Poseł Iwona Arent ponownie skomentowała artykuł Onet.pl pt. "Niebywała kariera oszusta. Dzięki romansowi z posłanką PiS "Casanova" zarobił setki tysięcy". Na swoim X napisała:
„Niemiecki der Onet i media reżimowej władzy próbują mnie zaszczuć sprawą sprzed lat stosując półprawdy i manipulując faktami. Przypadek? Nie sądzę. To zemsta za demaskowanie nieudolności rządu. Polecam wysłuchać mój wywiad w TV Republika".
Niemiecki der Onet i media reżimowej władzy próbują mnie zaszczuć sprawą sprzed lat stosując półprawdy i manipulując faktami. Przypadek? Nie sądzę. To zemsta za demaskowanie nieudolności rządu. Polecam wysłuchać mój wywiad w @RepublikaTV 👉🏻 https://t.co/GSPbw9ylUr pic.twitter.com/quIn8pC6Au
— Iwona Arent (@IwonaArent) February 27, 2025
W tym polecanym przez poseł materiale sprzed roku, wywiad z posłanką przeprowadził dziennikarz śledczy Piotr Nisztor TV Republika.
Materiał zaczyna się od relacji na temat aktu oskarżenia wobec Macieja B., męża posłanki Polski2050 Izabeli Bodnar, która walczyła o prezydenturę Wrocławia) oraz 9 osobom z lutego 2024 roku. Akt oskarżenia objął dwóch wspólnikow Macieja B. z firmy odpadowej, jak również Tomasz J. z zawodu elektromonter z Aleksandrowa Kujawskiego zaczął się podawać za prawnika i dotarł na szczyty polityki i biznesu, nawiązując kontakty z politykami PiS oraz innych ugruypowań menadżerami spółek SP jak również wysokimi urzędnikami
Nisztor zacytował fragment aktu oskarżenia prokuratora z Katowic Marcina Rodzaja.
„(..) Tomasz J. podobnie jak fikcyjna postać Nikodema Dyzmy jest osobą znikąd i człowiekiem, o którym nic nie wiadomo, ale który zrobił karierę w świecie polityki i biznesu. Wydawać by się mogło, że akcja powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza pt. Kariera Nikodema Dyzmy toczącej się na przełomie lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku nie powinna już być zbyt interesująca dla pracowicie pnących się po szczeblach kariery.
Niniejsza sprawa temu przeczy. Lektura akt stanowi bowiem kompendium wiedzy dotyczącej skrzywionego systemu władzy i możliwości osiągnięcia sukcesów przez osoby niekompetentne, a nawet w pewien sposób bezwzględne, ale zdolne do szybkiego wyczucia mechanizmów wynoszących na szczyty władzy zarówno w gospodarce, jak i w polityce.
Tomasz J. niczym bohater przywołanej satyry potrafił robić wrażenie niebywałą wręcz zdolnością do podejmowania działań, które tak naprawdę powstawały na podstawie cudzych pomysłów oraz informacji zasłyszanych od profesjonalistów".
W 2020 roku Tomasz J. podjął współpracę z grupą Ekon, której właścicielem był Maciej B. Spółka miała problem z powodu kontroli KAS rozliczeń podatkowych spółek z grupy Ekon. Tomasz J. obiecał, że „załatwi temat” poprzez swoje wpływy w PiS.
Następnie NIsztor przedstawia fragment rozmowy Tomasza J. z posłanką PiS Iwoną Arent, nagraną przez ABW:
„- Spytaj Mirki, jak będziesz z nią rozmawiała, czy ona zna tego naczelnika Urzędu Skarbowego we Wrocławiu (…) a może Mirka będzie wiedziała, kto to jest, czy to jest od nas ktoś? - mówi Tomasz J.
- No to co: zapytać się, czy go zna, czy nie, tak? - dopytuje Arent.
- No tak. Czy to jest nasz człowiek, znaczy z naszych tych klimatów - odpowiada Tomasz J.
- Dobra, dobra! Zadzwonię - zapewnia posłanka.
Jak czytamy w akcie oskarżenia, Mirka, z którą miała według prośby Tomasza J. skontaktować się Arent, to posłanka PiS z Wrocławia – Mirosława Stachowiak-Różecka. Zebrane w sprawie dowody wskazują, że minutę po tej rozmowie Arent zadzwoniła do Stachowiak-Różeckiej.
