Sejm przyjął nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej. " Ten cały cyrk ma na celu tylko i wyłącznie manipulowanie historią. Oni chcą być mocniejsi od Boga, chcą zmieniać niewygodną dla siebie przeszłość. Nie twierdzę, że IPN był instytucją idealną. Ale wiem, że teraz może być już tylko gorzej. I tak w Polsce historia jest fałszowana na każdym kroku" Czytaj komentarz Adama Kowalczyka
Za upolitycznieniem IPN zgodnie głosowały PO, PSL i Lewica. W miejsce dzisiejszego 11-osobowego Kolegium IPN powołana będzie 9-osobowa Rada, a prezesa IPN powoływać i odwoływać ma Sejm zwykłą większością głosów. Wcześniej Sejm odrzucił poprawki PiS do projektu zgłoszone w drugim czytaniu. Posłowie przyjęli jedynie trzy poprawki PO. Najważniejsza stanowi, że dzisiejsze Kolegium IPN, które według nowych przepisów zastąpiłaby Rada IPN, nie będzie mogło ogłosić w 2010 r. konkursu na nowego prezesa IPN (kadencja Janusza Kurtyki wygasa w końcu br.).
Ponadto prezesa IPN powoływać i odwoływać ma Sejm zwykłą większością głosów; dziś jest to większość 3/5. IPN ma dawać obywatelowi oryginały akt służb specjalnych PRL na jego temat (chyba, że byłyby w złym stanie - wtedy byłyby to kopie) i bez anonimizacji jakichkolwiek danych osobowych. Nowelizacja zachowuje generalną zasadę, że każdy obywatel ma dostęp tylko do swojej teczki (co jest prawem od 1999 r.). Od 2007 r. jawne i dostępne dla każdego są teczki osób pełniących najważniejsze funkcje w państwie. Teraz nowelizacja trafi do Senatu.
"Do tej pory prezes miał mocną pozycję. Zwykła większość wybierze tego, który będzie wygodny i uległy, a jeśli nie to go po prostu zmieni. Aktualnie prezes ma ogromy wpływ na działalność IPN, to on decyduje o tematach badań. Obecny prezes zajmuje się krytycznym badaniem historii, a nie tworzeniem legend" - powiedział portalowi Fronda historyk Bogdan Musiał. "Obawiam się, że na znaczeniu zyskają tacy historycy jak np. Andrzej Friszke, o mentalności historyka partyjnego. Taki historyk będzie pisał to, czego życzą sobie władze. We władzach znajdą się historycy, którzy nie zostali rozliczeni ze swojej twórczości z czasów komunistycznych. Minęło 20 lat a ich ciągle nikt nie ruszył. Andrzej Garlicki do dzisiaj utrzymuje swoje tezy z lat 70-tych"- dodaje historyk.
onet.pl/niezalezna.pl/fronda.pl
Czytaj komentarz Adama Kowalczyka.
Od Boga ważniejsi
Poślarnia znowelizowała ustawę o IPN. To już chyba ostatnie miejsce, w którym tliły się resztki niezależności. I to bolało. Bolało w wyniku badań prowadzonych przez IPN pojawiał się niewłaściwa wizja historii Polski. Szczególnym rodzajem bezczelności wykazał tu się wiceprzewodniczący klubu Platformy Obywatelskiej Grzegorz Dolniak. Powiedział on po głosowaniu, że „zmiany w tej ustawie dają szanse na odpolitycznienie Instytutu. - Postaraliśmy się, żeby ten projekt napisali eksperci. To nie był projekt pisany przez partię polityczną czy klub parlamentarny. Uważam, że te zmiany odzierają z próby upolitycznienia tego instytutu i dają szanse, żeby wybór jego władz dotyczył rzeczywiście osób, które charakteryzują się poważnym urobkiem naukowym i cieszą się autorytetem przede wszystkim środowisk naukowych. […] Zmianę dotyczącą wyboru prezesa IPN Dolniak nazwał "odinstytucjonalizowaniem Instytutu". - Wychodzimy z założenia, że skoro premiera wybieramy w tym trybie, to nie ma powodu, by prezesa IPN traktować inaczej – dodał.” (cytaty za TVN24.pl).
Dostaliśmy w ten sposób nową, partyjną, prawdziwie marksistowską wykładnię odpolitycznienia. Nic dziwnego, że za zmianami zgodnie głosowali nie tylko posłowie PO lecz również Lewicy i PSL. Zastanawiam się z kogo poseł Dolniak (i reszta tych macherów) robi idiotów. Z jego bełkotu wynika, że skoro prezes IPN tak wybrany będzie apolityczny tzn., że podobnie wybierany premier też będzie apolityczny? Apolityczny premier, prezes IPN i rząd?
Ten cały cyrk ma na celu tylko i wyłącznie manipulowanie historią. Oni chcą być mocniejsi od Boga, chcą zmieniać niewygodną dla siebie przeszłość. Nie twierdzę, że IPN był instytucją idealną. Ale wiem, że teraz może być już tylko gorzej. I tak w Polsce historia jest fałszowana na każdym kroku. Nie jest przypadkiem, że najlepsze książki napisano o Średniowieczu. O historii współczesnej w Polsce pisać prawdy nie wolno. Przeciwko niej protestują politycy, tzw. prawdziwi patrioci i ogłupieni propagandą zwykli ludzie. W Polsce nie ma wolności badań naukowych. Wystarczy popatrzeć na losy ludzi piszących o Lechu Wałęsie. Paweł Zyzak wylądował jako magazynier w hipermarkecie, tzw. środowisko domagało się pozbawienia tytułu profesorskiego jego promotora prof. Andrzeja Nowaka. A przecież nikt nie wykazał pisania nieprawdy. Wyraźnie pokazano, że kara jest za napisanie prawdy. Nie wnikając w szczegóły można swobodnie przyjąć, że naszą historię od początku XX w. trzeba wrzucić do pieca.
Strach przed karą za napisanie prawdy jest tak duży, że do dzisiaj nie doczekaliśmy się żadnej porządnej monografii na temat Legionów, Piłsudskiego, Józefa Becka, Września 1939 czy Sikorskiego. Tym bardziej nie będzie o Wałęsie. I nic dziwnego. Co tu pisać skoro wszyscy wiemy, że Polacy to sami bohaterowie, że nasze agentki nie sypiały z Niemcami, że nie popełnialiśmy żadnych zbrodni, że Piłsudski nie był niczyim agentem. My – jak to święci – nic nikomu nie robiliśmy tylko modliliśmy się na kolanach w kościele i wtedy wredni wrogowie na nas napadali. Skoro taka była nasza historia to może rzeczywiście ten cały IPN nie jest nam do niczego potrzebny.
Adam Kowalczyk, publicysta, felietonista, bloger portalu Debata.
Fotografia na stronie głównej przedstawiająca ołówek i kłódkę jest autorstwa Aleksandra Wolosa.
Skomentuj
Komentuj jako gość