ona dostępne wówczas dokumenty i przesłuchała wielu świadków, w tym osoby, które w 1943 roku przyglądały się niemieckim ekshumacjom. Raport Maddena z grudnia 1952 roku odpowiedzialnością za zbrodnię katyńską jednoznacznie obciąża Związek Sowiecki.
Ani ten dokument, ani rzetelne opracowania polskiej emigracji na temat Katynia nie miały jednak szansy oficjalnie zaistnieć w krajach, które po II wojnie światowej znalazły się w strefie wpływów ZSRS. Komunistyczny rząd w Warszawie powtórzył w 1952 roku: „Wymordowanie w Katyniu tysięcy oficerów i żołnierzy polskich było dziełem zbrodniarzy hitlerowskich”.
Każdy, kto w Polsce „ludowej” głosił prawdę o Katyniu, był narażony na represje. Cenzura starannie dbała o to, by w środkach masowego przekazu pojawiały się tylko informacje zgodne z wersją sowiecką. Nawet sądy, które na wniosek rodzin pomordowanych orzekały w sprawach o uznanie za zmarłego, przyjmowały daty zgonu niezgodne z rzeczywistymi: 1941 lub później.
Przeciwko zakłamywaniu zbrodni katyńskiej dramatycznie zaprotestował Walenty Badylak. W marcu 1980 roku podpalił się na Rynku Głównym w Krakowie. W reżimowej prasie ukazały się lakoniczne wzmianki o śmierci chorego psychicznie emeryta. Ludzie wiedzieli jednak swoje – i w miejscu tragicznego zdarzenia stawiali znicze oraz kładli kwiaty.
Krok naprzód, dwa w tył
Na fali przemian demokratycznych władze ZSRS przyznały w kwietniu 1990 roku, że mord w Katyniu był jedną z „ciężkich zbrodni stalinizmu”. W latach 1990–1992 Kreml ujawnił niektóre dokumenty katyńskie. Obiecujące – na początkowym etapie – było także śledztwo rosyjskich prokuratorów wojskowych.
Późniejsze działania Moskwy to już jednak kroki wstecz. Śledztwo rosyjskie zostało umorzone w 2004 roku, a duża część zgromadzonych materiałów – w tym postanowienie końcowe – do dziś pozostaje tajna. Główna Prokuratura Wojskowa Federacji Rosyjskiej traktuje zbrodnię katyńską nie jako ludobójstwo, lecz jako przestępstwo pospolite, które się przedawniło. Co więcej, w rosyjskiej przestrzeni publicznej nadal pojawiają się wypowiedzi negujące sowieckie sprawstwo.
Tym ważniejsze jest śledztwo, które w sprawie Katynia prowadzi prokuratura Instytutu Pamięci Narodowej. Nie spoczniemy, póki możliwie wszechstronnie nie wyjaśnimy wszystkich okoliczności tej sprawy. Ofiary wołają o pamięć, a prawda historyczna potrzebuje wytrwałych obrońców.
Zdjęcie autora: Karol POLEJOWSKI
Karol POLEJOWSKI
Historyk mediewista, doktor habilitowany, zastępca prezesa IPN.
Skomentuj
Komentuj jako gość