"Jednocześnie uzyskane informacje wskazują, że kanwą powyższego zapytania o Naczelnika Urzędu Skarbowego w stosunku do posłanki PiS Stachowiak-Różeckiej była możliwość uprzednio wyartykułowanej przez Tomasza J. propozycji dotyczącej możliwości zrobienia przez jej męża spotu reklamowego dla firmy EGGER” – czytamy w akcie oskarżenia.
Tomasz J. nic nie wskórał. Kontakty z PiS zawiodły. Poszedł na całość i obiecał Maciejowi B., że załatwi sprawę z ministrem finansów Tadeuszem Kościńskim za łapówkę 180 tys zł. Ten przystał, ale wytargował 130 tys. zł. Tomasz J. w Warszawie odegrał scenkę, odgrywając rozmowę telefoniczna niby z ministrem, oferując mu sprzedaż mieszkania. W rozmowie padła powierzchnia 180 metrów, co niby miało oznaczać kwotę 180 tys. zł. Po wysłuchaniu tej rozmowy Maciej B. wręczył Tomaszowi J. 80 tys. zł i obiecał później jeszcze 50 tys. zł.
Piotr Nisztor przeprowadził rozmowę z posłanką Iwoną Arent. Dociekał, jak to było możliwe, że Tomasz J., facet po 6 klasach szkoły podstawowej, do tego stopnia omotał posłankę, że ta załatwiła mu sejmową kartę parkingową
PN: A z nami jest posłanka Iwona Arent. Prawo i Sprawiedliwość, dobry wieczór pani poseł.
IA: Dobry wieczór panie redaktorze, dobry wieczór państwu.
PN: Pani nazwisko pojawia się wielokrotnie w tym akcie oskarżenia, również w całej sprawie Tomasza J. To pani, jak wynika z tego aktu oskarżenia i uzasadnienia, miała wprowadzić w pewnym sensie Tomasza J. na salony, dając mu przepustkę, która pozwalała wjechać samochodem na teren parlamentu. No i tu pojawia się pytanie, jak to było faktycznie z tym Tomaszem J., jak pani go poznała i jak te relacje wyglądały?
Iwona Arent: Ja go poznałam w Sejmie w restauracji sejmowej, ja mam wrażenie, że on znał bardzo dużo już posłów naszych, przynajmniej takie wrażenie sprawiał. Poznał mnie jeden z kolegów posłów. On przychodził do restauracji sejmowej, siedział przy stoliku z różnymi posłami, też i Prawa i Sprawiedliwości. Mówił o tym, że jest w Prawie i Sprawiedliwości i działa w kujawsko- pomorskim. Ja z ciekawości zapytałam się koleżanki, która jest z tamtego okręgu, czy rzeczywiście ten gość tutaj, jest członkiem PiS? On kiedyś zorganizował spotkanie, na które mnie też zaprosił, gdzie był właściciel wielki, bardzo szanowanej kancelarii adwokackiej, osoba bardzo dobrze znana w Polsce, szanowana. Ja miałam wrażenie, że oni się znakomicie znają, a wręcz nawet odnosiłam wrażenie tak jakby pracował w tej kancelarii, a.
PN: Jak pani dzisiaj, z perspektywy czasu ocenia TomaszaJ., elektromontera, podszywającego się pod prawnika o gigantycznych wpływach, kiedy pani się zorientowała, że coś jest nie w porządku?
Iwona Arent: Panie redaktorze, on był elegancko ubrany, bardzo dobre garnitury, naprawdę zadbany człowiek, który mówił, że jest biznesmenem. Poważne biznesy prowadzi i rzeczywiście otaczał się osobami, które które są znane. Kiedy zauważyłam, że coś jest nie tak, to chyba szybko zauważyłam, że coś jest nie tak. Na samym początku to było takie towarzyskie kontakty. Natomiast on w pewnym momencie zaczął prosić o różne sprawy, jakieś takie naprawdę nie nadzwyczajne, ale to już mi się zapaliło lampka. Do tego jeszcze zaczął wspominać o tym, że on współpracuje z CBA, że właściwie to on miałam wrażenie, że on chce mi powiedzieć, że on jest agentem CBA. Odniosłam takie wrażenie, bo on tak się zachowywał. I panie redaktorze i to mnie zaniepokoiło i powiem szczerze, żebyście państwo wiedzieli, no ja chyba byłam pierwszą osobą, która poszła do odpowiednich służb i powiedziałam, że kręci się tutaj taki człowiek i że coś jest z nim nie tak. Ja od tamtej pory zerwałam kontakty.
