Jak ustaliła Telewizja wPolsce24., Anna W., była dyrektor biura Prezesa Rady Ministrów jest już na wolności. „Decyzja została podjęta z uwagi na otrzymanie opinii zleconej przez prokuratora w dniu 12 marca. Z tej opinii wynika, że dalsze stosowanie tymczasowego aresztowania, a konkretnie dalsze pozostawanie dziecka wyłącznie pod opieką jednego rodzica, może mieć negatywny wpływ na jego zdrowie” - powiedział prok. Przemysław Nowak.
„Każdego dnia, będąc tam, za tymi zamkniętymi drzwiami, bezradna, myślałam o tym moim chorym dziecku i wierzyłam, że ten moment nadejdzie” - powiedziała w rozmowie telefonicznej z TV Republika Anna W. po opuszczeniu aresztu.
Decyzja została podjęta z uwagi na otrzymanie opinii zleconej przez prokuratora w dniu 12 marca. Z tej opinii wynika, że dalsze stosowanie tymczasowego aresztowania, a konkretnie dalsze pozostawanie dziecka wyłącznie pod opieką jednego rodzica, może mieć negatywny wpływ na jego zdrowie
— powiedział rzecznik PK, prok. Przemysław Nowak.
Kaucję za Annę W., w wysokości400 tys. złotychwpłaci prezes Fundacji Niezależne Media Joanna Jenerowicz. Anna W. rozmawiała po wyjściu na wolność z TV Republika.
Jestem pełna emocji, ale ten dzień będzie jednym z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Za kilka godzin spotkam się z synem, jest to dla mnie najważniejsza rzecz i na tę chwilę czekałam — powiedziała. - Nie traciłam nadziei, wierzyłam, że ten moment nastąpi, spotkanie z moim synem to najważniejszy moment, na który czekałam dwa miesiące. Każdego dnia, będąc tam, za tymi zamkniętymi drzwiami, bezradna, myślałam o tym moim chorym dziecku i wierzyłam, że ten moment nadejdzie
— podkreśliła.
- Wartość najwyższa - dobro dziecka - dzisiaj wygrała. Bardzo serdecznie wszystkim dziękuję, że tak się dziś stało
— powiedziała Anna W.
Pytana o sposób traktowania w areszcie, odpowiedziała:
Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, funkcjonariusze zakładu aresztowego w Katowicach wykazali się w stosunku do mnie dużą empatią. Miałam pomoc psychologiczną, bo cała ta sytuacja wpłynęła bardzo na mój stan psychiczny. Powiem tak – system to nie są mury. System tworzą ludzie. Akurat ja miałam tyle szczęścia, że wokół mnie w areszcie znaleźli się ludzie, którzy z dużą empatią podeszli do tego tematu. Wiedzieli, że jestem matką. Że jestem niesłusznie przetrzymywana. Że jest to walka polityczna, gdzie zakładnikiem stało się moje 13-letnie chore dziecko. Nie mogli po prostu inaczej postąpić niż w zgodzie z własnym sumieniem, własnym sercem.
Z jednej strony była więc duża empatia, zrozumienie. Z drugiej – zostałam zakuta w kajdanki, na ręce, na nogi. Przewożona byłam w samochodzie policyjnym, w tak zwanym – to się kiedyś nazywało „suka”, z tego, co pamiętam – malusieńkim pomieszczeniu z tyłu. Jak zbir, jak terrorysta, zostałam przewieziona do prokuratury. W prokuraturze przez wszystkie korytarze byłam prowadzona w zakutych rękach, nogach. Nie jako matka, która idzie walczyć o swoje dziecko, tylko jako „terrorysta”
— zwróciła uwagę pani Anna.
Nie życzę nikomu takich doświadczeń. Te parę godzin, które tak spędziłam [zakuta w podwójne kajdanki - przyp. red.] to były najgorsze momenty, które mi się przytrafiły w ciągu tych dwóch miesięcy. Moi mecenasi, którzy przybyli wtedy do prokuratury i zobaczyli mnie skutą na korytarzu, od razu podnieśli rwetes. Słusznie, bo nikomu nie zagrażałam. Przyszłam tylko walczyć o moje dziecko. O nic więcej
— powiedziała.