PN: To jest kwestia tej przepustki, bo w tym akcie oskarżenia prokurator Rodzaj mówi wprost, że to był ten kluczowy moment, który de facto postawił kropkę nad i jego wiarygodności, skoro wjeżdża na teren parlamentu, to musi mieć wpływy. Dlaczego pani mu tę przepustkę wręczyła?
Iwona Arent: To już mówię, to była rozmowa. Wśród wielu kolegów siedzieliśmy i każdy ma przepustkę na swój samochód. Ja nie miałam przepustki na swój samochód, a była rozmowa o tym, że on nie ma gdzie stawiać, a ma samochód za ponad milion złotych. No to ja na to, że na jakiś czas to ja mogę oczywiście dać, żeby ze względu na bezpieczeństwo no i niestety naiwnie swoją przepustkę mu dałam. Natomiast w momencie, kiedy poprosiłam o zwrot, długo prosiłam, o zwrot i próbowałam odzyskać tą przepustkę. On powiedział, że ją zgubił i nie może jej znaleźć. Zwróciłam się do naszej straży marszałkowskiej z zapytaniem, co ja mam w tej sytuacji zrobić? Powiedziano mi, że mu anulują przepustkę i że on już nie wjedzie, natomiast celem odzyskania przepustki, to mogę zgłosić na policję.
PN: Pani poseł, jedno pytanie, słyszała pani ten fragment stenogramu z pani rozmowy telefonicznej z Tomaszem J. Faktycznie, on naciskał panią, żeby skontaktowała go pani z osobami, które mogą znać naczelnika wrocławskiego KAS.
Iwona Arent: Akurat tej rozmowy nie pamiętam dlatego, że ja z ochroną środowiska, urzędami skarbowymi absolutnie nigdy nie miałam nic do czynienia, przynajmniej zawodowo i w związku z tym ja nie pamiętam tej rozmowy, natomiast, tak jak mówiłam, on zaczynał delikatnie, a że może kogoś znasz, może byś się zapytała, tylko on nie naciskał, że mam coś załatwić tak tylko, a że może zapytaj się, może ona zna ją. Prawdopodobnie to w ogóle nawet się nie zapytałam mojej koleżanki Mirosławy Stachowiak-Różeckiej o to, bo bym to zapamiętała, ale być może tak prosił, bo o różne rzeczy prosił.
PN: W takim razie pan poseł puszczę fragmenty przesłuchań 3 świadków w sprawie Tomasza J., którzy opowiedzieli, jak oni odebrali Tomasza J.
Świadek 1: Tomasz J. miał w klapie garnitury biało-czerwoną flagę, miał białą koszulę, ładnie pachniał, to mi się jednak kłóciło z innymi szczegółami z jego wyglądu, dużą ilością żelu do włosów, czy przybrudzonym kołnierzem koszuli. Ja go trochę odebrałem jako osobę ze służb, która być może chce mnie trochę rozpracować.
Świadek 2: Przedstawił mi się jako prawnik, mecenas, prowadzący kancelarię prawniczą w Warszawie. Powiedział od razu podczas tej rozmowy, że jego kancelaria pracuje między innymi dla marszałka Sejmu Kuchcińskiego, który wtedy piastował tę funkcję. Był to mężczyzna w wieku około 45 lat. Wypasiony od stóp do głowy. Nosił dobre garnitury, białe koszule, spinki w mankietach oraz spinkę w klapie marynarki w kształcie godła czy flagi państwa. Miał brylantynę na włosach, ten wizerunek był w mojej ocenie nazbyt przerysowany.
Świadek 3: Moją uwagę zwrócił imponujący samochód Tomasza J. Samochód miał mieć kuloodporne szyby. To miał być służbowy samochód. Zwykli ludzie takiego samochodu nie posiadają. Ja takie samochody kojarzę z Pałacem Prezydenckim. Miał posmak służbowy. Tomasz J. powiedział, że ten samochód jest z tej samej linii samochodów, którymi jeździ prezydent. Tomasz J. mówił, że samochód ma możliwość odbijania fotoradarów. Samochód miał luksusowy, który jest wart ponad milion złotych, gdyż był to pojazd rządowy, który został przez niego odkupiony. Kojarzę, że miał w tym samochodzie stałą przepustkę sejmową.