„Moje serce pękło na milion kawałków”
Pytana, jak zareagowała na groźbę odebrania dziecka, pani Anna odpowiedziała:
To była najgorsza informacja, którą usłyszałam od dwóch miesięcy. Starałam się być dzielna, ponieważ silna matka to silne dziecko. Walczyłam po prostu dla mojego syna. W momencie, gdy dotarła do mnie informacja, że dziecko będzie być może oddane, być może będzie przekazane jakiejś innej rodzinie, cokolwiek. W ogóle, gdy padła informacja, że sprawą zajmie się sąd opiekuńczy, pomyślałam: „Boże, co tam się dzieje?!”.
Starałam się dzielnie to wszystko przetrwać, ale ten moment to był cios w serce, moje serce rozpadło się wtedy na milion kawałków. Od razu, nie ukrywam, pani psycholog się mną zajęła, ponieważ mój stan był wtedy tragiczny. Przez te dwie doby, dosłownie, łzy nie znikały mi z policzków
— podkreśliła.
Nie życzę żadnej matce otrzymania takiej informacji. Tym bardziej, że wszystko, co działo się przed aresztowaniem, było poświęcone mojemu synowi. Dałam z siebie wszystko, jak prawdziwa matka powinna się w stosunku do chorego dziecka zachować. Codzienna terapia, codzienna rozmowa, rozwijanie pasji dziecka. To ja byłam tym „trzonem” w terapii mojego syna. I w pewnym momencie otrzymuję informację, że państwo uważa, że być może jakaś kuratela, może jakieś inne organy będą w stu procentach lepsze niż własna matka. Bo matka może siedzieć w areszcie, a dziecko zostanie przekazane komuś innemu, kto na pewno dużo lepiej sobie radzi niż ja…
— dodała pani Anna.
Dziennikarka zapytała także o to, jak była dyrektor Biura Prezesa Rady Ministrów reagowała na informacje o drastycznym pogorszeniu stanu zdrowia syna.
Poprosiłam pana mecenasa Gomołę i pana mecenasa Wąsowskiego, aby nie ukrywali przede mną żadnych informacji o tym, co się dzieje z moim dzieckiem. Informacje, które do mnie docierały, o próbach jakichś podejmowanych przez moje dziecko, proszę mi wierzyć, moje serce każdego dnia pękało. To dla matki jest informacja, którą trudno sobie w głowie w ogóle ułożyć
— mówiła Anna W.
Tym bardziej, że ja dziecko przez ten czas, kiedy byłam na wolności, doprowadziłam w miarę do pewnego poziomu przynależności społecznej, tym bardziej, że wiadomo, na czym polega autyzm. I moment, kiedy dowiaduję się, że moje dziecko podejmuje jakieś próby, że jego zachowanie jest tak nieadekwatne do jego normalnego funkcjonowania, to jest rzecz nie do przeżycia dla matki. I wszystkie matki, które mnie słyszą, będą wiedzieć doskonale, o czym mówimy
— podkreśliła.
Wcześniej napisałem:
Koalicja Donalda Tuska „Uśmiechniętej Polski” i biało czerwonych-serduszek na piersiach, zamiast rozliczać polityków rządu PiS mści się „na zimno”, bo jak napisała prok., Ewa Wrzosek „taka zemsta najlepiej smakuje” i torturuje aresztowanych. Najpierw dwie urzędniczki i ks. Michała Olszewskiego, skuwając kajdankami zespolonymi, przesłuchując po kilkanaście godzin, odmawiając podania wody i wyjścia do toalety oraz budząc ostrym światłem co godzinę.
Teraz od wielu tygodni torturuje dyrektorkę biura premiera Mateusza Morawieckiego Annę W., matkę chorego na autyzm 13-latka, który próbował popełnić samobójstwo.
List otwarty do Rzecznika Praw Obywatelskich w sprawie traktowania Urzędniczki Państwowej pani Anny W. przez Prokuraturę Krajową w Katowicach
Z ogromnym niepokojem dowiadujemy się o kolejnych działaniach Prokuratury zarządzanej przez ministra Adama Bodnara. To nie pierwszy raz, kiedy dochodzi do łamania praw i godności ludzkiej, tym razem wobec postawionej w stan oskarżenia pani Anny W – urzędniczki, byłej dyrektor biura premiera Mateusza Morawieckiego.
Pani Anna jest od kilku tygodni przetrzymywana w areszcie. Nie może widywać się z chorym 13 letnim synem, który w wyniku stosowania aresztu jego mamy – próbował targnąć się na swoje życie.