PN: Pani poseł, jak to jest możliwe, że Tomasz J. przynajmniej przez 2 lata, tak wynika z tych materiałów, ale być może było to dłużej, funkcjonował na szczytach świata polityki i biznesu? Poznał bardzo wiele osób. Jak to jest możliwe?
Iwona Arent: To co powiedzieli o nim ci świadkowie. Ja też tak go odbierałam, on to samo mi o tym samochodzie mówił.
PN: Ale nie weryfikowaliście tych informacji, nie pytaliście?
Iwona Arent: Panie redaktorze, jeżeli pojawia się gość, który robi jakieś spotkanie, czy przyprowadza kogoś poważnego, właściciela poważnej kancelarii adwokackiej, osoby znane jako specjaliści od spraw np. finansowych,jeżeli przychodzi prezes jednej czy drugiej, trzeciej firmy, znane osoby i z poważnych firm, no to przepraszam bardzo, no to co miałam pomyśleć?! Pomyślałam sobie, o wow, to rzeczywiście jakiś poważny biznesmen, ładnie ubrany. Wie pan, ja na co dzień nie mam do czynienia z milionerami, nie wiem jak ci milionerzy wyglądają. Ten kontakt mój z Tomaszem J. trwał pół roku.
PN: Pani zawiadomiła odpowiednie organy. Była przesłuchana w tej sprawie, ostrzegała pani innych inne osoby.
Iwona Arent: Ja wiele nie mogę powiedzieć tutaj, ale nie za bardzo mogłam ostrzegać, dlatego, że po moim zawiadomieniu, że coś z tym panem nie tak, no to odpowiednie służby dalej działały. W związku z tym ja też zobowiązana byłam do tego, żeby no...
PN: To jeszcze pani poseł już ostatni fragment z aktu oskarżenia, który dla mnie osobiście jest najbardziej szokujący ze względu na to, co mówi o Tomaszu J. jego żona, opowiadając o tym, dlaczego udało mu się odnieść taki „sukces”
Zeznanie Izabelli J.: „On pomimo braku wykształcenia, ma niezwykły dar do przyciągania ludzi. Jest w tym niezwykle inteligentny. W mojej ocenie jest to jakiś wrodzony dar, którym uwodzi ludzi, zarówno kobiety w sferze obyczajowej, jak i mężczyzn biznesowych. W pewnym momencie swojego życia, jego ulubionym filmem, który oglądał jak mantrę i uczył się nawet sposobu zachowania występujących w nim aktorów, był polski serial Ranczo i postać doradcy wójta Czerepacha. On znalazł w tym filmie sposób na siebie i życie”.
PN: Pani poseł, jak pani to komentuje?
Iwona Arent: Po prostu dzisiaj, panie redaktorze, jak ja sobie przypomnę, no bo to już 3 lata ponad minęło, jak ja sobie dzisiaj przypomnę jego zachowanie, to dzisiaj widzę, że rzeczywiście on miał braki w wykształceniu, zresztą jaką nawet kilka razy się zastanawiałam nad tym, czy on nie kłamie, ponieważ rozmawialiśmy o studiach, on mówił, że skończył studia, więc ja się pytałam go jakie skończył studia, gdzie? On się zmieszał trochę, po czym zmieniał temat, więc wtedy powinna mi się była lampka zapalić.
PN: Ale pani poseł, ale jak to świadczy ten fragment o osobach, które dały się takiej osobie podejść?
Iwona Arent: Panie redaktorze, jesteśmy po prostu naiwni, ale też z drugiej strony, panie redaktorze, gdzie jest ochrona taka kontrwywiadowcza nas posłów, prezesów. Powinno być jednak jakieś działanie służb i przestrzeganie. On ze wszystkimi na cześć był, wszystkim rękę podawał, no to jest fenomen.
PN: No właśnie, być może jest to kanwa przyszłego kasowego serialu sensacyjno-przygodowego, w którym niestety parlamentarzyści chyba dobrze nie wyjdą.
Iwona Arent: Jeszcze pani redaktorze bardzo też ciekawy jest wątek, to co żona powiedziała, że miał dar przyciągania kobiet do siebie. No ja pamiętam, że kiedyś przyszedł na spotkanie z bardzo piękną kobietą. Wszyscy się oglądali za nią. Mieliśmy wrażenie, że to jest jego partnerka, więc tak to wyglądało.
(opracował A.Socha)
Czytaj też na ten temat:
Skomentuj
Komentuj jako gość