Stosowanie aresztu tymczasowego jest w takich wypadkach niezgodne z obowiązującym prawem.
Jednak nie tylko opisana wyżej sytuacja budzi nasz sprzeciw, ale także samo potraktowanie aresztowanej przez obecne władze wymiaru sprawiedliwości, które określić można jako nieludzkie oraz kompletnie nieuzasadnione. W czwartek 27 marca mec. Krzysztof Wąsowski, obrońca pani Anny, opowiedział w programie Telewizji wPolsce24 – jakiej sytuacji był świadkiem i jakich metod używa prokuratura, aby skłonić panią Annę W. do składania „właściwych” zeznań.
Opisał, że kobieta została przyprowadzona na przesłuchanie w kajdankach na rękach, jak i na nogach. W jego opinii była w ten sposób specjalnie poniżana. – Widziałem to na własne oczy, urzędniczka niemalże jak Hanibal Lecter, tylko brakowało jej jeszcze tej maski na twarzy.
W czasie czynności procesowych nie był obecny prokurator – pojawił się jedynie funkcjonariusz.
Uważamy, że nie ma żadnych racjonalnych przesłanek do tak haniebnego traktowania zatrzymanej kobiety, a według mecenasa jedynym uzasadnieniem jest chęć „działania w taki sposób, jak prokuratura sobie życzy”.
– Jest trzymana i torturowana zdrowiem i wręcz życiem swojego dziecka, żeby zaczęła działać w taki sposób, jak prokuratura sobie życzy. Nie mam na to innego wytłumaczenia – mówił mec. Wąsowski.
Wiemy, że interweniował Pan już w tej sprawie oraz w innych dotyczących aresztowanych pań, byłych urzędniczek z Ministerstwa Sprawiedliwości.
Prawa człowieka, a co jeszcze bardziej dramatyczne – prawa człowieka w stosunku do kobiet są w naszym kraju przerażająco łamane. Nie zgadzamy się z tym, protestujemy wobec takich metod, jak wyżej opisane oraz jednoznacznie oczekujemy dalszych interwencji Rzecznika Praw Obywatelskich.
Jako byli opozycjoniści antykomunistyczni w czasach PRL oraz ludzie dobrej woli wrażliwi na krzywdę społeczną, pragniemy zaakcentować nasz sprzeciw.
PODPISY
Wojciech Polak - Toruń
Grażyna Raszkowska – Toruń/Warszawa
Maria Kalas – Lubicz Dolny
Ewa Józefowicz – Toruń
Ewa Czarnecka – Grudziądz
Katarzyna Polak – Toruń
Osoby, które chcą się podpisać pod listem proszone są o powiadomienie o tym mailowo mnie - Wojciecha Polaka, mail: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
Dlaczego aresztowano Annę W.?
W styczniu Anna W., jej mąż oraz Paweł K., właściciel agencji PR zostali zatrzymani przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Niedawno na wolność wyszedł mąż urzędniczki, Marek W.
Anna W. usłyszała zarzut udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Prokuratura zarzuca jej przyjęcie 3,5 mln zł w zamian za wpłynięcie na wynik zamówienia publicznego – dostawy agregatów prądotwórczych. Chodzi o tzw. aferę RARS. Zarzuty w tej sprawie usłyszeli wcześniej szef RARS Michał K. – szef firmy Red is bad Paweł Sz.
"Jak Hanibal Lecter". Szokujące kulisy zatrzymania Anny W.
Kobieta od dawna nie może widywać się ze swoim 13-letnim synem. Portal wpolityce.pl opisuje, że kobieta została przyprowadzona na przesłuchanie w kajdankach na rękach, jak i na nogach. – Widziałem to na własne oczy, urzędniczka niemalże jak Hanibal Lecter, tylko brakowało jej jeszcze tej maski na twarzy. To się nie mieści w żadnej głowie – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl mec. Krzysztof Wąsowski, obrońca Anny W. Funkcjonariusze mieli stwierdzić, że takie dostali polecenie od swoich przełożonych.
Mecenas w rozmowie z serwisem stwierdził, że nie ma żadnych racjonalnych przesłanek, które tłumaczyłyby takie traktowanie zatrzymanej.
– Jest trzymana i torturowana zdrowiem i wręcz życiem swojego dziecka, żeby zaczęła działać w taki sposób, jak prokuratura sobie życzy. Nie mam na to innego wytłumaczenia – dodaje. W czwartek odbyły się czynności w Prokuraturze Krajowej w Katowicach z Anną W., na które jednak nie stawił się prokurator.
Mecenas przekazał ponadto, że syn Anny W. próbował popełnić samobójstwo. – Dostałem informację od ojca chorego dziecka 23 i 26 marca. Złożyłem te informacje panu prokuratorowi, którego nie było, gdzie się okazało, że są informacje od babci tego chłopca, że on po prostu próbował się targnąć nożem na swoje życie. Tutaj naprawdę nie ma żartów – mówił.
Mec. Wąsowski: Chłopiec w spektrum autyzmu. Anna W. kluczowa w procesie leczenia
Kilka dni temu mec. Wąsowski stwierdził w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl, że w aktach sprawy nie ma żadnych twardych dowodów na wzięcie łapówki przez Annę W. W jego opinii wiarygodność Pawła S. jest "właściwie bliska zeru".
– Mamy do czynienia z sytuacją, w której cierpi niewinne dziecko tej kobiety, chłopiec w spektrum autyzmu, z zespołem Aspergera. Anna W. jest kluczowym elementem jego terapii, prowadzonej od dwóch lat, mającej na celu umożliwienie mu normalnego funkcjonowania. Tymczasem w ciągu sześciu tygodni od jej aresztowania jego stan się pogorszył, co może mieć nieodwracalne skutki. To sytuacja, o której mówi art. 259 Kodeksu postępowania karnego – jeśli tymczasowe aresztowanie mogłoby wyrządzić poważną szkodę osobie najbliższej, nie powinno być stosowane. Prokuratura argumentowała, że chłopcu nic nie grozi, bo ma dach nad głową, jedzenie i dostęp do szkoły specjalnej. To absurd – tłumaczył.
W liście ujawnionym przez Telewizję wPolsce24, 13-letni syn Anny W. opisał swoje doświadczenia z dnia zatrzymania rodziców:
"Obudziłem się od razu po wejściu służb do domu. (...) Gdy weszli do mojego pokoju, mało co nie zemdlałem ze stresu. (...) Gdy ujrzałem przez okno, że Ty i Tata idziecie z bagażami do dwóch oddzielnych aut, wtedy poczułem jakieś wstrząśnięcie (...) i się poryczałem."
Chłopiec, będący w spektrum autyzmu, podkreślił, że matka jest kluczowym elementem jego terapii, a jej nieobecność stanowi dla niego ogromne wyzwanie.
Obrońcy Anny W. argumentowali, że jej tymczasowy areszt negatywnie wpływa na stan emocjonalny i zdrowotny jej syna, dla którego jest głównym opiekunem i uczestnikiem terapii. Mimo to, Sąd Okręgowy w Katowicach zdecydował o utrzymaniu aresztu, nie uwzględniając zażalenia obrony.
Komentarz Roberta Mazurka (Kanał Zero): Wasza ekipa nie potrafi rozliczać, umie tylko torturować.
Trwa rozliczanie rzędów Prawa i Sprawiedliwości przez obecną władzę. Pytanie, czy to rozliczanie nie przypomina bardziej politycznej zemsty? Robert Mazurek w swoim najnowszym komentarzu ocenia działania rządu Donalda Tuska i prokuratury Adama Bodnara. Jak na razie udało się skuć w kajdanki księdza i trzy urzędniczki. Czy tak to miało wyglądać? - pyta Mazurek.
Mazurek przypomniał, jak Adam Bodnar, jako Rzecznik Praw Obywatelskich protestował przeciwko aresztom wydobywczym i kajdankom zespolonym użytym wobec zwyrodnialca, który zgwałcił i zamordował 10-letnie dziecko. Teraz jego podwładni stosują areszty wydobywcze i kajdanki zespolone wobec urzędniczek pracujących z politykami PiS.
Robert Mazurek pyta premiera Donalda Tuska: „O co tu chodzi? Że polityczna zemsta jest ważniejsza od życia dziecka? Czy pan czeka na samobójstwo chorego na autyzm 13-latka i przyjdzie na jego pogrzeb, jak na pogrzeb 15-letniego Mikołaja, syna posłanki PO Magdaleny Filiks?"
- Wasza ekipa nie potrafi rozliczać, umie tylko torturować. Zakaz widzeń z chorym synem nie jest karą, jest torturą – ocenia Robert Mazurek.
Skomentuj
Komentuj jako gość